13.07.2025, 22:19 ✶
– W takim razie bracia Bumfuzzle? Z Baldwinem Malfoyem w teorii można próbować porozmawiać… ale jakoś wątpię, żeby chciał współpracować, a karty tutaj mamy słabe.
Patrząc po jego reakcji na napaść na Raphaelę i ten list odmawiałby tejże współpracy nawet gdyby groziło mu aresztowanie, choćby po to, by im coś udowodnić. Był Malfoyem, nie istniało nic, co mogliby mu zaoferować, żeby go przekupić, a skoro śledztwu ucięto łeb – przynajmniej do chwili, gdy pojawią się dowody, których nie da się zamieść pod dywan – w świetle prawa powinni zostawić chłopaka w spokoju. W teorii Brenna mogłaby próbować wciągnąć w to Eden, skoro ta wydawała się przejęta sprawą, ale jakoś nie umiała pomieścić w głowie idei samej siebie proszącej Malfoyównę o rozmówienie się z jednym z kuzynów. Co miałaby jej obiecać w zamian? Że za każdym razem, gdy się spotkają, będzie na samą siebie rzucać silenco…?
– Może lepiej jeśli już to tylko w kontekście „hej, po tym 9 września zawiesiliście wydawanie zgód?” Ale z tym też bym poczekała aż sprawdzi się kelnerów.
Brenna peszyła się rzadko. Właściwie w takiej sytuacji istniały u niej dwie opcje, mogła pociągnąć żart dalej też odpowiadając w podobnym tonie albo postawić na szczerość. I w tym wypadku zwyczajnie nie chciała żartować, nawet jeżeli może tak byłoby łatwiej.
Uśmiechnęła się tylko lekko na „to miłe”, ale gdy wyciągnął do niej rękę, ujęła jego dłoń, splatając ich palce. Jeżeli coś uznałaby za ciekawe, to chyba głównie to, że był właściwie jedyną osobą, przy której z takimi gestami się trochę wahała – nawet jeśli ostatecznie wyciągała do niego ręce, jak w tej nieszczęsnej piwnicy, gdy dziwna istota wypowiadała nienawistne słowa, czy nad brzegiem Windermere, nigdy nie była pewna, jak on na to zareaguje. Może trochę się spodziewała, że po prostu odepchnie jej rękę.
– Jasne – stwierdziła, przekrzywiając głowę, wciąż z uśmiechem, szczerym, chociaż mało wesołym. – Chociaż wcale nie wiem, czy ja jestem do tego dobrą osobą, jak chodzi o powstrzymywanie przed głupimi rzeczami. Wiesz, jeden auror walnął mnie kiedyś zaklęciem w plecy, bo uznał, że zamiast aresztować jednego gościa, to go zabiję gołymi rękami. Żeby nie było, może ciut przesadziłam, ale nie miałam zamiaru go zabijać.
To było jedno z tych wspomnień, które bolały, i to nie tylko dlatego, że zawiedli wtedy strasznie, i niewinne życie przepadło. Nawet jeżeli w ostatnich miesiącach prawie nie widywała Caina, to wiadomość o jego śmierci była jakimś szokiem, kolejnym wyrzutem sumienia i następnym kamyczkiem na kupce z napisem „powody do zemsty”.
Patrząc po jego reakcji na napaść na Raphaelę i ten list odmawiałby tejże współpracy nawet gdyby groziło mu aresztowanie, choćby po to, by im coś udowodnić. Był Malfoyem, nie istniało nic, co mogliby mu zaoferować, żeby go przekupić, a skoro śledztwu ucięto łeb – przynajmniej do chwili, gdy pojawią się dowody, których nie da się zamieść pod dywan – w świetle prawa powinni zostawić chłopaka w spokoju. W teorii Brenna mogłaby próbować wciągnąć w to Eden, skoro ta wydawała się przejęta sprawą, ale jakoś nie umiała pomieścić w głowie idei samej siebie proszącej Malfoyównę o rozmówienie się z jednym z kuzynów. Co miałaby jej obiecać w zamian? Że za każdym razem, gdy się spotkają, będzie na samą siebie rzucać silenco…?
– Może lepiej jeśli już to tylko w kontekście „hej, po tym 9 września zawiesiliście wydawanie zgód?” Ale z tym też bym poczekała aż sprawdzi się kelnerów.
Brenna peszyła się rzadko. Właściwie w takiej sytuacji istniały u niej dwie opcje, mogła pociągnąć żart dalej też odpowiadając w podobnym tonie albo postawić na szczerość. I w tym wypadku zwyczajnie nie chciała żartować, nawet jeżeli może tak byłoby łatwiej.
Uśmiechnęła się tylko lekko na „to miłe”, ale gdy wyciągnął do niej rękę, ujęła jego dłoń, splatając ich palce. Jeżeli coś uznałaby za ciekawe, to chyba głównie to, że był właściwie jedyną osobą, przy której z takimi gestami się trochę wahała – nawet jeśli ostatecznie wyciągała do niego ręce, jak w tej nieszczęsnej piwnicy, gdy dziwna istota wypowiadała nienawistne słowa, czy nad brzegiem Windermere, nigdy nie była pewna, jak on na to zareaguje. Może trochę się spodziewała, że po prostu odepchnie jej rękę.
– Jasne – stwierdziła, przekrzywiając głowę, wciąż z uśmiechem, szczerym, chociaż mało wesołym. – Chociaż wcale nie wiem, czy ja jestem do tego dobrą osobą, jak chodzi o powstrzymywanie przed głupimi rzeczami. Wiesz, jeden auror walnął mnie kiedyś zaklęciem w plecy, bo uznał, że zamiast aresztować jednego gościa, to go zabiję gołymi rękami. Żeby nie było, może ciut przesadziłam, ale nie miałam zamiaru go zabijać.
To było jedno z tych wspomnień, które bolały, i to nie tylko dlatego, że zawiedli wtedy strasznie, i niewinne życie przepadło. Nawet jeżeli w ostatnich miesiącach prawie nie widywała Caina, to wiadomość o jego śmierci była jakimś szokiem, kolejnym wyrzutem sumienia i następnym kamyczkiem na kupce z napisem „powody do zemsty”.
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.