Rozliczono - Ambroise Greengrass - osiągnięcie Badacz Tajemnic II
Jakoś udało im się dotrzeć do domu. Droga nie była prosta zważając na okoliczności, w jakich przyszło im wracać. Nie byli za bardzo trzeźwi, Yaxleyówna starała się jakoś trzymać pion, jednak średnio jej to wychodziło. Co chwila wiatr, tak to na pewno był wiatr (mimo, że dzisiaj przecież wcale nie było specjalnie wietrznie) przesuwał ją z drogi, to na lewo, to na prawo. Odruchowo gdzieś w trakcie złapała Ambroisa za rękę, chociaż to wcale nie ułatwiało sprawy, bo on również był nieźle wstawiony. Wlali w siebie w końcu już dzisiaj nieco alkoholu.
Trafili do celu, może trwało to zdecydowanie więcej czasu niż zazwyczaj, ale im się udało. Kolejny sukces, który wspólnie zaliczyli.
Wdrapała się całkiem zgrabnie po schodkach, aby otworzyć drzwi do domu. Po czym weszła do środka. W wolnej dłoni dzierżyła pustą butelkę po whisky, którą udało im się dokończyć podczas tego jakże udanego spaceru. Wypuściła dłoń Roisa ze swojej i udała się do kuchni, gdzie postawiła puste szkło na blacie.
Nie wydawało jej się, aby jeszcze mieli dość, postanowiła więc wleźć do spiżarki, aby rozpocząć poszukiwania. Nie miała pojęcia, czy faktycznie znajdzie coś wartego uwagi, w ostateczności będą mogli spróbować się odurzyć eliksirami, nie chyba nie była jeszcze tak bardzo pijana, aby robić takie głupoty.
Nie do końca miała świadomość tego, co będzie dalej. Czas spędzony na wrzosowisku był przyjemny, ich rozmowa przebiegała zupełnie inaczej niż wcześniej, trochę się obawiała, że dom, w którym się znaleźli spowoduje, że wrócą do tego, co mieli przed tym gwałtownym opuszczeniem go, może jednak zupełnie niepotrzebnie się tym przejmowała?
Byli pijani, mogli sobie pozwolić na więcej niż wcześniej i to tego zamierzała się trzymać. Przerzucała butelki jedna za drugą, zajmowało jej to dosyć dużo czasu, bo miała lekkie problemy z tym, aby przeczytać nazwy, które się na nich znajdowały. Zresztą większość z nich była opisana przez Roisa, co powodowało jeszcze większe utrudnienie, bo jego pismo... cóż, nie należało do tych najprostszych do odszyfrowania. Nie miała pojęcia dlaczego wszyscy lekarze posługiwali się tym dziwnym szyfrem...
Nie miała pojęcia, gdzie jest Roise, bo skupiła się na swojej misji poszukiwawczej. Czy faktycznie miał zamiar zająć się obiadem, czy postanowił ogarnąć kąpiel. Nie wiedziała, aktualnie jej wszystkie zmysły były zaangażowane w te jedno zadanie, które sama sobie wyznaczyła. W końcu jej się udało, dwie butelki! Dwie! To musiała być jakaś księżycówka od jej ojca, nie, żeby ją to szczególnie cieszyło, bo miała świadomość, spożywanie jej mogło się skończyć różnie, ale grunt, że mieli tutaj coś jeszcze, co mogli w siebie wlać.
- ZNALAZŁAM. - Krzyknęła jeszcze, aby podzielić się swoim szczęściem, po czym ruszyła w stronę stołu, przy którym wcześniej siedzieli. Postawiła je na nim, sama zaś sięgnęła po fajkę i wsadziła ją sobie w usta. Tak, potrzebowała zajarać. Nie wzięła ze sobą szlugów na wrzosowisko, bo opuszczali dom w pośpiechu i bardzo mocno doskwierał jej głód nikotynowy. Usiadła sobie na jednym z krzeseł, odpaliła szluga, zawiesiła wzrok na ścianie, która się przed nią znajdowała. Właściwie to nie myślała o niczym, a może trochę o tym, że zaczynała się robić głodna. Od rana nic nie jadła, wlewała w siebie jedynie alkohol. Nie sądziła, aby dobrym pomysłem było to, żeby Ambroise przygotowywał im teraz posiłek, bo jeszcze skończy się do na jakimś odcięciu palca, czy coś, wtedy chyba nie mógłby być już lekarzem? Chociaż, czy jeden palec robiłby aż taką różnicę? - Czy mógłbyś być lekarzem, gdybyś nie miał jednego palca, albo powiedzmy dwóch? - Rzuciła w eter, dosyć głośno, musiała zaspokoić swoją ciekawość.