Rozliczono - Ambroise Greengrass - osiągnięcie Badacz Tajemnic II
To był jeden z przyjemniejszych dni w ostatnim czasie. Doszli w końcu do porozumienia, tego poranka ustalili, że chcą tego samego, że mogą sobie na to pozwolić, w końcu podjęli ostateczną i najbardziej właściwą decyzję. Znowu byli parą. Uśmiech nie przestawał pojawiać się na jej twarzy, bo to był naprawdę dobry dzień. Spędzili go razem, a teraz szli za rękę przemierzając Aleję Horyzontalną. Nie było w nich już niepewności, ustalili, że czeka ich wspólna przyszłość. Nic nie mogło spierdolić jej wyśmienitego humoru... Tak, przynajmniej na początku tak zakładała. Spojrzała na ich złączone dłonie i uśmiechnęła się sama do siebie. Naprawdę cieszył ją ten widok. Jeszcze rano nie spodziewała się tego, że wszystko będzie takie proste.
Byli na randce, zabawne, że była to ich kolejna randka w tym tygodniu, a kiedyś nieszczególnie często zdarzało im się na nich bywać. Może to była kolejna rzecz, która miała się zmienić? Nie miała pojęcia, tak czy siak podobało jej się to, co się z nimi działo. Nie zdążyli jeszcze wszystkiego przegadać, ale na to przyjdzie czas, przecież mieli mieć wieczność na dyskusje na temat swojego życia, ustalili to już między sobą.
Znajdowali się gdzieś między ich mieszkaniami, właściwie to nie rozmawiali o tym, gdzie powinni pójść. Trochę samolubnie stwierdziła, że najpewniej wrócą do niej, bo tam znajdował się Astaroth, a powinna go doglądać, bo dowiedziała się o tym, problemie, który go męczył. Wypadało aby miała na niego oko, czy tego chciała, czy nie, musiała sprawdzić to w jakim był stanie. To było jej obowiązkiem.
Słońce powoli skłaniało się ku zachodowi, już za chwilę miało zniknąć gdzieś za horyzontem. Tyle, że chmury wydawały się być jakieś dziwne i nieswoje. Niebo było ciemne, niemalże czarne, nie spodziewała się burzy, czy faktycznie mogła ich zaskoczyć? Dosyć szybko zweryfikowała to, co sobie pomyślała, bo z nieba zaczął sypać się popiół. Popiół. Popiół. Dlaczego? Nie wiedziała.
Przystanęła i uścisnęła jeszcze mocniej dłoń Ambroisa, nie sądziła, że mogło to zwiastować coś dobrego. Spojrzała na niego, wpatrywała się w mężczyznę dłuższą chwilę, nie do końca wiedząc, co powinna powiedzieć, bo przecież nie wiedziała co się dzieje.
- Roise, coś jest nie tak. - To było jedyne, na co było ją stać w tej chwili. Wtedy przeniosła spojrzenie gdzieś za niego. Dopiero wtedy zauważyła płomienie, które pochłaniały jedną z kamienic. Do jej uszu zaczęły docierać krzyki, ludzie panikowali.
Nie powinni tak tu stać, bo zaraz pochłonie ich tłum, który zaczął przepychać się we wszystkich kierunkach. Musieli zareagować, coś zrobić, nie mogli tutaj zostać.
- Musimy uciekać. - Tylko dokąd? Do domu? Jednego, czy drugiego? Mieli wiele możliwości. Powinna sprawdzić, co z Astarothem, nie mogła go zostawić samego sobie podczas takiej sytuacji, tyle, że jakiej? No takiej, coś się paliło, ludzie biegali, krzyczeli, na ulicy panował chaos, nie miała pojęcia, co on właściwie zwiastował, nie wiedziała, co się dzieje i czy powinni z tym walczyć.
Popiół nie przestawał sypać się z nieba, powoli robiło się coraz ciemniej, chmury dymu zaczęły przysłaniać okolicę. To musiało być coś większego, niż jej się wydawało. Nie spodziewała się, że ten przyjemny dzień zakończy się w ten sposób.