• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ministerstwo magii v
1 2 3 Dalej »
[26 VII 1972, Departament Tajemnic] Give me to sunrise

[26 VII 1972, Departament Tajemnic] Give me to sunrise
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#1
11.10.2024, 17:57  ✶  

Po urlopie zdrowotnym, Morpheus przeglądał wszystkie dokumenty, które zebrały się podczas jego nieobecności. Dopiero zdążył nadrobić swoją delegację do Grecji, a już rozpisywał Neapol i musiał wypisać wszystko, co związane z ostatnimi wydarzeniami. Wyciągnął druk raportowy i zaczął go wypisywać.

Wybrał klasyczny czarny atrament oraz swoje ulubione pióro do długich listów i właśnie raportów. Napełnił je, rozpisał na bocznym skrawku pergaminu i już był gotowy do wspominania całego wydarzenia. Na szczęście najbardziej mozolna część raportowania została już wykonana przez młodszych stażem kolegów, a dla niego zostało już tylko samo mięso sprawy. O tej porze nawet Departament Tajemnic był pusty, biurko Alexandra zapomniane. Morpheusa ciekawiło, czy gdyby zajrzał do jakiejś szuflady, znalazłby opiaty i odpowiednie przyrządy do aplikacji czy Mulciber nie był jeszcze tak zdesperowany. Żal mu było chłopca. Żałował, że nie zrobił dla niego więcej.


Suplement do raportu Wydarzenia z Sadu Abbottów #P72/07/26DTAF780


Nazwa Sprawy: Analiza przez jasnowidzenia dowodów powiązanych z anomalią
Lokacja: Pozyskanie kwiatu: Posiadłość i sad Rodziny Abbott, Dolina Godryka, UK
Badania: Komnata Przepowiedni
Data otwarcia sprawy: 26/07/1972
Data zamknięcia sprawy: w toku
Raportujący: Niewymowny Morpheus Longbottom, Komnata Przepowiedni

Narracja


Zdarzenie:
Po zderzeniu się z roślinną, agresywną anomalią oraz zniszczeniu jej podczas obrony słynnego Sadu Abbottów, podczas przyjęcia-bankietu dziękczynnego w ramach zbiorów jabłek, na uczestników opadają złote kwiaty.
Analiza fizyczna:
Kwiat jest złoty, pochodzi z nieznanej rośliny.

Morpheus wyjął kopertę, w której znajdował się kwiat i długą pincetą wyjął go na szklaną płytkę. Ku swojemu zdziwieniu, zauważył, że kwiat nie zwiędł ani nie zasuszył się. Obejrzał go dokładnie, nie dotykając go rękoma.

Wyjął z właśnie szuflady prezent od Brenny sprzed dwóch lat, niezwykle użyteczny, mugolskiej urządzenie nazwane Polaroid, które natychmiastowo malowało na kartce fotografię. Ta co prawda się nie ruszała, ale była wystarczająca dla Morpheusa. Przyłożył oko do soczewki i pstryknął. Flesz rozbłysnął, rozświetlając na chwilę obsydianową przestrzeń Departamentu Tajemnic, znikając tak szybko, jak zdrowie psychiczne pracowników, a aparat wypluł z siebie karteluszkę z pojawiającym się powoli zdjęciem kwiatu. Morpheus przykleił go w pole opisowe i podpisał numerem koperty, w której tkwił kwiat i w której miał zostać docelowo.

Wrócił do pisania pod zdjęciem.


Kwiat objawia właściwości magiczne. Pomimo braku dostępu do wody i wszelkich możliwych warunków do zasuszenia, pozostał w stanie niezmienionym. Kwiat wydaje się emitować łagodne światło, niezauważone wcześniej. Możliwe powiązania z kalendarzem lunarnym. Pozostawić do obserwacji.


Weryfikacja


Dowody Rzeczowe: Złoty kwiat, który pojawił się po zniszczeniu zmutowanej magią rośliny. Zeznania świadków w załączniku ZŚ-10/07/hwdv69.
Podpis Urzędnika Niewymowny Morpheus Longbottom
Morpheus Longbottom

Coś więcej niż znudzenie zaczęło wkradać się w wyraz twarzy Morpheusa, niczym akwarela nakładana delikatnym pędzlem na wilgotnie przetarty kawałek papieru. Skupienie. Przyjrzał się magicznemu kwiatku na szklanej płytce ponownie. Jego płatki, delikatne jak jedwab, mieniły się niczym kropelki roztopionego złota, odbijające każdy promień światła, tak nikły w głębinach Ministerstwa Magii, jakby chciały zatrzymać chwilę wiecznego blasku. Złoty blask tańczył w powietrzu, niczym echo dawno zapomnianej melodii. Złoty kwiat zaczynał świecić, a Morpheus, wiedząc, w jakim ustawieniu są naczelne planety, za to między innymi mu płacili, szybko powiązał tę obserwacje z pełnią księżyca, która wstępowała srebrnym powozem Artemidy na firnament. Fascynujące.

Teraz przyszła na pola związane z jasnowidzeniem w druczku. Do tego jednak musiL wykonać jeszcze jedną rzecz. Spojrzeć za zasłonę rzeczywistości. Miał co do dego pewne obawy, ale... Jasnowidzenie jest jak rozchylanie ciężkich zasłon utkanych z mgieł czasu, gdzie każde pociągnięcie odkrywa to, co skryte przed zwykłym okiem. To umiejętność przędzenia nici pająka, cienkich, niemal niewidzialnych, które łączą teraźniejszość z przyszłością, splatając ze sobą wątki przeznaczenia. Każda wizja jest jak misterna tkana, delikatna, ale nieskończenie złożona, skrywająca żakardowe wzory, których pełny sens ujawnia się dopiero, gdy całun nieznanego zostanie odsunięty. W rękach jasnowidza nici te migoczą, drżąc pod dotykiem intuicji, tworząc mosty pomiędzy chwilami, które dopiero nadejdą, a tym, co już dawno minęło.

Posprzątał aparat, przybory do pisania, ułożył raport po boku od siebie. Zamknął atrament, chociaż spodziewał się, że jeszcze będzie pisał i przesunął przed sobą szkiełko z kwiatem. Zamknął oczy i uspokoił oddech, wyrównał go. Wprowadzał w trans swoje ciało, rozluźniając się i zapominając o mięśniach, które miał. O ciele. Przestawał nim być, stawał się okiem cyklonu, dookoła którego obracał się świat i czas.

O wielki Apollo, Panie światła i przepowiedni, Ty, który widzisz to, co skryte przed oczyma śmiertelnych, Obdarz mnie widzeniem, bym dostrzegł ścieżki przyszłości ukryte w mroku. Niech Twoje światło prowadzi mnie ku prawdzie, a Twe mądrości niechaj rozjaśnią moje serce. Proszę, o boski opiekunie, przemów do mnie w ciszy umysłu i daj mi zrozumienie. Niech się stanie zgodnie z Twą wolą, o Apollo!

Zwrócił się ku patronowi, którego symbol nosił przez większą część swojej młodości, złotą harfę, którą później zastąpił zmieniaczem czasu, gdy odeszła jego matka. Jego oczy zaszły bielmem, a on zaczął wieszczyć.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Czarodziejska legenda
Lost in the serenity
Found by the water
Mirabella była czarownicą nieznanego statusu krwi, która zakochała się w trytonie i zamierzała wziąć z nim ślub, czemu głośno zaprotestowała cała jej rodzina. Rozczarowana tym kobieta zamieniła się w rybę (plamiaka).

Mirabella Plunkett
#2
13.10.2024, 12:48  ✶  
Sekundy upływały, zlewając się w minuty. Minuty zlewały się w godziny, a godziny - w dnie. Te z kolei przeplatały się z różnymi liniami czasowymi, istniejącymi w twoim umyśle i pamięci. Longbottom, igrasz z niebezpieczeństwem dużo bardziej, niż większość Niewymownych. Linie czasu plączą się i rozprostowują, niejednokrotnie wprowadzając Cię, Morpheusie, w konsternację. Czy to była kolejna próba Czasu, kolejna próba tajemniczych bóstw przeszłości? Ile czasu minęło, zanim mogłeś przymknąć oczy, gdy twoje normalne widzenie zaczęło tracić na ostrości? Obraz, znajdujący się przed tobą rozmył się w kolejnej pętli czasowej, a na bieżącą sytuację nałożyły się widma scenerii z przyszłości.

Przepowiednia


Nie byłeś już w Departamencie Tajemnic. Nie byłeś już w Londynie. Byłeś w Kniei Godryka. Las szumiał złowrogo, zupełnie tak jakby drzewa starały się ciebie ostrzec przed niebezpieczeństwem. Lecz przecież ty nie byłeś tu i teraz, znajdowałeś się gdzie indziej. W dwóch, może trzech miejscach naraz. Obraz Kniei został momentalnie przytłumiony przed dojmujące uczucie grozy, by w jednej sekundzie drzewa zmieniły swój wygląd. Nie widziałeś już strzelistych, grubych pni, pokrytych wieloletnią korą. Widziałeś gęsty, czarny dym, owijający się wokół roślinności. Ta płakała, chociaż bezgłośnie. Czułeś jej rozpacz, czułeś przerażenie. Czułeś jej ból tak, jakby to była twoja własna tragedia. Bolało cię fizycznie - ciało, ale także bolała cię dusza. Dojmujące przerażenie sprawiało, że nie mogłeś się ruszyć, lecz świat postanowił zrobić to za ciebie. Sceneria wokół zawirowała, a ty znowu stałeś w sadzie Abbottów. Widziałeś jak się przegrupowują, nakładając na furtki pieczęcie. Widziałeś aurorów i klątwołamaczy, kręcących się wokół zamkniętej części sadu. Widziałeś Mirabellę razem z jej mężem, którzy gestykulują żywo, rozmawiając z... Kimś. Chyba mężczyzną, ale nie byłeś pewny, bo postać wydawała ci się zrobiona z dymu. Gdy wyciągnąłeś rękę, by ją pochwycić, rozwiała się, a ziemia ponownie się zatrzęsła.

Wszystkie rośliny uschły, a na niebie pojawił się znak. Trzy tuziny kruków krążyły nad sadem niczym tornado, pędząc coraz szybciej i szybciej. Ich pióra płonęły szkarłatno-czarnym ogniem, topiąc po kolei kolejne jednostki. Nie widziałeś, gdzie upadają, lecz dostrzegałeś, że w locie zmieniają się w czarną jak noc, dziwną maź. Z Sadu Abbottów unosił się gęsty, paskudny dym.


Obudziłeś się, wróciłeś do rzeczywistości. Wszystko to wydawało się nierealne, lecz wciąż czułeś przerażenie. Bolało cię ciało, chociaż wciąż byłeś w tym samym miejscu. Miałeś mokre od potu ubranie, a sercem targał niepokój. Tłukło się w klatce z żeber, jakby chciało wydostać się na wolność i wzlecieć w górę tak, jak kruki, które widziałeś w swojej wizji.

MG nie kontynuuje rozgrywki @Morpheus Longbottom
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#3
01.11.2024, 23:38  ✶  

Ogarnęło go delirium przerażenia, niczym ciemna mgła, która przesłaniała świat rzeczywisty. Wizja spłynęła na niego jak zatruta woda, od której umysł wił się i drżał, zmuszony widzieć to, co niewypowiedziane i czuć to, co niemożliwe do odczucia. W głębi jego duszy rozszalał się chaos, obrazy, które zobaczył, nawiedzały go jak duchy, każąc jego sercu bić szybciej, a ciału dygotać. Myśl o tym, co miało nadejść, zatruwała jego krew, a strach przybrał formę widmową i dręczył go w zaciemnionym kącie umysłu. Czuł, jak świat wokół niego wiruje, jakby przeszłość, teraźniejszość i przyszłość zlały się w jedną potworną chwilę, pulsującą grozą i nieuchronnością.

Rozbudził się z wizji, jego szata była pezepocona i śmierdziała strachem. W całym doświadczeniu był jeleniem, który uciekał przed pogonią z chartów i łowczych ze strzałami naciągniętymi na cięciwę. Położył dłoń na piersi i potarł klatkę piersiową. Serce łopotało w nim, jakby chciało samo sobie wywołać zawał. Ciężko oddychał. Trzęsącymi się dłońmi wyjął papierośnicę  i próbował zapalić papierosa, ale ten mu wypadł z rąk. Sięgnął po drugie go, w końcu biała bibułka zetknęła się ze spierzchniętymi wargami.

Rozświetliło go światło zapalniczki, ciepło otoczyło jego twarz. Spalił jednego, później drugiego.

Jego ramiona i kark pokryła gęsią skórka, czuł się jakby po chorobie, malignie gorączkowej, która trawi przez noc i przyprawia rodzinę o szaleństwo z niepokoju. Całe ciało go bolało. Wziął głęboki oddech, sięgnął po kałamarz i pióro i zaczął spisywać to, co zapamiętał. Wyjątkowo jego charakter pisma wyglądał niecodziennie prosto, jakby przytłumione, bez essów-floresów, które zwykle towarzyszy raportom. Głowa go ćmiła w skroniach, ściskał pióro zbyt mocno, zdobiąc kilka miejsc kleksami.


Wizja profetyczna


Czas upływał, sekundy zmieniały się w minuty, minuty w godziny, a godziny w dni, które z kolei mieszały się z różnymi liniami czasowymi w mojej pamięci. Plątałem się w nich, tracąc orientację. Czy to była kolejna próba Czasu, czy test tajemniczych sił przeszłości?

Nagle znalazłem się w Kniei Godryka, gdzie las ostrzegał mnie przed niebezpieczeństwem. Byłem jednocześnie tam i gdzie indziej. Las zmienił się w widmową, dymiącą scenerię pełną bólu i rozpaczy, którą czułem, jakby była moja. Potem znowu stałem w sadzie Abbottów, widziałem aurorów, klątwołamaczy, a także tajemniczą postać z dymu, która zniknęła, gdy próbowałem jej dotknąć.

Sceneria zmieniła się raz jeszcze, na niebie krążyły kruki, trzy tuziny, płonące ogniem i przemieniające się w czarną maź. Wtem obudziłem się, nadal czując przerażenie i ból, w ubraniu przesiąkniętym potem, a w piersi targał mną niepokój, jakby chciał wyrwać się na wolność.

Dalsze kroki

  • Kontkt z rodziną Abbottów, odnośnie wizji
  • Kontakt z rodziną Greengrassów, odnośnie zachwiania Kniei
  • Próba odszukania istoty z dymu


Napisał raport i rozparł się na swoim fotelu. Mężczyzna siedział bez ruchu, a jego twarz wyrażała głębokie zamyślenie. Zmarszczki na czole podkreślały zmartwienie, które odbijało się w jego spojrzeniu. Czarne turmaliny mistyka. Pod oczami widniały ciemne cienie, świadectwo nieprzespanych nocy i ciężaru, który niósł na barkach. Jego oczy, zwykle bystre i pełne determinacji, teraz zdawały się przygaszone, jakby utkwiły w niewidzialnym punkcie, zanurzone w myślach pełnych trosk i niepewności.

Zapalił kolejnego papierosa, zastanawiając się,  czy leki od doktora Blacka wystarczą czy żeby zasnąć snem sprawiedliwego, będzie musiał wypić butelkę alkoholu. Czasami im podlejszy tym lepszy sen. Nic dziwnego, że biedni uciekali się w ramiona alkoholizmu, gdy świat stawał się bardziej znośny. Oddawał się samodestrukcji dymu w płucach z pożądaniem, jakie przeznacza się bogom, z pragnieniem, które spalało mu duszę. Kult Dionizosa w minojskim świecie rozkwitał w ekstatycznym tańcu, w dzikich rytuałach, gdzie jednostka zatapiała się w zbiorowej ekstazie, aż do zatraty samego siebie. W tamtych chwilach człowiek stawał się równocześnie świętym i ofiarą, życiem i śmiercią, zanurzał się w chaosie, który, choć przerażał, dawał też obietnicę odrodzenia. Minojskie freski oddają to, postacie wirujące, rozpływające się w szaleństwie i oddane Dionizosowi, który zdawał się brać ich życie za cenę ekstazy, wiecznego upojenia i bliskości z bogiem, w której istnienie topniało jak w ogniu ofiarnym. Ołtarzem ofiarnym były jego usta, ogniem papieros, a ofiarą jego oddech i płuca. Krew i wino mieszały się w kielichu rytuału, aż ofiarował siebie na ołtarzu ekstazy, rozrywając zasłonę między światem ludzkim a boskim. Przez zniszczenie samego siebie zbliżał się ku temu, co nadprzyrodzone, wierząc, że w popiołach własnej duszy odnajdzie boską iskrę.

Sięgnął do swojej skroni różdżką, srebrna nić wysunęła się z niej, pulsując wspomnieniem, żywym, wibrującym wszystkimi emocjami, jakie śpiewały w nim requiem, dźwięki mszy pogrzebowej, jaką odegrała w nim wizja. Dotknął wolną ręką kwiatu, jakby spodziewał się, że ten rozpadnie się, drugą ręką umieszczając wspomnienie w wolnej fiolce. Niebieski płomień tańczył na popiołach niebytu szkła.

Posprzątał i skatalogował widzenie, aby zająć czymś ręce i ustabilizować swoją powłokę. Gdy to ukończył, wstał z trudem od swojego biurka, przeczesał przyklejone do czoła włosy i z miękkimi nogami wrócił do domu, do Warowni, spoglądając niepewnie w stronę Knei i świętego sadu.


Koniec sesji


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Morpheus Longbottom (1619), Mirabella Plunkett (414)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa