• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 14 Dalej »
[kwiecień 1970, Egipt] Skarby historii

[kwiecień 1970, Egipt] Skarby historii
Róża Pustyni
Wszystkie przyzwoite przepowiednie są do rymu.
Ginevra rzuca się w oczy. To szczupła i dość wysoka kobieta, sięgająca 177 cm. Ma owalną twarz, opaloną skórę i jasnobrązowe oczy; włosy długie do pasa, ciemnobrązowe, proste i grube. Ubiera się raczej schludnie niż byle jak. Jej usta często zdobi psotliwy uśmieszek. Mówi z akcentem, słychać, że nie jest z Anglii.

Guinevere McGonagall
#11
22.08.2024, 22:44  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 22.08.2024, 22:47 przez Guinevere McGonagall.)  

Thomas mógł zauważyć, jak brwi Guinevere podniosły się i zastygła tak w zdziwieniu i niedowierzaniu, kiedy słuchała o kolejnych praktykach Inków dotyczących “chowania” swoich zmarłych. W głowie jej się nie mieściło to cykliczne wyciąganie mumii na różne święta, wystawianie na widok publiczny i nie składowanie ich w sarkofagach, gdzie mogli spocząć po swoim życiu, a stawianie we wnękach, by ich żywot w pewien sposób nadal trwał.

– Szaleństwo – skwitowała w końcu i pokręciła głową, kiedy padło to porównanie do ubrań w szafie. Przy tym musiała się na chwilę zatrzymać i pomyśleć, nad tymi zimowymi ubraniami, bo z oczywistych przyczyn takich nie za bardzo miała… To znaczy nie tak, żeby wyciągnąć je z szafy i nosić w zimowe miesiące. Raczej musiała szafę uzupełniać, jak akurat jechała do Anglii i wypadało to w zimowych miesiącach (co się zdarzało…) ale wtedy najczęściej dokupowała rzeczy na miejscu, a nie tu w Egipcie, bo trochę mijało się to z celem. – A co jak jakąś uszkodzili? Nie wierzę, że to się nie działo – takie ruszanie mumii, przenoszenie ich z miejsca na miejsce, zmienianie ich pozycji i tak dalej musiało się wiązać ze zniszczeniami i dlatego to było takie nieekonomiczne i bezsensowne (w wyobrażeniu Ginny rzecz jasna). – Chyba wolę obecną wersję Yule, chociaż nie można odmówić charakteru i klimatu wyciągania mumii. Bardziej to jednak pasowało na Samhain - a przynajmniej w jej odczuciu.

– Koty uważano za bogów, tak jak faraonów, więc jak się spojrzy na to w ten sposób, to dość naturalne, że i je poddawano temu procesowi – tak jak Thomas lubił dzielić się wiedzą, tak samo było w przypadku Ginny, która potrafiła gadać i gadać i gadać… Już jej zresztą proponowano, żeby przyjechała do Anglii poprowadzić kilka wykładów, ale póki co machała na to ręką. – Ale tak, nadal je tu lubią – może już bez statusu bóstwa, ale tak jak Thomas zauważył – nadal z szacunkiem. W Egipcjanach dużo było przesądów z tym związanych, zakorzenionych głęboko w starych dziejach. – Może gdzieś tutaj też są schowane – nie zdziwiłaby się. Faktycznie było w nich coś… uroczego. Jeśli tak można to było nazwać.

Guinevere może i miała to swoje lekkie, psotliwe usposobienie, może jak się uśmiechała to całą sobą, lubiła podpuszczać do czegoś ludzi, zakładać się o najdziwniejsze rzeczy i tak dalej, ale swoją pracę brała bardzo na poważnie, więc może to i tylko paluszek i lekka rana, ale należało się tym zająć i to wcale nie tak, że się tutaj popisywała czy chciała wykazać, bo cały czas tylko siedziała i ładnie wyglądała, a Figg odwalał całą robotę. A przygotowana była z prostego powodu – to jednak były warunki polowe i rannego nie zawsze dało się od razu zabrać do szpitala, plus Ginny miała też tę trudność, że… bardzo źle znosiła wszelkie teleportacje, więc dotykała się tego tylko w ostateczności, a i tak większość ludzi myślała, że sama teleportować się nie umiała i nawet było to dla niej wygodne.

– Szkoda by było, jakbyś musiał leżeć w łóżku przez tydzień przez głupi palec, co? – zażartowała sobie i zaraz zamknęła puzderko, odkładając je na miejsce. – Pięć minut i nie powinno być śladu po ranie – dodała, żeby nie mieli tutaj wątpliwości.

Na uwagę Thomasa uniosła na niego spojrzenie i zamrugała nieco skonfundowana, po czym po chwili jej spojrzenie na jego oczach zmieniło się z tego złotego i jakże kociego w całkowicie ludzkie, a jej tęczówki przybrały jasnobrązowy odcień z całkowicie normalną źrenicą, po czym uśmiechnęła się niewinnie i te oczy zmrużyła leciutko.

– Taaak? Dziękuję – odparła chytrze i zachichotała pod nosem, całkiem jednak zadowolona, bo komplement przyjęła. – Wybacz, czasami się zapominam. Lepiej mi się patrzy w takim kiepskim oświetleniu w kocich oczach, to już trochę odruch – po czym zamrugała i zaraz znowu jej tęczówki zmieniły się w złote, a źrenice w pionowe jak u kota.

Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#12
23.08.2024, 02:42  ✶  
Uśmiechnął się słysząc reakcję Guinevere, po tym wyczuwał, że nie tylko z grzeczności słuchała jego opowiadań, ale faktycznie ciekawiło ją to o czym mówił - co tylko wprawiało go w jeszcze lepszy nastrój. Kto bowiem nie cieszył się z tego, że jest słuchany z uwagą? Chyba nie było takiej osoby na świecie.
- Wiesz, że nie ma żadnych przekazów co do tego co się działo z uszkodzoną mumią? Możemy jedynie zakładać, że próbowali ją jakoś naprawić, ale raczej uszkodzenia nie były zbyt częste, wówczas były wiedzieli o tym całkiem sporo - odpowiedział zgodnie z prawdą. Jak dotąd nie napotkali na żadne przesłanki co do tego, czy któryś z poprzednich władców doznał uszkodzeń podczas jakichś ze świat, więc albo byli nad wyraz ostrożni, albo posiadali jakieś specjalne zabezpieczenia, które pozwalały im wyciągać mumie władców bez obaw o uszkodzenia. Cóż zapewne nie szybko się tego dowiedzą o ile w ogóle uda im się dojść do tego, jeżeli brakowało jakichkolwiek zapisków w świątyniach to mogliby nigdy nie poznać prawdy i jedynie się domyślać.
- Patrząc z naszego punktu widzenia masz rację, pamiętaj jednak, że w ich czasach panowały nieco inne wierzenia i pojmowanie świata. Wtedy wiedza o świecie nie była tak powszechna, ba, nie wiedzieli nawet o istnieniu Europy przecież -inna sprawą było też, że w tych samych czasach na stepach Azji nadal istniała wiele dziwnych wierzeń, może nie tak jak w państwie Inków, że zmarłym przerywano spoczynek i wyciągano na obchody świąt, ale jednak.
- Wiedziałem, ze je czczono, ale nie, że uważano je za bogów - wyraził swoje zdumienie, ale to tłumaczyło fakt, jaki wyczytał kiedyś o jednej bitwie starożytnego Egiptu, gdzie przeciwnicy przywiązali do swoich tarcz żywe koty i dzięki temu odnieśli sukces. Do tej pory uważał, że była to jedynie wybujała wyobraźnia kronikarza i tego kto odczytywał te hieroglify, ale teraz? Powoli zaczynał wierzyć, że to stało się naprawdę. - Nic dziwnego, koty to wspaniałe stworzenia - a co dopiero, gdy możesz sobie z takim pogadać? Thomas miał to szczęście, że mógł rozmawiać ze swoim kocim towarzyszem. - Jeżeli są tu schowane, to mam nadzieję, że nie będą to lwy berberyjskie w formie strażników - wyraził na głos swoje życzenie, bo co prawda chętnie spotkałby kocią mumię po raz pierwszy, ale zdawał sobie sprawę, że w grobowcu Matki Garnków nie musiały to być niegroźne, kocie mumie.
Podział obowiązków był jasny odkąd tylko dowiedzieli się, że ruszają razem do środka. Thomas był tu odpowiedzialny za brudną robotę, to on zajmował się czyszczeniem pomieszczenia z pułapek i klątw, a panna McGonagall miała jedynie ładnie wyglądać i się nudzić. A przynajmniej w teorii, bo gdyby tylko robił coś głupiego, albo przez swoją nieuwagę doznał uszczerbku to wtedy role się odwracały i to ona miał pracować, a on ślęczeć bezczynnie i nie przeszkadzać jej w pracy - co zresztą też się teraz działo.
Popatrzył jeszcze z zaciekawieniem na swój palec i wzdrygnął się na samo wspomnienie bycia przykuty do łóżka na okres dłuższy niż sen. - To by dopiero był temat do żartów. Wielki klątwo łamacz pokonany przez wystający pręcik - musiał spędzać pełen tydzień na dochodzeniu do siebie - zażartował z samego siebie, ale po tym jak się nim zajęła to wątpił, aby wieczorem cokolwiek dziwnego czuł w tym palcu.
Wpatrywał się w nią przez chwilę, jakby nie był pewien czy faktycznie nie wydawało mu się to przez nikłe światło panujące tu w pomieszczeniu? Bo teraz widział, ze ma normalne ludzkie oczy. Nie rozumiał na początek, co też takiego ona do niego mówi, jakim cudem mówi, ze zmiana oczu na kocie to odruch? Żarty sobie stroi? Aż rozdziawił buzię na kilka sekund, kiedy na powrót zauważył, że oczy Ginny są złote i z typowo kocimi źrenicami. - Niesamowite! - zachwycał się, nie żeby jako człowiek miała brzydkie oczy, ale te kocie oczka, to było coś (w sumie jak i wszystko co związane z kotami) sprawiało, że piekło mu serce. - Jak ty to robisz? - zapytał widzieć, że nie użyła do tego żadnych czarów, a przynajmniej nie z użyciem różdżki. - To jest cudowne! - zachwycił się raz jeszcze nim opamiętał się i wreszcie oderwał wzrok od oczu kobiety. - Wybacz, nie powinienem się tak gapić - dodał lekko zmieszany swoim zachowaniem sprzed chwili. Ale kompletnie zaskoczyła go tą rewelacją, że potrafi sobie tak zmienić oczy.
Róża Pustyni
Wszystkie przyzwoite przepowiednie są do rymu.
Ginevra rzuca się w oczy. To szczupła i dość wysoka kobieta, sięgająca 177 cm. Ma owalną twarz, opaloną skórę i jasnobrązowe oczy; włosy długie do pasa, ciemnobrązowe, proste i grube. Ubiera się raczej schludnie niż byle jak. Jej usta często zdobi psotliwy uśmieszek. Mówi z akcentem, słychać, że nie jest z Anglii.

Guinevere McGonagall
#13
26.08.2024, 19:08  ✶  

– Albo nie było się czym chwalić – tak też mogło być, że woleli pominąć milczeniem tak hańbiącą rzecz, jak uszkodzenie któregoś władcy będącego na wiecznej warcie. – Obecna forma świąt też nie wzięła się z niczego. Nie wiem też czy zauważyłeś, ale nazwy i daty świąt pokrywają się w różnych miejscach, w przeciwieństwie do mugolskich religii – ona była Egipcjanką i obchodziła święta i obrzędy takie, jakie były w Egipcie, z mocną naleciałością starożytnych wierzeń, a jednak te wszystkie nazwy sabatów były znane i jej. To znaczy tych sabatów, które obchodzono w Anglii. Odległość i czas, a także kompletnie inna kultura, nie wpłynęły na to, że zatraciła się jakaś magiczna tożsamość wiary. – Ale nie jestem żadnym religioznawcą, ani nie jestem obeznana jakkolwiek z historią ludów zamieszkujących Ameryki – machnęła ręką, jakby dawała znać, że w tym wypadku nie warto ją słuchać. Mogła mówić na temat tych dwóch światów, które znała i o których się uczyła: Afryka w ogólności, Egipt i bliski wschód w szczególności. No i Anglia.

– Zgadzam się – Guinevere miała prawdziwą słabość do kotów, uważała je za zwierzęta dostojne i doskonałe, podzielała tutaj miłość starożytnych Egipcjan do mruczących zwierzaków. – Kot zawsze pozostanie kotem, nawet lew – zachichotała pod nosem, bo kilka razy widziała wielkiego groźnego tygrysa, którego można było poskromić głaskaniem i tulankami. Wszystkie koty były na to łase w mniejszym czy większym stopniu, a te duże były w gruncie rzeczy nadal koteczkami. Zdolnymi cię rozszarpać, ale koteczkami.

– Potrafię sobie wyobrazić taki scenariusz, w którym koledzy nie dają ci z tego powodu spokoju przez kolejne pół roku i wypominają przy każdej nadarzającej się okazji – ciągnęła nadal ten żarcik, odwołując się do ludzkiej natury, która w dużej mierze sprawiała, że kto się czubił, ten się lubił. A wielu archeologów w ramach rozrywki nie dawała spokoju tym, którym przydarzył się jakiś wyjątkowo głupawy wypadek. Jak na przykład zostanie pokonanym przez paluszek… – Ale ten wypadek pozostanie naszą słodką tajemnicą – bo nic się nie stało, ot skaleczenie, nic nadzwyczajnego w trakcie odkrywek tak po prawdzie. Kto nie zranił się chociaż raz w takich warunkach, niech pierwszy rzuci kamieniem. Ginewra nie nawet by go nie podniosła.

– Siłą woli – odparła mu i uśmiechnęła się niewinnie, może nawet trochę jak taki chochlik, który znalazł sobie zabawę. – A tak naprawdę to jestem animagiem – to może powinno wyjaśnić tę małą zagadkę, ale znając życie to nie do końca. Bo normalni animagowie albo przemieniali się cali w zwierzę, albo wcale, a Guinevere potrafiła zmienić tylko jedną część ciała, albo przejść niepełną transformację (co wyglądało wtedy naprawdę dziwacznie…). Zdawała sobie jednak sprawę z tego, że takie pośrednie formy to coś całkowicie odjechanego i niewidzianego na co dzień, pozwoliła sobie więc na moment pławienia się we własnej zajebistości. – Nie przeszkadza mi to, że się patrzysz – dodała jeszcze, całkowicie niezmieszana, w przeciwieństwie do Thomasa, tym, że przed chwilą bardzo intensywnie się jej przyglądał. – I bardzo, ale to bardzo lubię koty – wiedziała też, że w większości animag wcale nie ma wpływu na to, w jakie zwierzę będzie się zmieniał, jednak to dlatego, że ludzie nie przechodzili odpowiedniego szkolenia. Można było to ograniczenie pokonać, trzeba było tylko wiedzieć jak to zrobić, a miała to szczęście, że chodziła do szkoły, która wypuściła zdecydowanie więcej absolwentów, którzy opanowali animagię, niż każda inna placówka, poza tym pochodziła z rodziny animagów… Byłoby dziwne, gdyby nie pokonali takiej tajemnicy, skoro potrafili zakrzywiać znane prawa transmutacji.

Po czym nadal się uśmiechając, złapała za swoją różdżkę i po krótkiej chwili przed Thomasem nie siedziała już Guinevere, a… kot o złotych oczach. I całkowicie bezwstydnie gapił się na Thomasa.

Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#14
27.08.2024, 02:03  ✶  
Aż zamarł na jej słowa, to było tak oczywiste, a zarazem tak nieprawdopodobne. Podrapał się po głowie, próbując sobie przypomnieć czy wówczas ktoś wysunął taką teorię? Za nic nie mógł sobie przypomnieć.
- Wiesz, to wcale nie jest tak nieprawdopodobne - odezwał się cały czas rozmyślając nad tym, co prawda byłyby inne zapiski i odkrycia świadczące o brakach mumii lub ich wybrakowaniu, to jednak z drugiej strony od upadków państwa Inków nie dbano aż tak bardzo o religie, mugole narzucili dość znacznie jarzmo swojej religii, w imię której "wyzwalali" ziemie obecnego Peru.
- Wbrew pozorom mimo, że nie kontaktowali się ze sobą to wszystkie ważniejsze wydarzenia oscylują wokół księżyca i słońca - zgodził się z nią, ale w sumie nigdy nie poświęcał sabatom zbyt wielu myśli, dla niego to było coś co istniało od zawsze, było nie tyle częścią historii co codziennego życia w Anglii. Traktując je jako element życia nie skupiał się na nich podczas swoich przemysleń.
- Żeby znać religie trzeba by poświęcić dużo więcej czasu niż wykopaliska, sam znam ich kilka lecz raczej pobieżnie, niektóre z nich jednak aż się proszą o głębsze poznanie - uśmiechnął się wiedząc, że na świecie jest wiele rzeczy wartych uwagi, przez co czasami czuł się mocno rozpraszany i nie wiedział gdzie zwrócić się, aby odkrywać nowe rzeczy. Zazwyczaj to właśnie podczas prac nad wykopaliskami poznawał lokalną kulturę i próbował dowiedzieć się jak najwięcej o danym miejscu i jego historii.
- Jak tylko pół roku to byłbym szczęściarzem, zazwyczaj nie odpuszczają aż tak szybko i sprawa potrafi przylgnąć do kogoś aż do zakończenia kariery - a jak ktoś ma wybitnego pecha to może nawet służyć jako przestroga dla innych klątwołamaczy, jak Gustav Krótkonogi - westchnął z udawaną trwogą, że teraz mogłoby go czekać właśnie coś takiego, bycie obiektem żartów i kpiny ze strony innych. Choć po prawdzie to niezbyt by go to przejęło. - Och, czyli mogę liczyć na dochowanie tajemnicy magomedyczki? Bo wiesz, mam taką dziwną wysypkę na... stopach - zaczął mówić z poważnym tonem i jakby faktycznie zaraz miał zdjąć buty i pokazać swoje stopy, ale wybuchnął śmiechem oznajmiając, ze tylko żartował.
- Ale - zmarszczył brwi, może i sam nie był animagiem, jednak czytał o tym książkę. Kiedyś czuł przypływ zainteresowania tym tematem, jednak nigdy nie przekuł tego w czym. - Przecież animagowie zmieniają się cali w zwierzęta albo wcale nie zmieniają - wyraził swoje obiekcje co do tego w jaki sposób zmieniła swoje oczy, a może po prostu on nie wiedział wszystkiego o tych, którzy posiadali umiejętność zmiany w zwierzęta?
Odetchnął z ulgą, nie chciał wyjść na dziwaka, który gapi się jak szpak w gnat, ale skoro jej to nie przeszkadzało. Przez chwilę zupełnie zapomniał, że są w podziemnym grobowcu dawnej egipskiej królowej i powinien zabierać się za rozbrajanie pułapek i zdejmowanie klątw - ale przecież mówiła mu, że musi poczekać zanim zacznie działać dalej.
-Ty te... - chciał upewnić się, że Ginewra również lubi koty, on je wręcz kochał, można by rzec że ubóstwiał. Wychowywał się w otoczeniu kotów, od niemal zawsze miał ze sobą swojego kociego towarzysza, a jego rodzina prowadził azyl w Anglii dla tych czworonożnych zwierząt. Ale nie dane mu było powiedzieć cokolwiek, bo oto panna McGonagall wybrała sobie moment na to, aby potwierdzić swoje słowa i przemienić się w kota. - SŁODKI MERLINIE NA PATYKU - podniósł głos, bo zamiast siedzącej przed nim kobiety, miał teraz cudownego, pięknego kota (nie żeby w ludzkiej formie była brzydka). Całą siłą woli musiał się powstrzymać, żeby nie spróbować jej pogłaskać i próbować podrapać za uszkiem - bo przecież jak to tak widzieć kota i go nie pomiziać. Teraz już nie dbał o pozory i wpatrywał się w nią bez odrywania wzroku choćby na moment. Przyłożył dłonie do policzków w wyrazie zachwytu.
- Jakie piękne futerko, ten nosek i wibryski - skomentował, a raczej wyraził swoje myśli na głos. Ale  czego spodziewać się po kimś kto wręcz ubóstwiał koty to były zwierzęta, które miały specjalne miejsce w jego sercu. Jeżeli wcześniej po prostu wgapiał się w Guinevere, tak teraz wgapiał się już z uwielbieniem.
Róża Pustyni
Wszystkie przyzwoite przepowiednie są do rymu.
Ginevra rzuca się w oczy. To szczupła i dość wysoka kobieta, sięgająca 177 cm. Ma owalną twarz, opaloną skórę i jasnobrązowe oczy; włosy długie do pasa, ciemnobrązowe, proste i grube. Ubiera się raczej schludnie niż byle jak. Jej usta często zdobi psotliwy uśmieszek. Mówi z akcentem, słychać, że nie jest z Anglii.

Guinevere McGonagall
#15
30.08.2024, 08:20  ✶  

Kronikarze nie wszystko zapisywali, tak jak dzisiaj, pomijali się sprawy, które wydawały się być oczywiste. Wystarczyło też, by nie wszystkie zapiski się zachowały, to były przecież tysiące lat, a nie ledwie chwila… i tak było dobrze, że udawało się odkryć tak wiele, dla niektórych było to przecież całe życie spędzone na… poznawaniu życia dawnych ludów. Religii też, która była w zasadzie nieodłączną częścią, wokół której kręciła się codzienność ludzi chyba zawsze. Nawet teraz to sabaty wyznaczały pewien nomen omen cykl.

– Mógłbyś zostać bohaterem powiedzenia “palec Figga”, który byłby synonimem do pięty Achillesa – zmrużyła oczy w rozbawieniu, a potem już otwierała buzię, by powiedzieć, że owszem, tajemnica magimedyczna, ale Thomas zaczął na szybko wymyślać problem z wysypą i już nie wytrzymała. Roześmiała się w głos, a jej śmiech musiał odbić się echem od starożytnych ścian, aż zatkała sobie usta dłonią.

Uśmiechnęła się nieco enigmatycznie.

– Co do zasady masz rację – tak działała animagia, która wcale nie była prostą sztuką. Lecz zamykanie się na ramy zasad nie zawsze było dobrym pomysłem, bo ograniczało się sobie pole widzenia dość mocno. – Magia nie lubi jednak sztywnych ram i czasami to, co dla jednych niemożliwe, dla innych jest po prostu codziennością – nie wiedziała, jak inaczej wytłumaczyć mu, że jej rodzina od strony ojca przeniosła animagię na nieco inny poziom, że potrafili zmienić tylko część swojego ciała, albo że mogli zmienić się w dwa zwierzęta, a nie jedno… Transmutacja od zawsze była dla Guinevere bardzo prosta, a na tle uczniów ze szkoły zawsze się wybijała, tak jakby po prostu leżało to w jej naturze…

Tak jak w naturze kota było przyglądać się drugiej osobie nieruchomo, by zaraz zacząć lizać futerko pod swoją głową, tak jak teraz zrobiła to Ginny, zachowując się bardzo kocio. Po czym wyciągnęła przednie łapki do przodu i przeciągnęła się, by zacząć węszyć, a na końcu kichnąć. Na peany Thomasa zmrużyła złote oczy w zadowoleniu i wydała z siebie ciche miau, jakby w podziękowaniu za pochwalenie futerka, o które przecież tak dbała, i wibrysów, poruszających się z gracją.

Pozwoliła mu się pogapić tak jeszcze przez chwilę, nawet przemaszerowała się kawałek po tej części komnaty, która była już wyczyszczona, pamiętając żeby nie wychodzić za linię, nastawiła uszy, by lepiej słyszeć czy nie dzieje się tutaj nic nadzwyczajnego, i w końcu się odmieniła, trzymając w dłoni różdżkę.

– Pachnie tu jakąś stęchlizną – stwierdziła i aż się złapała pod boki. – To niby stary grobowiec, ale już jakiś czas ma dostęp do powietrza, prawda? No nic… mam nadzieję, że to tylko zaduch, a nie jakaś nieprzyjemna niespodzianka. Pokaż ten palec, już powinno być wszystko dobrze – zaraz porzuciła ten poważny ton i uśmiechnęła się, na nowo skupiając się na Figgu, i podeszła do niego i do swojej skrzynki, by się nad nimi nachylić.

Good Boy
I've got a twisted way of making it all seem fine
Wysoki na metr i dziewięćdziesiąt centymetrów co do milimetra - no więc wysoki, ale za to z drobną budową ciała. Czarne, kręcone włosy i ciemne oczy. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem zdradza, że niezbyt dba o siebie.

Thomas Figg
#16
31.08.2024, 14:40  ✶  
Mówią, że śmiech jest zaraźliwy i owszem, reakcja jaką wywołał u Guinevere sprawiła, że sam aż musiał też zatkać sobie usta dłonią bo zaczął się coraz głośniej śmiać. A biorąc pod uwagę miejsce, w którym się znajdowali to napady śmiechu nie były dobrym pomysłem - tylko jakoś tak trudno się opanować i chwilę mu zajęło nim przestał choćby chichotać.
- "Palec Figga" brzmi jakże doniośle - rzucił jeszcze z przekąsem - To ja jednak wolę być cały i zdrowy niż zostać tak zapamiętany - może i by dodał coś jeszcze ale zaczęła wspominać o transmutacji.
W sumie to jakby się zastanowić nad jej słowami to miała rację. Magia nie lubiła stagnacji, dobrze widział to w swoim fachu, gdzie wiele pieczęci i run było wykorzystywane w przeróżny sposób i konfiguracji. Jednak nigdy nie poddawał się tej myśli, ze przecież wszystkie formy magii mogą podlegać takiemu formowaniu według własnych potrzeb. Patrz jego rodzina, potrafiła nawiązać więzi z kotami poprzez rytuał, dlaczego więc ani magia - stosunkowo niepopularna forma transmutacji miałaby nie mieć użytkowników, którzy by wykazywali większe zdolności w posługiwaniu się przemianami niż inni?
Zapewne by o coś zapytał, podzielił się swoimi przemyśleniami, albo nawet powiedział, że rozumie, że niektórzy po prostu mają pewien dryg do niektórych rzeczy i mogą zrobić więcej niż inni - no ale przemiana Ginny w kot sprawiła, że stracił zainteresowanie czymkolwiek innym.
Przyglądał się cały czas z zachwytem temu jak myje sobie futerko - śledził jej ruchy jak zaczarowany, zupełnie jakby jakiś urok nie pozwalał mu choćby mrugnąć. Prawda była jednak taka, ze tutaj żadna magia nie miała nic do czynienia - to po prostu uwielbienie kotów przez Figga. Nie mógł oderwać wzroku, nie żeby chciał, bo co było lepszego niż podziwianie kota. Dodatkowo klimatu temu nadawał fakt, że znajdowali się przecież w grobowcu Egipskiej królowej, czyli ludu traktującego koty z boską czcią. W sumie to Figg ich rozumiał, to były niezwykłe stworzenia.
- Awww, jaki słodki głosik! - zachwicył się na głos po miauknięciu. doprawdy to co uchroniło Ginny przed próbą pogłaskania przez Thomasa był fakt, że odmieniła się ponownie w człowieka. Czuł, że jeszcze trochę i zapomniałby się i spróbowałby pogłaskać ja w jej kociej formie. Bo przecież jak to, zobaczyć kotka, zachwycać się nad nim i nawet nie spróbować pogłaskać? Siedział uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Nie wiedziałem, że posiadasz tak niesamowite umiejętności! Podziwiam! - powiedział już do ludzkiej panny McGonagall, choć podejrzewał, że rozumiała wszystko pod postacią kota, ale cóż nigdy nie ukrywał swojej miłości do kotów. - Tak umiejętności jak i przybieraną formę - dodał jeszcze, gdy podeszła do niego i wyciągnął ku niej dłoń z wyleczonym palcem. W sumie to całkowicie zapomniał o tym, że się zranił, całkowicie zaaferowany jej przemianą i zachwycaniem się wyparł z pamięci fakt bycia rannym.
Zaraz też zaciągnął się powietrzem chcąc wyczuć coś nienaturalnego w zapachu, wspomniana przez nią stęchlizna. Jednak nie był w stanie wyczuć nic ponad to co czuł tu wcześniej - pytanie czy po prostu nie wyczuła tego zapachu o wiele mocniej z racji tego, że byłą przed chwilą kotem? A jak wiadomo mają one czulsze powonienie niż ludzie.
- Wydaje mi się, że jest tak jak wcześniej, dostęp powietrza jest, ale nie ma pełnego przepływu, dlatego zapach stęchlizny pozostaje. Ale dobrze że mówisz, zwrócę na to uwagę - nie zamierzał ignorować ostrzeżeń, tylko dlatego, że sam czegoś nie wyczuwał. Byłby głupi bo nawet najmniejsza anomalia mogła zwiastować katastrofę - miał nadzieję, że nie aktywowało się nic przypadkiem.
Róża Pustyni
Wszystkie przyzwoite przepowiednie są do rymu.
Ginevra rzuca się w oczy. To szczupła i dość wysoka kobieta, sięgająca 177 cm. Ma owalną twarz, opaloną skórę i jasnobrązowe oczy; włosy długie do pasa, ciemnobrązowe, proste i grube. Ubiera się raczej schludnie niż byle jak. Jej usta często zdobi psotliwy uśmieszek. Mówi z akcentem, słychać, że nie jest z Anglii.

Guinevere McGonagall
#17
01.09.2024, 12:04  ✶  

Doskonale widziała, jak Thomas się w nią wpatruje, gdy była kotem, dlatego nie mogła sobie odmówić tego małego pokazu. A Ginny, nim udało jej się zmienić w kota, bardzo długo te stworzenia obserwowała, studiowała ich ruchy i zachowanie i teraz potrafiła je naśladować niemalże jeden do jednego. Ktoś, kto nie miał świadomości, pewnie nie zwróciłby uwagi na pewne drobne szczegóły, które odróżniłyby ją od prawdziwego kota. Lubiła też na pewien sposób być w centrum uwagi i błyszczeć, ale nie po to, by to innym zabrać światła reflektorów, to nigdy nie było aż tak samolubne w jej wykonaniu. Ale pochlebiała jej ta uwaga i zachwyty Figga, skłamałabym, mówiąc, że jej się to nie podobało, dlatego też pozwoliła sobie, by się nieco powdzięczyć.

– W Uagadou uczy się nas animagii. Nadal nie każdy jest w stanie ją opanować, ale odsetek animagów w Afryce jest większy niż w każdej innej części świata – zagadnęła, kiedy już była w swojej ludzkiej formie i zbliżyła się, by obejrzeć skaleczony palec. Teraz już nie było śladu po rozcięciu, co najwyżej utrzymywała się jeszcze tłusta warstwa maści, którą mu na nią nałożyła i nie zdążyła jeszcze zniknąć. Złapała za szmatkę, wytarła resztą i uśmiechnęła się łagodnie. – Bardzo dziękuję za komplementy – dodała po chwili, żeby Thomas nie myślał sobie, że to pominęła, bo absolutnie tak nie było. – No, i po krzyku. Możesz wracać spokojnie do pracy – zawyrokowała i klęknęła obok, żeby zamknąć swoją skrzynkę z narzędziami i odłożyć ją znowu przy ławie, by nie plątała się pod nogami i nie przeszkadzała.

– W formie kota lepiej czuję zapachy, no jak kot. Normalnie też tego nie czuję, a wcześniej nie sprawdzałam tego kocim nosem – to nie tak, że nagle coś się zmieniło… To znaczy mogło, ale nie sądziła, że tak było. Mogło to też znaczyć wszystko i zarazem tyleż, co nic. Prawdopodobnie nie miało to większego znaczenia, ale wolała po prostu wspomnieć o tym, co wyczuła.

W końcu jednak powróciła na ławę, pozwalając Thomasowi pracować spokojnie i powrócili do poprzedniego trybu, kiedy to on się wysilał, ona bacznie obserwowała i od czasu do czasu rozmawiali, kiedy Thomas nie był zanadto rozproszony.


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Guinevere McGonagall (5593), Thomas Figg (5573)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa