• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
lato 1972 // światło na niebieskim końcu widma

lato 1972 // światło na niebieskim końcu widma
Czarodziejska legenda
Wilderness is not a luxury but a necessity of the human spirit.
Czarodzieje dążą do zatarcia granicy pomiędzy jaźnią i resztą natury, wchodząc tym samym na wyższe poziomy świadomości. Część z nich korzysta do tego z grzybów, a część przeżywa głębokie poczucie spokoju i połączenia podczas religijnych obrzędów i rytuałów. Ostatecznie jednak ciężko opisać najgłębsze wewnętrzne doświadczenia i uznaje się, że każdy z czarodziejów odczuwa je na swój sposób. Zjawisko to nazywane jest eutierrią.

Eutierria
#1
14.10.2024, 10:34  ✶  
Świat jest niebieski na krawędziach i w głębi. Ten błękit to światło, które się zgubiło.

Oto siedzi przed wami Caroline Aberoth, równolatka Laurenta. Dziewczyna, o której wielu nie pomyślałoby, że może być aż tak oddana swojej wierze, ani czym właściwie zajmuje się zawodowo. Ładna, ale nie w sensie onieśmielania urodą - po prostu ładna, nawet mimo posiadania wielu cech uznawanych u kobiet za nieatrakcyjne, harmonia jej twarzy sprawiała, że była kimś, na kim przyjemnie zawieszało się oko. Roztrzepane, niepotrzebnie rozczesane (bo kręcone) włosy, przedziwny uśmiech, mugolska, dżinsowa kurtka i oczy pełne niepokoju.

Caroline chciała rozmawiać tylko i wyłącznie z wami. Z chłopakiem, z którym łączyła ją dawna, już dawno nadgryziona zębem czasu przeszłość i zaufanym kapłanem, według niej mającym zapewnić jej komfort w obliczu słow, jakie miały paść w zamkniętym pomieszczeniu za głównym ołtarzem Whitecroft.

- Ja... Ja chciałam powiedzieć to wszystko przed obliczem Bogini Matki - to powiedziawszy, przesunęła spojrzeniem po statui nagiej kobiety mającej być jej personifikacją - bo w świetle prawa te rzeczy nie powinny opuścić moich ust i... jeśli jesteście litościwymi ludźmi, nie opuszczą one waszych. N-no chyba, że będzie to naprawdę konieczne. - Jej wzrok szybko wrócił do błękitnych oczu Prewetta, najwyraźniej gubiła się w nich jednak, bo nawet na jej opalonej skórze dało się zauważyć zaczerwienienie. Niewiele zmieniło się przez tych dziesięć lat. - Poświęciłam wiele lat, aby znaleźć się tu gdzie jestem i moja utrata wiary w siłę Ministerstwa w tym zakresie nie świadczy o tym, że chcę utracić moje uprawnienia.

Panna Aberoth, posiadaczka dwunastu kotów i bardzo nieprzyjemnie wyglądającego pająka imieniem Stefan, należała z wiedzy Sebastiana do grona osób nieposiadających zbyt atrakcyjnego życia poza pracą. Naukową, ale jaką - ta konkretna informacja nie obiła ci się nigdy o uszy, zupełnie jakby była to jakaś tajemnica.

- Panie Macmillan, Laurencie, ja... od maja stacjonuję na Polanie Ognisk - przygryzła dolną wargę - i... - zawahała się, jej wypowiedź przerwało głębokie westchnienie.

zadanie od mistrza gry
Przekonajcie Caroline, że może wam zaufać, korzystając z dowolnej przewagi i wykonując rzut na powiązaną z nią statystykę. Otrzymujecie jedną próbę na post. Nieudany rzut (akcja nieudana, krytyczna porażka), musi zakończyć się niechęcią ze strony dziewczyny - tj. musicie opisać w jakiś sposób swoją porażkę. Po udanej akcji (minimum jednej) w następującej po niej turze osoba, która ją przekonała rzuca kością !Wszystko będzie dobrze. Scenariusz jest dedykowany @Laurent Prewett, @Sebastian Macmillan. Mistrz gry nie kontynuuje rozgrywki.


there is mystery unfolding
Pan Egzorcysta
here lies the abyss,
the well of all souls

ciemnobrązowe oczy; rozszczep tęczówki prawego oka (źrenica w kształcie dziurki od klucza); czarne włosy; przeciętny wzrost 173 cm; zimne dłonie; często ubrany cieplej niż sugeruje pogoda; okulary do czytania; srebrny łańcuszek z sygnetem na szyi (w oczku znajduje się zasuszony kwiat z rodzinnego ogrodu); niespieszny chód; cichy, nieco niewyraźny głos

Sebastian Macmillan
#2
24.10.2024, 02:49  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.01.2025, 04:15 przez Eutierria.)  
21.08

Spotkania z wiernymi w londyńskiej siedzibie kowenu Whitecroft nie należały do rzeczy dziwnych i nietypowych. A przynajmniej tak wynikało z dotychczasowych doświadczeń Sebastiana, który chociaż obecnie nie zajmował się na co dzień kapłańską posługą, tak wspierał organizację, kiedy tylko nadarzała się ku temu okazja. Zawsze znalazł się ktoś, kto potrzebował porady lub po prostu ciepłego słowa, które mogło dać mu siłę w nadchodzących dniach.

Chociaż nad Londynem i pomniejszymi miejscowościami dalej wisiało widmo nawrotu konfliktu sił Czarnego Pana z Ministerstwem Magii, tak zwykli czarodzieje i czarownice dalej musieli sobie radzić ze swoimi zwykłymi, doczesnymi problemami. I w takich momentach kowen Whitecroft mógł naprawdę wesprzeć swoich wiernych. Gdy odezwała się do niego Caroline Aberoth, Sebastian ochoczo przystał na najbliższy wolny termin wizyty. Nie spodziewał się jednak, że w ich spotkaniu weźmie także udział Laurent Prewett.

W znacznej większości przypadków nalegałby na rozmowę w cztery oczy, jednak widząc stan kobiety... Bardziej niż chętnie zgodził się na to, aby Prewett towarzyszył swojej znajomej podczas tego hmm wyznania. Bo jak inaczej można byłoby określić moment w którym pracownica Ministerstwa Magii próbuje opowiedzieć im o swoim przydziale na Polanę Ognisk w Dolinie Godryka? I tak na co dzień nie jestem dobry z ludźmi, pomyślał trzeźwo, biorąc w ręce dzbanek z wodą i napełniając do połowy każdą z trzech przygotowanych szklanek.

— Dzisiejszy świat wymaga od nas wszystkich, byśmy stawali się latarniami prowadzącymi innych poprzez burzliwe morza niepewności, moja droga — zaczął ze spokojem Macmillan, podając czarownicy jedną ze szklaneczek. — Twoja lojalność wobec Ministerstwa Magii jest godna pochwały. Pamiętaj jednak, że wierność nie oznacza ślepego posłuszeństwa, lecz mądrość w działaniu, aby to, czego tak zaciekle bronisz, mogło dalej funkcjonować. W naturze jest tyle samo chaosu, ile harmonii, a Matka zawsze zerka przychylnie na tych, którzy próbują zachować równowagę.

Sebastian nie miał w zwyczaju plotkować na temat innych pracowników Ministerstwa Magii, jednak nawet do niego docierały echa rozmów jego współpracowników, jak i czarodziejów z innych departamentów. Obraz panny Aberoth kreowany przez te pół-prawdy należał do tych, który... napawał go zadowoleniem. Sugerował mu bowiem, że nie tylko on miał bardzo nikłe życie prywatne, poświęcając je rzeczom, które większość uznałaby po prostu za nudne.

— Spokojnie, napij się. My też tam byliśmy. Również z woli Ministerstwa — zerknął kątem oka na Prewetta.

Aurorka? Niewymowna? Nasza ostatnia wizyta wskazuje na to drugie, pomyślał przelotnie Macmillan. Może i Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów wysyłał czasem Brygadzistów na obchód granic Kniei Godryka, ale jak sami się przekonali teren centrum niedawnych walk funkcjonariuszy prawa ze Śmierciożercami należał obecnie przede wszystkim do Departamentu Tajemnic. A to sugerowało, że coś musiało absolutnie wstrząsnąć tą biedną kobietą, skoro była gotowa zignorować protokół, byleby tylko ulżyć swojemu sumieniu.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#3
29.10.2024, 16:50  ✶  

Listy tego lata tłumie zapychały nie tylko jego biurko, ale swojego czasu i całą podłogę. Szczególnie felernego dnia z jeszcze bardziej felernym artykułem. Były listy, których nawet nie otwierał, takie, które czekały, nim miał czas na zapoznanie się z nimi i te, które otwierał z priorytetem. List od Caroline był jednym z takich listów. Ciekawość. To ciekawość zgubiła kota i to ona zgubiła człowieka. Wygnała Ewę z Raju, a wraz z jej zakusami Adama. Kto był wężem? Wąż, czy kobieta, która wężem dla mężczyzny się stała?

Kim była Caroline, która słowem obietnic chciała sączyć jad?

Nie każda trucizna zabijała. Niektóre z nich były ledwo ostrzeżeniem, by nie zrobić drugiego kroku. W którą stronę? Nie wiedział, jaką drogę ta kobieta chciała mu pokazać. Ładna - och tak - nie piękna, jak diva z wybiegu, ale przecież bardzo ładna. Taka, która mogłaby ledwo okryć swą skórę i wyciągnąć do ciebie czerwone jabłuszko.

Tylko kto miał być Adamem? Sebastien, który przyszedł tutaj razem z nią, czy Laurent, który przyszedł odwiedzić ten Matczyny Ogród?

Ach, morze. To zaklęte w oczach Laurenta przeniosło się teraz na Maximilliana, który o tym wspomniał. Jego ruchy, jego postawa, jego mimika. Wszystko to wyćwiczone, czy jednak naturalne do cna? Nie sposób było ocenić. Pewnie gdyby ten mężczyzna chciał to w tym momencie przekonałby ich oboje do tego, że sztorm jednak tym morzem włada. I że pochłonie ich fala, przed którą nie uchroni żaden czar. Nie to jednak było jego celem. Ślicznie ujęte słowa malowały przed nimi inną przyszłość.

- Zgadzam się z panem Macmillanem. - Być może mogli tutaj już porzucić te konwenanse biorąc pod uwagę rozpracowywaną sprawę widm, ale chwilowe poczucie podniosłości chwili jakoś automatycznie wkroczyło w odpowiednią semantykę. Może to obecność samej Matki? Wykutej w zimnym kamieniu, spoglądającej wzrokiem pozbawionym życia na wszystko, co żywe. - Nie masz się czego obawiać, Caroline. - Odezwał się śpiewnym głosem, rzucając jej imię jak zaklęcie*. Lubił imiona ludzi. Lubił przykładać do nich wagę i podkreślać ich wartość. Nie było drugiej takiej Caroline - była jedna i jedyna w swoim rodzaju. I stała teraz tutaj przed nimi, gotowa mówić o sekretach, o których nie powinna. - Czy gdybyśmy nie byli, jak to określiłaś, litościwymi ludźmi, to zaprosiłabyś nas na rozmowę? Z góry wierząc w porażkę? - Uśmiechnął się łagodnie do tej szczupłej, urokliwej kobiety. Wydoroślała, oj tak. Ząb ich czasu tylko pokazywał, jak pięknymi kwiatami były. I jak wspaniale kobiety potrafiły kwitnąć.

Odwzajemnił krótkie spojrzenie Sebastiana. Nie, nie wiedział, czym trudni się Caroline i co takiego ma im do powiedzenia, ale jasne było jedno - boi się konsekwencji tego. Tak jak jasne było to, że jej obecność na Polanie oznaczała, że związek z Departamentem Tajemnic istniał. Pytanie, jak głęboki? I co takiego wiedziała, że zwróciła się akurat do nich? Nie do Minister Magii, nie do aurorów, do nikogo innego - właśnie do nich.

- Caroline. - Powtórzył to zaklęcie, obracając w stronę wywoływanej głowę. - Pracujemy nad widmami i odbiliśmy się od Ministerstwa. Nie musisz się obawiać o swoją karierę. Chyba jeszcze pamiętasz? Jestem z rodziny Prewett. - Znów się uśmiechnął, przesuwając palcem po sygnecie rodowym. - Zapewniam Cię, że tak jak potrafię dochować sekretów, tak potrafię zatroszczyć się o kogoś, kto swoimi dobrymi intencjami chce pomóc.* - Ktoś uważny mógłby go oskarżyć o bardzo wysoki poziom wysublimowania.

Ach, więc szukali Węża w Matczynym Raju...

Szukali - i znaleźli.


*mam ten śpiew selkie i przewagę bogacza, rzucam z charyzmy
Rzut Z 1d100 - 40
Slaby sukces...


○ • ○
his voice could calm the oceans.
Pan Egzorcysta
here lies the abyss,
the well of all souls

ciemnobrązowe oczy; rozszczep tęczówki prawego oka (źrenica w kształcie dziurki od klucza); czarne włosy; przeciętny wzrost 173 cm; zimne dłonie; często ubrany cieplej niż sugeruje pogoda; okulary do czytania; srebrny łańcuszek z sygnetem na szyi (w oczku znajduje się zasuszony kwiat z rodzinnego ogrodu); niespieszny chód; cichy, nieco niewyraźny głos

Sebastian Macmillan
#4
13.11.2024, 23:45  ✶  
Nasi drodzy Niewymowni muszą sobie nie radzić z obecną sytuacją, rozmyślał Sebastian, z lekkim niesmakiem przypominając sobie o szczegółach swojej ostatniej konfrontacji z tą grupą czarodziejów. Mówiło się, że pracownicy Departamentu Tajemnic mieli języki zawiązane na supeł, żeby przypadkiem nie zdradzić nikomu za dużo. Magia? A może przekonanie, że szczegóły pewnych operacji nigdy nie powinny przekroczyć progu wyjścia z Ministerstwa? W każdym razie, coś musiało wstrząsnąć Caroline, skoro tak się zachowywała.

Na czole Sebastiana zatańczyła niewyraźna zmarszczka mimiczna, gdy Laurent zdecydował się zagrać kartą swojego pochodzenia przed Niewymowną. Czy protekcja Prewettów faktycznie znaczyła na tyle dużo w gmachu Ministerstwa Magii, aby ochronić Caroline przed potencjalnymi konsekwencjami wyniesienia sekretów Departamentu Tajemnic poza jego czarne jak smoła trzewia?

Nie potrafił tego jednoznacznie ocenić, jednak w duchu modlił się o to, aby towarzyszący mu dziś mężczyzna nie próbował manipulować czarownicą w potrzebie. Kto wie, co zrobi, jeśli obietnice Laurenta będą jednym wielkim kłamstwem lub okażą się niewystarczające w starciu z wymiarem sprawiedliwości Niewymownych? Matko, strzeż nas przed gniewem rządu, skomentował w myślach, kończąc nieme modły.

— Nie jesteście jedyną grupą z Ministerstwa, która tam operuje — dodał od siebie, skupiając się na informacjach, które posiadał z pierwszej ręki. — Działania Laurenta, nadzór Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów... Wszyscy jesteśmy częścią tych zdarzeń. To wielce... niesprawiedliwe... że niektórzy muszą nieść tak ciężkie brzemię ze względu na tajność, gdy poprzez współpracę można osiągnąć o wiele więcej.

Wydaje się mówić z sensem, rozmyślał Sebastian, wsłuchując się w kolejne słowa Prewetta. Ich rodzinna fortuna nie wzięła się znikąd, a przy prowadzeniu tak wielu interesów na przestrzeni lat z pewnością musieli z uwagą szafować tajemnicami, jakie trafiały w ich ręce w taki sposób, aby jak najmniej sobie zaszkodzić. Jeśli Caroline miała komuś zaufać, to chyba powinna być świadoma tego, że lepiej opowiedzieć swoją historię komuś, kto nie doprowadzi od razu do jej opadku, prawda?
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#5
15.11.2024, 23:22  ✶  

Niepewność tej kształtnej twarzy przed nimi była chwytająca za serce. Powinna chwytać, powinna rozbrajać, powinna pokazywać człowiekowi, jak wiele można poświęcić w imieniu... w zasadzie to w imieniu czego? Co takiego chciała pokazać? Co chciała powiedzieć? Jakie sekrety wyciągała z kajecika, że lękała się o siebie samą? To nic dziwnego. Laurent tego nie oceniał - każdy człowiek powinien się troszczyć o siebie, swoją przyszłość, godne życie. Czy to chodziło o to, że akurat ta posada była dla niej ważna, czy o szereg innych rzeczy - nie miało znaczenia.

Realne znaczenie miało za to to, że Laurent też teraz czegoś chciał. Od tej kobiety, od jej zmartwionych oczu, od napiętego lekko ciała. Od tego, jak przyjęła szklankę od Sebastiana i chociaż dłoń jej nie drżała, to widział to oczyma wyobraźni. Napięcie, niepewność, niepewne napięcie i napięcie niepewności. Gdyby wyłożyć wagę Temidy na stolik to wahałaby się z jednej strony na drugą. Co było przeciwwagą? Słowa. Słodkie słówka, manipulacje. Szczerze? Nie szczere? Laurent nie był tak wysublimowany, żeby... nie. Na pewno nie był? Na pewno? Nie chciał uczynić jej krzywdy i był gotów jej pomóc wszelkimi dostępnymi samemu sobie środkami, żeby do takowej krzywdy nie doprowadzić. O ile w ogóle będzie potrzeba czemuś przeciwdziałać, bo przecież nawet nie wiedzieli, co mają usłyszeć. Śmiało można jednak założyć, że były to tajemnice, które nigdy murów jej Departamentu opuścić nie powinny. Wręcz oczywiste.

- To prawda. - Pokiwał z zastanowieniem głową na słowa Sebastiana. Nieśmiała myśl w jego głowie zrodziła zastanowienie, jak ktoś pokroju Sebastiana mógł odbierać jego osobę. Pryzmat postawiony przed najgorszym z grzechów tworzył wszystkie kolory tęczy. Spojrzeć za pryzmat? Jeszcze do tego trzeba go przesunąć. Myśl więc, tak szybko, jak się zrodziła, tak szybko umarła w swoim łonie. Jakiś przebłysk w oczach Caroline sugerował, że te empatyczne słowa Sebastiana na nią jakoś podziałały w zestawieniu z całokształtem. I wraz z tym pojawiło się też przemyślenie, że to właściwie było niepoprawne. Sebastian wiedział, jaka jest stawka? Albo raczej - jakie karty zostały wyciągnięte? Tak, to była manipulacja. Laurent poczuł się prawie brudny, a jednocześnie widział to niemal wypisane na twarzy kobiety: proszę, chcę wam zaufać. Ten brud nie polegał na wykorzystywaniu swoich możliwości w konwersacji, a w tym, że wcale nie był taki do końca pewien, czy mógłby ją w pełni ochronić. Skala. Tu wszystko zależało od skali. - W Ministerstwo nie warto wierzyć. Wystarczy wierzyć w to, że napędza je machina galeonów. - Nie lubił bardzo tej prawdy, którą wygłaszał jego ojciec, a nie lubił jej dlatego, że nie potrafił z nią dywagować. Że jego pragnienie sprawiedliwego i dobrego świata rozjeżdżało się w realiach. Więc pozostawało mu samemu dbanie o to, żeby tę władzę mieć. - Za to warto wierzyć w ludzi, którzy chcą coś zmienić na tym świecie. Bez względu na wartość pieniądza. Więc uwierz w nas. - W to, że ta sama maszyna, która burzyła jej wiarę w Ministerstwo, mogła też ochronić ją samą. - Wszystko będzie dobrze, Caroline. Pomóżmy sobie wzajem.


!Wszystko będzie dobrze


○ • ○
his voice could calm the oceans.
Czarodziejska legenda
Wilderness is not a luxury but a necessity of the human spirit.
Czarodzieje dążą do zatarcia granicy pomiędzy jaźnią i resztą natury, wchodząc tym samym na wyższe poziomy świadomości. Część z nich korzysta do tego z grzybów, a część przeżywa głębokie poczucie spokoju i połączenia podczas religijnych obrzędów i rytuałów. Ostatecznie jednak ciężko opisać najgłębsze wewnętrzne doświadczenia i uznaje się, że każdy z czarodziejów odczuwa je na swój sposób. Zjawisko to nazywane jest eutierrią.

Eutierria
#6
15.11.2024, 23:22  ✶  
Historia kobiety brzmiała tak...

Słuchajcie... Przydzielono mnie do Polany Ognisk po tym, jak na sabat napadli Śmierciożercy, ponieważ jestem jedną z Widzących Departamentu Tajemnic. To co wytworzyło się na Polanie nazywamy... Szczeliną. Badanie Szczeliny nie jest zbyt owocne, bo żaden z badaczy nie miał nigdy z czymś takim do czynienia. To nie jest coś, o czym można wyczytać w starych książkach, to nie jest coś, o czym wiemy już dużo. Wszystko, co wytworzyliśmy to szereg teorii, nasza gdybanie i dokonywanie pomiarów. Nie dziwi mnie wcale, że nikt nie chce mówić o tym szeroko, bo to mogłoby wzbudzić zbiorową panikę. Prawda jest taka, że Ministerstwo nie zablokowało drogi do Kniei tylko ze względu na czające się tam potwory. One przyszły tam, bo żrą energię, żrą energię, która wydostaje się ze Szczeliny i miesza ludziom w głowach. Doświadczyłam tego raz. Nie potrafię wytłumaczyć uczucia, jakie mną w tamtej chwili targało, ale było tak piekielnie intensywne - jakbym mogła słyszeć kolory, wiecie? Amnezjatorzy otrzymali informację o konieczności ukrycia śladów, jakie pozostawiły za sobą te potwory, wydano nakaz pochowania ofiar tak cicho, jak się da, bez wzbudzania sensacji tym, że pozostały po nich tylko skorupy i naprawdę próbuję to logicznie uzasadniać, ale... Dwa tygodnie temu, jeden z Widzących zauważył coś przy drzewie, które rośnie teraz na środku Polany. Dotknął czegoś, czego nie potrafiliśmy dojrzeć, a zanim to zrobił, spojrzał mi prosto w oczy i powiedział: miałaś rację. Kiedy tego dotknął, to było... jakby jakiś wir wciągnął go do środka... ale środka czego? Nigdy później go nie widzieliśmy. Miał żonę i dziecko. Albo ma. Azmir zawsze krytykował mnie za pogląd, jakoby bogowie, którzy stworzyli ten świat... istnieli, ale byli czymś więcej niż czymś, co potrafimy sobie wyobrazić. I co ja mam o tym myśleć? Chodziło mu o to, czy o dane dotyczące temperatury, jakie zebrałam przez ostatnie miesiące? Ja... Nie wiem, nie wiedziałam, co o tym myśleć, ale przez ostatnie dni kładłam się do łóżka i wspominałam to, że widziałam was pomiędzy Dębami. Codziennie, kiedy staję na Polanie, kiedy mam pobierać kolejne próbki pośród starych ludzi, którzy nie wiedzą, co robią, patrzę w niebo i poszukuję tam znaku mogącego odpowiedzieć mi na pytanie tlące się w zakamarkach mojej duszy - czy powinnam spalić to drzewo? Pytam o to, bo z każdym kolejnym dniem mam coraz silniejsze wrażenie, że gdyby Ministerstwo zrozumiało, w jaki sposób wykorzystać to, co widzimy przed sobą, nie okazałoby się dużo lepsze od Voldemorta.

Laurencie...

Złapała cię za dłoń lub zacisnęła na niej palce.

zadanie od mistrza gry
W następnym poście rzuć kością - !Proroctwo widm.


there is mystery unfolding
Pan Egzorcysta
here lies the abyss,
the well of all souls

ciemnobrązowe oczy; rozszczep tęczówki prawego oka (źrenica w kształcie dziurki od klucza); czarne włosy; przeciętny wzrost 173 cm; zimne dłonie; często ubrany cieplej niż sugeruje pogoda; okulary do czytania; srebrny łańcuszek z sygnetem na szyi (w oczku znajduje się zasuszony kwiat z rodzinnego ogrodu); niespieszny chód; cichy, nieco niewyraźny głos

Sebastian Macmillan
#7
23.11.2024, 00:19  ✶  
Szczelina, powtórzył w myślach za siedzącą przed nim czarownicą, poruszając bezgłośnie ustami, jakby próbował zasmakować wymienionego przez nią słowa na własnym języku. Zupełnie jakby przeprowadzał próbę generalną nim wspomniany termin stanie się jednym z podstawowych słów w jego słowniku - przynajmniej na czas dyskusji (a może raczej spowiedzi?), w jaką został uwikłany swoimi powiązaniami z Laurentem i kowenem Whitecrroft.

Czy właśnie to zobaczył tamtego dnia, gdy ekipa Prewetta wyruszyła do Kniei Godryka celem zapolowania na Widma nawiedzające tamte okolice? Czyżby Szczelina pokrywała się z miejscem, w którym miał okazję przez ułamek sekundy doznać wizji zza drugiej strony zasłony dzielącej świat żywych i umarłych? Szczelina była oknem, a może jedynie stwarzała warunki, które ułatwiały przeklętym przez los czarodziejom i czarownicom na zajrzenie do zaświatów? Bądź co bądź, chodziło tutaj o jakiś magiczny wyciek energetyczny...

— Może energia tamtego miejsca was przebodźcowuje? — mruknął pod nosem Sebastian, bardziej starając się zachęcić do współpracy własne szare komórki niż podsunąć kobiecie logiczną odpowiedź na to, czego doświadczyła podczas swojej pracy.

To nie był pierwszy raz, kiedy kwestia wahań energetycznych zdawała się łączyć z magicznymi zaświatami. Ekipa Ministerstwa Magii, która pod wpływem zbyt dużej dawki adrenaliny zdecydowała się na przejście do Limbo podczas ataku Śmierciożerców na Polanę Ognisk, również miała problemy z energią. A raczej jej brakiem. Teorii na temat tego, co się wówczas wydarzyło było wiele. Sebastian nawet teoretyzował, że Limbo i energia tamtejszych duchów mogła w pewien sposób zatruć żywych bohaterów z Brygady Uderzeniowej i Biura Aurorów. Czy teraz mieli do czynienia z podobnym ''toksycznym'' przeciekiem zza drugiej strony?

— Jak do tej pory nie słyszałem jeszcze o dębach-świstoklikach. Czy też innego rodzaju magicznych teleporterach — skomentował gładko, zerkając pytająco na Laurenta. — Obawiam się, że do sprawy zaklętego dębu nie mogę za wiele wnieść. — Wzruszył sztywno ramionami, ewidentnie skrępowany brakiem przydatnej wiedzy. — Chociaż... Podczas ataku na Beltane zerwała się jakaś wichura, czyż nie?

Zmrużył oczy, nie potrafiąc sobie przypomnieć wszystkich szczegółów. Podczas sabatu przebywał na terenie Londynu, kiedy to został ekspresowo wezwany do mieszkania przyjaciela, aby egzorcyzmować własnego kuzyna i... No, nie mógł ręczyć osobiście za doniesienia dotyczące tamtej nocy.

— Parę drzew zostało wówczas powalonych? Tak myślę? — Zmarszczył czoło, drapiąc się po głowie. — Chociaż, gdyby drzewa zaczęły ''znikać'' ludzi, to ktoś by zwrócił na to uwagę. Prędzej czy później.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#8
23.11.2024, 12:41  ✶  

Słyszał, co mówiła do nich kobieta, ale tak jakby to do niego nie docierało. Słyszał, niby rozumiał każde słowo, te słowa potem tworzyły zdanie, zdania składały się na poszczególne odcinki tej historii... tylko że każde go następne słowo, zdanie i historyjka tworzyły zawirowanie w jego głowie, które zrywało wszystkie równo pozapisywane kartki zrozumienia i targało nimi jak w wichurze. Musiałby to zapisać. Nie, najlepiej poprosić ją, żeby zapisała. Albo musiałby to usłyszeć z dziesięć razy, żeby na pewno niczego nie pominąć. Szczegóły i szczególiki zdawały się tu tak dziko ważne, że Laurent wątpił w to, że był w stanie objąć całokształt bez rozważań nad poszczególnymi elementami. Przychodząc tutaj spodziewał się wielu niesamowitych opowieści, a i tak nie był gotów na to, co nadeszło.

- Kiedy z Sebastianem badaliśmy Knieję to natknęliśmy się na bardzo dziwne zjawisko... - Spojrzał na Sebastiana. Czy również jest taki skonfundowany? Zamyślony - to na pewno. Na pewno poruszało to jego głowę, ale do jakiego stopnia poruszało serce? Do jakiego stopnia tworzyło w niej mętlik? Zastanawiał się, czy Sebastian miał z tym więcej doświadczenia - z takimi zagadnieniami. W końcu w Kowenie działy się rzeczy, które często zamykały się całkowicie w jego ścianach i nie wychodziły poza niego. - To jest możliwe? - Padło jego pytanie, kontinuum zdziwienia, kiedy mężczyzna powiedział o przebodźcowaniu energią. Och tak, Laurent wiedział sporo o przebodźcowaniu, ale niczego związanego z... energią. Tym bardziej tak niezwykłą, o jakiej mówiła Caroline. - Zimni po powrocie stamtąd mówili o "zaczerpnięciu" czegoś... zaczerpnięciu energii. Prawdę mówiąc sądziłem na początku, że jest na odwrót - że tę energię oddali. - Ale kiedy sam manipulował energią na Atreusie to niczego to nie zmieniało. Tymczasem Victoria miała inne doświadczenia, kiedy Cynthia przeprowadzała swoje badanie... - O ile... to te same miejsca. - Dodał, bo od razu tak założył. Tymczasem operowali tutaj na bardzo wysokim pułapie abstrakcji. Mówili w ogóle o istnieniu "innego świata" kryjącego się za kurtyną rzeczywistości. O istotach, które żywiły się tą energią jak... wampiry. Laurent aż lekko potrząsnął głową w zdumieniu. - Jako czarodzieje jesteśmy w stanie stworzyć mikro-światy w torbach podręcznych. Czemu więc ktoś... albo coś... nie miałoby być w stanie stworzyć większej przestrzeni. - Skoro mowa o świstoklikach i o tym, czego jeszcze nie słyszeli. Oczywiście tutaj było tyle możliwości, że blondyn nieszczególnie nakręcał się na to, że rzeczywiście było tu coś do odkrycia. Pewne było jedno - jakaś magia mocno interweniowała w ich świat. - Również o czymś takim nie słyszałem. - O żadnych z tych cudów po Beltane niewiele słyszał. - Spalić? - Ledwo się powstrzymał przed dodaniem, że dlaczego, że tak być nie powinno, że to za cenne..! Ale czemu za cenne? Bo jego ciekawość badacza się załączała? Nie wiedział do końca, do czego pije kobieta z tym bezpieczeństwem... do czego mogłoby służyć to drzewo... tak jakby byli o malutki kroczek od dowiedzenia się czegoś niesamowicie ważnego..! - Caroline... do czego Ministerstwo miałoby wykorzystać to drzewo? - Do wichur, które przywołał Sebastian? Do czegoś... większego? Mówiłby nawet dalej - gdyby kobieta nagle nie zacisnęła dłoni na jego ręce.


!Proroctwo widm


○ • ○
his voice could calm the oceans.
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#9
23.11.2024, 12:41  ✶  
Ucisk palców na twojej dłoni stał się nie do zniesienia. Dziewczyna kontynuowała opowieść - mówiła coś o jej teorii, że gdyby mężczyzna nie żył, dałoby się zapewne wywołać jego duszę, ale bardzo szybko straciliście wątek. Jej ciało się wykręciło, oczy zaszły bielą i teraz już nie tylko kaleczyła dłoń Laurenta wbijając w nią paznokcie - ona ciągnęła go za rękę w swoim kierunku i plotła coś z obłąkanym wyrazem twarzy.

- Sznur, którym wiążą go światy, jest cienki jak nitka pajęczyny. Jeśli nie sięgniesz po niego i nie wyrwiesz go z drzewa, pęknie, a jego dusza rozpłynie się w pustce. Jego przeznaczenie to śmierć lub wieczne zawieszenie w niebycie, cierpienie do krańca znanej nam rzeczywistości... - A potem nagle zamilkła. Przestała cię szarpać i pokręciła głową, jakby się z czegoś otrzepywała. - I wiecie... to może być ślepy strzał, ale naprawdę mam t-też listę nazwisk osób zaginionych, wszystko. Mogłabym... we wrześniu wprowadzić tam kogoś, bo Ministerstwo planuje pewne nabory do grup badawczych. Mógłby wielebny obejrzeć to drzewo z bliska na przykład. - Przygryzła wargę, wpatrując się w blat stołu.

Przepowiednia?

Proroctwa rządziły się różnymi, nie do końca zrozumiałymi prawami, ale to nie brzmiało do końca jak wskazówka, nie pomagało zrozumieć żadnych zawiłości. Właściwie, to mieliście wrażenie, że styl wypowiedzi był wam znany, ale nie potrafiliście skojarzyć go z nikim konkretnym. Najistotniejszym było jednak to, że najwyraźniej zyskaliście na Polanie Ognisk cennego sojusznika.
Pan Egzorcysta
here lies the abyss,
the well of all souls

ciemnobrązowe oczy; rozszczep tęczówki prawego oka (źrenica w kształcie dziurki od klucza); czarne włosy; przeciętny wzrost 173 cm; zimne dłonie; często ubrany cieplej niż sugeruje pogoda; okulary do czytania; srebrny łańcuszek z sygnetem na szyi (w oczku znajduje się zasuszony kwiat z rodzinnego ogrodu); niespieszny chód; cichy, nieco niewyraźny głos

Sebastian Macmillan
#10
26.11.2024, 21:31  ✶  
— Jak za dużo zjesz, to boli cię żołądek, czyż nie? — odparł ze spokojem Sebastian, starając się wyjaśnić swój tok myślenia w jak najprostszy sposób. — Kiedy za dużo wypijesz, to potem masz kaca. Posiadanie czegoś w nadmiarze nie zawsze oznacza coś dobrego. Tym bardziej w przypadku energii magicznej. — Wygiął usta w niesmaku. — Nie byłem na Polanie Ognisk podczas ataku, ale bazując na doniesieniach świadków i mediów... A także naszych doświadczeniach... Można wysnuć teorię, że środowisko magiczne tamtego miejsca jest wyjątkowo zaburzone.

Żyły magiczne ciągnące się pod Wielką Brytanią nie były całkiem powszechne, ale nie należały też do całkowicie egzotycznych. Kowen z uwagą dobierał miejsca, w którym odbywały się sabaty, zarówno z powodów praktycznych, jak i symbolicznych. A silna żyła potrafiła mocno zasilić co poniektóre rytuały. Czy i w tym przypadku działo się coś podobnego? A może źródła problemu należało szukać w stu procentach po stronie Zaświatów?

Kiedyś głowa mi od tego wszystkiego pęknie, pomyślał Macmillan, zduszając w zarodku ciężkie westchnienie, zanim to dało wyraz jego frustracjom i obawom. Zobowiązał się do tego, że pomoże Patrickowi, który przez całą sprawę z Zimnymi... Cóż, był w kryzysie. Z początku dosłownie nie miał na czym oprzeć swojej pomocy, a teraz zaczynał odnosić wrażenie, że przywędrowały do niego nitki, o które wcale nie prosił. Eh, może dalsze badania zdołają pozbyć się chociaż paru nieścisłości z tego równania?

— Rozumiem skonfundowanie — wtrącił z nutką niezadowolenia w głosie. — Również wiele bym dał za kilka woluminów opisujących poprzednie wyprawy do Limbo, jednak obawiam się, że osoby, które wlazły tam ostatniej wiosny, są swego rodzaju pionierami.

Jakby nie mogli przodować w jakiejś innej konkurencji niż łamanie praw, które do niedawno zawiadowały otaczającą ich rzeczywistość i wierzeniami kowenu. Bądź co bądź, dobrze by było, gdyby co poniektórzy z nich nauczyli się trochę... Sebastian wybałuszył oczy, gdy kobieta ponownie zeszła z głównego tematu i dopadła ręki Prewetta, aby zacząć... przepowiadać. Czarodziej momentalnie poczuł nieprzyjemny dreszcz na plecach i cofnął się o parę kroków, mierząc swoich gości zaniepokojonym wzrokiem, próbując skupić się na posyłanych w eter słowach.

— My... Zdecydowanie się temu przyjrzymy — skomentował niemrawo Macmillan, pocierając nerwowo jedną dłonią o drugą. Ugh, dobrze, że to nie jego złapała.

Zerknął kątem oka na Laurenta. To się im trafiła ''pacjentka''. Niewymowna, która jako jedna z nielicznych była skłonna podzielić się opowieściami ze swojej pracy. Wieszczka na co dzień recytująca przepowiednie swoim kotom lub pustym ścianom małego mieszkania. Jeszcze brakuje, żeby to Longbottom tu wpadła z podobnymi wieśćmi, pomyślał przelotnie, mimowolnie wyobrażając sobie, że młoda Brygadzistka już czeka na nich na ulicy.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Eutierria (816), Pan Losu (232), Sebastian Macmillan (1555), Laurent Prewett (2528)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa