15.07.2025, 23:53 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.07.2025, 21:26 przez Brenna Longbottom.)
Cruciatus.
Dora żyła: wszyscy bliscy Brenny żyli. To było coś, czym mogła się cieszyć. A jednak nie znajdowała w sobie radości, i niemal fizycznie bolała ją myśl, że tej nocy ta klątwa dosięgła Morpheusa, potem zaś Dorę. Dwa razy. Dwa cholerne razy. Nie miała nawet wypisanego na czole, że jest córką zdrajczyni. Jej rysy zostały zmienione. Przypadkowy śmierciożerca zaczął torturować przypadkową dziewczynę, tylko dlatego, że mógł.
Oto był świat, który budował dla nich Voldemort.
A ona nie mogła teraz zrobić niczego, co by pomogło. Puściła ją samą. Nie ochroniła jej.
Nie ochroniła tej nocy bardzo wielu osób.
– To nie była twoja wina – powiedziała, niemalże mechanicznie, ściskając dłoń Dory zdrową ręką, może wręcz trochę za mocno. Nawet w takiej chwili Dora zdawała się obwiniać siebie, wyjaśniać, dlaczego się nie teleportowała, dlaczego niczego nie powiedziała… Może i powinna ich uprzedzić, żeby się nie martwili, ale do licha, napadł na nią śmierciożerca. – Powinnaś wziąć jakieś eliksiry wzmacniające…
Cruciatus nie zostawiał może fizycznych śladów, ale to była tortura, jedna z najgorszych możliwych, i nie zostawiała tylko rany na duszy, też osłabiała cały organizm. Dora potrzebowała teraz mikstur. Gorącego kakao, koca i spokojnego snu. Tymczasem dom, w którym to wszystko na nią powinno czekać, już nie istniał.
– W takim razie dziękujmy bogini za ten gwizdek. Zabiorę cię… sprawdzimy czy Staw jest bezpieczny. Musisz odpocząć – stwierdziła, modląc się w duchu, żeby chociaż ten budynek przetrwał, by nie spadł na niego popiół, zostawiając po sobie płomienie, runy, dziwne odciski rąk. Tu nie chodziło już o sam dom, ale o to, jak bardzo zakonnicy potrzebowali miejsca, w którym mogli spędzić ten dzień, dochodząc do siebie.
A Brenna nie wiedziała nawet, że to jeszcze nie wszystko. Że o Dorę upomnieli się Borginowie.
Dora żyła: wszyscy bliscy Brenny żyli. To było coś, czym mogła się cieszyć. A jednak nie znajdowała w sobie radości, i niemal fizycznie bolała ją myśl, że tej nocy ta klątwa dosięgła Morpheusa, potem zaś Dorę. Dwa razy. Dwa cholerne razy. Nie miała nawet wypisanego na czole, że jest córką zdrajczyni. Jej rysy zostały zmienione. Przypadkowy śmierciożerca zaczął torturować przypadkową dziewczynę, tylko dlatego, że mógł.
Oto był świat, który budował dla nich Voldemort.
A ona nie mogła teraz zrobić niczego, co by pomogło. Puściła ją samą. Nie ochroniła jej.
Nie ochroniła tej nocy bardzo wielu osób.
– To nie była twoja wina – powiedziała, niemalże mechanicznie, ściskając dłoń Dory zdrową ręką, może wręcz trochę za mocno. Nawet w takiej chwili Dora zdawała się obwiniać siebie, wyjaśniać, dlaczego się nie teleportowała, dlaczego niczego nie powiedziała… Może i powinna ich uprzedzić, żeby się nie martwili, ale do licha, napadł na nią śmierciożerca. – Powinnaś wziąć jakieś eliksiry wzmacniające…
Cruciatus nie zostawiał może fizycznych śladów, ale to była tortura, jedna z najgorszych możliwych, i nie zostawiała tylko rany na duszy, też osłabiała cały organizm. Dora potrzebowała teraz mikstur. Gorącego kakao, koca i spokojnego snu. Tymczasem dom, w którym to wszystko na nią powinno czekać, już nie istniał.
– W takim razie dziękujmy bogini za ten gwizdek. Zabiorę cię… sprawdzimy czy Staw jest bezpieczny. Musisz odpocząć – stwierdziła, modląc się w duchu, żeby chociaż ten budynek przetrwał, by nie spadł na niego popiół, zostawiając po sobie płomienie, runy, dziwne odciski rąk. Tu nie chodziło już o sam dom, ale o to, jak bardzo zakonnicy potrzebowali miejsca, w którym mogli spędzić ten dzień, dochodząc do siebie.
A Brenna nie wiedziała nawet, że to jeszcze nie wszystko. Że o Dorę upomnieli się Borginowie.
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.