To, co wydarzyło się kiedy znaleźli się w Kromlechu spowodowało, że Prue nieco bardziej skupiła się na rzeczywistości. Stała się czujniejsza, zwracała uwagę na to, co działo się wokół nich. Dotarło do niej, że nie mogła zapominać się, aż tak bardzo, pozwalać sobie na więcej luzu, bo w jej przypadku niosło to ze sobą zawsze jakieś dodatkowe konsekwencje. Benjy zapewniał ją o tym, że to nic takiego, właściwie to wszystko co mówił było dla niej dość nowe, bo raczej nikt nie podchodził do tego w podobny sposób. Właśnie przez to raczej unikała rozmów o swoim darze, nie pokazywała tych umiejętności praktycznie nikomu, bo czuła się jak dziwadło. On taki nie był, nie traktował jej jak nienormalną, uznawał to za coś wyjątkowego, i gdy tak o tym mówił naprawdę wierzyła mu w te słowa. Wydawał się być bardzo pewny swojej opinii, cóż, nigdy nie spodziewała się tego, że akurat przy nim poczuje się w ten sposób, ale już wiedziała, że sporo się zmieniło od ich ostatniej, świadomej interakcji.
Był jej oparciem, pozwolił jej wrócić z tamtej strony bez pośpiechu. Wsparł ją w tej podróży, to sporo dla niej znaczyło. Nie uciekł, nie zostawił jej, nie porzucił. Uznał to, za nic takiego, jakby faktycznie nic wielkiego się nie stało. Dla niej było to dość sporo, bo zupełnie się przed nim odsłoniła, nie mogłaby obnażyć się bardziej, ale wcale tego nie żałowała, nie, wręcz przeciwnie. Nie miała nigdy problemu z tym, aby mówić wprost o swojej nienormalności. Przywykła do tego, że była wytykana palcami, przez obcych, jak i przez najbliższych. Nawet rodzice powtarzali jej, aby nie zwracała na siebie niepotrzebnie uwagi, bo już na pierwszy rzut oka widać było, że nieco odstaje. Trudno było zignorować te jej momenty, w których zawieszała się na trochę zbyt długo, gdy jej myśli błądziły gdzieś daleko, w połączeniu z widmowidzeniem tworzyło to osobliwą całość. Nie zliczyła, jak wiele razy wspominali jej o tym, aby chociaż próbowała być jak inni, nie wyróżniać się, nie zwracać na siebie uwagi. Naprawdę próbowała to robić, nie chciała sprawiać im problemów, powodować u nich wstydu, ale nie zawsze jej się to udawało. Właśnie przez to z czasem po prostu otoczyła się murem, bo to było wygodniejsze, trzymała się z dala, z boku, byleby tylko jakoś przemykać w tle, nie znajdować się w centrum, nie daj Merlinie nie skupiać na sobie zainteresowania innych.
Fenwick skłonił ją do myślenia, miał zupełnie inne podejście, co na pewno spowoduje u niej analizę tej całej sytuacji, ruszy przez to głową, może w końcu zmieni o tym wszystkim zdanie? Wbrew pozorom Prue była osobą, która brała pod uwagę zdanie innych osób, argumenty, które jej podsuwały, nie miała klapek na oczach, wystarczył bodziec, czasem słowo, aby zaczęła przetrawiać cały problem na nowo.
Ich randka nie miała się jeszcze kończyć, uznali zresztą to spotkanie jako pierwszą, co powodowało, że humor jej dopisywał. Było potwierdzeniem tego, że faktycznie mieli mieć dla siebie więcej czasu, że zamierzali kontynuować tę nową znajomość, relację, jak zwał tak zwał. Dobrze było mieć świadomość, że mogli być dla siebie wsparciem, czym tylko teraz potrzebowali podczas tego dość trudnego czasu, bo wiele się wydarzyło i nawet jeśli miało to być tylko chwilowe, to była ciekawa co z tego wyniknie, czego się od siebie nauczą, jak wiele zmieni to w jej dość stabilnym i nudnym życiu.
Nie zamierzała oponować, skoro chciał ją stąd znieść, to pozwoliła mu na to. Mogła unieść się dumą, udowadniać, że jest samodzielna, że jakoś sobie radzi, ale była jeszcze nieco przytłoczona tym, co się wydarzyło, mimo, że jej ciało i dusza znalazły się znowu w jednym miejscu, to nadal potrzebowała czasu, aby sobie wszystko jakoś ułożyć, do tego dochodziły te nieszczęsne buty, przez które jej stopy nie do końca chciały z nią współpracować. Dla niego wydawało się to być nic wielkiego, postanowiła więc pozwolić mu ponownie o siebie zadbać. To było całkiem budujące uczucie, świadomość, że nie musi sobie ze wszystkim radzić sama, że ktoś się o nią troszczy, nawet jeśli miało to być tylko chwilowe. Zamierzała skorzystać z okazji, uznać to za coś normalnego, chociaż było raczej dla niej nietypowe.
Całkiem wygodnie przebiegła ta wędrówka. Nie musieli się martwić tym razem wybuchającymi budynkami, płomieniami, które mogły w każdej chwili ich dosięgnąć. Kiedy znalazła się na jego plecach, oparła swoją głowę o ramię mężczyzny i cieszyła się widokiem, który roztaczał się wokół. Benjy wydawał się zupełnie nie odczuwać ciężaru jej ciała, nie miała pojęcia, jak właściwie było to możliwe, ale nie dało się nie zauważyć, że był cholernie wysportowany, przez te lata, kiedy się nie widzieli naprawdę się zmienił fizycznie, co pewnie było spowodowane życiem, jakie wiódł.
Nie przerywała ciszy, która trwała niemalże odkąd opuścili magiczny krąg. Czasem dobrze było sobie pomilczeć i nacieszyć się po prostu widokiem, który oferowała okolica. Fenwick był osobą z którą dobrze się rozmawiało, ale milczenie przy nim też nie było szczególnie niezręczne, czasem bowiem czuło się, że cisza ciążyła, ale to nie był jeden z tych momentów.
- Chyba, już niedługo będziemy na dole. - Postanowiła w końcu się odezwać, bo miała wrażenie, że faktycznie jeszcze chwila i będą mogli kontynuować swoją wędrówkę, tym razem jednak miała być ona mniej angażująca, bo miała obiecaną szarlotkę z lodami, w okolicznym miasteczku, co było całkiem miłą odmianą po tej trochę bardziej wymagającej fizycznie wyprawie, którą mieli już za sobą.