01.07.2024, 14:14 ✶
W powietrzu unosił się słodkawy, wręcz trupi zapach. Jak gdyby coś wpełzło do ich małego przybytku, skuliło się w kącie i zdechło. Ale nie, to była tylko mieszanka dymu papierosowego, drogich damskich perfum i potu jakiegoś typa, którego właśnie wyciągano za kołnierz.
Home sweet home chciałoby się rzec.
Lorien odchyliła się w krześle, pokładając zdecydowanie zbyt dużo wiary w te dwie tylne, wyjątkowo liche drewniane nogi, na których właśnie beztrosko balansowała. Wydęła lekko usteczka, gdy nieszczęśnika przeciorali po podłodze zaraz obok ich stolika. Ot mężczyzna w średnim wieku, w pomiętej koszuli pozbawionej kilku guzików (te też przegrał?), mamloczącego coś niezrozumiale pod nosem. Wyglądał na wymartletowanego przez los, życie i ochroniarzy. Zwłaszcza przez tych ostatnich, którzy wciąż trzymali różdżki w pogotowiu jakby obicie problematycznego klienta było niewystarczające..
- Oh povero bambino! - Zacmokała z udawanym współczuciem, wcale nie kryjąc się z tym, że wygląda za wleczonym gościem. Z pustym kieliszkiem i dobranymi kartami nie miała zbyt wiele do roboty.
Kiedy jej najnowszy obiekt zainteresowania został już zabrany, czarownica rozejrzała się leniwie po innych stolikach. Mniejsze i większe stosiki kolorowych żetonów, które zapewne były czyimś dziedzictwem, wypłatą, domem czy życiem. Trzeba przyznać, że w tym otoczeniu leżący pośrodku stołu na porcelanowym talerzyku złoty łańcuszek z niewielkiej wielkości zawieszką-wagą, wyglądał po prostu biednie. W przeciwieństwie do samej Lorien, która gdzieś na samym początku wieczoru zgubiła swój przepisowy biznesowy mundurek biurwy dzielnej uczestniczki kursów przygotowawczych oferowanych przez miłościwie panujące Ministerstwo Magii, ale w zamian odzyskała swoją cieniutką , letnią szatę (prawdopodobnie kradzioną od wyimaginowanej młodszej siostry, biorąc pod uwagę długość, a raczej brak owej długości. Czyżby inflacja i niepewne czasy dotknęły dom mody Rosierów i zaczęli skąpić materiału?) i ilość biżuterii godna prawdziwej sroki.
Wreszcie spojrzała wpierw na swoje karty i na swojego towarzysza niedoli rozwalonego w krześle naprzeciw.
- Alex~ - Zaszczebiotała. Wbrew powszechnej opinii (z reguły) męskiej części populacji panna Crouch nie próbowała flirtować. Nie było to uwodzicielskie, nie było nawet żartobliwe. Po prostu mieszanka dziwacznego, nabytego włoskiego akcentu w połączeniu z niemal ptasią melodyjnością głosu dawała takie wrażenie.- Czy ty próbujesz z nich czytać przyszłość czy wyłożyć na stół chociaż trójkę?
Home sweet home chciałoby się rzec.
Lorien odchyliła się w krześle, pokładając zdecydowanie zbyt dużo wiary w te dwie tylne, wyjątkowo liche drewniane nogi, na których właśnie beztrosko balansowała. Wydęła lekko usteczka, gdy nieszczęśnika przeciorali po podłodze zaraz obok ich stolika. Ot mężczyzna w średnim wieku, w pomiętej koszuli pozbawionej kilku guzików (te też przegrał?), mamloczącego coś niezrozumiale pod nosem. Wyglądał na wymartletowanego przez los, życie i ochroniarzy. Zwłaszcza przez tych ostatnich, którzy wciąż trzymali różdżki w pogotowiu jakby obicie problematycznego klienta było niewystarczające..
- Oh povero bambino! - Zacmokała z udawanym współczuciem, wcale nie kryjąc się z tym, że wygląda za wleczonym gościem. Z pustym kieliszkiem i dobranymi kartami nie miała zbyt wiele do roboty.
Kiedy jej najnowszy obiekt zainteresowania został już zabrany, czarownica rozejrzała się leniwie po innych stolikach. Mniejsze i większe stosiki kolorowych żetonów, które zapewne były czyimś dziedzictwem, wypłatą, domem czy życiem. Trzeba przyznać, że w tym otoczeniu leżący pośrodku stołu na porcelanowym talerzyku złoty łańcuszek z niewielkiej wielkości zawieszką-wagą, wyglądał po prostu biednie. W przeciwieństwie do samej Lorien, która gdzieś na samym początku wieczoru zgubiła swój przepisowy biznesowy mundurek biurwy dzielnej uczestniczki kursów przygotowawczych oferowanych przez miłościwie panujące Ministerstwo Magii, ale w zamian odzyskała swoją cieniutką , letnią szatę (prawdopodobnie kradzioną od wyimaginowanej młodszej siostry, biorąc pod uwagę długość, a raczej brak owej długości. Czyżby inflacja i niepewne czasy dotknęły dom mody Rosierów i zaczęli skąpić materiału?) i ilość biżuterii godna prawdziwej sroki.
Wreszcie spojrzała wpierw na swoje karty i na swojego towarzysza niedoli rozwalonego w krześle naprzeciw.
- Alex~ - Zaszczebiotała. Wbrew powszechnej opinii (z reguły) męskiej części populacji panna Crouch nie próbowała flirtować. Nie było to uwodzicielskie, nie było nawet żartobliwe. Po prostu mieszanka dziwacznego, nabytego włoskiego akcentu w połączeniu z niemal ptasią melodyjnością głosu dawała takie wrażenie.- Czy ty próbujesz z nich czytać przyszłość czy wyłożyć na stół chociaż trójkę?