• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 10 Dalej »
25 Czerwca 1972 | There's no hero without a villain | Atreus x Anthony

25 Czerwca 1972 | There's no hero without a villain | Atreus x Anthony
Kapryśny Dziedzic
"Have some fire. Be unstoppable. Be a force of nature. Be better than anyone here and don't give a damn about what anyone thinks."
Anthony jest wysokim i dobrze zbudowanym facetem, schludnym i przeważnie elegancko ubranym, zważywszy na swoją pozycję.. Ma burzę brązowych, niesfornych włosów - delikatnie kręconych i duże oczy. Gdy się uśmiecha, czasem pojawiają mu się dołeczki w polikach i ma ten charakterystyczny, zadziorny wyraz twarzy. Lubi nosić zegarki, na palcu ma sygnet rodowy. Jeśli nie korzysta z teleportacji, spotkać go można na motorze.

Anthony Ian Borgin
#1
18.08.2024, 18:59  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.12.2024, 21:17 przez Anthony Ian Borgin.)  
Droga z Ministerstwa do mieszkania wydawała mu się nieskończenie długa, co było efektem spotkania z Brenną jakiś czas temu. Jej słowa odbijały się echem w jego głowie, a gdy dłużej patrzył w jakiś punkt przed sobą, miał wrażenie, że dostrzega jej odbicie i pełne dezaprobaty spojrzenie. Wciąż wierzył, że postąpił właściwie, nawet jeśli żółć pomieszana z alkoholem będącym główną zawartością jego żołądka, podchodziła mu do gardła. Nie mógł zmienić tego, co czuł i nie mógł też zmienić tego, co ona czuła. Nawet jeśli się starał, nie przynosiło to żadnych efektów. Jak długo więc mógł bawić się w masochistę? Lepiej było odgrywać złoczyńcę, niż łudzić, że cokolwiek zmieni sytuację. Od kiedy dostał pierścień - wysadzany kamykami złoty sygnet z wielką literą B, który miał świadczyć o jego roli, ciężar na jego plecach zdawał się tylko rosnąć. Ilość spraw, wiadomości, zobowiązań i wizja małżeństwa, do której będzie dążył dziadek, były kurewsko przytłaczające. Lepiej jednak, żeby on cierpiał, niż jego rodzeństwo lub Stanley, który i tak już miał mnóstwo innych problemów na głowie. Przesunął dłonią po twarzy, zwilżając wargi i oparł się o kanapę, luzując krawat pod szyją i rozpinając jeden z guzików lekkiej koszuli. Teczka leżała rzucona gdzieś w kącie, a na czarnym stoliku tkwiła kryształowa karafka z bursztynowym napojem i niewielka butelka wódki. Jego prywatne mieszkanie nie było duże, ale spełniało wszystkie jego potrzeby, gdy nie chciał tkwić w rodowej posiadłości i musiał od wszystkiego uciec. Niewiele osób o nim wiedziała, głównie najbliżsi przyjaciele. Pokój dzienny łączył się z niewielką kuchnią i maleńkim korytarzykiem, a może i wnęką - nie był pewien, które można było nazwać przedpokojem lub wiatrołapem. Oprócz tego była łazienka, maleńki balkon oraz sypialnia. Wszystko utrzymane było w ciemnych kolorach i w stylu minimalistycznym, zakrawającym o industrialny, surowy. Można było określić to mianem męskiej jaskini, chociaż poza niedbale rzuconymi butami przy wejściu, marynarką na oparciu krzesła i filiżance po kawie w zlewie, było tu całkiem czysto i nie śmierdziało. Często wietrzył, miał też zapachową świecie, czasem kadzidła. Bawił się materiałem krawatu w dłoni, czekając na jednego ze swoich przyjaciół i to chyba wkurwiało go najbardziej - że musiała sobie wybrać kogoś, z kim on sam był blisko. Jakby w Londynie mało było przyzwoitych i dobrych czarodziejów, ona akurat musiała polubić bożyszcze Ministerstwa, męską wersję femme fatale, Atreusa. Prychnął z niezadowolenia i zazdrości, przenosząc spojrzenie na butelkę i zastanawiając się, czy nie powinien wypić jeszcze odrobiny przed jego przyjściem. Zdążył posłać mu wiadomość o tym, że jest mu potrzebny i muszą porozmawiać, a do tego nie mogło to czekać. Dlaczego? Bo jutro nie byłby w nastroju i nie powiedziałby mu tego wszystkiego, co sobie zaplanował. Drzwi były otwarte, więc nie zamierzał się ruszyć, aby go wpuścić, wszak zawsze powtarzał, aby każdy z jego gości czuł się, jak u siebie. I głównie dlatego kanapa, na której siedział, była rozkładana. W pokoju panował półmrok, jedynym źródłem światła były promienie zachodzącego słońca wkradające się do wnętrza przez okna w mieszkaniu, bo ich jeszcze nie zasłonił. Im dłużej tkwił w milczeniu i samotności, tym bardziej wybór Longbottom wydawał mu się oczywisty, bo przecież Atre nie mógł mieć żadnego powiązania z ciemną stroną konfliktu, którą dziewczyna tak gardziła i która stanowiła dla niej tak duże zagrożenie. Była zbyt dobrym człowiekiem, zbyt zaradnym czarodziejem i przede wszystkim, pochodziła z rodu, którego Czarnoksiężnik i jego poplecznicy nie lubi, co było przysłowiowym gwoździem do trumny i kolejną szpilką, która doprowadzała go do szału. I owszem, wiało tu pewnego rodzaju hipokryzją. Westchnął, czując uderzający w nos zapach kadziła, które zapalił zaraz po przyjściu z Ministerstwa. Z początku zapach tego ustrojstwa, które pomagało na bezsenność go irytował, ale później zdążył się do niego przyzwyczaić. Odpalał je odruchowo, zwykle gdy miewał gorszy dzień. A dziś był najbardziej chujowy dzień w roku.
Gdy jego uszu dotarł hałas, uśmiechnął się pod nosem i ruszył na kanapie tak, aby przysunąć się bliżej stolika.
- Nalać Ci czegoś? - zapytał źródło hałasu, będące w rzeczywistości aurorem, jego przyjacielem, powodem do zazdrości, wrogiem i chłopakiem, którego lubiła dziewczyna, którą sobie wybrał dobre.. ile? Dziesięć lat temu? Parsknął z niedowierzaniem, kręcąc głową. Dobrze, że był delikatnie pijany, życie wtedy było przyjemniejsze.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#2
28.08.2024, 23:04  ✶  
Gdyby Atreus wiedział, jaką to rozmowę miał za sobą Anthony tego dnia, to pewnie by się z radością postanowił wypisać z życia, byle by tylko nie musieć się stawić u niego w mieszkaniu w odpowiedzi na nadesłany list. Bo przecież śmierć była chyba jedyną możliwością, która pozwoliłaby mu na zignorowanie tej nieszczęsnej korespondencji, bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia. Ale Bulstrode nie wiedział - nikt go nie ostrzegł, a może Brenna powinna to zrobić, biorąc pod uwagę jak wielkim wysiłkiem musiała być dla Borgina ta rozmowa. Czasem jednak miał wrażenie, że Longbottom, mimo tych wszystkich lat natrętności i uwagi ze strony młodszego kolegi, w ogóle zdawała się nie pojmować stopnia uczucia, jakim była obdarzana. I czym może zaowocować jej jednoznaczne odrzucenie jego awansów.

- A w sumie, czemu nie. Daj coś dobrego - uśmiechnął się wesoło do Borgina, który trochę wyglądał jakby opił się właśnie szklanki soku cytrynowego, albo coś innego mu w życiu nie wyszło. Atreus szczeknął butelką ognistej, którą przyniósł ze sobą i teraz odstawił na stoliku, a potem sam zajął miejsce siedzące.

Przyjemnie było sobie posiedzieć w mieszkaniu kolegi, które było tylko jego, chociaż tak samo jak sam dostrzegał tego plusy, tak sam nigdy nie zdecydował się na własną nieruchomość. Nie musiał, w pełni zadowalając się mieszkaniem w rodowej kamienicy i ciesząc się z jej licznych udogodnień. Chociaż tak naprawdę chyba wszystko sprowadzało się do tego, że zwyczajnie nie miał wstydu, albo zostało w nim to troszkę zaszczepione. Matka hazardzistka robiła swoje, nawet jeśli kobieta zawsze wydawała się trzymać fason. Florence jednak nie raz, nie dwa, musiała albo wyganiać z ich posiadłości jakieś zostawione same sobie dziewczyny jej młodszego brata, albo znosić wygłupy jego i jego kolegów, na które wszyscy inni przymykali oko.

- Jak tam, ciężki dzień? Planujesz dla nas schlanie się do nieprzytomności i zapomnienie o wszystkich problemach? - zapytał lekko, nawet jeśli aż nazbyt dobrze widział podły humor Antosia i nawet nie musiał przy tym spoglądać na jego aurę. Za dobrze go znał, nie mówiąc już o tym co podpowiadała mu stojąca zbyt blisko na stoliku butelka, którą Borgin musiał zacząć opróżniać już sam. Ciekawe, cóż to takiego mogło popsuć mu humor.
Kapryśny Dziedzic
"Have some fire. Be unstoppable. Be a force of nature. Be better than anyone here and don't give a damn about what anyone thinks."
Anthony jest wysokim i dobrze zbudowanym facetem, schludnym i przeważnie elegancko ubranym, zważywszy na swoją pozycję.. Ma burzę brązowych, niesfornych włosów - delikatnie kręconych i duże oczy. Gdy się uśmiecha, czasem pojawiają mu się dołeczki w polikach i ma ten charakterystyczny, zadziorny wyraz twarzy. Lubi nosić zegarki, na palcu ma sygnet rodowy. Jeśli nie korzysta z teleportacji, spotkać go można na motorze.

Anthony Ian Borgin
#3
01.09.2024, 14:54  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 01.09.2024, 14:54 przez Anthony Ian Borgin.)  
Powtarzał sobie, że to właściwie. Jego słowa i czyny dzisiejszego dnia nie wynikały z desperacji lub braku odwagi, zmęczenia. Nic nie mógł poradzić, że głupie serce wybrało sobie akurat Brenne i że ona wybrała sobie akurat Atreusa. Dużo łatwiej byłoby to znieść, gdyby była to osoba dla niego obca, ba, nawet taka, której mógłby po prostu dać w ryj za sam fakt istnienia. Bulstrode był jednak stałym elementem jego rzeczywistości, kimś z kogo nie chciał i nie umiał zrezygnować, nawet jeśli stała pomiędzy nimi kobieta. Merlinie, czuł się jak bohater tych tanich, okropnych romansów, które niegdyś czytała sprytna Lorraine z siostrą Louvaina. Parsknął pod nosem z rozbawieniem, przesuwając palcami dłoni po oczach. Dobrze, że alkohol był ogólnie dostępny, bo na trzeźwo by tego po prostu nie zniósł. Było to właściwie, było to odpowiedzialne — oczekiwał od niego tego dziadek i Stanley, licząc, że w końcu podejdzie rozsądnie do obowiązków wiążących się z sygnetem. Taka była kolej rzeczy. I musiał to sobie powtarzać jak mantrę. Może powinien nawet zrobić tatuaż?

Przyglądał mu się w milczeniu. Ah ten Atreus. Nonszalancki uśmiech, niesforne ogniki w oczach, subtelnie rozczochrane włosy i wysportowana sylwetka godna aurora — nic dziwnego, że do jego sypialni ustawiały się kolejki. Był też zabawny, a pomimo tego, że trzymał z bandą Borgina starszego, był przyzwoitym i dobrym człowiekiem. Jego rodzina chyba też taka była, chociaż Florence bywała przerażająca. On nie był. Westchnął ze zirytowaniem, bo trudno było mu się do czegoś przyczepić, poza jego uwielbieniem dla płci pięknej. Tylko jak mógłby się akurat o to dopierdolić? Skoro bywali dla siebie skrzydłowymi. Merlinie, co za chujowa sytuacja.
- Czemu los mnie tak pokarał? - zapytał pod nosem, kręcąc głową, wywracając oczami i polewając solidnie do szklanek, poprawił się na kanapie. Nie mógł znaleźć sobie ułożenia, jego dłonie wciąż szukały punktu zaczepienia, palce chwytały się materiału spodni, chłodnej zapalniczki czy stukały w kryształowe naczynie, w którym kołysał się palący, dający ukojenie trunek. Jutro będzie bolała głowa, był tego pewien.

- Miłość mojego życia jest zakochana w moim najlepszym przyjacielu, jak mam być zadowolony? Gdyby nie fakt, że Ty to Ty, jesteś.. Nie wiem, maskotką i męskim odpowiednikiem promyczka, to złamałbym Ci nos. - oznajmił mu ze wzruszeniem ramion, odwracając w jego stronę głowę, a potem przesunął po jego twarzy spojrzeniem. Znów prychnął, jęknął coś niezrozumiałego pod nosem i opadł do tyłu, tonąc w miękkim oparciu kanapy. Może trochę pochlapał koszule, ale jakie miało to znaczenie? - Twoje zdrowie Atreus. - rzucił jeszcze w jego stronę, a potem zacisnął powieki i opróżnił szklankę, ignorując palenie w przełyku. Teraz był pewien, że nie tylko głowa da mu jutro popalić. Plan schlania się do nieprzytomności wydał mu się bardzo sensowny, gdy przyjaciel powiedział to na głos.- Zanim zaczniesz, ja wiem, że to nie Twoja wina. Tak się po prostu dzieje w życiu, ktoś musi być bohaterem, ktoś musi być złoczyńcą.. - dodał z krzywą miną, wciąż zaciskając powieki. Głos mu nieco drżał, odkaszlnął kilkukrotnie, bo spożyty alkohol był znacznie mocniejszy, niż ten poprzedni. A może mu się tylko wydawało? Przesunął dłonią po twarzy, odwracając ją znów w stronę przyjaciela i westchnął, przyglądając mu się uważnie. - To dobra, przyzwoita dziewczyna. Wiesz o tym? Nie zasługuje, żebyś się nią bawił. Nawet jeśli Brenna twierdzi, że.... - przerwał na chwilę, unosząc palce do góry, aby zrobić niewidzialny cudzysłów. - jest niezależna, radzi sobie sama, nikogo nie potrzebuje, pomimo talentu do wplątywania się w kłopoty większe, niż my w Hogwarcie, to przecież w takich chujowych czasach, źle być samemu. A ja nie mogę jej dłużej już pilnować, dostałem kosza i kubłem lodu w ryj.
Zobrazował mu swoją sytuację, uśmiechając się ze zrezygnowaniem. Potem wskazał na niego palcem, nieco chwiejnie. - Więc Ty musisz być rycerzem stary.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#4
13.09.2024, 08:03  ✶  
Zawsze odrobinę go bawiło to jaką reputację sobie wykuł i to jak ona się miała do momentów, kiedy faktycznie znajdywał się z kimś w związku. Stanley o chyba któregoś razu mu ładnie podsumował, kiedy kolejnego razu przyszedł do niego oznajmiając, że to ta jedyna. Bo tak trochę było - kiedy sobie kogoś znajdował na poważnie, to było to nagłe i na zabój. Ale czy był to jego charakter, czy może sam fakt z jaką częstotliwością przyjmował na siebie cudze uczucia, jego własne były w stanie przemijać niezwykle szybko. Zakochiwał się odkochiwał i w sumie od czasu Lorraine to chyba dopiero Elaine była jakimś większym kamieniem milowym w jego życiu. Bo u niej nie było tego nagłego, gorącego uczucia, a ekscytacja że znalazło się kogoś, kto chciał z nim zagrać w głupią grę. I tę rozkładaną za pomocą kart i tę w którą bawili się własnymi emocjami, niby to poddając się wynikowi zakładu, ale starając się jednocześnie podejść do niego jak najbardziej rzetelnie. I cholera, on faktycznie w pewnym momencie uważał, że coś z tego będzie. Że pierścionek na palcu Delacour zostanie na dłużej i że mogli się ładnie dopełniać. Ale przyszło Beltane, przyszła więź i nic już nie było tak kolorowe. W sumie już wcześniej nie było, ale chyba nie chciał tego dostrzegać.

Z Brenną było inaczej - Atreus nie chciał tego, co było między nimi i wiedział, że ona też tego nie chciała. Magia bruździła w ich życiu, zmuszała ich do pewnych rzeczy i ciągnęła do siebie w nieznośny sposób. Nie było mowy o autentycznym uczuciu, kiedy w jakiejś irytacji dopatrywali się w każdym swoim zachowaniu nieszczerości. I nie chodziło o to, że chcieli to drugie wprowadzić w błąd, a o to że sami nie byli w stanie rozróżnić co jest prawdziwe.

- Anthony, co ty pierdolisz? - zapytał, unosząc ku górze brwi i uśmiechając się trochę z politowaniem. W życiu nie nazwałby tego miłością, ani zakochaniem. Doskonale przecież widział tego typu rzeczy i cholera, gdyby Brenna Longbottom była w nim zakochana, to przecież by to zauważył. Z pewnym zawahaniem sięgnął po szklankę, dochodząc do wniosku, że na trzeźwo to on tego wszystkiego nie weźmie, skoro mają zamiar uderzać w takie tematy. A jak się znieczuli to może sam nie złamie Borginowi nosa.

O jak go zaraz tutaj pokurwi, bo Atreus czuł się, jakby omawiali jakąś nastkę, która ma w głowie nic i nie umie myśleć sama za siebie. A w ogóle to panna Longbottom była wszystkiemu winna, a nie że miał się o nią martwić. To przez nią nie sypiał po nocach, bo łaziła nie wiadomo gdzie i robiła nie wiadomo co, a on wykreślał tylko z kalendarza kolejną noc z rzędu. Kiedy Antoś mówił swoje, to jego kolega skupił spojrzenie na pustej już szklance, czym prędzej zabierając się za naprawienie tego błędu i uzupełnienie braków alkoholowych sobie i paniczowi ze złamanym sercem.

W jednej sprawie miał jednak Borgin rację - w takich chujowych czasach źle być samemu. Znaczy w każdych innych warunkach to by mu Atreus chętnie przyklasnął, ale teraz wolał żeby go Longbottom zostawiła w spokoju, albo chociaż przystopowała z przygodami, bo on nie miał mocy przerobowych, żeby spać dwie godziny dziennie.
- Słuchaj, ja bardzo, ale to bardzo nie chcę być rycerzem Brenny. Nie mówiąc o tym, że odnoszę wrażenie, że ona akurat nie chce nikogo. Ciebie, mnie - nikogo. Uwierz mi, gdyby było inaczej to bym to przecież kurwa zauważył - wychylił te swoją szklankę najszybciej jak się dało, nawet się na niego nie oglądając. - Dała ci kosza, współczuję. Serio. Bo wiem, że ci na niej zależało. Że wciąż zależy, ale... - złagodniał na chwilę, jednocześnie wyraźnie się wahając. - Ona chyba nigdy nie dawała ci nadziei na to, że jest dla was przyszłość, prawda?
Kapryśny Dziedzic
"Have some fire. Be unstoppable. Be a force of nature. Be better than anyone here and don't give a damn about what anyone thinks."
Anthony jest wysokim i dobrze zbudowanym facetem, schludnym i przeważnie elegancko ubranym, zważywszy na swoją pozycję.. Ma burzę brązowych, niesfornych włosów - delikatnie kręconych i duże oczy. Gdy się uśmiecha, czasem pojawiają mu się dołeczki w polikach i ma ten charakterystyczny, zadziorny wyraz twarzy. Lubi nosić zegarki, na palcu ma sygnet rodowy. Jeśli nie korzysta z teleportacji, spotkać go można na motorze.

Anthony Ian Borgin
#5
26.10.2024, 20:07  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.12.2024, 21:30 przez Anthony Ian Borgin.)  
Warto zaznaczyć, że wiara w związek Atreusa i Brenny była wywołana przez Stanleya Borgina. Antek ślepo we wszystko bratu wierzył, chociaż ta wiadomość akurat łamała mu serce. Co mógł jednak poradzić? Oczywiście, że jego przyjaciel był człowiekiem najwyższej klasy pomimo swojej kochliwości i częstotliwości wymieniania kochanek, ale Longbottom zasługiwała na więcej, nawet jeśli nie chciała lub też nie umiała się przed sobą do tego przyznać. Istniała szansa, że lepiej poradziłaby sobie z człowiekiem, którego musiałaby chronić, a nie z takim, który chroniłby ją, ale tego nie chciał dopuszczać do swojej głowy. Nie zasługiwał jednak, aby kolejne lata tkwić w tym impasie. Miłość nie zawsze wystarczała, nawet najsilniejsza i najbardziej szczera. Borgin nie był aniołem, ale daleko było mu do diabła, a pełno ich było w obecnym świecie— przynajmniej chciał w to wierzyć — na kogoś, kto będzie mógł postawić go czasem na pierwszy miejscu. Nie był romantykiem, nie oczekiwał wymyślnych przeżyć i atrakcji. Stuknął palcami kolejny raz w trzymaną szklankę, powstrzymując się jednak od łyka kołyszącego się wewnątrz alkoholu, bo przecież najpierw musieli porozmawiać. Spić się mógł, jak Atre już sobie pójdzie z jego błogosławieństwem i świadomością, że wybije mu zęby, jak skrzywdzi Brenne. Taki miał właśnie plan układał ten monolog w głowie od kilku dni i był przekonany, że mógłby wyrecytować go wyrwany ze snu w środku nocy. Problem polegał jednak na tym, że był emocjonalnym idiotą i reagował szybciej, niż pracował jego mózg, czego podczas tej rozmowy odrobinę się obawiał. Nie skrzywdziłby oczywiście Bulstrode, kochał go na swój sposób, ale ściana lub element dekoracyjny wnętrza mógł nie mieć tyle szczęścia.

- Stwierdzam fakty, jakbyś sam ich nie zauważył. - wzruszył ramionami z odrobiną buntu w spojrzeniu, przybierając przez chwilę twarz chłopaka ze szkolnych korytarzy, który dopiero co miał rozpocząć poważne i dojrzałe życie. Zwilżył wargi, czasem tupnął nogą, co ciężko było mu siedzieć na tej cholernej, drogiej i miękkiej kanapie. Czy Atre by zauważył? Nie. Był pod tym względem równie bystry, co brunetka, o której była mowa. Nie widział tych tłumów dziewcząt w szkole lub nawet na salonach, które snuły wizje przyszłości z nim przez jeden uśmiech, którym je obdarował. Owszem, trwało to maksymalnie kilka tygodni, ale Anthony wierzył w siłę takich uczuć i przede wszystkim, w ich prawdziwość. Bo wiele było rodzajów kochania i wiele miłości w życiu się przechodziło.

Liczenie kamyczków tudzież małych kotków, które przeskakiwały jakiś płot w jego umyśle, wcale nie pomagało. Czuł, jak pulsuje mu żyła na szyi ze zirytowania i chyba brzydkiej zazdrości, której się trochę wstydził. Powinien być lepszy niż to, ale nie umiał i może po prostu nie był? Nie mógł też zacząć nowego rozdziału swojego życia bez zamknięcia poprzedniego i wyrzucenia z siebie tego, co musiało znaleźć ujście. Poniekąd jego serce było złamane też przez to, że liczył, że to właśnie Brenna sprawi, że będzie najlepszą wersją siebie. Od tylu lat wierzył, że będzie mogła i będzie umiała uwolnić go z tej pułapki, w której tkwił. Klatka beznadziei i związanych rąk — przytulnie, co? O dziwo kadzidełko zaczynało działać na niego kojąco, zapach kojarzył mu się ze spaniem.
- A może po prostu nie chcesz zauważyć, że chciałaby Cię, bo nie jest Ci to na rękę Atre?- zapytał o dziwo spokojniejszym głosem, unosząc na chwilę brwi, gdy odwrócił twarz w jego stronę i na niego spojrzał. - Może nie rycerzem, bo w życiu by się nie zgodziła, ale moglibyście mieć swoje plecy i doskonale o tym wiesz. Lubisz wyzwania, lubisz czuć się potrzebny. - dodał, przysuwając szklankę do ust i upijając kilka łyków, przymknął oczy, gdy znów trunek przypalił jego przełyk i sprawił, że świat dookoła na chwilę zawirował. Całe szczęście, że te migoczące gwiazdki nie miały twarzy Brenny, bo by po prostu zwariował.
- Nigdy nie byłem i nigdy nie będę dla niej dość dobry, wiem o tym. Łu.. - przerwał, pokręcił głową i machnął ręką, odkładając szklankę na blat. Opadł do tyłu, opierając się wygodnie i odchylił głowę do tyłu, spoglądając w sufit. - To bez znaczenia zresztą. Nie o tym chciałem rozmawiać. Ona naprawdę Cię lubi stary, zależy jej. I nie zasługuje na to, żeby cierpiała. Jesteś pewien, że Ty nigdy nie dałeś jej nadziei? Nie było momentu, że pojawiła się między wami... - uniósł dłonie, tocząc w powietrzu przed sobą jakąś niewidzialną kulkę, jakby zaczarowane źródło światła. Nie miał doświadczenia romantycznego, jak miał to ująć? Nie rozmawiali przecież o jakiejś łatwiej kurwie, na Merlina. - No wiesz, jesteś w tym lepszy. Nie chciałbym, żebyś zwodził ją za nos, jeśli nic do niej nie czujesz. Bo wtedy będę musiał wybić Ci zęby stary, a to naprawianie tego będzie potem kosztowne. Zębów i reputacji.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#6
27.10.2024, 02:00  ✶  
Nie uważał żeby potrzebował aby ktokolwiek przybliżał mu tajniki umysłu. Czyjegokolwiek w sumie, bo Atreus miał dość konkretne poglądy na ten temat. Po pierwsze uważał się jeśli nie za eksperta, to kogoś kto bardzo dobrze zdawał sobie sprawę z tego co ludzie dookoła niego czują. Nie chodziło o jakąś daleko idącą empatię, a o sam fakt że potrafił używać oczu. Wszystkich trzech. Nie musiał zastanawiać się nad tym co ludzie czuli w danej sytuacji, bo wystarczyło że mrugnął i rozpościerał się przed nim zupełnie inny świat. Kalejdoskop barw, który momentami wydawał mu się o wiele lepiej znany niż szara, normalna rzeczywistość. Ich zlewające się ze sobą kolory, przenikające siebie nawzajem zgrabnie prowadziły go przez meandry ludzkich emocji i zależności.

Dlatego nie potrzebował słyszeć co myślała o nim ktokolwiek, a w szczególności już Brenna. Pozbawiona ochrony jaką była w stanie zapewnić oklumencja, była stosunkowo łatwa do rozczytania. Stosunkowo, bo Longbottom miała swoje sekrety, małe i dużo, w które niekoniecznie chciał się aż tak zagłębiać. Nie kiedy spędzały mu sen z powiek i były definitywnie tym, co wykraczało poza zakres obowiązków szeregowego brygadzisty czy detektywa. I nawet jeśli normalnie zrobiłby wszystko, żeby dowiedzieć się co za tym stoi, tak w tym przypadku robił wszystko żeby się od tego odsunąć. Bo więź niepotrzebnie komplikowała wszystko.

Atreus nigdy nie miał aspiracji by dowiedzieć się o Longbottom czegokolwiek. To była dla niego jakaś starsza dziewczyna, którą mijało się na szkolnych korytarzach i nawet jeśli była ładna, to absolutnie niezainteresowana uwagą młodszych kolegów. Niezainteresowanie jej osobą dodatkowo podbijał fakt jaki stosunek mieli do niej tak samo Stanley jak i siedzący przed nim Anthony. Sympatia tego drugiego skutecznie zwiększała dystans do Longbottom już od czasów Hogwartu, a niechęć Stanleya tylko pogłębiała ten efekt, sprawiając że jego przyjaciel nie interesował się nią nawet kiedy był jeszcze brygadzistą przed egzaminami aurorskimi.

Nie chciał mieć nic wspólnego z tą kobietą, a mimo tego los związał ich w taki sposób, że nie mógł się od niej uwolnić. I, cholera, jakaś jego część podejrzewała że już nigdy się od niej nie uwolni. Nie kiedy ta niechęć, wyuczona i wymuszona przez lata, zaczynała się powoli zmieniać w sympatię. Jakąś rozdrażnioną, oczywiście, bo Atreusowi niezmiernie działało na nerwy kiedy ktoś lub coś igrał z jego pojmowaniem świata, ale wszystko sprowadzało się do tego że pomimo licznych problemów, negatywnych emocji i magii, te pozytywy sukcesywnie nawarstwiały się i przykrywały wszystko inne.

- Chciałaby mnie? - zapytał sucho, marszcząc przy tym brwi. - Gdybym zastanawiałbym się nad tym czy mnie chce, musiałbym być cholernie zdesperowanym człowiekiem - wyrzucił z siebie niechętnie, z jakąś gorzką urazą. Bo Anthony podsumowywał go w tym momencie zbyt trafnie. Niby nie było czemu się dziwić, w końcu przyjaźnili się już tyle lat, ale w tej konkretnej sytuacji niezmiennie się to Atreusowi nie podobało. - Jeszcze niedawno byłem z Elaine, a ty mi próbujesz teraz wcisnąć odpowiedzialność za jakąś laskę, z którą nie chcę mieć wiele wspólnego - rzucił rozdrażniony, czując jak emocje wzbierają i jak koloryzują jego aurę. Wsunął palce za kołnierzyk koszuli, czując jak nagle ta przyciska się do skóry odrobinę za bardzo, ograniczając swobodę i pogłębiając dyskomfort. Jednocześnie też rozparł się na oparciu, chyba chcąc w ten sposób zmusić ciało do rozluźnienia się, jakby samą zmianą pozycji mógł zmusić się do innej reakcji niż próba rozwalenia czegoś. - Posłuchaj mnie, bo powiem to raz, więcej nie powtórzę. Najwyraźniej myślisz, że stałeś się swojego rodzaju ekspertem od ludzkich emocji. Nie wiem, może otworzyła ci się pizda na czole i pomyliłeś ją z trzecim okiem, kto wie. Twoja ukochana Brenna nie chce mieć ze mną nic wspólnego, a ja z nią. Ładnie to pokazuje od momentu kiedy skończył się nasz wspólny dyżur podczas Beltane i wierz mi, nie interesuje mnie zbytnio co myślisz na ten temat bo odnoszę wrażenie że albo się za mocno w głowę uderzyłeś, albo z jakiegoś powodu uważasz ze skoro sam nie możesz jej mieć to musisz zrzucić odpowiedzialność za nią na kogoś kogo znasz. Żeby wciąż mieć ją blisko.

Słowa przez niego wypowiadane były gorzkie, a Atreus szukał jakiegokolwiek powodu, najlepiej tego najgorszego, żeby wytknąć go przyjacielowi prosto w twarz i sprawić tym jak najwięcej bólu. I cholera, miał nadzieję że trafił, bo coś w nim nieustannie gotowało się pod powierzchnią i błagało wręcz o uwolnienie. Ale nie chciał Borgina uderzyć pierwszy. Dlatego błagał, by on zrobił to pierwszy.
Kapryśny Dziedzic
"Have some fire. Be unstoppable. Be a force of nature. Be better than anyone here and don't give a damn about what anyone thinks."
Anthony jest wysokim i dobrze zbudowanym facetem, schludnym i przeważnie elegancko ubranym, zważywszy na swoją pozycję.. Ma burzę brązowych, niesfornych włosów - delikatnie kręconych i duże oczy. Gdy się uśmiecha, czasem pojawiają mu się dołeczki w polikach i ma ten charakterystyczny, zadziorny wyraz twarzy. Lubi nosić zegarki, na palcu ma sygnet rodowy. Jeśli nie korzysta z teleportacji, spotkać go można na motorze.

Anthony Ian Borgin
#7
31.12.2024, 21:22  ✶  
Antek nigdy nie próbował nawet zrozumieć emocji, uczuć — pozwalając im przejąć nad sobą kontrolę, często wtedy, gdy było to zupełnie niepotrzebne. Nie widział kalejdoskopu barw, jak jego przyjaciel i nie miał też takiego wachlarza doświadczeń, bo poza Longbottom i krótkim zafascynowaniem Bellatrix czy Lorettą, nigdy nie angażował się emocjonalnie. Czy on kiedykolwiek czuł coś do kobiety innej niż Brenna? Nie. Owo zainteresowanie było ucieczką od tego, że ona go po prostu nie chciała. Nie był dla niej zbyt dobry, byli z dwóch różnych światów — nawet jeśli chciałby to zmienić, to nie mógł, bo w takim ciemnym się już po prostu urodził.

Wiele razy zadawał sobie pytanie, dlaczego akurat ona? Ktoś o tak odmiennych poglądach, o tak pełnym empatii i pozbawionym chciwości sercu, ale nigdy nie znalazł odpowiedzi. Pozwalał więc temu płynąć, bo było to dla niego pewnego rodzaju siłą napędową. Zmuszała go, aby dawał z siebie wszystko, bo może jeśli teraz go będą chwalić i będzie świetny w tym, co robił, to ona zwróci na niego uwagę. Świat jednak nie działał tak, jak chciałaby jego nastoletnia wówczas głowa, gdy powtarzał to sobie, siedząc niczym męczennik nad egzaminami do Ministerstwa. Motywowała go na równi z rozbrzmiewającymi w uszach słowami ojca, który mówił, że niczego w życiu nie osiągnie i jest po prostu pomyłką. Chciał mu zrobić na złość jak typowy ślizgon.

I chyba też przez to wszystko chciał mieć pewność, że brunetka nie będzie zabawką. Nie będzie cierpiała. Długo przecież była jakimś jasnym punktem w jego codzienności i być może, gdyby nie ona, nie osiągnąłby tego wszystkiego, co miał. Borgin przymknął na chwilę oczy, potrząsając lekko głową — krążący w żyłach alkohol sprawiał, że robił się ckliwy i sentymentalny, a prawdziwemu mężczyźnie to nie przystoi.

- Oczywiście, że chciałaby. Nie mamy wpływu na to, kogo chcemy — spójrz na mnie. Co zawsze mówił Stasiek? Co Ty o niej mówisz? - westchnął z odrobinę teatralnym wzruszeniem ramion, wykonując gest jedną ręką taki, który na celu miał zrzucenie odpowiedzialności za to wszystko na wszechświat lub też przeznaczenie. Bycia z Elaine nie skomentował, bo nie miał chyba do tego prawa. Wiedział, że nie była dla Atreusa obojętna i to był wystarczający powód, aby zostawił ją w spokoju. Bulstrode pomimo tego, że miał wiele fanek i wiele romansów, o których Antek pewnie nie miał pojęcia, nie angażował się zbyt często. Nie tak, jak chciały tego kobiety. I poniekąd było to dla bruneta zrozumiałe, bo jego przyjaciel miał wielkie skrzydła i niezależne serce, a żadne stworzenie tego typu nie lubiło sznurów, które mogło je spętać i powstrzymać od losu. Gdy zaczynało Ci zależeć, wszystko się komplikowało. O tym kurwa wiedział doskonale, mógłby sobie to wytatuować na plecach, bo czy nie to właśnie było największym powodem jego kłopotów?
- Nie złość się za to, że jestem z Tobą szczery. Lepsze to, niż żebym kłamał.
Zauważył błyskotliwie, pociągając łyka i przeniósł na niego spojrzenie iskrzących się, zbuntowanych na niesprawiedliwość świata, oczu.
Wkurwił się tak, bo mu zależało. Gdyby tak nie było, to po prostu by go wyśmiał i się z nim upił. Borgin prychnął, pokręcił głową i zatopił się w siedzisku, śmiejąc się pod nosem. Nawet nie zauważył, że w którymś momencie trzymana przez niego butelka tudzież szklanka — nie był pewien właściwie, poleciała i roztrzaskała się o ścianę.
- Chuja nie ekspert Atreus. Jak mam być ekspertem, skoro trzymała mnie w garści przez ile, dziesięć lat? - przesunął palcami po włosach, czując potrzebę wprawienia go w ruch. - Zawsze będę jej pilnował i obronie ją, gdy będę mógł. Nigdy jednak nie miałem i nie będę miał jej blisko. Nie zamierzam się z Tobą bić, nie zamierzam się z Tobą kłócić i nie zamierzam zmienić tego, że jesteś moim przyjacielem, nawet jeśli bywasz czasem ślepy. I wkurwiający. I jesteś idealnym bohaterem dla połowy świata. Jednak ja też jestem wkurwiający. I jestem złoczyńcą, a Borginowie są lojalni. Miej czasem na uwadze to, co powiedziałem. Chociaż tyle.
Zakończył swój monolog i odchylił głowę do tyłu, patrząc w sufit. Był wściekły, zazdrosny, porzucony i miał złamane serce, a jednocześnie był tym po prostu zmęczony. Z początku miał wrażenie, że wielki ciężar spłynie z jego ramion, gdy z nią porozmawia i z nim porozmawia, ale to nie działało tak, jak sobie wymyślił. Jak zwykle.
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#8
09.03.2025, 06:14  ✶  
W tym był chyba cały problem, że Atreus teraz gotowy był całym sobą zapierać się, że nie obchodziło go co właściwie chciała Brenna. To było tego nie ważne, podobnie jak w bardzo wielu sytuacjach, kiedy stawiał na pierwszym miejscu siebie. Ja, ja i ja. Z desperacją byłoby mu okropnie do twarzy, bo uważał że to chyba musiałby poczuć, żeby zabiegać o uwagę Brenny. Nie dlatego, że nie była ładna, albo nie dostrzegał w niej jakiegoś potencjału, ale zbyt dużo lat spędził trzymając się od niej z daleka. To była ikona w życiu Anthony'ego. Niedościgniony cel dla jego przyjaciela, a Atreus nie był taką świnią, żeby kolegom odbijać dziewczyny, albo podrywać siostry. Dlatego też nigdy nie próbował flirtować ani z siostrami Borgina, ani z Lorettą. Zbyt długo wymijał Brennę w swoim życiu, by przez jedną pogadankę z Tośkiem i jego błogosławieństwo, zmienić do niej całkowicie podejście. I na Matkę, była brygadzistką.

Był zły i nosiło go, ale coś w kolejnych słowach Borgina, uderzyło w odpowiednią strunę. Fakt, był szczery. Naiwny, po uszy zgubiony, ale wciąż nie próbował mu tutaj kłamać. Pozostawało tylko rozłożyć bezradnie ręce, w jakimś geście kapitulacji, bo przecież nie mógł go tutaj pobić, nawet jeśli jakaś jego część miała ku temu tak wielką ochotę. Westchnął też, głęboko i z jakąś ostateczną rezygnacją - chociaż Tosiek znał go na tyle, by wiedzieć że ten spokój był równie łatwo osiągalny co kruchy.

- Nie da się jej obronić, bo musiałbyś ją uratować przed samą sobą - powiedział kwaśno, sięgając do kołnierzyka i poluźniając materiał palcem, jakby miało to w czymkolwiek pomóc. Wzięty oddech był jednak tak samo nerwowy jak wcześniej. Miał aż za dobrze w pamięci, jak na sabacie powiedziała mu, że specjalnie zapisała ich na dyżur jak najbliżej niebezpieczeństwa. Cudo. Tak samo pamiętał, jak zgodziła się na to, by wyautowali się ze świata snów, nie wiedząc czy to w ogóle zadziała. Na szczęście, nie zdążyli tego zrobić, bo się obudzili. Longbottom miała pewne ciągoty i to o wiele tragiczniejsze od niego, bo rzucała się w wir walki z pobudek czysto szlachetnych i altruistycznych. Zbawić świat, ale nie samego siebie. Zrobić z siebie męczennika. To były jej cele na najbliższą przyszłość. On chciał wypaść dobrze, a dodatkowy plus był za to, jeśli mógł się przy tym dobrze bawić i czuć szybciej krążącą adrenalinę w żyłach.

- Ale dobrze, niech ci będzie. Kurwa, jesteś mi przyjacielem, nie będę zaprzeczać Anthony. Ale nie rozmawiajmy o niej nigdy więcej. Nie tak, nie w ten sposób, bo mnie szlag trafi, przysięgam. A teraz, na pojednanie, bo inaczej nie można - odetchnął wreszcie, nieco się rozluźniając i sięgając po szklanki by je napełnić. Alkohol zawsze polepszał mu humor, a teraz był idealnym narzędziem, by rozluźnić nieco napiętą sytuację i spędzić resztę czasu w lepszej atmosferze.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Atreus Bulstrode (2164), Anthony Ian Borgin (2774)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa