- Widać chuja się znam na mężczyznach. - Dodała wzruszając przy ty ramionami. Ta dyskusja nie była jednak powodem ich spotkania, bez sensu było ją kontynuować, bo Yaxleyówna zaraz się jeszcze doczepi do równości płci i że to wcale nie zależy od tego, co ma się między nogami tylko od osoby. Nie miała siły jednak dzisiaj na takie rozmowy, wymęczyło ją to wszystko.
- Dobra, dobra. - Machnęła jeszcze ręką w powietrzu, jakby obok niej latała mucha. Nie było sensu się z nim kłócić, szczególnie, że miał jej udzielić pomocy.
- Wolę psy i konie. - Wiedziała, że ludzie mają różne upodobania co do zwierząt, które im towarzyszyły - nie oceniała, chociaż sama nigdy nie wzięłaby kota pod swoją opiekę. Miała do nich uraz, przez takiego jednego Tristana, co to się zmieniał w kota i wtedy stawała się towarzyszem małej dziewczynki. Na samą myśl ją skręcało, a wydawał się być idealnym kandydatem na chłopaka. Dobrze, że łączyło ich coś więcej jedynie przez dwa tygodnie.
- Nie wiem, ale nie spodziewałam się, że to tak raz, dwa trzy i już. Niezbyt często obrywam klątwami. - Bała się, że zejdzie im dłużej, że to gówno będzie się trzymało nie wiadomo ile. Na całe szczęście Thomas faktycznie był doświadczony, albo ta klątwa to była tylko jakaś gównoklątwa. Mniejsza o to, grunt, że jej skóra przybrała już normalny kolor, to było dla niej najistotniejsze.
- Czyli, że przechodzi dalej? - Nie do końca rozumiała co miałoby się stać z klątwą, gdyby rozwalili lusterko na drobny mak. Nie miałaby gdzie wsiąknąć, przynajmniej w oczach Ger, jak widać łamanie klątw nie było jej mocną stroną.
- Ach, czyli mogłoby się to roznieść, dobra, teraz rozumiem, faktycznie lepiej tego uniknąć. - Bez sensu byłoby ryzykować, lepiej załatwić problem raz i dobrze.
Obserwowała Figga uważnie, gdy zaczął rysować symbole na stole. Widać było, że nie robi tego pierwszy raz i że ma doświadczenie. Będzie musiała o tym pamiętać, kiedy wreszcie postanowi zamknąć swojego złego brata bliźniaka w garnku, przyda jej się pomoc kogoś takiego.
Usiadła na krześle, na tym które jej pokazał. Nie odzywała się ani słowem podczas tego, kiedy robił swoje. Nie chciała mu przeszkadzać, wolała nie rozpraszać mężczyzny w pracy, bo jeszcze coś poszłoby nie tak.
Wbrew pozorom nawet ją to zaciekawiło, bo zupełnie nie znała się na tej dziedzinie magii, dobrze popatrzyć na to czym zajmują się inni.
W pewnej chwili szyba po prostu pękła, gdy recytował zaklęcie. Czyżby było po wszystkim? Mrugnęła zaskoczona, nie spodziewała się, że stanie się to tak szybko. - Rączka nie jest przeklęta? - Wolała dopytać, żeby przypadkiem nie pojawiła się kolejna niespodzianka.
Dopiero wtedy przeniosła wzrok na stół. Sądząc po siarczystym przekleństwie, które padło z jego ust to był niezamierzony efekt. - Ten, mam ci oddać za stół? - Zapytała jeszcze, bo chyba wypadało.