• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[23.08] None will ever be a true Parisian who has not learned to wear a mask

[23.08] None will ever be a true Parisian who has not learned to wear a mask
Sztafaż
Parle-moi de la mort, du songe qu'on y mène,
De l'éternel loisir,
Où l'on ne sait plus rien de l'amour, de la haine,
Ni du triste plaisir;
186cm | 83 kg | szczupła, atletyczna sylwetka | nienaturalnie blada skóra | lekko falujace włosy, ciemny blond | błękitne, zdystansowane oczy | w mowie zwykle silny francuski akcent, ale kiedy chce może z powodzeniem naśladować akademicki brytyjski

Gabriel Montbel
#11
29.03.2025, 16:35  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.03.2025, 16:36 przez Gabriel Montbel.)  
Odpuścił temat hipnozy?

Dobre sobie.

Hrabia nie był aż tak zaintrygowany chłopakiem, ale możliwościami, które roztaczały się przed nim w kontekście tego, kogo ów podlotek znał. Czyż nie byłaby to zemsta doskonała, tak pokazać Jonathanowi cóż to znaczy być wymienionym na inny model? Młodszy z pewnością, bo ciężko było wampirowi wyobrazić sobie na ten moment kogoś, kto był starszy od niego. Jednostki, ale z pewnością niezbyt zainteresowane romansem bardziej niż sposobem pozyskania wykwintnego posiłku. Sam był w tym miejscu jeszcze kilka lat temu...

– Dobrze dla Ciebie i absolutnie Ci się nie dziwię. Czy więc może nie tracąc kontroli, byłeś tym co zagarnia ją całą dla siebie? Czy dotykałeś kiedyś cudzego umysłu, tak... z czystej ciekawości? – Jego głos smakował niemalże jak wino. Lekko cierpki, ale pozostawiający słodycz wanilii i kakao na podniebieniu, aksamitny i zbyt łatwo wchodzący do głowy. Nie lubił tak młodego wina, nie lubił tak młodej krwi. Chciał poznać czemu Selwyn odwrócił się od niego i z pewnością rozrywanie skóry jego pupilka nie doprowadziłby go do celu, nie tą drogą, którą obrał. Ale ten moment, gdy Theo nachylił się ku niemu, aby zwierzać ze swojego plugawego zainteresowania mugolami. Hrabia bardzo dobrze go rozumiał. Czyż nie był teraz zainteresowany życzliwie swoją potencjalną kolacją?

Bił od niego chłód, choć może to wieczór dogasającego lata dawał wrażenie tej dziwnej aury. Przyjemna woń perfum wysycona ciepłymi tonami bursztynu, słodyczy gruszki i fasoli tonka pogłębionymi złotem whisky i dymu omiotła Kelly'ego, choć nie pasowała do nieco bladej cery mężczyzny i jego lodowatych błękitnych oczu obserwujących go zza półprzymkniętych powiek.
– Wydaje mi się... że jestem zbyt stary, aby odczuwać przyjemność w krzykliwych pląsach zbyt głośnych bębnów, zbyt wbijającej się w ucho gitary. Próbowałem, choć nie tu na Wyspie, a w Paryżu. Lubię... próbować tego co świeże, ale akurat muzyka wzmacniana prądem nie trafiła w moje gusta. Nie tak jak sztuki plastyczne. Grafitii niedługo przybędzie do nas zza oceanu. Jestem ciekaw, jak rozkwitnie, czy uda mu się przebić tu... do magicznej strefy naszego życia. – Mówił podobnie cicho, korzystając z tajemnicy, którą nieoczekiwanie łączyli, przyjmując poglądy młodzieńca bez oceny, szyderstwa czy potępienia. – Masz swój ulubiony zespół? – zapytał nieoczekiwanie, upijając wina z kielicha, ciesząc się, że nie ma serca, które ścisnęłoby wspomnienie wspólnego z Selwynem wybierania prezentów dla tych podlotków. Nie mógł dać się porwać tym sentymentom, nie jeśli zamierzał dowiedzieć się czegokolwiek więcej. Dowiedzieć się jak smakuje Londyn, dla którego został porzucony.
Evil Prince
The devil doesn't bargain, he'll only do you harm again
Średniego wzrostu (metr siedemdziesiąt osiem) chłopak o ciemnych włosach i orzechowych oczach. Zawsze uśmiechnięty, choć pod uśmiechem skrywa swoje prawdziwe intencje, które nie są tak miłe.

Theo Kelly
#12
13.04.2025, 12:35  ✶  
Theo zmrużył delikatnie oczy przysłuchując się słowom wypowiedzianym przez swojego rozmówcę. Z jednej strony było to coś o czym bardzo chętnie by dyskutował - poruszył ten temat chcąc zgłębić go jak i umysły innych ludzi. Teraz kiedy już wiedział jak bronić własny czuł swego rodzaju pokusę, żeby również poznać drugą stronę medalu. Jednak dobrze wiedział, ze takie umiejętności były nie tyle rzadkie, co wręcz nielegalne. Dlatego rozmawianie o tym z nomen omen przypadkowo spotkanymi ludźmi? Może i był młokosem, ale nie zostawił rozumu w innych spodniach.
- Nie - odpowiedział jedynie krótko nie chcąc rozwijać swojej odpowiedzi. Czy chciał? Owszem. Czy potrafił? Absolutnie nie. Czy szukał o tym informacji? Jeszcze jak. Choć robił to ostrożnie to jednak, sukcesywnie poszukiwał tej wiedzy w przeróżnych miejscach. gdyby tylko miał pełen dostęp do wiedzy z Departamentu Tajemnic.
Jeszcze raz spojrzał na swojego rozmówcę znad krawędzi kielicha, sięgając do swojego ukrytego daru, który rozwijał pod okiem ojca chrzestnego. Wcześniejsze niepowodzenie mu nie przeszkadzały, dobrze wiedział, że nie zawsze mu wszystko będzie wychodziło, brak mu było wprawy - ale postarał się raz jeszcze spróbować wyczytać zamiary siedzącego przed nim mężczyzny.

Wykaz intencji III - Percepcja III
Rzut Z 1d100 - 5
Akcja nieudana


Wzruszył ramionami, dobrze wiedząc, że muzyka nie jest dla wszystkich - nie każdy jak Theo lubił niemal wszystko. Młody Kelly co prawda jedyny wymóg jaki miał to taki, żeby muzyka wpadała mu w ucho. Dlatego też nie rozumiał kłopotów jakie miał Gabriel z nowoczesną muzyką.
- Cóż, nie wiem jaka muzyka jest grana w Paryżu, nie podejrzewam, żeby aż tak znacząco się jednak różnią od tego co mamy tutaj. Jednak za oceanem... - widać było, ze na chwilę odpłynął ,a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. - Wyglądasz na kogoś kto pokochałby bluesa, szczególnie tego w południowym, czystym wydaniu - powiedział odstawiając swój kieliszek na blat stolika i przez chwil zastanawiając się nad pytaniem o ulubiony zespół. Nie wiedział czy taki istnieje, nigdy o tym nie myślał. Może gdzieś tam znalazłaby się odpowiedź, jednak teraz? Nie potrafił jej mu udzielić. - Nie sądzę, żebym miał jeden ulubiony, nie lubię ograniczać się i zamykać w jednym tylko wymiarze - powiedział zgodnie z prawdą, to było niezwykle ciężkie do ustalenia dla niego, aby powiedzieć czy jest zespół, który lubi najbardziej.

Sztafaż
Parle-moi de la mort, du songe qu'on y mène,
De l'éternel loisir,
Où l'on ne sait plus rien de l'amour, de la haine,
Ni du triste plaisir;
186cm | 83 kg | szczupła, atletyczna sylwetka | nienaturalnie blada skóra | lekko falujace włosy, ciemny blond | błękitne, zdystansowane oczy | w mowie zwykle silny francuski akcent, ale kiedy chce może z powodzeniem naśladować akademicki brytyjski

Gabriel Montbel
#13
17.04.2025, 13:49  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.04.2025, 13:55 przez Gabriel Montbel.)  
– Polecam Ci. Przyjemne uczucie, zwłaszcza dla kogoś, kto lubi mieć kontrolę nad sytuacją. – Zasugerował subtelnie, że sam zna się na tej sztuce, niekoniecznie dbając o to, czy ów subtelność dotrze do młodego człowieka. Zaraz potem na moment zapanowała między nimi cisza, która wywołała na twarzy starszego mężczyzny stłumiony uśmiech, trudno hamowanego rozbawienia.

Znał ten wyraz twarzy. Znał go doskonale. Zbyt długo chodził po tym świecie, żeby go nie znać, ale nie zamierzał po sobie poznać, że czuje się jakkolwiek dotknięty tym podglądactwem. Za parę dni, gdy Jonathan będzie siedział tuż obok, ramię w ramię, jak za starych dobrych czasów... za parę dni odpuści ochronę, wywlecze wszystko, czego przecież nie powinien się wstydzić w żadnej mierze, choćby miał narazić i jego i siebie na nieprzyjemności. Na wszystkich umarłych bogów, wszak chciał Selwyna zabić moment temu, mały skandal nikomu jeszcze aż tak nie zaszkodził. Za parę dni odsłoni się, licząc, że i na twarzy Jonathana zagości ten sam nieobecny wzrok, wzrok kogoś kto chce zobaczyć tak wiele. Odsłoni się licząc, że czerwień jego nici w którą nie wątpił drążony od lat obsesją na punkcie Selwyna, owinie się wokół szyi czarodzieja, wniknie do tkanki i rozedrze serce torując wampirowi krwawą, wonną ścieżkę do jego duszy.

Za parę dni...

Ale nie dziś.

Twarz podlotka nie wskazywała zbytnio czy odbił się od ścian zaklęcia, czy też zobaczył nudne doglądanie róż w apartamencie, a może równie nudną, zapewne zszarzałą aurę pogłębiającej się w nihilizmie depresji, ostatniego podarunku który Montbel otrzymał od jego wuja. Na języku już formowało się pytanie, to samo pytanie, które przed dekadą zadał Selwynowi, widząc jak ten podgląda bankietowych gości ciekaw... barw. Wspomnienie zmroziło go. Pokusa była silna. Wymiana towarzysza, ukształtowanie kochanka lepiej, skuteczniej. Nie lubił młodej krwi, ale krew miała to do siebie, że dojrzewała z każdym rokiem, a ten tu młody gniewny zdawał się łakomy świata. W pewnym sensie byli nawet do siebie podobni Jonathan i Theo. Czy mimo braku pokrewieństwa smakowali by również podobnie?

Głód odezwał się nieoczekiwanie, choć ciężko było powiedzieć, czy to głód młodej tętnicy, czy raczej wspomnienie perfekcji, która spływała z żył dawnego kochanka. Powiązania były ciasne i może kiedyś, gdy hrabia był młodszy o te dwieście lat, nie cofnąłby się przed kolejnym krokiem, który każdy szanujący się wampir z toczącą jego przeklętą duszę obsesją by zrobił. To przeszkodziłoby mu jednak w znalezieniu odpowiedzi, czemu Jonathan odszedł, pogrążyłoby szansę na to, by znów ciepłe ciało wtuliło się w trupiobladą noc. Selwyn nie wybaczyłby mu nigdy, gdyby podniósł zęby, nawet za zgodą, na któregoś z jego ukochanych chrześniaków.

– Blues... sprawdzę, ale... brzmi intrygująco. Tak niebiesko, nawet jeśli to czerwień jest moim ulubionym kolorem. – Wzrok uciekł mu na trzecie, samotne krzesło stojące przy ich stoliku i nagły smutek obmalował się na przystojnej twarzy. Mnóstwo słów przychodziło mu do głowy, a wszystkie kierowane w stronę tego, który i tak nie chciałby go słuchać.

– Wybacz mi proszę, ale zapomniałem o jednej rzeczy, którą dziś jeszcze muszę zrobić. Na mój koszt. – Nieoczekiwanie podniósł się, pozostawiając na stole dwa galeony. Ukłonił się na starą modłę i pozostawiwszy zdziwionego rozmówcę i niedopite wino, odszedł od Fontanny, biegunowo odległy od stanu zwanego Szczęściem.

Koniec sesji

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Theo Kelly (3072), Gabriel Montbel (3114)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa