• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 10 Dalej »
[25.08 Basilius & Millie] Plaża w Devon – Omamieni

[25.08 Basilius & Millie] Plaża w Devon – Omamieni
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#11
30.07.2024, 03:46  ✶  
Gdzieś pomiędzy jedną falą zalewającego go strachu, a drugą, tliła się złość na samego siebie. Nienawidził, po prostu nienawidził, gdy robiło mu to własne ciało. Gdy nagle opadał z sił, bo okazywało się, że wcale nie miał ich tak dużo jak sądził, lub gdy energia, z którą miał się obudzić, nigdy nie raczyła się pojawić. To jednak jeszcze było nic, z tym był w stanie się jakoś pogodzić. Przwykł. Ale gdy to umysł był wyjątkowo winowajcą, a nie serce? Umysł, który miał akurat działać sprawnie i nigdy go nie zdradzić, wbijał mu nóż w plecy, zmuszając to głupie ciało do panicznej reakcji? Na to był już kurwa wściekły. A jednak, przez te mgłę wściekłości, niczym latarnia podczas sztormu, przebijała się sama Millie i uczucie komfortu, które właśnie ze sobą niosła. Uśmiechnął się słabo na jej słowa. Czy pamiętał gdzie była jeszcze miesiąc temu? Nie dało się tego zapomnieć. Nagle, nakręcany już jedną paniką mózg, bo przecież jedna panika to było za mało najlepiej było od razu odblokować wszystkie lęki świata, uświadomił mu, jak blisko było tego, by Millie tu teraz z nim nie było. By nie mogła podziwiać tego zajebistego morza, którym może i on gardził, ale na pewno zasługiwało, by Millie na nie patrzyła z tych głupich klifów. Na tę myśl, objął ją mocniej. Żyła. Była tu. Basilius w dorosłym życiu nie był szczególnie religijny, ale kiedy dowiedział się co przytrafiło się Millie podczas Beltane to może... Może zdarzyło mu się kilka razy modlić.
Trochę kusiło go, by spytać się o czym ona teraz do cholery mówiła, ale wolał po prostu dać się porwać jej głosowi, byle nie myśleć o otaczającej ich wodzie. Ile jeszcze to miało trwać? Miał dosyć. Tak bardzo miał już dosyć, ale całą siłą woli zacisnął jeszcze mocniej oczy i próbował jej słuchać, wyobrażając sobie, że to wszystko się właśnie nie działo. Że nie byli pod nieistniejacą, chociaż bardzo realną, wodą, a zamiast tego po prostu na plaży, na której ona opowiadała mu historię o syrence. Czemu Millie miałaby go tak obejmować, gdyby byli po prostu na plaży? Nie miało to znaczenia.
Mogła zauważyć, że jego ramiona drżą, nie z przerażenia, a rozbawienia nawet jeśli wciąż trochę histerycznego.
Też nie chciałbyś się bzykać ze śmierdzącą rybą, nawet jak ma niezłe cycki?
Nie powinno go to tak rozbawić.
– Nie wiem – wyszeptał, a głos mu się dalej łamał, tym razem od dwóch skrajnych emocji. Chciał powiedzieć, że pewnie byłby jakimś krabem, którego w pierwszych chwilach historii porwałaby mewa, ale zmienił zdanie. – Mógłbym być księciem. Już i tak miałem doczynienia z... Z randkami z desperatką. – Przez chwilę rozważał otworzenie oczu, ale powstrzymał się. – A ty?
Było dobrze. Byli bezpieczni. Nic im nie groziło. On nie utonie, a ona była tutaj z nim. Żadnego z nich nie pochłonie woda. Za chwilę to wszystko minie, musiało minąć i może nie będą się z tego śmiać, ale przynajmniej będą mieli spokój. Jeszcze tylko chwilą. To na pewno minie. Będzie dobrze. Już było dobrze.
– Millie – spytał cicho. – Jak się kończy ta historia?
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#12
31.07.2024, 22:58  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 31.07.2024, 23:08 przez Millie Moody.)  
To było proste pytanie. To powinno być proste pytanie. Jak skończyła się ta opowieść? Chujowo. Książę przyszedł, popatrzył na to co miała do zaoferowania syrenka i wyśmiał ją. Nieszczęśliwa próbowała zatrzymać go siłą, sądząc, że przymuszając go do miłości złamie klątwę, ale ściskając go mocno w swoich ramionach sprawiła tyle, że magiczne ściany załamały się zalewając parę wodą, a uścisk pełen uczucia okazał się tym, który zabrał oddech i przyniósł śmierć. A może nie zdołała go pochwycić, gdy załamały się ściany. Może zwyczajnie odpłynął, odszedł ku swoim, ku światu gdzie człowiek jest człowiekiem. Człowiek jest z człowiekiem. A ona pozbawiona głosu nie mogła nawet krzyczeć za nim, prosić błagać, nie mogła nic.

A może... a może gdzieś zza pleców rozemocjonowanej syrenki wyszedł jej brat, który nie oddał głosu wiedźmie, który zawsze we wszystkim był lepszy. Silniejszy. Mądrzejszy. Skuteczniejszy. Może oczarował księcia rozmową, ciętym językiem, a może znali się wcześniej, zrobił to wcześniej, wtedy, gdy syrenka zaaferowana dogadywała się z wiedźmą, by odwrócić swój nieszczęsny los. Może obiecał księciu, że bez szkody dla niego odpłynie z nim na powierzchnię. Może wymyślił jak połączyć obok światy, bez krzyków, płaczu, bez kłótni, bez rozczarowania sobą. Może...

Mildred milczała długo, jej palce przestawały się ruszać, przestały nieść ukojenie, a zaczęły wczepiać się w Basiliusa tak, jakby zgodnie ze swoją wolą został księciem, martwym księciem ze swojej opowieści. I ściany wodnego ogrodu pękły, poczuł na skórze słoną wodę, poczuł jak obmywa mu napięty kark, spływa za kołnierz, choć nie były to fale pełne ławic i groźnych prądów, a zwykłe ludzkie łzy. Syrenie łzy. Z każdą chwilą jednak płacz wzmagał, szloch splatał się z dmącym na klifach wiatrem, gdy przyciskała go mocno do siebie opłakując siebie, swoją głupotę, wartość istnienia, którego dawno nie ceniła tak nisko. Gdyby próbował cokolwiek powiedzieć, kiwałaby tylko głową, żeby zamilkł, wciskając się w ciało przyjaciela, jak wtedy, ten jeden raz na dachu, gdy niezbyt rozważnie testowali jej bimber. Teraz nie piła nic poza gorzkim kielichem, który przygotował dla niej los. Potrzebowała po prostu się obudzić, tylko obudzić wyjść z tego koszmaru, który nie był wizją ofiarowaną przez morze, a mrzonką, urojeniami, które nigdy nie miały szansy na swoje szczęśliwe zakończenie, dla żadnego z zainteresowanych. Tak przynajmniej oni mieli szansę. Przynajmniej oni.

Smutek wypełniał ją i ona była smutkiem, w zapomnieniu tego, że Basilius jest obok, że się boi, w samolubności depresji ciągnącej ją na dno, pośród dna z wizji. Wraz z chwilą, gdy nie było już sił dalej płakać poruszyła się trochę, a jej pięta natrafiła na próżnię, co otrzeźwiło ją na tyle, by szarpnęła Basiliusem w przeciwną stronę.
– Pieprzony klif... był blisko – wyrzuciła z siebie, zamiast słowa wyjaśnienia, wciąż trzymając się go kurczowo. – To chyba nie przejdzie samo z siebie Bazyliszku... – jęknęła, odwracając głowę ku falującym wodorostom. – w ogóle ee... – nagle, gdy wypłakała swoje życie z głowy, zazgrzytało w niej jakimkolwiek innym pomysłem niż spędzenie tutaj nocy i użalanie się nad sobą. – To może rozproszenie? To działa na iluzję prawda?

Przechodzimy do ciągu dalszego opowieści. Z racji podjętych działań opartych na doświadczeniach Millie ze zwidami, dostaliśmy pozwolenie na pominięcie rzutu na af i skorzystanie z pierwszego wariantu

!omamieniaf
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#13
31.07.2024, 22:58  ✶  
Zdołaliście cudem uniknąć upadku. Wciąż jednak otocza was ten przedziwny, morski ogród i dopiero dotyk ujawnia, czy rośliny i ziemia są prawdziwe, czy też nie. Pieśń wciąż rozbrzmiewa w waszych uszach - i po pewnym czasie jesteście w stanie określić jej źródło.
Musicie sprawić, że zamilknie, inaczej kto wie, jak to się skończy...
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#14
31.07.2024, 22:58  ✶  
Postanowiliście oddalić się od reszty i odpocząć na klifach. W pewnym momencie...
...waszych uszu dobiegła pieśń.
Dobiegała z morza, spomiędzy fal i oczarowała was melodią, choć nie potrafiliście zrozumieć słów. Dopiero po chwili otrząsnęliście się na tyle, by zrozumieć, że świat wokół was się zmienia. Że nie znajdujecie się już na klifach, a... pod wodą, w przedziwnym, podwodnym ogrodzie.

W dowolnej chwili, aby ruszyć dalej, rzućcie kością !omamieni2
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#15
01.08.2024, 14:53  ✶  
Nie otrzymał odpowiedzi wprost, zamiast tego poczuł jak jej palce wczepiają się w niego, a po chwili po jego karku spływa słony deszcz łez. Objął ją jeszcze mocniej. Zaczynał mieć wrażenie, że syrena z jej historii nie skończyła najlepiej. I znowu poczuł się wściekły na tę sytuację. Nie na Millie oczywiście, a na to że nie był w stanie jej teraz pomóc, tak jak powinien. A to tylko dlatego, że jego głupi mózg, najwyraźniej tak samo głupi, jak reszta jego głupiego ciała, nie był w stanie przestać wmawiać mu, że właśnie mierzył się w prawdziwym zagrożeniem, które nawet kurwa nie istniało. A jednak wciąż się trząsł, wciąż oddech nie powrócił do normalnego rytmu, wciąż jego umysł otaczały skały przerażenia, skutecznie rozbijając jakiekolwiek zalążki rozsądnych myśli, które próbował utworzyć.
– Te bajki są tylko po to, by nas dołować Millie – wydusił z siebie w końcu, na oślep wplatając palce w jej włosy. Nie było sensu szukać odniesień do własnego życia w starych historiach, spisanych przez desperatów. Jako dziecko nienawidził tego, że nazwa jego choroby wzięła swoją nazwę od baśni o czarodzieju bez serca, kiedy przecież jego stan sprawiał, że na przekór wszystkiemu, bardziej chciał poznawać świat, a nie się na niego zamykać. – Nie jesteś sama.
Trwali tu oboje, w tym dziwnym stanie, gdy każde z nich nie było w stanie po prostu się podnieść i sensownie zareagować, oboje mierzący się właśnie z własnymi głowami w akompaniamencie śpiewu, otoczeni przez bajeczny ogród, który był ich przekleństwem, a on… Może dobrze, że było mu daleko do bycia jakimkolwiek księciem z bajki, a zwłaszcza tej Millie, bo nie ważne jak sam się teraz trząsł, nie planował jej zostawiać.
Cały zesztywniał, gdy usłyszał powód, czemu pociągnęła go do tyłu. Oddech ponownie mu przyśpieszył. Nie, nie, nie. To miało zaraz zniknąć. Nie chciał… Nie. Po prostu nie. To się miało zaraz skończyć. I jeszcze ten klif… Morze, to prawdziwe morze, było tak blisko, jeden ruch i mógłby do niego spaść. Musieli jednak jakoś przerwać ten koszmar. Rozproszenie. Tak to było to. Rozproszenie. Pokiwał powoli głową i wciąż nie otwierając swoich oczu, chwycił za różdżkę. No dobrze. Raz, dwa, trzy…
Otworzył oczy, a Millie mogła zobaczyć jak blednie jeszcze bardziej. Woda. Wszędzie woda. Za dużo wody. Woda zaraz go pochłonie. Nie. Da radę. To tylko jedno zaklęcie. Zaraz to wszystko zniknie. Zacisnął mocniej palce na różdżce. Ten śpiew. Wszystko zaczęło się od tego cholernego śpiewu. Trzeba go było jakoś wyciszyć. Rzucił zaklęciem. Nic się nie stało.
– Kurwa – zaklął, resztkami siły woli, zmuszając się, by kontynuować, chociaż pod wpływem nerwów, różdżka niemal wyleciała mu z dłoni. To nie był moment na panikę. Trzeba było działać. Jeszcze raz rzucił zaklęcie, próbując zagłuszyć śpiew i rzeczywiście, po chwili otoczyła ich kopuła, wyciszająca jakiekolwiek dźwięki wydobywające się że strony morza, a ogród… Ogród po prostu rozpłynął się przed ich oczami w bardzo mało widowiskowy sposób, jak na barwną iluzję którą był. Ale byli wolni. I bardzo blisko klifu. Basilius szybko pociągnął Millie jeszcze nieco do tyłu, tak by nic się na pewno nikomu nie stało, a potem… Potem. Po prostu położył się na trawie i ukrył twarz w dłoniach, próbując złapać oddech. Zaraz się zajmie Millie. Zaraz się upewni czy nie potrzebowała pomocy. Musiał tylko najpierw… Sam się uspokoić. Na Matkę, jaka ta jego panika była żenująca.
– Wszystko w porządku? – spytał po chwili.
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#16
05.08.2024, 16:38  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.08.2024, 16:39 przez Millie Moody.)  
Wypłakała wszystkie łzy i była pełna tego jałowego spokoju, który przychodził w najczarniejszą noc. Znów nie była w tym smutku sama, to takie dziwne, że w żałobie zwykle towarzyszył jej Bazyliszek, kompan od czarnej kawy, który wyzywał ją od szkieletu obciągniętego skórą. Bazyliszek, który nadal cierpiał.

Śpiew trwał i był piękny, dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że melodia nieprzerwanie unosiła się w powietrzu przez cały czas bycia na klifach. Rozproszenie nie zadziałało ale...

syreni śpiew

Ktoś chciał ich zeżreć? Jego niedoczekanie, chociaż Mildred pomyślała przez ułamek sekundy ze zgrozą, że to była próba wody. Powietrze, ziemia, teraz woda. Woda, która chciała ją pochłonąć, która już otaczała ją podmorskim ogrodem. Hej hej karaluchu, który but w końcu da radę Cię zdeptać?

Wyciągnęła różdżkę sfrustrowana, chwytając Basiliusa mocno za ramię, po czym...

...siedzieli nad brzegiem jeziora, właściwie nieco przerośniętego stawu, a księżyc świecił jasno nad nimi odbijając się od niezmąconej wiatrem tafli. Dookoła szumiał las, z oddali było słychać pohukiwania sowy. Mildred wydawała się zdziwiona, ale przysnęła się do Bazyliszka i objęła go znów ciasno. Wokół panowała cisza i spokój. Lekko trupi spokój.
– Hej, ja już nic nie widzę a Ty? – odgarnęła ciemne loki ze spoconego paniką czoła. – Popatrz na mnie, jesteś bezpieczny. – szeptała zaglądając w ciemne oczy, szukając w nich zrozumienia sytuacji. To, że to nie było TO miejsce do którego chciała przeskoczyć, to już inna rzecz, ale akurat Prewett nie musiał o tym wiedzieć.

– Zaraz będziemy musieli wrócić, bo to coś co tam śpiewa, może zrobić komuś krzywdę, ale mm... pomyślałam, że w jakimś spokojnym miejscu ogarniemy jak jej nie słyszeć. Tej pieśni. Bo to chyba było to. Piosenka mieszająca w głowie – podzieliła się swoim podejrzeniem.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#17
06.08.2024, 04:16  ✶  
W jednej chwili wciąż leżał na ziemi, potem Millie chwyciła go za bark, a potem nagle siedzieli już nad... Oczywiście, że nad innym zbiornikiem wodnym. Na całe szczęście już znacznie mniejszym i spokojniejszym. No i woda była tam gdzie powinna być, a nie dookoła nich samych. Rozejrzał się zaskoczony. Jakieś jezioro, las i ciemność. Zmarszczył brwi. Windermere? Nie miał pojęcia czemu Millie ich zaciągnęła akurat tutaj, ale wyjątkowo postanowił nie krytykować jej wyborów życiowych, a po prostu dać się ponownie objąć. Był to całkiem porządny i pokrzepiajacy uścisk, jak na to, że przytulał go obciągnięty skórą szkielet.
– Nie, nic takiego nie widzę. Jest dobrze – powiedział łapiąc spojrzenie jej miodowych oczu i uśmiechając się słabo na potwierdzenie swoich słów, nie dając swojej głowie czasu na to, by zastanowiła się, czy aby na pewno wszystko było dobrze. Bo chyba jednak nie było. Nie widział już tej przeklętej iluzji, to był duży plus, oddech też mu się uspokoił, a wywołane przerażeniem drżenie chłodniejszych, niż zwykle dłoni, wreszcie ustało. Pozostało jedynie to dziwne uczucie pomieszanej z ulgą pustki, jak i rozczarowanie samym sobą za to, że tak nie potrafił nad sobą zapanować, a ona musiała na to patrzeć. – Dziękuję.
Uścisnąć mocno Millie, a potem, trochę wbrew samemu sobie, odsunął się nieco od niej, przyciągając do siebie kolana rękami, wciąż jednak pozostając blisko przyjaciółki.
– Jeśli zaraz nie wrócimy to pewnie też Brenna uzna, że coś nas zabiło – mruknął, bo w końcu ktoś mógł widzieć, jak szli w stronę klifów, a gdyby ich znajomi zaczęli ich teraz szukać mógliby jeszcze uznać, że spadli z do morza. O ile nie zostaliby też kolejnymi ofiarami tego cholernego śpiewu. – Trzeba będzie wyczarować jakieś zatyczki do uszu – mruknął, wpatrując się w jezioro, a jego ręka powędrowała do wciąż zawieszonej na jego szyi białej muszli w różowe cętki. Zaczynał się czuć naprawdę zmęczony, ale nie miał pojęcia, czy to czar ozdoby powoli się kończył, czy to po prostu efekt tego co się przed chwilą wydarzyło, poprzedzony całym wieczorem zabawy wreszcie go dopadł, a bez muszli byłoby tylko gorzej. Zerknął na Millie. Na jego usta cisnęły mi się słowa takie jak Przepraszam za tę scenę, lub Proszę nie rozmawiajmy o tym nigdy więcej, ale wolał odciągnął zarówno jej jak i swoje, myśli jak najdalej od tego wydarzenia.
– Jak się czujesz Millie? – spytał więc zamiast, obrzucając ją badawczym spojrzeniem ciemnych oczu. Przecież pamiętał, że płakała. – Zobaczyłaś.... Coś jeszcze?
constant extreme
when sister and brother stand shoulder to shoulder,
who stands a chance against us?
Drobna (157cm, niedowaga), blada i czarnowłosa, o oczach złotych jak miód.

Millie Moody
#18
13.08.2024, 15:23  ✶  
Jego spokój był jej radością. Kogoś udało jej się uratować. Komuś pomóc. Nie miała takiej dławiącej potrzeby pomocy każdemu, pod tym względem odstawała od innych kolegów w Zakonie będąc tam głównie dlatego, że wszyscy tam byli. No i dlatego, że on tam był. Mimowolnie wzdrygnęła się na samo wspomnienie o bracie o jego uśmiechu, gdy podeszła do niego śliczna jasnowłosa wiedźma. Zawsze. Lubił. Blondynki.

Zasępiła się i to nie umknęło uwadze Bazyliszka niech go jasna cholera kurwa mać, mógłby nie być taki troskliwy tylko skupić się na własnym stanie.
– Co ja? Nie, nic więcej niż Ty. a z tą syrenką to... eee...No tak... ta opowieść wiesz, matka mi ją opowiadała. Jak jeszcze żyła. – Nie dlatego płakała, ale to też była prawda i dobry powód do płaczu, nie zamierzała się swojemu koledze od kawy tłumaczyć, że jej była najprawdopodobniej spiknęła się z bratem na punkcie którego miała obsesję. To nie są takie rzeczy, które chciałby się mówić komukolwiek. I nawet jeśli oboje wiedzieli, że Basiliusowi daleko na obecnym etapie było do randoma z kawiarni, to jednak Moody nabrała wody w usta. Metaforycznie.

– Nie ma co gadać, jesteśmy cali, nie zjebaliśmy się, a teraz trzeba wracać i zobaczyć co za pizda próbuje zabić naszych kumpli. – W głos wtłoczyła bojowy nastrój, zadziorny, znany do tego, by pozwolić i jemu i jej udawać, że wcale się przed chwilą nie rozkleili w podziemnym ogrodzie ze snu (mniejsza czy miłego, czy koszmarowego). Millie zastanowiła się przez moment, po czym przedstawiła plan:

– Ok, zakleimy uszy Tobie, mi woda nie robi aż tak. Jeśli mam racje powinieneś widzieć normalny teren, a ja zaczarowany, ale dzięki temu wytropię źródło dźwięku i je ten no... zgasimy. – Dodatkowo Millie przedstawiła mu pospiesznie kilka znaków, które mogli sobie dać "na migi", dotyk w różnych miejscach ręki, ilość pokazanych palców, tak aby mogli się awaryjnie porozumieć w razie komplikacji. Potem uszy Basiliusa zostały szczelnie zaklejone (serio nie pytaj czemu musiałam się tego nauczyć, ale po prostu mam lekki sen, myślałam, że to mi pomoże).

Wbrew pozorom cała ta akacja, tak płakanie, ale teraz poszukiwanie potencjalnej morderczej istoty poprawiła jej na moment humor. Teraz byli na misji. Teraz łatwiej było odgonić defetystyczne myśli.

***

Przeniosła ich znowu i momentalnie, niedługo po przeniesieniu znów zatopiła się w podwodnym świecie. Pożarła ją woda. Wymienili się "uwagami" na temat otoczeni i szczęśliwie okazało się, że Basilius widzi normalnie. Zatem prowadził ślepy kulawego, szli razem w dół zboczy, na piaszczystą plażę. Trzymali się mocno za ręce, zupełnie jakby byli parą, a Mildred zastanawiała się i miała bardzo nadzieję na to, że Brenna jej tej ręki nie urwie. Nie chciała jednak tego wieczoru trzymać w tajemnicy przed przyjaciółką. Była bardzo zmęczona trzymaniem fasady "wszystko jest ok, czuje się świetnie" przed otoczeniem, komuś musiała w tym szaleństwie w końcu zaufać.

– Patrz tam! Widzisz tą pizde? Biała plama na kamieniu? – zacisnęła dłoń mocniej, jej ogród wyglądał teraz inaczej, ale zdawało jej się, że istota jest rzeczywista, bo śpiewanie pod wodą... czy syreny śpiewają pod wodą? Nie miała pojęcia, nigdy jej to za bardzo nie obchodziło.
Czarodziej
*sigh*
Szczupły i dość wysoki (183 cm) mężczyzna o czarnych lokach i brązowych oczach. Często wydaje się być blady i zmęczony, a jego dłonie są niemal zawsze zimne. Na codzień stara się ubierać w miarę elegancko.

Basilius Prewett
#19
16.08.2024, 20:13  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.08.2024, 20:32 przez Basilius Prewett.)  
Wszystko wciąż wydawało się być jakby nieco pod wodą. To znaczy nie w tym dosłownym sensie, bo inaczej na pewno nie siedziałby spokojnie, wpatrując się w srebrzystą taflę, a prawdopodobnie ponownie przykleił się do Millie niczym przestraszony dzieciak, który pierwszy raz w życiu zobaczył ducha, ale miał wrażenie, że jezioro strachu, które go zalało nagle wyschło, tylko że zamiast zapełnić się teraz spokojem, pozostawiło po sobie jedynie brzydki dół pełen pustki.
– Ah. Rozumiem – powiedział, na chwilę ponownie łapiąc z nią kontakt wzrokowy i uśmiechnął się pocieszająco w tym momencie całkowicie kupując jej wymówkę. – Przykro mi.
Powinien ją teraz ponownie objąć, czy będzie to dziwne? Chyba będzie dziwnie. Nie ruszył się ze swojego miejsca, a jedynie ponownie utkwił wzrok w jeziorze. Szkoda, że ani ono, ani morze nie były brzydsze. Zdecydowanie łatwiej byłoby racjonalizować sobie irracjonalny strach, gdyby tego typu zbiorniki wodne nie dodawała krajobrazowi uroku. Zresztą tamten ogród też był piękny. Z tego co udało mu się zobaczyć, zanim panika całkowicie uderzyła mu do głowy.
A potem po prostu podniósł się i skinął głową na znak, że jest gotowy do działania, udając że wszystko co miało miejsce przed chwilą wcale się nie wydarzyło, a w jego głowie wszystko było w porządku.
Ustalili razem znaki za pomocą, których mieli się porozumiewać (O. Coś podobnego wymyśliłem kiedyś z kuzynem, abyśmy mogli zakładać się spodczas rodzinnych spotkań o to co odwali nasza rodzina. Tylko bez trzymania się za ręce), a potem dał sobie zakleić uszy (Millie, wiesz, że właśnie to zakładałem, do momentu, aż powiedziałaś abym cię o to nie pytał, prawda? Ale wiesz co? Nie. Chyba naprawdę nie chcę pytać) i wreszcie teleportowali się z powrotem na plażę.

***

Gdy Basilius zobaczył, że po podwodnym ogrodzie nie ma już ślady, Millie mogła poczuć, jak mięśnie jego ręki wyraźnie się rozluźniają, jakby czarodziej do tej ostatniej chwili spodziewał się jednak najgorszego. Widząc jednak, że wszystko było w porządku, złapał Millie mocniej za dłoń, aby się nie potknęła i powoli zeszli na dół.
– Co!? – spytał nieco zbyt głośno, gdy zobaczył, że Moody coś do niego mówiła, ale nie miał pojęcia co, ale zaraz potem sam dostrzegł siedzącą na kamieniu selkie i zmarszczył brwi, a czarownica mogła poczuć, jak cały napina się z irytacji i postępuje kilka szybkich kroków w stronę winowajczyni tego całego zamieszania, wciąż uprawniając się, że Millie nie wywinie orła na piasku. – Ej ty! Czy ty jesteś normalna!? – wrzasnął, nie miał pojęcia, jak głośno, bo dalej miał zaklejone uszy, ale najwyraźniej wystarczająco głośno, by selkie umilkła, spojrzała na nich nieco zaskoczona, a potem z przepraszajacym spojrzeniem szybko zniknęła w falach.
Głupia piosenkarka od siedmiu boleści. Mogła kogoś kurwa zabić. Przez nią pewnie ośmieszył się przez Millie. Przez nią ktoś musiał widzieć go w takim stanie. A niech spływa.
Gdy upewnił się u Millie, że iluzja ustała, odkleił sobie jedno ucho i posłał jej kolejny blady uśmiech, roświetlający mizernie jego zirytowaną twarz.
– Chyba powinniśmy wracać. Zaraz ktoś będzie się martwił – stwierdził patrząc w miejsce, w którym zniknęła selkie i wtedy zdał sobie sprawę z tego, że dalej trzyma Millie za rękę. Uścisnął dłoń przyjaciółki ostatni raz w geście podziękowania i puścił ją. Wszystko było dobrze. Nic się nie wydarzyło. Prawdę mówiąc to chyba jednak nie chciał jeszcze wracać. Najchętniej usiadłby teraz z nią na piasku i poprosił czy po prostu mogą jeszcze przez chwilę pomilczeć w swoim towarzystwie i... I wbrew swoim poprzednim słowom właśnie to zrobił. – Ale za chwilę.
Potrzebował tej chwili, by naprawdę uspokoić myśli. Nie chciał wracać do innych rozstrzęsiony i przedstawiać im mniej lub bardziej zmyślony przebieg wydarzeń.
Usiedli więc na chwilę na piasku, wpatrując się w milczeniu w uderzające o brzeg fale i wsłuchując się, w teraz już przyjemną melodię morza, a Basilius w pewnym momencie uznał, że dzisiaj to już i tak nie miało znaczenie i oparł głowę o ramię Millie przymykając oczy jedynie na kolejną chwilę.
Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Pan Losu (311), Millie Moody (3151), Basilius Prewett (3374)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa