• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
1 2 3 4 5 … 14 Dalej »
[lipiec 1971] i know what you did last summer

[lipiec 1971] i know what you did last summer
szamanka
Kochajcie mnie, kochajcie, wy — gęstwy zieleni
I wy, senne gromady powikłanych cieni
Wyrwana z ziemi, przeciągnięta przez trawy. Między rzęsami plączą się pajęczyny, jesienne palce brązowe od ziemi, zielone od zgniecionych opuszkami łodyg. Jasne włosy utapirowane przez wiatry, tu i ówdzie zaplątana uschnięta gąłązka. Szczupła i przeciętnego wzrostu (164 cm), o błękitnych oczach bez dna. Stopy zawsze pokaleczone od spacerowania boso: po polach i ogrodach ciepłą porą, po deskach nieheblowanej podłogi zimną. Ubrana w kolorowe szaty z frędzlami, cekinami i wymyślnymi wzorami, obwieszona sznurami drewnianych korali.

Helloise
#1
14.06.2025, 22:16  ✶  

Poprzedniego lata pod Knieją
Helloise zwabiła wampirzycę do swojego domku



Nocą nigdy nie jesteś sam. W noc wychodzą najniebezpieczniejsze kreatury: widma, wampiry i inne bestie. W nocy zawsze ktoś ci towarzyszy.
Można się jedynie domyślać, czy i domniemani kochankowie, których w ramach zlecenia obserwowała od kilku dni Lucy Rosewood, czuli na plecach jej spojrzenie, gdy znikali za drzwiami domu na obrzeżach Doliny Godryka. Na działce naprzeciw tego monitorowanego przez detektyw budynku stał stary opuszczony barak — idealne miejsce, aby zaszyć się w nim niezauważenie i obserwować, kto wchodzi i wychodzi z sąsiedniej posesji oraz jakie miłosne sekrety ze sobą niesie. Była to wyjątkowo wygodna kryjówka — nikt nie kręcił się dookoła, w środku znalazło się nawet jakieś chybotliwe krzesło, a z okienka widać jak na dłoni wszystko, czego wampirzyca potrzebowała do realizowania zlecenia. Mogła obserwować i nie być obserwowaną.
Bo przecież była tu sama każdej nocy spędzonej na obserwacji, prawda? Nie było nikogo oddychającego bezgłośnie w jej kark? Żadna widmowa dłoń nie sięgała w jej stronę? Nikt nie stał pomiędzy nią a szybą, przez którą wyglądała? Prawda...?
W akompaniamencie cykania świerszczy kolejnej lipcowej nocy na Dolinę opadła gorąca i lepka zasłona ciemności. Gdy Lucy zjawiła się w baraku, aby dokumentować sekrety niewiernej żony swojego klienta, znalazła w nim tym razem coś, czego wcześniej tam nie było. Na podłodze pośrodku pomieszczenia leżała jej ulubiona czekoladka — ta, którą czasem zdarzało jej się przekąsić, aby nieco umilić sobie nudne godziny pracy. Gdy ją podniosła, pod spodem znalazła zwięzłą odręczną notatkę.
Widzę cię.
A jeśli zaczęła się rozglądać za autorem tej notatki, nie odnalazła go, lecz na jednym z krzaczków za oknem mogła dojrzeć zaczepiony o gałązkę papierek po takiej samej czekoladce. Czy wyszła do niego? Jeśli tak, uciekł tuż spod jej palców na żwirową ścieżynę. Ilekroć zbliżyłaby się do niego, wymykał się pchany niby pojedynczymi podmuchami wiatru. Biegł dalej i dalej w mrok, poza granicę siedzib ludzkich. Tam, gdzie zaczynały się łąki oraz dzika część sadów. Tam, gdzie rosła w oddali ściana Kniei.
Z jednego z tych odludnych zielonych zakątków, odgrodzona szczerbatym płotkiem, wyłoniła się w końcu chatka. Światła w środku zapalono, a drzwi zapraszająco otwarto na oścież — zarówno przednie, jak i tylne, przez co stając u progu na froncie, widziało się podwórze na tyłach. Otwarta chatka była niczym gościnny przedsionek lasu — lśniący korytarz pomiędzy Doliną a majaczącą kawałek dalej Knieją.
Jeśli Lucy stanęła przed domkiem, coś w środku skrzypnęło. Budynek zadrżał ledwo zauważalnie, jakby mościł się wygodniej w gruncie, na którym go postawiono. Z jednego z pokojów na deski omiecionego blaskiem świec korytarza wyszła kobieta w długiej, ciągnącej się po podłodze sukience. Stanęła na środku tego przejścia pomiędzy Doliną a Knieją, twarzą zwrócona do gościa.
— Widzę cię. — Choć tańczący w kącikach ust Helloise uśmiech i podszyty satysfakcją ton, jakim wypowiedziała te słowa, sprawiły, że wybrzmiały one bardziej jak: mam cię. — Ty też lubisz widzieć, prawda?


dotknij trawy
Sztafaż
160 cm / 55 kg / kasztanowe włosy i zielone oczy

Lucy Rosewood
#2
24.06.2025, 17:55  ✶  
Obserwowała tę kobietę już od jakiegoś czasu, ale sprawa nie była wcale taka prosta. To znaczy... Lucy była przekonana, że była. Żona ot zdradzała swojego męża i koniec. Niestety niewierna małżonka chyba nie rozumiała do końca jak działają zdrady. Podczas swojej pierwszej tajemnej schadzki nie zrobiła nic z zaproszonym mężczyzną poza czytaniem książek. Kolejnym razem grała z nim w gry planszowe. Innym razem już się miało na coś zapowiadać, ale oboje zasnęli. Później rzeczywiście okazywana sobie czułość jasno sugerowała, że nie była to relacja platoniczna. Szkoda tylko, ze następnym razem przyprowadziła kogoś nowego i chociaż ten związek rozwijał sie szybciej, to Lucy i tak musiała dalej czatować w swoim baraku, aby na życzenie swojego klienta, spróbować ustalić dokładną liczbę kochanków.

Nudne? Tak. Problematyczne? Niekoniecznie.

A przynajmniej takie nie było aż do momentu, kiedy zobaczyła na podłodze marcepanową czekoladkę w czerwonym sreberku. Taką samą, jak te które czasami tutaj podjadała dla umilenia sobie czasu. I jeszcze ta notatka...

Widzę cię.

Lucy nie była przestraszona. Nie ruszyła za tropem, bo kierował nią strach. Raczej ruszyła za nim, bo po pierwsze była ciekawa, po drugie znudzona, a po trzecie zirytowana faktem, że ktoś najwyraźniej ją obserwował.

I ktoś mógłby powiedzieć, że osadzona w tym miejscu chatka, udekorowana zapachem lasu w ciepłą, letnią noc, była urokliwa. Ktoś mógłby również dodać, że sylwetka ubranej w długą suknię kobietę dodawała temu wszystkiemu pewną nutkę mistycyzmu.

Ktoś. Nie Lucy.

Lucy zamiast tego zaczęła się zastanawiać czemu niektórzy śmiertelnicy byli tak dziwni i czy czarownica będzie jej robić problemy, czy też po prostu jej się nudziło.
Trzeba było jednak przyznać, że zapewne wyglądała bardziej, jak wampirzyca, niż sama Lucy, która w tym momencie ubrana była w proste, czarne ubrania, a w kieszeni jej spodni, spoczywała marcepanowa czekoladka.

– Widzenie ma swoje minusy, ale z dwojga złego lepiej jest korzystać z oczu – oznajmiła, przyglądając się kobiecie. Nie zrobiła jeszcze kolejnego kroku w jej stronę. – Włożyłaś pracę abym tutaj przyszła, ale bez dużej powagi, więc zakładam, że raczej po prostu ci się nudzi, niż masz osobiście do mnie jakiś problem, ale jednak wolę zapytać. O co chodzi?
szamanka
Kochajcie mnie, kochajcie, wy — gęstwy zieleni
I wy, senne gromady powikłanych cieni
Wyrwana z ziemi, przeciągnięta przez trawy. Między rzęsami plączą się pajęczyny, jesienne palce brązowe od ziemi, zielone od zgniecionych opuszkami łodyg. Jasne włosy utapirowane przez wiatry, tu i ówdzie zaplątana uschnięta gąłązka. Szczupła i przeciętnego wzrostu (164 cm), o błękitnych oczach bez dna. Stopy zawsze pokaleczone od spacerowania boso: po polach i ogrodach ciepłą porą, po deskach nieheblowanej podłogi zimną. Ubrana w kolorowe szaty z frędzlami, cekinami i wymyślnymi wzorami, obwieszona sznurami drewnianych korali.

Helloise
#3
16.07.2025, 13:55  ✶  
Intuicja nie zmyliła bystrej pani detektyw — trafiła ona na podwórko Helloise dla samej tylko przyjemności kniejowej wiedźmy. Taka już była natura czarownicy, że chętnie wyciągała ręce po to, co jej się spodobało. Lubiła oglądać rzeczy, poznawać ich istotę. Zabierać je ze sobą, jakby zawsze należały od niej i jedynie czekały, aż po nie przyjdzie; innym razem odrzucać je i zwracać Naturze. Ta decyzja zależała od tego, co wydawało jej się akurat słuszne, a o słuszności decydowały humorki ubrane w pokrętne filozofie.
Wystarczająco już Helloise pooglądała Lucy — i spodobała jej się ona. Ślizgała się po tych zielonych oczach wypatrujących w cudzym domu zdrad, komponując na wampirzej tęczówce wyobrażone łąki. Studiowała, jak układają się wargi, gdy kobieta rozpuszcza w ustach czekoladki. Nie to jednak kazało jej się zatrzymać obok niej na dłużej, a drażniąca oprawa tego piękna — blada cera i czarne stroje, stylizacja trupa. Piękno, aby było pełne, powinno przeminąć, przemieniać się w czasie, zgnić — w to głęboko wierzyła Helloise. Rosewood zdawała się zaś wyryta w białym kamieniu, a na domiar złego zarzucała się żałobną czernią, co budziło w Heli sprzeciw. Zapragnęła więc jej dotknąć i sprawdzić, czy rzeczywiście trafi palcami na zimny marmur, czy to tylko złudzenie. A to wymagało zaangażowania zmysłu innego niż wzrok.
Wieczór drżał cykaniem świerszczy, którym niby to robaczki próbowały rozerwać warstwę duchoty, lecz dźwięki odbijały się od niej i trafiały z powrotem w noc, aby rezonować w głowach. Helloise zawsze czuła się, jakby te świerszcze wibracje panoszące się pod czaszką zabierały cenne miejsce przeznaczone na jej własne rozważania — wówczas wszystko wydawało się jeszcze bardziej poplątane niż zwykle. Rozrzedzała więc myśli cienkim dymem opium, którym była tej nocy upojona do syta.
Nie zrażała jej nieufność Lucy, nic sobie nie robiła z jej defensywnego tonu. Wyszła przed chatę, zatapiając bose stopy w gęstwinie chwastów rozkosznie chłodnej w kontraście do zupy gorącego powietrza.
— Minusy? Czego nie lubisz widzieć? — zapytała sennie z dobrotliwym politowaniem, jakby nie dowierzała jej deklaracjom. Wszystko było dla niej warte oglądania.
Podeszła do wampirzycy, stając z nią ramię w ramię. Patrzyła chwilę w dal, za niewyraźną ścieżką, po której przyszła Rosewood, po czym odwróciła się do swojego gościa. Oglądała ją jak dobrze znany eksponat w muzeum, lecz było inaczej niż za każdym poprzednim razem, gdy jedynie jej widmowa postać obchodziła kobietę: w końcu z Lucy zdjęto szklaną gablotę i Helloise mogła poczuć fizycznie jej obecność.
— Musisz lubić patrzeć. Patrzyłaś na nich tak długo. Mimo że, och, nie dali ci tego, czego szukasz. — Pochyliła się nad ramieniem Lucy do jej ucha, owiewając ją zapachem świeżo zebranych ziół; soczyście żywych, nie ususzonych. — Ale ja… ja mogę ci opowiedzieć, co robią, gdy wychodzą poza twój horyzont. O palcach strącających ramiączka halki, zanim w ciemnym korytarzu zapalą światło. O kolanach spotykających się pod stołem zarzuconym tym za długim obrusem… — Zawiesiła opowieść i cofnęła się, zabierając ze sobą tajemnice. — Albo o szeptach, które wymieniają przed wyjściem, gdy ustalają, gdzie odbędą faktyczną schadzkę.


dotknij trawy
Sztafaż
160 cm / 55 kg / kasztanowe włosy i zielone oczy

Lucy Rosewood
#4
22.07.2025, 16:17  ✶  
Głupich ludzi. Nie lubiła widzieć głupich ludzi. A także takich, którzy zamiast od razu przejść do zdrady małżonka, najwyraźniej delektowali się czasem przez co ona musiała dłużej na nich patrzeć, zamiast od razu zebrać dowody w postaci pocałunku i nie musieć kalać swoich oczu niczym więcej.

Nie odpowiedziała jednak na to, zachowując te myśli wyłącznie dla siebie.
– Ty za to lubisz patrzeć dość intensywnie – oznajmiła, wbijając nieco podejrzliwe spojrzenie w kobietę, która postanowiła jej się tak przyglądać. Lucy na przestrzeni kolejnych dekad z pewnością nie raz wyglądała tak, że w dzisiejszych czasach mogła zostać wystawiona w muzeum sztuki, ale nie był to ten raz, bo ebrew pewnym stereotypom odnośnie jej braci w krwi i kłach, Rosewood nie zamierzała paradować w sukni wiktoriańskiej panny na codzień, a już zwłaszcza po lesie. Nie miała nawet wymyślnej fryzury, upinając swoje włosy jedynie tak, aby nie przeszkadzały jej w zadaniu.

I już miała coś warknąć, kazać jej się odsunąć z informacją, że jeśli kobiecie się nudziło, to zawsze mogła spróbować wpatrywać się w Iudzi z Doliny Godryka, a jej dać pracować w spokoju kiedy...

Oczy wampirzycy, jeszcze przed chwilą wskazujące na pewne zirytowanie, teraz nagle rozbłysnęły pełne ciekawości.
– Faktyczna schadzka? Gdzie? – spytała i teraz to ona spojrzała z zaciekawieniem na czarownicę wyrabiając sobie opinię, że z ich dwójki to ta druga kobieta bardziej nadawała się na rolę muzealnego eksponatu. Chociaż nie... Nie muzealnego. Raczej nie było w niej nic zabytkowego, ale już jako rzeźba na wystawie nieco ekscentrycznego malarza? Tak, tam kobieta wraz z jej długą suknią, burzą loków i tym dziwnym uśmieszkiem nadawałaby się już idealnie.
szamanka
Kochajcie mnie, kochajcie, wy — gęstwy zieleni
I wy, senne gromady powikłanych cieni
Wyrwana z ziemi, przeciągnięta przez trawy. Między rzęsami plączą się pajęczyny, jesienne palce brązowe od ziemi, zielone od zgniecionych opuszkami łodyg. Jasne włosy utapirowane przez wiatry, tu i ówdzie zaplątana uschnięta gąłązka. Szczupła i przeciętnego wzrostu (164 cm), o błękitnych oczach bez dna. Stopy zawsze pokaleczone od spacerowania boso: po polach i ogrodach ciepłą porą, po deskach nieheblowanej podłogi zimną. Ubrana w kolorowe szaty z frędzlami, cekinami i wymyślnymi wzorami, obwieszona sznurami drewnianych korali.

Helloise
#5
10.08.2025, 17:01  ✶  
Gdyby Helloise miała nie chcieć widywać głupich ludzi, musiałaby do reszty rzucić się w objęcia pustelnictwa. Każdy był z jej perspektywy niedouczony, niewystarczająco otwarty, nie tak uduchowiony, jak powinien. Samej sobie również odmawiała prawa do mianowania się mądrą, była jedynie mniej głupią od pozostałych. Mądrość była zarezerwowana dla bogów i niektórych kapłanów; pozostali błąkali się po ziemi po omacku i nie miało większego znaczenia, co przy tym konkretnie robią.
— Lubię. Poznawanie rzeczy to jedna z największych przyjemności tego świata. Więcej można jej znaleźć jedynie w doświadczaniu go. — Uśmiechnęła się przebiegle.
Aby być cieszącym oko eksponatem, nie trzeba było wymyślnych fryzur ani falbaniastych strojów. Trzeba było sprawnego obserwatora umiejącego odnaleźć piękno w najprostszych formach. Ba, dla Helloise te wszystkie hafty, fałdki sukien i wstążeczki jedynie zaciemniały obraz. Fatałaszki szyły po ludzku niedoskonałe krawcowe — nieraz bardzo wprawne, umiejące skomplementować naturalną urodę, to prawda — lecz człowieka uszyła doskonała Bogini i najpełniej z Boską sztuką obcowało się nago.
Czarownica przyzwyczajona była do tego, że nie zawsze reakcje ludzi, którzy ją spotykali, były pozytywne. Nie wszyscy mieli na tyle wyczulony słuch i bystry umysł, aby pojąć doniosłą istotę spraw, o których mówiła. Zbyt kurczowo czepiali się ziemi i doczesności, aby byli zdolni ujrzeć, co jest naprawdę ważne. Przez to reagowali wrogością, podejrzliwością czy irytacją — tak jak i Lucy w tamtej chwili. Była uparta, lecz z tym większym zadowoleniem Helloise patrzyła, jak haczyk z na wskroś ziemską ofertą zostaje przez wampirzycę połknięty. Coś za coś — transakcja, za jakimi ludzie przepadali. Konieczna, gdy trafiało się na uparciucha niezainteresowanego metafizycznym bełkotem.
— Mogę opowiedzieć ci… przy kolacji. — Idąc tyłem, zrobiła kilka kroków w stronę chatki, kiwając na Rosewood palcem, aby podążyła za nią. — Więcej dowiesz się o tych gołąbeczkach dziś ze mną, niż wystając pod tamtymi oknami; a ugoszczę cię lepiej niż twój smutny barak. Słyszę i widzę wszystko, co dzieje się w Dolinie. Nie pożałujesz.


dotknij trawy
Sztafaż
160 cm / 55 kg / kasztanowe włosy i zielone oczy

Lucy Rosewood
#6
12.08.2025, 22:51  ✶  
Lucy naprawdę nie chciało się chodzić na kolację z dziwną pustelniczką nie ważne jak kluczowych wiadomości kobieta by dla niej nie miała. Niestety prawda była taka, że Lucy nie miała zbyt wielkiego wyboru, bowiem mogła albo przystać na jej propozycję i być może się frustrować, albo wrócić do swojej poprzedniej metody na znalezienie tych informacji i... Frustrować się na pewno. Z dwojga złego wolała więc wybrać jakieś urozmaicenie.

Tylko że... Co jeśli kobieta nic nie wiedziała? Ale czemu w takim razie zapraszałaby ją na kolację? Lucy zakładała, że czarownicy się po prostu nudziło więc chciała wymienić informacje za spędzenie czasu z kimkolwiek i chwilę rozrywki - I na to była w stanie przystać. Przeżyje to. Ale jeśli kobieta kłamała.... To już niezmiernie by ją sfrustrowało.

No chyba że tamta z jakiegoś powodu chciała ją zabić. Czemu? Nie miała pojęcia ale lepiej było wziąć pod uwagę tę opcję. Tak na wszelki wypadek. Tyko że... Jeśli ktoś jej życzył śmierci to nie dowie się szczegółów jeśli nie porozmawia z tą czarownicą. Wyglądało więc na to, że tak czy siak zostanie na kolacji.
– Rozumiem. W takim razie zapraszam... Przyjmij mnie na kolację, ale obyś lepiej rzeczywiście miała informacje – powiedziała i podążyła za kobietą w myślach dodając, że w jej gusta kulinarne raczej i tak się nie wpasuje. Bo oczywiście, lubiła różne przekąski i słodycze, ale żadne ludzkie jedzenie nie mogło się równać z krwią, a wątpiła, że to ją dzisiaj czeka. – Jak się nazywasz? Często przypatrujesz się obcym ludziom? – Przypatrującym się innym obcym ludziom?  Ale u niej to było co innego. Ona miała pracę. Natomiast jej chwilowa gospodyni... Wątpiła, czy parały się tą samą profesją.
szamanka
Kochajcie mnie, kochajcie, wy — gęstwy zieleni
I wy, senne gromady powikłanych cieni
Wyrwana z ziemi, przeciągnięta przez trawy. Między rzęsami plączą się pajęczyny, jesienne palce brązowe od ziemi, zielone od zgniecionych opuszkami łodyg. Jasne włosy utapirowane przez wiatry, tu i ówdzie zaplątana uschnięta gąłązka. Szczupła i przeciętnego wzrostu (164 cm), o błękitnych oczach bez dna. Stopy zawsze pokaleczone od spacerowania boso: po polach i ogrodach ciepłą porą, po deskach nieheblowanej podłogi zimną. Ubrana w kolorowe szaty z frędzlami, cekinami i wymyślnymi wzorami, obwieszona sznurami drewnianych korali.

Helloise
#7
05.09.2025, 13:24  ✶  
Lucy mogła nie mieć ochoty na kolację z Helloise, ale Helloise miała ochotę na kolację z Lucy. Chciała wciągnąć ją do swojego domu, zobaczyć, jaka będzie z nią i dla niej, nie przyczajona samotnie w obskurnym baraku. W kwestii zachcianek nad wyraz często wiedźma przypominała rozpuszczoną panienkę, która nie znała i nie akceptowała odmowy.
Miała dla wampirzycy informacje, nie kłamała, choć niezbyt ją one same w sobie interesowały. Para kochanków była jej obojętna i ściągnęła jej uwagę wyłącznie przez to, że ktoś inny się nimi intensywnie interesował.
Znając drogę przez zarośnięte podwórze na pamięć, szła ku chacie tyłem, jakby bała się, że gdy spuści oczy z Lucy, ta urwie się z jej haczyka i odejdzie. Po twarzy Helloise skakały iskierki łagodnego rozbawienia, gdy widziała tę sztywną niechęć i upór Rosewood.
— Rozluźnij się. Mamy miło spędzić czas. — Mimo rozbawienia, nie kpiła z niej tymi słowami. To była rada. To mogła stać się groźba, szczególnie że w tym uśmiechu i rozbawieniu było coś nieprzyjemnego (sekret tkwi w zawadzie Świr). — Imiona nie mają tutaj znaczenia. Ma znaczenie… czym jesteś? Może jako detektyw sama mogłabyś odnaleźć coś tak błahego jak moje imię? — prowokowała, czerpiąc z tego wyraźnie satysfakcję. — Hel-loise — zdradziła jednak tuż pod progiem, wyciągając z imienia pełnię zaszytej w nim melodyjności, po czym zniknęła w głębi chaty.
Świece zgasły jedna po drugiej, lecz zaraz ciemności kuchni w domku na kurzej stopie rozproszyły wylęgłe ze wszech kątów chmary malutkich, zaklętych kuleczek przypominających świetliki. Wnętrze wypełniał zapach i cienki dym z kadzidła z białej szałwii, a na ścianach spały ćmy podrywające się od czasu do czasu do lotu. Stół do kolacji zastawiono bogato, choć znaczną część przepychu stanowiły dekoracje: kwiatowe wiązanki oraz miękkie kępki mchów służące za puchate serwety pod półmiski. Poczęstunek przypominał raczej podwieczorek niż kolację: sezonowe owoce i jagody, ciasteczka miodowo-słonecznikowe, drożdżówki, a do tego gliniany imbryczek ziołowej herbaty. W centralnym miejscu stołu dumnie spoczywał zaś pucharek wypełniony z górką ulubionymi czekoladkami Lucy.
Ledwie wampirzyca przekroczyła próg, na podwórzu z tyłu zapiał kogut, a kolanko kurzej stopki wyprostowało się — domek oderwał się od ziemi i zawisł w górze. Ruch był na tyle płynny, aby frykasy wystawione na stole nie zsunęły się z niego. Nie zrobił również ów zryw wrażenia na Helloise. Kobieta zasiadła przy stole, wskazując swojemu gościowi miejsce naprzeciw.
— Nie lubię przypatrywać się ludziom, jeśli mam być szczera. Smucą mnie. Jesteś człowiekiem? — Nie słychać było jednakże tego rzekomego smutku przez nieporuszony uśmiech. — Czy jest na tym stole coś pożywnego?


dotknij trawy
Sztafaż
160 cm / 55 kg / kasztanowe włosy i zielone oczy

Lucy Rosewood
#8
08.09.2025, 23:41  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.10.2025, 20:30 przez Lucy Rosewood.)  
Rozluźnij się.
Była to zbitka słów za którą Lucy nieszczególnie przepadała, ale nie za bardzo lubiła też okazywać, jak bardzo potrafiły drażnić ją te słowa zwłaszcza w tym konkretnym momencie, kiedy rozluźnienie się byłoby czystym idiotyzmem.

Właściwie to wampirzyca preferowała egzystować w stanie ciągłej czujności, która zmieniała się jedynie w stan nieco mniejszej ciągłej czujności, gdy akurat potrzebowała nieco odpocząć.

A jednak... Było coś takiego w tej kobiecie, że Lucy chciała się z nią droczyć, tak jak i ona droczyła się z nią od samego początku. Zagrać w jej grę skoro czarownica już postanowiła tak ładnie rozstawić planszę, bo przecież nie mogło być tak, że Lucy spędzi z nią ten cały czas na zasadach tylko jednej z nich. I zdecydowanie nie mogło być też tak, że marnowała kolejne nocr na to śmiechu warte zlecenie bez żadnej rozrywki, zwłaszcza gdy rozrywka napatoczyła się sama. I jeszcze mogła mieć przydatne informacje.

Uśmiechnęła się i uniosła ręce ku spiętym włosom, aby szybkim ruchem uwolnić je z okowów gumki i pozwolić opaść falami na wampirze ramiona.
– Hel-Louis. Ładnie. Oba imiona mają specjalne konontacje? – spytała z całą świadomością tego, że podzieliła imię na dwa.

Weszły do środka, a ona musiała przyznać, że z głupią wręcz ciekawością przyjrzała się wystrojowi, zatrzymując nieco dłużej wzrok na oświetlających całe pomieszczenie punkcikach.

I oczywiście w tym momencie zapiał kogut, domek postanowił się poruszyć, a do Lucy dotarło, że kobieta chyb jesg mniej naiwna niż mogłoby to się jej wydawać. Eh, a może... Kto wie? Może gdyby było wcześniej w nocy zdołałaby ją przekonać do tego, że jest jakimś rodzajem zjawy, a Heloise jest pierwszą osobą, której dane było go spotkać?

Jesteś człowiekiem?
Jak bezpośrednio.
– To zapewne zależy kogo się spytasz – powiedziała, przesuwając dłonią po nakrytym stole. – Mugole powiedziałyny, że zapewne żadna z nas nim nie jest. – powiedziała, jakby wcale ta wizja jej nie przerażała. Jakby czasem nie zastanawiała sie jakby to było, tylko po to aby szybko dojść do wniosku, że tylko desperacki idiota zdecydowałaby się na coś takiego.

Kolejne pytanie natomiast sprawiło, że jej wargi drgnęły w niewielkim uśmiechu.
– Hm... – Wzrok wampirzyczy zaczął wędrować po wszystkich soczystych owocach, pachnących drożdżówkach i ciasteczkach, aż wreszcie natrafił na leżącą na stole dłoń Helloise na tyle długo, aby czarownica miała szansę to zauważyć. Uśmiech Lucy pogłębił się. – Tak, myślę, że coś się na tym stole znajdzie– oznajmiła i sięgnęła po jedną z czekoladek.
szamanka
Kochajcie mnie, kochajcie, wy — gęstwy zieleni
I wy, senne gromady powikłanych cieni
Wyrwana z ziemi, przeciągnięta przez trawy. Między rzęsami plączą się pajęczyny, jesienne palce brązowe od ziemi, zielone od zgniecionych opuszkami łodyg. Jasne włosy utapirowane przez wiatry, tu i ówdzie zaplątana uschnięta gąłązka. Szczupła i przeciętnego wzrostu (164 cm), o błękitnych oczach bez dna. Stopy zawsze pokaleczone od spacerowania boso: po polach i ogrodach ciepłą porą, po deskach nieheblowanej podłogi zimną. Ubrana w kolorowe szaty z frędzlami, cekinami i wymyślnymi wzorami, obwieszona sznurami drewnianych korali.

Helloise
#9
10.10.2025, 15:57  ✶  
Ładnie Lucy było w rozpuszczonych włosach. Moment rozpuszczenia ich przyciągnął o wiele więcej uwagi Helloise niż próba przejęcia przez wampirzycę inicjatywy, którą to niemalże zlekceważyła. Uśmiech pozostał swobodny, gdy Rosewood starała się dopiec czarownicy. Hela nigdy nie przywiązywała nadto uwagi do imion, przeinaczenie przyjęła jako niewinną zabawę, która jej przyniosła może nawet więcej satysfakcji niż inicjatorce.
— Hel — powtórzyła za swoim gościem. Oczami błądziła po pasmach jej włosów, myślami zaś po uwitej we własnej pamięci sieci znanych legend, tropiąc tam skojarzenie. — Zdaje się, że to bogini, czy nie? Królowa zaświatów. — Przekręciła głowę tak, aby Lucy oglądała ją z półprofilu, i wyprostowała się dumnie, eksponując szyję; zupełnie jakby miała lada chwila zostać sportretowana ze swoimi helheimowymi duszyczkami. Schlebiło jej to porównanie, choć wywiodła je sama i sama włożyła w usta Rosewood. — Kim jest Louis?
Zdanie mugoli było ostatnim, jakim przejmowałaby się Helloise. Jeśli w słowach Lucy było coś z prawdy, czarownica mogła śmiało opinię niemagicznych odwzajemnić: mugole nie byli ludźmi. Być może jakimś ich poślednim gatunkiem, lecz nie ludźmi pełnoprawnymi, w tym najdoskonalszym, na wpół boskim sensie, w jakim człowieczeństwem obdarzeni zostali czarodzieje.
— Nie rób tego. Nie patrz na siebie oczami mugoli — pouczyła, polewając obu im herbaty. Z takiej praktyki nie mogło przecież wyjść nic dobrego.
Odpowiedź dotycząca pożywienia była więcej niż wymowna, mimo że nie wprost. Helloise kłamałaby, gdyby właśnie tego nie podejrzewała, choć do tamtej chwili nie miała pewności.
Nikt nigdy nie pił jej krwi — jeszcze. Wystawianie się obcemu wampirowi na żer mogło być ryzykowne — nie wiedziała o detektyw więcej niż to, co zdołała zaobserwować przez kilka nocy. Mogło się okazać, że jeśli sprezentuje Lucy okazję, ta wypije ją do cna, lecz paradoksalnie, to czyniło dla niej sytuację jedynie atrakcyjniejszą. Podejmowanie ryzykownych aktywności zawsze ją pociągało. Włożyć ręce w paszczę bestii i czekać w napięciu tego, czy zostanie ukąszona — ot, niewinne, ekscytujące hobby leśnej wiedźmy.
Nie włożyła jednak ręki wprost do paszczy Lucy Rosewood. Nadgarstkiem oraz miękkim wnętrzem przedramienia odwróconym ku górze wyciągnęła rękę w stronę wampirzycy nad stołem jak ofertę — nie na tyle jednak blisko, aby ta mogła ją tak po prostu chwycić.
— Zawsze wierzyłam w branie tego, na co się ma ochotę — powiedziała powoli, zadowolona z siebie tak, jakby to ona z nich dwóch miała przed sobą perspektywę uczty.


dotknij trawy
Sztafaż
160 cm / 55 kg / kasztanowe włosy i zielone oczy

Lucy Rosewood
#10
13.10.2025, 21:11  ✶  
Na twarzy Lucy pojawił się cień uśmiechu, gdy kobieta odbiła jej przedrzeźnianie się w taka pozornie niewinny sposób. Bo taka właśnie była ta rozmowa.

Pozornie niewinna.

Helloise wydawała się jej wręcz ucieleśnieniem tego jak niektórzy, męscy, pisarze opisywali leśne duszki, fikcyjne kobiety z głową oblecioną pajęczynami swawolnych myśli, które mogł rozwiać jeden powiew wiatru, lub jakiekolwiek kontakt z cywilizacją z jakiegoś powodu zawsze przyjmowującą kształt mężczyzny.

Nie wszyscy męscy pisarze zasługiwali na przypisywany im zachwyt.

Bo Lucy była wściekłe pewna, że gdyby to Helloise była na miejscu tych wszystkich leśnych duszków, wynik tego spotkania byłby zupełnie inny, a jeszcze wścieklej żałowała, że Helloise nie poznała jej w bardziej urokliwym stroju. Tak aby i Lucy mogła uczestniczyć w tym aspekcie zabawy.

Ciekawe czy gdyby leśna czarownica spotkała ją w jakimś innym wydaniu również by ją zaczepiła? Ciekawe czy również by tak zwróciła na nią uwagę, gdyby zamiast czającej się pani detektyw, poznała przechadzająca się po lesie kobietę w kwiecistym płaszczu? Przez chwilę w głowie Lucy pojawiło się wiele scenariuszy, gdy ubrana była w różne stroje, a jej umysł odgadywał jaka byłaby reakcja znajdującej się przed nią kobiety.
– Może kiedyś zrozumiesz kim jest Louis – odpowiedziała, gdy przypomniała sobie wreszcie jakie w ogóle było pytanie. – Nie patrzę na siebie niczyimi oczami. Ani mugoli ani czarodziejów. Przeżyjesz to? Że w tym wypadku stawiam cię na równi z nimi? – zapytała, zaczepnie pakując sobie do ust jedną z czekoladek.
Helloise prychnie? Zirytuje się? Zignoruje to zdanie? Zaśmieje się? Oh jak lubiła takie eksperymenty. Powinna częściej wchodzić do chatek leśnych wiedźm.

Spodziewała się, że kobieta cofnie się chociaż nieco, a nie że w tak bezczelny sposób postanowi wyciągnąć ku niej własne nadgarstki. A Lucy niestety miała najwyraźniej słabość wobec bezczelnych istot.
– Nie boisz się, że wyssę twoją krew? – zagadnęła, unosząc wysoko brwi do góry. – Całą?
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Helloise (2075), Lucy Rosewood (1598)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa