20.07.2024, 09:12 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 01.09.2024, 21:35 przez Baldwin Malfoy.)
29/30.08.1972 | Necronomicon, Nokturn
Nie obudziły go pierwsze promienie słońca wpadające romantycznie przez uchylone zasłonki, poruszane delikatnym sierpniowym wiaterkiem. To nie były to ptaszki wabiące inne ptaszki jakąś godową pioseneczką.
Nie. Baldwina obudziła gruba szczurzyca Rozalinda, która zaczęła łazić po jego twarzy, piszcząc cierpiętniczo. Oczywiście - była pora śniadania, a oni byli daleko od domu. Machnął lekko ręką, aby strącić włochatą kulkę z siebie. Bezskutecznie.
- Na Matkę, złaź…- Wymamrotał, uchylając w końcu jedno oko. Powoli wracały mu wszystkie zmysły. Przede wszystkim szybko odkrył, że leży na czymś cholernie twardym; kolejne było miłe wrażenie chłodu. I cisza. Zacisnął powieki z powrotem, uznając, że to dobry czas na krótki rewind.
Co się wczoraj działo?
Pamiętał pierwsze kolejki ognistej whisky. Potem jakieś dziwne coś cytrynowego - “podjebane z Lammas jakieś rudej jak nie patrzyła”. Po tym czuł się wyjątkowo lekko. Przynajmniej przez pierwsze trzy kieliszki. Potem ktoś wpadł na genialny pomysł wymieszania wszystkiego razem i… się obudził w…
Otworzył szybko oczy, jak zdziera się zaschnięty plaster z rany. Szlag.
Kolejny jęk wyrwał mu się z gardła, gdy uświadomił sobie, że doskonale wie, gdzie go wczoraj (dzisiaj?) zawleczono. Kostnica. Znał tylko jedną taką na całym Nokturnie. Ta świadomość wystarczyła, żeby podniósł się powoli do półsiadu. W tak zwanym międzyczasie zarejestrował, że po jego szacie, różdżce i jakiś drobniakach nie było śladu. Okradziono go? Pewnie tak.
Siedział tak w samych szortach i o dziwo… skarpetkach? Pomacał się lekko po klatce piersiowej i brzuchu jakby sprawdzał czy mu czegoś po drodze nie wycięto. Ale nie czuł jakiegoś wyraźnego braku organów. Ni to wewnętrznych czy zewnętrznych.
Potarł twarz dłonią, kątem oka dostrzegł, że nie jest sam. Przechylił głowę w bok odkrywając jakiegoś nieboszczka. Oczywiście. To przecież kostnica.
- Patrz na tego tutaj, Linda.- Powiedział do szczura, który władował mu się na kolana. Cmoknął parę razy. Rozalinda co prawda nie wyglądała jakby wiedziała na co powinna patrzeć, ale Baldwin już zdążył zejść ze stołu.- Pożyczam.- Oświadczył swojemu sztywnemu sąsiadowi, ściągając z niego duże białe płótno. Owinął się w nie. Capiło trupem, ale pewnie i tak lepiej niż on. Potrzebował kawy. Prysznica. Eliksirów. W dowolnej kolejności. Zarzucił trochę materiału na głowę, resztę przytrzymując jedną ręką. W drugie trzymał zwiniętą w kulkę szczurzycę.
Zrobienie kroku było trudne. A jak uświadomił sobie, że czeka go podróż po schodach - nagle bardzo pozazdrościł gościowi pozostawionemu na stole.
Podróż zajęła więcej czasu, hałasu, przekleństw i przynajmniej dwa popisowe upadki niż się spodziewał. Gdyby ktokolwiek był w zakładzie pewnie Baldwin ukłoniłby się głęboko i stwierdził “panie, wskrzeszenie tylko w pakiecie premium. Bierzecie czy oszczędzamy na mamusi?”
Nie napotkał jeszcze żadnej żywej duszy. Zarechotał z własnego żartu, ale zrobiło mu się niedobrze. Pewnie nawet trochę pozieleniał - ot jedyny akcent kolorystyczny w tej biało-białej marze.
Powinien zawołać Malfoyównę, ale… Jeszcze nie chciał. Jeszcze momencik. Zamiast tego podniósł szczurzycę na wysokość twarzy, oglądając ją z każdej strony. Dałby sobie głowę uciąć, że ktoś wczoraj zarzucił propozycję upędzenia szczurzego bimbru, ale jego Linda wyglądała na całą i zdrową. Zwierzątko rozlało się rozespane pomiędzy jego palcami, wyraźnie zadowolone z atencji, którą otrzymywało.
- Na Matkę, jak ty się spasłaś.- Rzucił tylko oskarżycielsko.