• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[Jesień 72, 8-9.09 Spalona Noc, Theodore & Anthony] A nieba krwawą kryjąc się powłoką

[Jesień 72, 8-9.09 Spalona Noc, Theodore & Anthony] A nieba krwawą kryjąc się powłoką
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#1
10.04.2025, 18:41  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.04.2025, 18:44 przez Anthony Shafiq.)  

—08-09/09/1972—
Anglia, Londyn
Theodore Kelly & Anthony Shafiq
[Obrazek: AaijG9m.png]

Widziałem pożar jak z iskry dobyty
Ogarnął zamku niebotyczne szczyty;
Pękły sklepienia, runęły filary,
Wszystko w piekące zmieniło się żary,
A nieba krwawą kryjąc się powłoką
Duszę trwożyły i raziły oko.



Teleportacja nie wymagała większego skupienia niż w jego codzienności - Ministerstwo Magii było bezpieczne, a Anthony Shafiq święcie wierzył, że Biblioteka Parkinsonów jest bezpieczna. Zarówno przez wzgląd na nazwisko, ale też - a może przede wszystkim - na magię otaczającą cenne woluminy. Książki książkami, budynek, meble - to pozostawało palne, ale też rodzina wiele inwestowała w zabezpieczenia przed pożarem. Oby...

Kiedy dotarł do pokaźnej biblioteki od razu krzyknął:
– Theodore?! Thodorze Kelly! – wytłumienie sprawiało, że jakikolwiek harmider dziejący się na zewnątrz, nie dotykał studiujących w milczeniu gości biblioteki. Kilka gniewnych spojrzeń zostało rzuconych w stronę Shafiqa, kilka złowrogich CIII połączonych z jakże gwałtowną gestykulacją... Ludzie nie byli radzi z tego jak się zachowywał. W końcu też na przeciw wyszła mu jedna z ciotek, choć Anthony mógłby przyrzec, że akurat ona na tę funkcję awansowała, wcześniej pozostając w randze "kuzynki". Margrat - nieformena wiedźma o strzesze płowo-lnianych włosów trzymała ściągnięte wściekle brwi, choć jej rozwodnione oczy zdawały się być równie zagniewane co zaniepokojone, jakby ktoś ją zaraz miał obwiniać o to, że dopuściła do takich hałasów na terenie sacrissimum bibliotecznego.

– Anthony na miłość matki, cóż Ty robisz mój drogi! Jesteś ostatnią osobą, którą mogłabym podejrzewać o takie ekscesy w miejscu tak hojnie obdarzonym w wysyconą intelektem ciszę. – Zaskrzeczała, dociskając przed sobą własne dłonie, splatając palce jak do modlitwy. Mężczyzna nie przerwał jej tylko dlatego, że rozglądał się gorączkowo po terenie biblioteki szukając znajomej czupryny.

– Błagam Cię Margrat nie mam czasu... – skrzywiła się, gdy nie zwrócił się do niej mianem cioteczki, z pewnością nie spoufalałby się tak, gdyby były tu pozostałe dwie strażniczki rodowej wiedzy. Tymczasem Shafiq ścisnął ją mocno za ramiona i potrząsnął lekko, chociaż to on z ich dwójki był bardziej rozedrgany. – Margrat Londyn płonie. Nie jest jeszcze tak źle, nie wiem jak z kominkami nie sprawdzałem ich. To dopiero się zaczyna, ale będzie... ta noc będzie piekłem Margrat. A ja muszę znaleźć Theodore'a Kelly. Widziałaś go? – utkwił w niej stalowe oczy, a sam skupił się na oddechu by zapanować na siebie. Potrzebował nie tylko Theo, potrzebował też jego ojca chrzestnego, ale o to nie zapytał. Nie było problemem gdzie Morpheus znajdował się w pierwszej nitce czasowej. Problemem był fakt, czemu nie przyszedł do niego w drugiej...

Tymczasem przez woskową twarz kobiety przebiegł szereg emocji. Niedowierzanie, nerwowy uśmieszek, grymas wstrętu, gdy wspomniał imię chłopaka.
– Kundel Charlotty. Tak widziałam go.

Palce Anthony'ego na moment, na ułamek sekundy zacisnęły się mocniej na jej kościstych barkach, podobnie jak jego przystojna twarz stężała, ale... nie dał się sprowokować.
– Gdzie. – To nie było właściwie pytanie, nie w modulacji głosu. To było przynaglenie do odpowiedzi.

Margrat kiwnęła głową w stronę wyjścia.
– Zdawało mi się, że wyszedł przed momentem. Ale Anthony, co masz na myśli mówiąc, że...
– Powiadom ciotki. Ognia będzie tylko więcej. Trzeba wzmocnić ochronę tego miejsca. Może... może warto byłoby wpuszczać ludzi chociaż do głównego atrium. Nie wiem... Margrat proszę, uważaj na siebie. – Próbował ją przekonać, namówić do podjęcia działania. Wiedział jednak, że mówi chaotycznie, był rozedrgany czując jak z trudem utrzymuje swój stan w jakimkolwiek skupieniu. Każda myśl o Morpheusie, który jest martwy na pewno jest martwy dopadli go zasypali go żywcem popiołem czy powinienem skakać do Warowni, czy jest sens, jeśli teraz jego ciało jest li tylko popiołem? nie dał mu znać nim to się wszystko zaczęło, wzdrygała jego jestestwem i tylko lata praktyki i pracy w ministerstwie sprawiały, że nie rozpłakała się w ramionach Margrat jak mały chłopiec po śmierci chomika. Być może dlatego nigdy nie miał zwierzęcia domowego, pomijając fakt, że ojciec uważał to za stratę czasu.

Zaraz po tej wymianie zdań, wybiegł na zewnątrz i gdy tylko rozstąpiły się dwupłatowe skrzydła wiekowych drzwi zaczął krzyczeć:

– THEODORE! THEO! – tak, jakby spodziewał się, że i jego odnajdzie martwego, spopielonego, jako jedną z pierwszych ofiar śmierciożerców. Nagle dostrzegł znajomą czuprynę, pośród coraz bardziej zdezorientowanego tłumu, który nie wiedział jeszcze z jakim zagrożeniem do końca przyjdzie mu się mierzyć. Podbiegł do niego w nadziei, że gdy spojrzy w jego twarz, ujrzy dziecko, młodzieńca, którego nie dotknął nie tyle co płomień, ale nienawiść popleczników Voldemorta.


Charyzma III, Dowodzenie, Anthony - wychowywany w głównej mierze przez rodzinę matki Parkinson - próbuje przekonać swoją krewniaczkę, że Biblioteka potrzebuje dodatkowej pomocy, aby ochronić się przed nadchodzącym pożarem, przy okazji pozostawiając jej myśl, że ciotki mogłyby wspomóc część sąsiadów udzielając im schronienia w atrium biblioteki.

Rzut Z 1d100 - 46
Sukces!
Evil Prince
The devil doesn't bargain, he'll only do you harm again
Średniego wzrostu (metr siedemdziesiąt osiem) chłopak o ciemnych włosach i orzechowych oczach. Zawsze uśmiechnięty, choć pod uśmiechem skrywa swoje prawdziwe intencje, które nie są tak miłe.

Theo Kelly
#2
15.04.2025, 11:03  ✶  
Theo spędził dzisiejszy wieczór w bibliotece Parkinsonów, nie było to może nic nadzwyczajnego. Gdyby nie fakt, że miał dziewiętnaście lat, a był to piątek. Jaki normalny nastolatek spędza czas wśród książek, zamiast bawić się ze swoimi rówieśnikami, albo spędzać z nimi czas? No cóż, Theo miał swoją "misję", a raczej obsesje, że kiedy już zaczynało go coś gnębić, to nie mógł odpuścić i musiał rozwiązać problem. Teraz jednak próbował dowiedzieć się jak najwięcej mógł o wkradaniu w cudze umysły, bez zwracania na siebie uwagi, że w ogóle poszukuje takiej sztuki. Wydawało mu się to naturalnym cyklem podczas rozwijania swojego daru, tak podobnego do wuja Morpheusa. Sam jednak uznawał, że jego sedno leżało w możliwościach pełnego czytania ludzkich umysłów, a nie wróżeniu przyszłości. Ale jak się spodziewał nauczenie się leglimencji było tym trudniejsze, że wiedza o tej dziedzinie nie była powszechnie znana.
Szedł pochłonięty w swoich notatkach, dlatego w pierwszej chwili nie zwrócił uwagi na niecodzienną scenerię, która rozgrywała się na Alei Horyzontalnej. Dopiero wołanie jego imienia sprawiło, ze wyściubił nos znad niesionych pergaminów.
- O co cho... - urwał, bo patrząc w stronę skąd dobiegało wołanie dostrzegł wreszcie co się dzieje. - Co tu się do ostatniej kurwy dzieje?!
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#3
16.04.2025, 11:18  ✶  
To był Theodore i Anthony poczuł rozlewającą się w piersi ulgę, gdy dopadł do młodzieńca i przytulił go mocno do siebie. Nie musiał, nie zamierzał sprawdzać czy był cały - wyglądał zdecydowanie lepiej niż ledwie kilka godzin temu, gdy okrwawiał mu biały dywan w apartamencie przy Alei Horyzontalnej, wraz ze Scarlett po tym jak zawaliło się na nich mugolskie metro. Wyglądał zdecydowanie lepiej i to było bardzo krzepiące dla strwożonego serca niekoniecznie ojca chrzestnego, ale jednego z trzech wujków, którzy niczym wróżki chrzestne krążyli nad dobrostanem dzieci Charlotte Kelly. Margerita, była odpowiedzialna i wiedziała jak wykorzystać swój czar, by roztaczać czystokrwistą aurę. Do uszu Anthony'ego dobiegły plotki o tym, że jest jego nieślubnym dzieckiem i zamierzał Charlotte zaproponować to rozwiązanie, jako gwarant bezpieczeństwa jeśli nie dla niej to dla jej dzieci. Nie zdążył tego zrobić, nie był też pewien, czy zbyt długi język Thoedore, który zbyt śmiało paplał o swojej fascynacji i zainteresowaniach mugolskim światem... Anthony pozostawiał to Morpheusowi, który pełnił nad nim piecze, ale może sam powinien przejąć kontrolę nad doprowadzeniem chłopca do pionu, o ile było to możliwe. Były inne drogi, powinny być inne drogi, ale och, to nie był czas i nie miejsce żeby się nad tym zastanawiać.

– Dzisiejszej nocy świat zapłonie Theodore – powiedział z gardłem zaciśniętym smutkiem i żałobą. Morpheus, niczym tragiczna Kassandra mówił o tym, jego wizja była przepełniona ogniem, a on miast otworzyć manufakturę eliksiru chroniącego przed ogniem, szarpał się z Carrowem o mistrzowskie kursy teleportacyjne. O słodka głupoto! Ironio szczera... Historyczna szubienico zaciśnięta na szyi. Ostatni raz nie docenił wizji swojej umiłowanej drugiej połowy duszy. Ostatni raz nie potraktował jej dosłownie.

Morpheus zginął tej nocy.

Bladość Anthony'ego zroszona była lodowatym potem, oczy rozbiegane a szczupłe palce jak szpony wbijały się w barki chłopaka.

– Musimy natychmiast wrócić do Ministerstwa. Będą tam wszyscy – poza Jonathanem, przełknął gorycz spodziewanej kolejnej zdrady. Czy mogła być to zdrada, skoro obaj byli jej świadomi i bez posiadania trzeciego oka w zakresie futurologii? – Wracajmy do środka biblioteki, nikt nie powinien jeszcze zakłócić nam teleportacji. Chodź... – pociągnął chłopaka do wejścia do budynku. Dantejskie sceny rysowane przez Shafiqa szerokim gestem nie pasowały do chaosu, który dopiero zaczął ogarniać ludzi, do dymu, do ciemności, która dopiero zaciągnęła niebo, brudząc świat złowieszczym popiołem. – Chodź...– przynaglił go.
Evil Prince
The devil doesn't bargain, he'll only do you harm again
Średniego wzrostu (metr siedemdziesiąt osiem) chłopak o ciemnych włosach i orzechowych oczach. Zawsze uśmiechnięty, choć pod uśmiechem skrywa swoje prawdziwe intencje, które nie są tak miłe.

Theo Kelly
#4
13.05.2025, 15:07  ✶  
Theo popatrzył na wuja, jakby temu nagle wyrosły czułki i zaczął nimi wykonywać iście diabelskie wywijasy.
- Zapłonie? To co to teraz jest? - zapytał mając na myśli to co już się dzieje wokół nich. Jeżeli dopiero świat za płonie to czym było to co się działo? Ktoś dopiero rzucił rozpałkę i dopiero wszystko się rozkręci? Kto zrobił sobie z Magicznego Świat grilla, żeby rozpalać wszystko - westchnął odwracając wzrok ponownie do Shafiqa, czemu go tu szukał. Czyżby to było coś więcej niż przypadkowe zaproszenie ognia? Czyżby faktycznie działo się coś złego? Zagryzł żeby tak mocno, ze miał wrażenie, że zaraz je sobie zatrze.

- Jacy wszyscy? Mama tam będzie? - zapytał natychmiast i bez słowa ruszył za wujem, aby wrócić do biblioteki. Nie zwracał uwagi na to, że Anthony wydaje się bledszy niż zazwyczaj, to co działo się wokół nich było absorbujące. No i do czasu potwierdzenia, że Charlotte jest bezpieczna, faktycznie nie mógł się uspokoić, a może nie powinni wcale wracać do Anglii? Był młody to fakt, był głupi to jeszcze większy fakt. Ale nawet on widział niebezpieczeństwo które niczym widmo wisiało nad Wyspami. Zaraz... Miał wrażenie, ze dym go śledzi, że podąża za nimi z płonących kamienic w jego stronę i wydaje dziwne syczące odgłosy.

Gdyby nie pociągnięcie przez starszego czarodzieja to zatrzymałby się, żeby przyjrzeć się temu fenomenowi. Czyżby mu się tylko przywidziało? Ale nie miał czasu, musieli się udać do Ministerstwa, tam będą bezpieczni razem z innymi, prawda że będą? A co jeśli to było coś z czym nawet Ministerstwo sobie nie poradzi?
- Chodźmy! - zgodził się patrząc wujowi prosto w oczy i popędził wraz z nim do biblioteki. Musieli się schować i teleportować do... - Do Twojego biura czy do Atrium? - zapytał jeszcze jak tylko drzwi się za nimi zamknęły, w sumie to nie był pewien czy do gabinety Anthony'ego da się teleportować bezpośrednio.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#5
04.07.2025, 10:35  ✶  
– Teraz? Teraz to jest tylko wstęp... Twój wuj miał wizję, w której to co teraz widzisz będzie zdawało się ledwie zabawną igraszką z płomieniami. Szybko! Nie ma czasu. – przynaglił go, aby powrócili do biblioteki. Panująca w środku cisza i chłód zdawały się być tak bardzo nienaturalne w stosunku do dziejącego się na zewnątrz piekła. Przez moment pomyślał, że może zamiast Ministerstwa powinni spotkać się tutaj, szybko jednak napomniał sam siebie, że o ile część rodziny akceptuje istnienie wydziedziczonej Charlotte, o tyle Charlie ledwie akceptuje istnienie ich.

Odnaleziony młodzieniec nie ustawał w zadawaniu pytań, a Anthony nie chciał teleportować się z nim w takim stanie, sam z resztą musiał oczyścić umysł i nie myśleć o tym że...

Morpheus się nie cofnął, nie ostrzegł, nie wiem gdzie jest i czy jeszcze jest, a jeśli go znajdę, to czy przetrwa tę noc Morpheus się nie cofnął, nie cofnął, czy już nie żyje, czy dopiero jego ciało zastygnie martwe, czy spopieli sięw budynku z którego nie będzie drogi ucieczki Morpheus się nie cofnął, co jeśli już nigdy go nie zobaczę? Nie cofnął...

Potrząsnął głową, jakby chciał strzepnąc to co się w niej znajdowało. Przystanął w przestronnym przyciemnionym holu budynki i spojrzał smutno na Thoedora, próbując uspokoić zbyt płytki i zbyt rwany oddech.

– Mama tam będzie, poszła z Jonathanem i Margeritą po Jaspera, bo nie byli pewni czy jest w domu czy pracy. Ty... Ty na szczęście byłeś tam, gdzie spodziewaliśmy się Ciebie znaleźć... – Morpheus się nie cofnął, nie wiadomo gdize jest Twój ojciec chrzestny... uwięzło mu w gardle, zeszkliło oczy, ale trzeba było się skupić, aby teleportacja była bezpieczna. Na szczęście praktyka medytacji narzucona do nauki magii bezróżdżkowej robiła swoje - azjatyckie praktyki teraz przynosiły mu spokój, którego potrzebował. – Udzieliłem pozwolenia wszystkim pracownikom OMSHMu na wpuszczenie swoich rodzin do naszego biura, ale o tym zapewne zdecyduje Królowa Matka – uśmiechnął się lekko, nie szydząc oczywiście z kuzynki, no może trochę, bo każdy z Jeźdźców był pewien, że gdyby ktokolwiek zapytał jakiekolwiek lustro, to wskazaliby ją jako najpiękniejszą w całym królestwie. A biada, jeśli lustro powiedziałoby cokolwiek innego! – Na razie jednak pójdziemy do atrium, bo tam umówiłem się z resztą na miejsce spotkania.– Taki jest plan - powtórzył za nim Jonathan patrząc mu prosto w oczy, a Anthony nie mógł nie myśleć o tym, że nie były to słowa potwierdzające jego powrót do bram Ministerstwa. Nie czas było na dąsy, nie czas na gorzkie żale w kierunku byłego przecież już przyjaciela (jak mógłby myśleć o ich relacji inaczej po tych wszystkich gorzkich słowach, któe między nimi padły?!). Zamiast tego chwycił chłopaka za dłonie i... przeniósł ich, aby mieć pewność że swoje zadanie wykonałdo końca. Theodore jeszcze gotów ruszyć do Londynu szukać matki, zamiast stawić się na miejscu zbiórki. To byłoby wysoce nieodpowiedzialne z jego strony. Nie żeby Anthony nie zamierzał robić tego natychmiast po połączeniu rodziny Kelly w stosunku do swojego anam cary... Nie żeby nie zamierzał ruszyć pośród płonące kamienice, wybuchające apteki aby odnaleźć tę mniej odpowiedzialną połowę swojej duszy...
Evil Prince
The devil doesn't bargain, he'll only do you harm again
Średniego wzrostu (metr siedemdziesiąt osiem) chłopak o ciemnych włosach i orzechowych oczach. Zawsze uśmiechnięty, choć pod uśmiechem skrywa swoje prawdziwe intencje, które nie są tak miłe.

Theo Kelly
#6
23.09.2025, 13:07  ✶  
- Jak to wstęp? - zapytał nie widząc, czy to tylko ponury żart czy faktycznie Shafiq wiedział o czymś co właśnie dzieło się w Londynie i może całym kraju. Ale słowa o wizji Morpheusa sprowadziły go na ziemię, skoro stary Longbottom przewidział coś makabrycznego to zapewne o tym mówił teraz jego wuj. Aż mu się w głowie zakręciło o d tego wszystkiego. Natłok informacji sprawił, że młody Kelly lekko zachwiał się na nogach. Odzyskanie rezonu jednak nie zajęło mu długo.

- I mam siedzieć teraz sobie spokojnie w ministerstwie, kiedy tam szaleją ognie i ludzie potrzebują pomocy? - zapytał unosząc nieco głos. Nigdy nie wychowywali go na tchórza, który podkula ogon. Miał jednak swoje priorytety, które mówiły, rodzina ponad wszystko, a raczej matka. Ale jak mówił ona była bezpieczna w Ministerstwie, gdzie jak gdzie ale w samym centrum magicznego świata nie mogło być mowy, aby nie poradzili by sobie z jakimiś płomieniami.
- Dobrze wiesz, że ogień nie zrobi mi krzywdy, mogę się przydać bardziej niż siedząc na dupie i popijając herbatę w twoim biurze - żachnął się, chcąc przekonać starszego czarodzieja, aby ten pozwolił mu pomóc, stanowczo mógł się przysłużyć. Nie tylko płomienie nie krzywdziły jego ciała, a do tego potrafił czarować bez użycia różdżki, co stanowczo zwiększało jego użyteczność.

Ale z drugiej strony dlaczego miałby się pchać i pomagać obcym? Nie był altruistyczny, ratowanie innych kosztem samego siebie nie brzmiało jak młody Kelly. Ale też z drugiej strony przecież nie mógł przejść obojętnie obok cierpienia innych. Zapewne dłużej by się kłócił z Anthonym, a nawet by mu spróbował uciec, żeby faktycznie puścić się dalej na Pokątną i potem do ich mieszkania, aby sprawdzić faktycznie nikt tam nie został, albo czy nawet Benji nie był bezpieczny. Jakby na to nie patrzeć, ten psiak był częścią rodziny, dlatego też nie mogli go ot tak porzucać, gdyby coś się działo.

Ale nic z tego się nie udało, bo Shafiq, chyba czytał mu w myślach, co zmierza zrobić i jak puścić się na pomoc zwykłym mieszkańcom - w sumie przecież on też był zwykłym mieszkańcem. Nie należał do żadnej z grup, czy to popierających Voldemorta, czy też nawet go zwalczających, o ile takie istniały.
- No I dlaczego? - oburzył się, kiedy znaleźli się w Atrium Ministerstwa, gdzie wokół nich znajdowało się tak dużo ludzi, ilu tutaj nie widział chyba nigdy, aż szeroko otworzył oczy ze zdumienia.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#7
30.09.2025, 20:57  ✶  
Pierwsze pytanie po prostu zbył. Powiedział przed chwilą o jaki wstęp chodziło i nie zamierzał strzępić języka li tylko z takiego powodu, że Thoedore nie potrafił się skupić, gdy było to prawdziwie potrzebne.

Kolejne wrzaski i sugestie tylko podnosiły mu ciśnienie, ale nic nie powiedział. Miał proste zadanie do wykonania. Tak wszyscy się umówili taki był plan, że spotkają się w Ministerstwie i nie zamierzał wyłamywać się z tego planu. Nikt nie powinien tego robić.

Przed teleportacją złapał go być może trochę za mocno.

W końcu jednak, gdy znaleźli się w Atrium, a Theo dalej się gorączkował, Anthony nie wytrzymał i złapał go za chachły po czym bezceremonialnie przycisnął do najbliższej ściany. Korzystał z elementu zaskoczenia, nie był w końcu wojownikiem, co nie zmieniało postaci rzeczy, że musieli sobie kilka spraw wyjaśnić, a miał wrażenie, że Theo choć dopytuje, to wcale go nie słucha.

- A wiesz czy ten przeklęty ogień lecący z nieba działa tak samo jak ogień w który możesz sobie wskakiwać i wyskakiwać do woli?! - wysyczał mu przez zaciśnięte zęby, wciąż przyciskając go do ściany, wysyczał prosto w gniewną twarz młokosa, który gotów był ryzykować własne życie w mmencie kiedy LEDWIE WCZORAJ metro prawie zawaliło mu się na głowę.

Kostki Anthony'ego bielały, a on nie zamierzał go wypuścić. Jeszcze nie.
- Twoja matka wyraźnie sobie zażyczyła zobaczyć się z Tobą tutaj. Taki był plan. Jeśli przekonasz ją do tego żeby biegać teraz po Londynie i bawić się w strażaka, nic mi do tego. Ale to z nią prowadź te negocjacje, a nie ze mną Thoedorze Nedzie Kelly! I wtedy będziesz mógł ze swoją dupą robić co tylko chcesz! - Odepchnął go w końcu, a może bardziej odepchnął siebie od niego. Odwrócił się i poprawił metodycznie mankiety koszuli, którą nosił pod szatą ministerialnego urzędnika wyższego szczebla, zaciskając szczękę tak mocno że ścięgno przy skroni bezceremonialnie ukazywały szarpiący nim gniew.

Trawiła gorączka. Trawił go niepochamowany strach. Trawiło go przekonanie, że w drzwiach atrium nie pojawi się ani Morpheus ani Jonathan. Na szczęście on nie musiał przekonywać Królowej Matki do swoich planów "zabawy w strażaka".

W Ministerstwie tymczasem pojawiało się coraz więcej ludzi. Margerity, Jaspera i Jonathana jeszcze nie było, podobnie jasna czupryna Charlie nie górowała nad zbierającymi się... mugolami? Może to mugolacy ściągający tu z niemagicznego Londynu. Nie przykładał do tego aż takiej wagi. Liczył, że jego słowa przemówią Theodorowi do rozsądku. Jeśli jakiegokolwiek szczątki tegoż jeszcze posiadał. Nie oglądał się na niego, wciąż wściekły, wciąż bezsilny.

- Mi też nie uśmiecha się czekanie. - dodał ciszej wygładzając czarną połę szaty. - Ale nie mamy wyjścia. Taki był plan. Charlie tu będzie lada moment, tak samo jak pozostali.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Anthony Shafiq (2602), Theo Kelly (889)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa