• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 9 Dalej »
[1.06 Bard & Anthony] Z ubogiej ziemi trudu i goryczy

[1.06 Bard & Anthony] Z ubogiej ziemi trudu i goryczy
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#1
18.09.2024, 13:40  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.11.2024, 22:36 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Anthony Shafiq - osiągnięcie Pierwsze koty za płoty

—01/06/1972—
Anglia, Londyn
Anthony Shafiq
[Obrazek: NPEmeB3.png]

Dokąd przyszliśmy, może ociężali winem,
Rozpinając kamizelki, jemu, lekki
Odsłaniał jasność pod przebraniem chwili.
Drobne postacie dotychczas rzeczywiste:
Trzy kobiety tu, tamta jedzie
Na osiołku, beczkę toczący mężczyzna,
Konie w chomątach cierpliwe. Był tu, znad palety
Wołał ich, wezwał, uprowadził
Z ubogiej ziemi trudu i goryczy
W atłasową krainę dobroci.



Każdy krok w tym obmierzłym mieście przypominał mu dlaczego czas żałoby spędzał poza nim.

Poza Londynem.

Poza Anglią.

Był zmęczony tym miejscem, tymi ludźmi, uśmiechami, kiwaniem głowami. Ulice roiły się od Anthony'ch Shafiq'ów, których domalowany zarost przemieszczał się wraz z twarzą. Będzie musiał porozmawiać o tym, żeby lepiej zabezpieczyli te plakaty. Nie przeszkadzał mu blichtr, nie przeszkadzał splendor. No może teraz... trochę...

Szedł Pokątną, pustym wzrokiem obserwując witryny. Jego brat nigdy nie był dlań wyjątkowo bliską osobą, pogrzeb jednak zasnuł cieniem klarowność myśli. Gdyby mógł, pozostałby już chyba w Prowansji, topiąc smutki po straconych szansach, ale w końcu dotarł doń list Morpheusa, który w oczywisty sposób nic nie zdradzał, ale ukazywał mu duszę przyjaciela w stanie agonalnym. Jemu też umarł brat, ale to byli Longbottomowie, u nich rodzina działała zdecydowanie inaczej.

Musiał więc być. Tu. Na posterunku. Musiał być i zorganizować sobie życie od nowa, mimo marazmu, znudzenia i zmęczenia polityczną gonitwą. Nawet umowa, którą udało mu się osiągnąć podczas jednej z francuskich libacji nie osładzała mu tego czasu. Teraz i tak trzeba było słowne gesty przekuć na tonę biurokracji, uśmiechów dla prasy czy innych bzdur należących do jego obowiązków. Nie pojawił się jeszcze w biurze, zbierając siły, oswajając się z myślą, że będzie musiał teleportować się do ministerstwa, a każda wizyta w gmachu oznaczała ryzyko spotkania z nim.

Czy cały czas czuł gorycz w ustach? Czy dopiero kiedy pomyślał o dawnym kochanku?

Potrzebował tych kilku dni, aby przeliczyć zyski i straty, aby ugruntować się w bilansie w którym labradorowy uśmiech Jonathana przeważy nad obojętnością... kogo innego.

Patrzył na witrynę Rosierów, wszak szedł na przymiarkę, gdy to się wydarzyło. W pierwszej chwili nie zrozumiał o co chodzi, jakiś obdartus podbiegł do niego i zaczął coś mówić.

Zamrugał kilkukrotnie ogniskując spojrzenie na osobie, która brudziła jego mankiet potem i brudem, który zapewne liczył sobie kilka dni. Ten płaszcz... będzie musiał kazać Wergiliuszowi go zniszczyć, przecież nic nie spierze pozostawionych plam. A nawet jeśli... on będzie wiedział, że tam były. Będzie kojarzył je z wyrazem paskudnej, wykrzywionej błaganiem twarzy.

– Zostaw mnie – syknął przez zaciśnięte zęby, odsuwając się o krok i sięgając po różdżkę. Sytuacja nie była jeszcze tak napięta by ściągać wzrok gapiów, ale na prawdę nie potrzebował tego typu historii w swoim życiu. Zdecydowanie nie potrzebował. Zwłaszcza teraz.

Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#2
19.09.2024, 19:18  ✶  
Przepraszam, potrzebuję pomocy.
Gdyby wiedział, że dotknięciem ubiory jeszcze bardziej zaniży sobie szanse na pomoc, nigdy w życiu by tego nie zrobił, ale potrzebował pomocy, a mężczyzna… Mężczyzna na pierwszy rzut oka nie wyglądał, ani na przyjaznego, ani też na wrogiego. Po prostu był pierwszą osobą, na którą wpadł w ucieczce przed sklepikarzem. Poza tym wyglądał na kogoś z czyim zdaniem należało się liczyć, więc gdyby to on zapewnił tamtego wariata o jego niewinności to może…
– Przepraszam. Proszę nie strzelać – powiedział, gdy zrozumiał, że jego pierwsze słowa nie dotarły do czarodzieja, a on na domiar złego sięgnął po różdżkę. Mężczyzna od razu uniósł obie ręce do góry, walcząc z pokusą, aby cofnąć się znacząco na widok tego magicznego patyka, którego nigdy nie dane mu było zakupić u Ollivanderów. Mógł mieć co najwyżej dwadzieścia kilka lat. Jego blond włosy, chociaż jako tako uczesane, były przydługie i nie myte za często, a lekko zaczerwienione oczy, teraz nerwowo zerkające co jakiś czas za siebie, zdradzały niewyspanie. Czerwona koszula była za bardzo rozpiętą, nie dlatego, że tak chciał, a dlatego, że brakowało jej kilku górnych guzików, jeansy natomiast stare i dziurawe, zdecydowanie nie z powodu jakiejś dziwnej mody, zwisały z niego, przytrzymywane starym paskiem. Czymś co jednak najbardziej zwracało uwagę w wyglądzie nieznajomego były liczne tatuaże, pokrywające bladą, chudą sylwetkę desperata, który odważył się zwrócić na siebie uwagę czystokrwistego czarodzieja. Musiały zaczynać się one gdzieś na brzuchu i rozprzestrzeniały się do góry, na w połowie zakrytą klatkę piersiową, aż po szyję i ręce, sprawiając, że mężczyzna wyglądał jak kartka papieru, na której ktoś bezmyślnie bazgrał podczas niezobowiązującej rozmowy. Było tam wszystko, od różnych napisów po przypadkowe obrazki i znaki, a o bezmyślności tych “rysunków” świadczył też fakt, że niektóre z nich zostały przekreślone tuszem, lub zaklejone kawałkami beżowej taśmy, chociaż jeden tuż przy sercu, który w opinii wielu pewnie również powinien zostać zamaskowany, zdobił dumnie pierś mężczyzny słowami Dumny Charłak i Chuj Wam do Tego.
– Proszę, ja, no proszę tylko za mną wstawić, ja tylko chciałem kupić coś do jedzenia no, mogłem zapłacić, naprawdę, a ten sklepikarz zaczął krzyczeć, że mu bułki ukradłem. Ja nawet bułek nie lubię, ale on mi nie uwierzył. Proszę się za mną wstawić, powiedzieć, aby mnie zostawił. Widzi pan? Ja nie mam przy sobie żadnego jedzenia, naprawdę. Nawet mam te kilka pieniędzy co chciałem wydać. – Na znak tego wyjął z kieszeni monetę. – Ja naprawdę nie kradnę. Brzydzę się kradzieżą. Zarabiam uczciwie na życie. Ja mam pracę normalnie, no, w studiu tatuażu, tylko że no, studiu poszło się jeba… To znaczy z dymem poszło i to dosłownie, bo mój ziomek był właścicielem i jego była mu je podpaliła. W sensie trochę zasłużył, bo to ten, chu.. znaczy nicpoń jest, ale no sytuacja kiepska. W każdym razie proszę powiedzieć tamtemu, że ja nic nie ukradłem. Pan taki elegancki to na pewno uwierzy panu i już nie będę panu przeszkadzał.
Gdzieś z tyłu, dało się słyszeć krzyki jakiegoś mężczyzny, wykrzykującego coś o kradzieży, który biegł w ich stronę, wygrażając wściekle pięścią. Nieznajomy odwrócił się na chwilę, a potem posłał błagalne spojrzenie Shafiqowi.
– To jak będzie? Pan tylko powie, że Ollie, to spoko gość, albo po prostu że nic nie ukradłem, bo widać, że nic nie ukradłem i już panu nie przeszkadzam.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#3
29.09.2024, 14:47  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 04.10.2024, 07:31 przez Anthony Shafiq.)  
Sytuacja nie była dla niego w żaden sposób korzystna. Czuł głęboką odrazę do istoty, która śmiała go dotknąć. Śmiała do niego mówić, zupełnie jakby śmieć z ulicy nagle został przemieniony w humanoida i postanowił wchodzić w interakcje z otaczającym go światem tak, jakby nie był wcześniej śmieciem.

To nie był oczywiście odosobniony przypadek w jego życiu, to nie było pierwsze doświadczenie tego typu. Podróżując po całym świecie niejednokrotnie natrafiał na tego typu "problemy", mugoli z niskich sfer, charłaków, którzy uważali, że mają jakiekolwiek prawo od niego cokolwiek oczekiwać.

I chciał odepchnąć go, chciał natychmiast teleportować się z tej niewygodnej sytuacji wykorzystując przewagę, którą dawała mu magia krążąca w jego żyłach. To byłoby takie proste, strzepnąć pył z rękawa i udawać, że to nigdy się nie wydarzyło. Cisowa różdżka niemal drżała w napięciu w jego dłoniach. Mógł też wymierzyć sprawiedliwość, mógł z łatwością unieszkodliwić kieszonkowca i wydać go w ręce magicznej policji. Jego słowo, przeciwko słowu śmiecia, brudu, którego nie da się sprać z mankietu jego szaty. Smocze włókno drgało wewnątrz drewna, domagając się agresywnego rozwiązania, podgrzewając klarowność wody w nim...

Wysoka sylwestka ojca wznosiła się wysoko nad żebrakiem, który ośmielił się złapać go za szatę błagając o coś do jedzenia. Byli wtedy w niemagicznych częściach Egiptu, więc używanie magii nie było wskazane, a jednak ojciec nie musiał posiłkować się magią, by wznieść swoją laskę nad głową i zaciętością, na którą w żaden sposób nie wskazywała jego tężyzna fizyczna wymierzać raz za razem. Krzyk szybko był stłumiony, smród egipskiej ulicy nie zauważył nawet nowego, metalicznego tonu. Stary Shafiq nie był tak wrażliwy na bród jak jego małżonka, nie miał problemów z tym, że głowa jego laski z piękną królewską kobrą zabarwiła się czerwienią. Stary Shafiq nie miał problemów z tym, że patrzył na to wszystko jego sześcioletni syn, który nagle pod nos dostał lśniącą srebrem i świeżą krwią wężową głowę.
– Spróbuj tylko być charłakiem, spróbuj zmarnować te wszystkie lata i pieniądze, które inwestowałem w Ciebie. Zbyt długo czekamy na spontaniczne wykwity magii przy Tobie. Postaraj się bardziej. – wycedził w kierunku przerażonego chłopca i ruszył dalej, oczekując, że maluch podąży za nim bez słowa skargi. Tak z resztą się wydarzyło.


Różdżka ciążyła mu w dłoni jak laska ojca. Wspomnienie zbyt klarowne, aby je wyrzucić z umysłu, wstrząsające jego cynicznym na co dzień jestestwem, odsłaniające hipokryzję i wdzięczność, którą maluch przed dekadami czuł każdego dnia, gdy w końcu świat zaczął iskrzyć, a problemy ze wzrokiem nie okazały się wbrew czarnowidztwu niektórych, rychłym potwierdzeniem jego charłactwa.

– Złodziei należy oddawać w ręce sprawiedliwości! – powiedział głośno i złapał go za ramię, po czym nim ten zdążył zareagować... teleportował ich, bynajmniej nie pod drzwi Brygady Uderzeniowej.

Stali na obrzeżach Hogsmead, na piaszczystym trakcie, obecnie szczęśliwie opustoszałym.

Anthony wypuścił go i wygładził swoją szatę, następnie spojrzał na przerażonego chłopaka krytycznie i wyczarował togę przypominającą strój cechu rzemieślników zasłaniającą łachy, które ten miał na sobie.
– To Twój szczęśliwy dzień. W ramach wdzięczności pójdziemy teraz do miejsca, które usunie te paskudztwa z Twojej skóry, poprawi Ci twarz, znajdzie ubrania, które nie krzyczą na temat Twojego inwalidzkiego stanu. A Ty w tak zwanym między czasie będziesz mógł mi opowiedzieć o tym, jak zamierzasz uczciwie zarabiać na życie. – Po chwili zastanowienia dodał. – Choć może najpierw zajrzymy do Trzech Mioteł, żebyś się umył. Nie chcę mojej wizażystki konfrontować z Twoim brudem. Aż tak wiele mi nie zawdzięcza, by nie odebrać tego jako potwarzy.

Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#4
03.10.2024, 23:44  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 03.10.2024, 23:50 przez Bard Beedle.)  
Złodziei należy oddawać w ręce sprawiedliwości!

Serce charłaka zabiło mocniej w przerażeniu, gdy padły te słowa, pewny, że obcy czarodziej nie tylko mu nie pomoże, ale i na domiar złego postanowił pogrążyć jego jakiekolwiek szanse na ucieczkę. A wtedy… Ollie zamrugał oczami, a potem zamrugał nimi jeszcze raz, gdy odkrył, że teleportował się gdzieś daleko od próbującego oskarżyć go o kradzież sklepikarza. Mężczyzna nie wierząc we własne szczęście złapał się za głowę i roześmiał się głośno. Już się bał, że ten teleportuje go gdzieś, gdzie zajełyby się nim psy, ale nie!
– O w mordę! No muszę panu powiedzieć to było wyjście w wielkim stylu! Dziękuję panu! Naprawdę dziękuję dobry człowieku! Matka panu błogosławi w dzieciach, lub gumkach co tam pan woli. Ja wiedziałem, że pan nie głupi jest! Dziękuję! Jeszcze raz dziękuję! – wołał wesoło, cofając się jednak od Shafiqa tak, by przypadkiem nie zabrudzić jego ubrań swoimi podartymi i… Zmarszczył brwi, spojrzał na swoją togę i już najwyraźniej chciał wypowiedzieć się o niej nieprzychylnie, ale powstrzymał się w ostatniej chwili, nie chcąc nadwyrężać swojego szczęścia.
A potem ponownie zmarszczył brwi I tym razem już zaprotestował cofając się jeszcze bardziej do tyłu. Inwalidzki stan… To czarodziej trzymał patyk, sugerujący dość mocno, że z ich dwójki to on ma większe szanse na strzelanie z dupy iskrami, ale to z jakiegoś powodu jego ubrania krzyczały coś na temat jego inwalidzkiego stanu. Tego też nie zamierzał mówić na głos.
– Hola, hola. Proszę powstrzymać konie, proszę pana, bo ia bardzo za wszystko dziękuję i no wie pan, to naprawdę miłe, że chce pan rozszerzyć swoją pomoc i ja chętnie się jakoś panu odwdzięczę, ale to bardziej mogę dziarkę lub dwie panu machnąć, zajebi- to znaczy świetnie mi serduszka na przykład wychodzą, albo portrecik naszkicować, mogę na przykład też taki mural z panem gdzieś dać lub też po prostu carbonarę zrobić, bo wszyscy mówią, że obłędna mi wychodzi, ale, ale ja sobie nic z ciała usuwać nie dam, to znaczy no ten, niektóre chce usunąć, bo mi nie wyszły, lub byłem młody i głupi, gdy je sobie dziarałem, ale większość lubię i mówią coś o tym jaką jestem jednostką! Zresztą, zresztą, każdy jest jak swój własny naród i ma prawo do samostanowienia o sobie i ja samoustanowiłem, że lubię część z nich i tylko podkreślają moją twarz, także jak mówię bardzo, bardzo, bardzo dziękuję panie dobrodzieju, ale tatuaży wszystkich tak łatwo nie oddam! No i zresztą jakbym wyglądał szukając pracy w studiu tatuażu, gdybym ani jednej dziary nie miał? A wszyscy mi mówią, że dobry w tym jestem i powinienem w to iść tylko no… Jak mówię, ziomka studio spłonęło, znając go pewnie nie ostatni raz, wiec chyba jednak wolę się w jego biznesy już nie mieszać, bo on se myśli, że żyje się raz to można szaleć, a ja bym jednak wolał kupić se chleb bez większych problemów nie? No ale ciężko się idzie na rozmowę o pracę w łachmanach, nie? Co z tego, że fach mam, jak też dziurę w gaciach i na to głównie patrzą. To znaczy gacie akurat mam bez dziur i nie patrzą na nie, ale no, muszę mieć praceq by mieć dobre ubrania, a muszę mieć dobre ubrania by mieć pracę, szalone jak się o tym trochę pomyśli, nie? A tak poza tym to… – Nagle zawahał się i spojrzał na Shafiqa nieco podejrzliwie. – No dobra, proszę pana, nie chce wyjść na niewdzięcznego, bo nie jestem niewdzięczny, ale chyba trochę zabrzmię niewdzięcznie, ale… Czemu pan chce mi pomóc? Bo ja no chętnie i w ogóle poza tymi tatuażami, gada pan tak, że aż chce się pana słuchać, no i jak mówię, chcę sobie pracę znaleźć, ale chyba zgadza się pan ze mna, że jednak to nie jest typowa sytuacja.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#5
04.10.2024, 07:31  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.10.2024, 08:44 przez Anthony Shafiq.)  
– Mural.... – powiedział cicho, jakby wybrał z tego mrowia jakiekolwiek słowo na którym dało się zaczepić przez moment. Słowotok i och, tak to był PRAWDZIWY słowotok, a nie kilka zdań myśli utkane w głębokiej wymianie zdań, wystawiał decyzję Shafiq'a na ciężką próbę. Śmieć nie dość, że był brudny, to jeszcze paszcza mu się nie zamykała i na prawdę czarodziej dałby wiele, żeby mieć nieco więcej czasu na przemyślenie swojej decyzji.

Ale też pośród tego całego bełkotu, przebijała się prawda: nikt nie da pracy dzieciakowi w łachmanach, nikt nie da pracy komuś kto DOSŁOWNIE miał wytatuowane charłactwo na swoim ciele. Palec wskazujący i kciuk powędrował do nasady nosa, gdy mężczyzna zamyślił się nad następnymi krokami. Zwolnił nieco kroku, wciąż trzymając różdżkę. Nigdy nie inwestował czasu w magię zauroczeń - potrzeba różdżki i ryzyko niepowodzenia z wprawionym magiem byłaby zbyt duża, ale teraz gdy był czas i miejsce, by zasiać w jego umyśle sugestię, żeby mówił mniej, najlepiej w ogóle...

Rzut O 1d100 - 14
Akcja nieudana

Rzut O 1d100 - 24
Akcja nieudana


...różdżka wciąż była uniesiona, charłak w twarz wpatrzony, jakby co najmniej Anthony planował mu Avadą strzelić w plecy.

– Ach, próbowałem poprawić szatę i dodać przyjemną woń... z tyłu ukształtowałem jej zły krój. Ona i tak zaraz zniknie, nie ważne. Proszę, nie mów za wiele, dobrze? O dalszych krokach możemy zdecydować już po tej małej przemianie. I rozumiem Twoje przywiązanie do tatuaży – zrównał się z nim ponownie krokiem, spychając utyskiwania na temat własnej indolencji magicznej na dalszy plan. Wizyta Kambodżańskiej dyplomatki gwarantowała mu dostęp do lekcji i wiedzy związanych ze splotem surowej magii bez pośredniczenia różdżce, a to oznaczało konieczność szlifów w magii zauroczeń. Z resztą... trzeba było znać wroga lepiej, szczególnie jeśli ściągnęło się z Włoch niesprawdzonego leglimentę. – ... ten jednak musi zniknąć na pewno. Moja pracownica będzie wiedziała jak to zrobić, więc możesz też na spokojnie przemyśleć, które błędy młodości zarchiwizować we wspomnieniach, kiedy będą już zabrane ze skóry. – i owszem, wskazał na ten, który dał rozpoznać cherłactwo i który zrobił chwilę temu wielkie zamieszanie. Miał odruch teleportacji na powrót do Londynu, miał ochotę zostawić chłopaka tutaj, ale żelaznym uściskiem woli trzymał się w postanowieniu pomocy mu - nie połowicznej, bez podtekstu, bez wzajemności, bo cóż taki śmieć miał do zaoferowania? Czy tak właśnie smakował altruizm?

Powoli wchodzili w zabudowania i jeśli młodzik cokolwiek chciał mówić z tak gwałtownym entuzjazmem, Anthony tonował go gestem i spojrzeniem, ewentualnie krótką uwagą. Ich kroki prowadziły wprost do Trzech Mioteł, z oczywistych względów nie zamierzał z nim iść do pokoju aby asystować mu jakkolwiek w kąpieli. Preferował kupić sobie podwójną ognistą i sutym napiwkiem zadbać o milczenie właścicieli i obsługi. Listownie uprzedził też Dolores o dodatkowym kliencie.

I gdzieś rozmyślał o tym, gdzie taki charłak mógłby znaleźć pracę inną niż magiczne testy w Mungu, ale finalnie nie przedstawił mu żadnej oferty. Był tylko na kilka godzin jego wróżką chrzestną, która dała ładną sukienkę i wyprawiła na bal. Był lepszy niż wróżka chrzestna - sukienka od niego nie znikała po dwunastej.

I gdy wieczorem wracał do domu i gdy w końcu w przestrzeni nie brzęczał cherłacki głosik, odkrył ze zdziwieniem, że w sumie czuje się całkiem dobrze z tą sytuacją i tym jak ją rozwiązał. Że czuje się całkiem dobrze z tym, że nie jest jak swój ojciec. I nigdy nie będzie.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Bard Beedle (1168), Anthony Shafiq (1572)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa