Energia magiczna. Czym w ogóle była? Energia życiowa było terminem zrozumiałym. Człowiek miał jej określoną pulę - na tym opierała się nekromancja. Tendencja otwartości była tutaj jednak jednostronna Laurent chciał wiedzieć, niekoniecznie chciał przekazywać. Przynajmniej nie w tym momencie. Przynajmniej nie konkretnie jej. Nie ufał ludziom, którzy potrafili być zdesperowani później do czegoś, a Caroline wyglądała na zdesperowaną. Widać było głębokie zamyślenie Laurenta nad tym tematem. Automatycznie spomiędzy jego warg wydobyło się charakterystyczne "hmmm". Pokiwał jednak głową parę razy, co mogło sugerować, że podążał za tokiem myślenia Sebastiana. Tak, właśnie - Zimni byli pionierami. Tylko że wychodziło na to, że podróż tam znowu była co najmniej niebezpieczna, nie pytając nawet, czy w ogóle możliwa. Wątpliwie możliwa? Zapewne Departament już szukał odpowiedzi na to pytanie. Jak i na to, czy to, z czym teraz mieli do czynienia to było Limbo, do którego dostali się Zimni, czy może właśnie jakieś... coś innego. Nie wiedzieli też, co zrobił Lord Voldemort - być może to, co się teraz działo, było działaniem celowym. Tego chciał. A może to tylko jakiś skutek uboczny. Tak wiele niewiadomych...
Chciał nawet zacząć mówić - to były wszak dywagowania, ale w dwie osoby (trzy!) łatwiej było do czegoś dotrzeć niż samemu, kiedy Caroline złapała nagle jego dłoń.
- Caroline? - Zapytał niepewnie. - A...ał! Caroline! - Podniósł głos, a twarz pokryła mu się wyrazem zdziwienia, strachu i bólu. Spróbował się szarpnąć, ale dłonie kobiety stały się nagle żelaznym uściskiem. Nie mógł tej ręki wyrwać mimo prób, a w końcu przestał próbować, kiedy jej paznokcie wbiły się w skórę i zaczęła go przyciągać do siebie jeszcze bliżej. Kiedy jej oczy zaszły mgłą - pozorami istnienia - i z ust popłynął niby jej głos, a jednocześnie wcale nie brzmiał, jakby do niej należał.
A potem, jak gdyby nigdy nic, wróciła do poprzedniej rozmowy.
Cofnął szybko swoją rękę i nakrył ją własną dłonią w miejscu, gdzie zaciskała kurczowo swoje palce. Spoglądał na nią w szoku. Miał do czynienia z jasnowidzem na co dzień od wielu lat, ale coś takiego? Czegoś takiego jeszcze nie doświadczył. Nie odezwał się od razu. Spojrzał szybko na Sebastiana, ale zaraz wrócił wzrokiem na Caroline. Jej wina? Nie jej wina? Co za różnica - ogarniała go frustracja, że wiecznie przydarzały mu się takie rzeczy.
- T-tak. Bardzo chętnie skorzystamy z okazji... Szczególnie, że już kontaktowałem się z panem Rowlem w sprawie badania kniei... - nie powinno być problemów. Tamta przepustka była jednorazowa, ale tutaj mówili o szerszym dojściu. - W każdym razie dziękujemy, Caroline. Dobrze wykorzystamy twoją wiedzę. - Chyba kobieta nie była świadoma tego, co sama opowiadała jeszcze przed chwilą.
Starał się utrzymać jak najlepszą minę, kiedy jeszcze chwilę wymieniali się uprzejmościami czy uwagami i zanim przyszło się pożegnać.