• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[Sierpień 1972] Bezczelne - ciągle tylko pada w tym Londynie - Severine & Oleander

[Sierpień 1972] Bezczelne - ciągle tylko pada w tym Londynie - Severine & Oleander
Diva
I felt my heart crack -
slowly like a pomegranate,
spilling its seeds.
Burza czarno-srebrnych loków, blade lico, gwiazdozbiory piegów. Oleander jest młodym mężczyzną o 183 centymetrach wzrostu i nienagannej posturze. Jego oczy zmieniają kolor w zależności od nastroju, dnia, pogody, miesiąca - lawiruje pomiędzy odcieniami z pomocą metamorfomagii. Dłonie ma smukłe, palce długie. Nosi biżuterię i kolczyki, ale zazwyczaj tylko wieczorami bądź na występy. Gustuje w perłach, złocie i szafirach. Na pierwszy rzut oka uśmiechnięty, pełny życia i pasji młody człowiek, który nie stroni od tłumów i rozgłosu.

Oleander Crouch
#1
20.07.2024, 18:53  ✶  
Lało.
Bruk spływał lepkim szumem londyńskich gmachów; bezgłośny szelest mgły przysłaniał blask latarni. Zrzeszone krople deszczu uderzały z impetem o parapet odbijając się symfonicznym echem od czterech ścian ciemnego pomieszczenia. Panujący w mieszkaniu nieład był odporny na jakiekolwiek oczyszczające właściwości deszczu - chociaż, czy londyńskie ulewy nie czyniły wszystkiego jeszcze brudniejszym? Pożerająca Wyspy wilgoć czaiła się w każdym calu, wślizgiwała się do zakurzonej izby przez szparę w uniesionym oknie; wpuszczała do środka świeżość miejskiego odoru, omamiała zmysły wizją rześkości przytłumiając reakcje. Londyn monumentalnie przygniatał nieświadome lica do swego obfitującego w ściek oddechu; naciskał zwinnie na kark, wyczekując cierpliwie na idealny moment, aby unieruchomić ofiarę znajomym odgłosem łamanego kręgosłupa. Imperialna stolica sprawiała, że porażka wydawała się wygraną - morderczy wyścig przedstawiała w świetle reflektorów i wypucowanych parkietów sal balowych. Przekraczając próg industrialnego molocha, nie można było dostrzec jak piękna, drewniana posadzka gnije od spodu, że w piwnicy grzyb pożera magazynowane przetwory, a czarny dym z kominów wypacza idealnie białe, wykrochmalone koszule. Wiekowe, ręcznie żłobione meble czezły poddając się procesowi powolnej degradacji, podobnie do szaro-brązowego lica Tamizy dogorywającej w swym meandrycznym korycie. Parapet spływał lepkim brudem osadu budynków, choć woda nie przekraczała granicy pomieszczenia, jedynie dusząca wilgoć przyklejała się do papierków po słodyczach i pustych opakowaniach kryjących w sobie resztki jedzenia na wynos. Oleander ocenił, iż żadne z nich nie mogły być nazbyt stare, bo nic nie odpychało kwaśnym zapachem zgnilizny.

Przerzucił materiał siostrzanej sukienki z fotela, jakby odrzucał na bok truchło obrzydliwego, martwego zwierzęcia z połowicznie wyjedzonymi przez insekty wnętrznościami. Zanim usiadł przeczesał tapicerkę mebla dłonią. Nie znajdując niczego podejrzanego, a i tak stwierdzając, że przeróżne ciecze musiały się znajdywać na każdym calu tego mieszkania, po prostu usiadł. Wyczekiwał w półmroku. Przymknięte oczy pozwolliły wnieść do myśli odrobinę ciepła i blasku marokańskich wakacji. Przeniósł się na chwilę w przyjemniejszą część świata. Ulewa za oknem przerodziła się jedynie w tło, prawie całkowicie znikając z radaru. Umiejętność wyciszenia się Crouch miał opanowaną prawie do perfekcji, gdyby nie ona, absolutnie nigdy nie byłby w stanie skupić się na grze, na klawiszach fortepianu i energii mającej przepływać przez wygrywane nuty. Wyłapywał dźwięki jakoby ofiara wyczekująca na drapieżnika, który miał położyć kres jej krótkiemu i niedostatecznemu życiu. Nie potrafił pozbyć się wyczerpujących mysli. Nie ważne jak dobrze mógłby się bawić, z tyłu głowy zawsze miał ten ciemny zakątek, w którym ukryte były żale, złość, strach, niestrudzone szeptacze powtarzające 'Nigdy nie będziesz niczyim pierwszym wyborem, jedynie zdatnym do zabaw wynaturzeniem, poddaj się swojej roli'.

Wciągnął głośno powietrze, gdy usłyszał przekręcający się w zamku klucz. Serce zabiło mu szybciej, a pewność siebie z jaką dobierał ubrania przed wyjściem z domu zniknęła wraz z wakacyjnym słońcem. Zabrakło mu powietrza; wiedział o czym chce rozmawiać z siostrą, ale jednocześnie bał się jej reakcji. Ignorował jej potrzeby przez większość życia, spychał na drugi plan, pławił się w matczynym dostatku, jej nie zostawiając ani kropli dobroci. Miała się zadowolić ochłapami negatywnych komentarzy ojca. A teraz? przyszedł do niej po radę. Zwierzyć się, błagać o pomoc. Jakież to było żałosne.

Poczuł ciepłe łzy spływające po policzkach - nie rozumiał własnych emocji.

Pozostawiony na ramieniu fotela płaszcz, w którym przyszedł ochładzał jego rozgrzaną od emocji dłoń wilgocią resztki ulewy. Satynowa koszulka na ramiączkach, odsłaniała bladość jego obsypanych piegami ramion. Nacisk ciężkiego, kryształowego wisiora stawał się nie do wytrzymania, wżynał w mięśnie szyi. Zaskakująca prostota jego ubrania mogłaby sugerować, że nie przyłożył myśli do swej kreacji, gdy w gruncie rzeczy było wręcz odwrotnie. Pragnął wzbudzić litość starszej siostry.

Przełknął ślinę.

- Powinnaś nałożyć na to mieszkanie lepsze zabezpieczenia - wydobył z siebie resztkę siły, aby odezwać się i powiadomić właścicielkę lokum o swojej obecności.
miss goodman
rage, maybe rage would lift me up, make me stand, make me walk—
Wysoka (177 centymetrów) i niekształtna; wąska talia, niemalże płaska klatka piersiowa, szerokie ramiona oraz krzywe, bocianowate nogi zaskarbiły jej w szkolnych latach niechlubne przezwisko - oset. Jej miodowe włosy, jeśli nie potargane, upięte są w niedbały kok, zaś spojrzenie błękitnych oczu kryje w sobie zmęczenie. Poza tym nosi się elegancko, choć mało kobieco, lubując się w idealnie skrojonych garniturach.

Severine Crouch
#2
09.09.2024, 14:19  ✶  
Chybotliwa poręcz klatki schodowej drżała niepewnie pod dłonią Severine, a stare deski uginały się pod jej krokami z jękiem, kiedy pośpiesznie zmierzała do swojego mieszkania. Minęła bez słowa schodzącą z piętra wyżej sąsiadkę; być może w innych okolicznościach zamieniłaby z nią kilka zdań, może z udawaną grzecznością zapytałaby nawet, dlaczego wychodzi w taką pogodę, ale nie dziś - dziś bowiem pragnęła tylko zapaść się w miękkości kanapy i wychylić kieliszek skrzętnie ukrytego przed światem laudanum. Przełknęła ślinę na myśl o doskonale znanej jej goryczy rozlewającej się po podniebieniu i ekstatycznej niemocy ogarniającej jej ciało, cal po calu, aż w końcu błękit oczu ginął za kurtyną powiek, a sama odpływała w błogi, pozbawiony marzeń sen.

Woda ociekająca ze złożonego parasola tworzyła na podłodze obok jej butów kałużę, kiedy rozedrgane dłonie szukały w torebce kluczy. Na próżno, jak się okazało; drzwi do mieszkania okazały się być otwarte. Cienka bruzda wykwitła pomiędzy jej brwiami; był to raczej grymas irytacji, aniżeli zmartwienia. Mimo to sięgnęła po różdżkę i ostrożnie nacisnęła klamkę, gotowa zmierzyć się z intruzem, który niewątpliwie czekał na nią w środku. Złodziej? Wszystkie swoje pieniądze trzymała na koncie w banku. Czy ktoś połasił się na te kilka błyskotek, które trzymała w szkatułce na komodzie? Może chodziło o inkrustowany stół, ręcznie tkany turecki dywan, czy zastawę, która miała być częścią jej posagu, ale została jej podarowana, kiedy rodzice całkiem stracili nadzieję na jej zamążpójście? A co jeśli przybył po dokumenty starannie posegregowane w teczkach w jej domowym gabinecie? Poczuła, jak drobne włoski na jej karku stanęły dęba - to rzeczywiście mogło generować pewne kłopoty.

Ukryta w półmroku holu poruszała się naprzód, noga za nogą, jakby chciała maksymalnie odłożyć w czasie spotkanie z owym nieznanym, które nawiedziło jej mieszkanie. Wreszcie jej oczom ukazał się salon i żałośnie efemeryczna postać brata odcinająca się bladością na tle ciemnej kanapy. Odetchnęła z ulgą, chowając różdżkę do kieszeni i cofnęła się, by zostawić parasol, ściskany do tej pory przez nią jak tarcza, w ociekaczu obok szafki na buty.

— Jest zabezpieczone — odpowiedział mu matowy, pozornie pozbawiony emocji głos, lecz gdyby tylko Oleander wsłuchał się w subtelne wibrato wybrzmiewające pomiędzy uderzeniami kropli o szybę, pojąłby, że to tylko gra, nieudolna próba maskowania swoich własnych uczuć. A tych z kolei przelewała się przez nią cała fala; wzburzona, bezkształtna, trudna do nazwania i jeszcze trudniejsza do okiełznania — Ale nie przed tobą.

Być może kiedyś zaklęcie powstrzymałoby Oleandra przed przekroczeniem progu jej mieszkania, zwróciłoby go w połowie drogi lub rozlała się w jego ciele wątpliwą pieszczotą przekleństwa - kary, za to, że ośmielił się naruszyć jej przestrzeń. Kiedyś go nienawidziła - tych jego po dziecięcemu jeszcze pyzatych policzków i loków opadających miękko na skronie, którymi tak zachwycała się ich matka i sunących po klawiaturze pianina palców, którym z dumą przyglądał się ojciec. Nie potrafiła jasno określić momentu, w którym zdała sobie sprawę z tego, że to nie brat jest antagonistą w tej historii, lecz rodzice tak okrutnie zapatrzeni w syna, którego tak bardzo pragnęli. Oboje zostali przez nich skrzywdzeni, choć na różnych sposób. Severine nigdy przy nich nie rozwinęła skrzydeł; Oleander z kolei nie nauczył się jak lądować. A przecież życie nie było jedynie beztroskim lotem nad rodzinnym gniazdem; czasem było tarzaniem się w błocie. Bardzo bała się jego pierwszego upadku; tego, jak trudno go zniesie…

…choć sądząc po obrazie, jaki sobą prezentował, chyba właśnie do niego doszło. Nie potrzebował stroju, aby wzbudzić w niej współczucie, choć to z pewnością wzmacniało cały efekt.

— Wyglądasz, jakbyś potrzebował kieliszka wina — zawyrokowała, zrzucając z ramion cienki płaszcz.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Severine Crouch (587), Oleander Crouch (599)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa