• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu v
1 2 3 Dalej »
[13.09.1972] Found everything I need… and a few things I don’t. | Prue & Caius

[13.09.1972] Found everything I need… and a few things I don’t. | Prue & Caius
Wallflower
Please forgive me if I don't talk much at times.
It's loud enough in my head.

Prudence jest szczupłą kobietą, która mierzy 163 centymetry wzrostu. Ubiera się raczej niezbyt kontrowersyjnie, schludnie, miesza się z tłumem. Wybiera stonowane kolory. Jej włosy są długie, proste w odcieniu czekoladowego brązu, często wiąże je w kok na czubku głowy. Oczy ma jasnobrązowe. Zapach, który wokół siebie roztacza to głównie woń kojarząca się ze szpitalem, lub medykamentami, jednak przebijają się przez nią owocowe nuty - głównie truskawki.

Prudence Bletchley
#1
30.07.2025, 19:29  ✶  
13-09-1972, Borgin & Burkes

Odwiedzała na Nokturnie jednego ze swoich stałych klientów. Poinformowała go listownie o tym, że zdoła mu pomóc z niedogodnościami, które pojawiły się po pożarach. Wiele osób, z tego co zauważyła trapił ten okropny, duszący kaszel, którego wcale nie tak łatwo można było się pozbyć. Była to część jej nieoficjalnej działalności, czerpała z niej sporo korzyści, bo wykazywała zainteresowania dziedzinami, o których nie mówiło się głośno w świecie, w którym się obracała. Musiała znaleźć sobie jakąś metodę na pogłębianie swojej nietypowej wiedzy, ta wydawała się być najbardziej efektowna. Przysługa za przysługę, wiedza za wiedzę, najlepsza z możliwych walut.

Zbliżał się wieczór, a więc również i jej dyżur, który miała zacząć za jakąś godzinę. Znalazła się w Londynie późnym popołudniem, nie spieszyło jej się jakoś szczególnie do stolicy, ale jednak nie mogła ciągle unikać tego miejsca. Niedługo bowiem przyjdzie znowu jej wrócić do normalności, do życia na tych zgliszczach. Musiała zacząć przyzwyczajać się do swądu dymu, który jeszcze unosił się na ulicach. Nokturn śmierdział inaczej, jak zawsze, miał ten swój specyficzny zapach, jakby czarna magia przesiąkała każdą cegłę w okolicznych kamienicach. Nie odrzucało jej to, po latach wydawała się nie być wrażliwa na to, co na innych mogło robić spore wrażenie.

Mijała sklep całkiem szybkim tempem. Nie potrafiła jednak przejść obok obojętnie, Borgin & Burkes był miejscem znanym dla pasjonatów, każdy kto nieco interesował się tymi dziedzinami magii, które spora część społeczeństwa traktowała z pogardą wiedział, że może tutaj znaleźć wszystko, czego potrzebuje. Nie wahała się zbyt długo, miała w końcu jeszcze jakąś godzinę, na pewno nie spóźni się do pracy.

Poprawiła poły płaszcza nim weszła do środka, wsadziła sobie ręce głęboko do kieszeni, gdy tylko przekroczyła próg. Przeszywała pomieszczenie wzrokiem, szukając czegoś, co by zwróciło jej uwagę, a na pewno coś takiego się tutaj znajdzie. Lubiła rzeczy, które niosły ze sobą jakieś historie, miała ich w swoim przytulnym mieszkanku całkiem pokaźną kolekcję. Nie odezwała się póki co jeszcze ani słowem, po prostu rozglądała się po pomieszczeniu.

jebać gobliny soł macz

he is – an a b y s s

Zielono-niebieskie bystre tęczówki spoglądają na otaczający go świat z rezerwą, chociaż gdzieś głęboko można dostrzec błysk, który towarzyszył im nieustannie jeszcze kilka lat temu. Przeważnie porusza się o lasce – bez niej kuleje – ciągnie protezę za sobą, bo ta na zawsze pozostanie obca. Jest wysoki (191 centymetrów wzrostu) oraz postawny, a szerokie barki dalej przypominają te należące do doświadczonego w boju pałkarza. Mówi spokojnie; nigdy nie podniesie na swego rozmówce głosu. Jego ubiór jest do bólu praktyczny i zwyczajny, a palce, oprócz sygnetu rodowego nie przyozdabia biżuteria. Pachnie pergaminem, dymem żarzącego się w pracowni ognia i miętą.

Caius Burke
#2
30.07.2025, 22:44  ✶  

Spalona Noc nie tylko pozbawiła go domu, bo każdą kolejną noc po ósmym września, zmuszony był koczować na starej kanapie, gdzieś na zapleczu Borgina i Burke, ale i klientów, których od czasu wydarzeń mógł policzyć na palcach jednej ręki. Jedyną podnoszącą na duchu Caiusa kwestią była ta, że zaklęcia ochronne rzucone na miejsce, okazały się wyjątkowo skuteczne, bo pożoga szalejąca za oknami, całkowicie ominęła rodzinny interes, więc przynajmniej dalej mógł pracować; chociaż naprawdę nic się tam nie działo i nudził się niemiłosiernie.

W podłym humorze; niewyspany, obolały, nieszczęśliwy i po prostu poirytowany tą całą sytuacją, czytał Proroka Codziennego; pisali coś o stratach materialnych, zbiórkach na rzecz poszkodowanych i ofiarach śmiertelnych. Szybko omiótł wzrokiem listę zgonów, szukając na niej kogoś znanego, ale nikogo znaczącego tam nie znalazł, a że los mieszańców i szlam z całego serca gówno go obchodził i te zbiórki w czasie których "dobrotliwa" część społeczeństwa, wyciągała swe lepkie palce w stronę jego galeonów, równie mocno go nie interesowały, to też z ciężkim westchnieniem, zaczął przerzucać kartki dalej szukając newsów z świata Quidditcha albo krzyżówki.

Zaskoczony, uniósł znad powierzchni wymiętej gazety spojrzenie zielono-niebieskich tęczówek i zmarszczył lekko brwi, gdy późnym popołudniem zjawił się w Borgin&Burkes pierwszy klient, a raczej klientka. Jej raczej nie kojarzył, a pamięć miał naprawdę dobrą - szczególnie do twarzy, szczególnie tych dużo ładniejszych, kobiecych buzi, szczególnie kiedy należały do panienek czystej krwi. Jego ciało mimowolnie pokrył dreszcz, jakby po ciele przebiegło stado wściekłych, czerwonych mrówek. Niektórych reakcji swojego organizmu nie potrafił zatuszować; pomimo obrzydzenia podniósł się z swego krzesła i podszedł w stronę czarownicy, laskę pozostawił za ladą, jego chód stał się więc dość pokraczny.

– Dobry wieczór, czy szuka panienka czegoś specjalnego. – wypowiedział i uśmiechnął się do niej pięknie, w oczach Caiusa, może przez ułamek sekundy można było zauważyć niechęć, ta znikła szybko zastąpiona czymś pomiędzy ciepłem pierwszych promieni słońca, a żarem pożogi, która kilka dni temu niszczyła ulice Londynu.

– Może interesuję panienkę biżuteria. – Ruszył w stronę oszklonej półeczki, gdzie w błysku świec, pięknie błyszczał zestaw; kolczyki i bogato zdobiony wisiorek z niebieskimi oczkami - Kilka tygodni temu udało nam się zdobyć ten przepiękny komplet, dotychczas znajdował się w posiadaniu pewnej francuskiej czarownicy czystej krwi. Jej cała rodzina twierdzi, że został stworzony na zamówienie samej Roweny Ravenclaw. - To była oczywiście bzdura, kłamstwo wymyślił na poczekaniu, a naszyjnik i kolczyki o których mówił to był kompletny badziew.

Ojciec chłopaka, wygrał błyskotki podczas jednej z nocy spędzonej w towarzystwie kart i galeonów oraz zakrapianej wysokoprocentowymi napojami, a Caius, proponował je każdej osobie, jaką dane mu było w sklepie obsługiwać, bo chciał się kompletu pozbyć. Nie spodziewał się, że potencjalna klientka zna się na jubilerstwie i rozpozna prawdziwą wartość niebieskiego kompletu. Zza szyby wyglądał on przecież, jak najbardziej autentycznie.



Ah, there he is.
That motherfucker.
What a tool.
Wallflower
Please forgive me if I don't talk much at times.
It's loud enough in my head.

Prudence jest szczupłą kobietą, która mierzy 163 centymetry wzrostu. Ubiera się raczej niezbyt kontrowersyjnie, schludnie, miesza się z tłumem. Wybiera stonowane kolory. Jej włosy są długie, proste w odcieniu czekoladowego brązu, często wiąże je w kok na czubku głowy. Oczy ma jasnobrązowe. Zapach, który wokół siebie roztacza to głównie woń kojarząca się ze szpitalem, lub medykamentami, jednak przebijają się przez nią owocowe nuty - głównie truskawki.

Prudence Bletchley
#3
31.07.2025, 16:58  ✶  

Prudence miała sporo szczęścia. Nie musiała lizać ran po tych okrutnych wydarzeniach w swoim mieszkaniu. Zresztą nie doszło tam do jakiegoś strasznego spustoszenia. Elias miał jej wstawić okna, więc bez problemu na dniach będzie mogła wrócić do domu. Nie, żeby jej się spieszyło z powrotem, ostatnie dni były naprawdę przyjemnym oderwaniem się od szarej rzeczywistości, która od lat wyglądała w przypadku Bletchley bardzo monotonnie. Dobrze było złapać oddech, na chwilę uciec od normalnego życia, pomimo okoliczności, które to spowodowały.

Humor jej dopisywał, chociaż ktoś kto jej nie znał zapewne nie dostrzegłby tego drobnego blasku w jej oczach, poza tym bowiem nic jakoś szczególnie na to nie wskazywało. Wyglądała zresztą dość zwyczajnie, nie wyróżniała się niczym z otoczenia, nie była w żaden sposób kontrowersyjną osobą. Ubrania przesadnie wyprasowane, idealnie wygładzone, tak samo jak włosy, jakby nawet żaden niesforny kosmyk nie śmiał zakłócać jej idealności. Przywiązywała wagę do szczegółów, tak już miała. Dotyczyło to każdej dziedziny jej życia, przynajmniej pozornie, ostatnio bowiem dotarło do niej, że ciągła kontrola może być wyczerpująca, jednak nie zamierzała za bardzo skupiać się na tych wnioskach, które wyciągnęła.

Przeniosła wzrok na mężczyznę, gdy się do niej odezwał. W milczeniu przyglądała się temu, jak się poruszał. Prue była lekarzem, zwracała uwagę na te niewielkie mankamenty, których może nie dostrzegłoby inne, mniej czujne oko, jej jednak nic nie umykało.

- Dobry wieczór. - Powiedziała cicho, jednak ton jej głosu nie świadczył o tym, że czuła się nieswojo. Po prostu komunikowała się w ten sposób, szczególnie, kiedy nie znała rozmówcy. Nie spodziewała się, że może być do niej jakoś negatywnie nastawiony, po Nokturnie kręcili się różni ludzie, nie było to miejsce pełne czystokrwistej elity. Zresztą Bletchley bardzo dobrze zdawała sobie sprawę z tego, gdzie jest jej miejsce w hierarchii tego świata, nie wysuwała się przed szereg, nie uważała, żeby miało to jakikolwiek sens.

Podążała za nim wzrokiem, gdy zbliżał się do półki z biżuterią. Nie należała do kobiet, które reagowały na podobne przedmioty z ogromnym entuzjazmem. Ot, naszyjnik, kolczyki, nie było to coś, co kradłoby jej uwagę. Zdecydowanie większe wrażenie zrobiłyby na niej jakieś stare woluminy.

Zmrużyła na moment oczy, jej myśli zaczęły odbiegać gdzieś daleko. Czytała o Rowenie Ravenclaw, sporo czasu poświęciła jej osobie w Hogwarcie, trafiła bowiem do jej domu, chciała wiedzieć jak najwięcej o jego patronce. Przed jej oczami pojawiały się obrazy kartek z książek, które przeczytała. Jednak żaden z nich nie wspominał o biżuterii, cóż - może nikt nie uznał tego za istotne, kiedy opisywał losy kobiety, a może sprzedawca próbował ją ściemnić - tego też nie mogła wiedzieć. Choroba Milforda ponownie dała o sobie znać, minęła dłuższa chwila, po której w końcu mrugnęła. Znowu była w sklepie ciałem i duchem, jeszcze chwilę wcześniej można było mieć bowiem wrażenie, że odpłynęła bardzo daleko.

- Proszę mi wybaczyć, nie do końca interesuje mnie biżuteria. - Zresztą można było to stwierdzić już na pierwszy rzut oka, spoglądając na nią. Poza drobnymi perłami w uszach, nie zdobiły jej ciała żadne ozdoby. Odruchowo dotknęła palca serdecznego lewej dłoni, gdzie jeszcze kilka dni temu znajdował się jej pierścionek zaręczynowy, pamiątka po ślubie do którego nigdy nie doszło, bo narzeczony go nie dożył. Pozbyła się go jednak w końcu, chociaż przez wiele lat nosiła go niczym tarczę, chroniącą ją przed sama nie do końca wiedziała czym.

- Interesują mnie przede wszystkim księgi. - Chyba wypadało wspomnieć o tym, czego szukała.

jebać gobliny soł macz

he is – an a b y s s

Zielono-niebieskie bystre tęczówki spoglądają na otaczający go świat z rezerwą, chociaż gdzieś głęboko można dostrzec błysk, który towarzyszył im nieustannie jeszcze kilka lat temu. Przeważnie porusza się o lasce – bez niej kuleje – ciągnie protezę za sobą, bo ta na zawsze pozostanie obca. Jest wysoki (191 centymetrów wzrostu) oraz postawny, a szerokie barki dalej przypominają te należące do doświadczonego w boju pałkarza. Mówi spokojnie; nigdy nie podniesie na swego rozmówce głosu. Jego ubiór jest do bólu praktyczny i zwyczajny, a palce, oprócz sygnetu rodowego nie przyozdabia biżuteria. Pachnie pergaminem, dymem żarzącego się w pracowni ognia i miętą.

Caius Burke
#4
03.08.2025, 18:48  ✶  

Nie ważne, jak bardzo będziemy próbowali utrzymać pozory normalności to nasze przyzwyczajenia i przywary zawsze wyjdą na wierzch – tak również było w przypadku Caiusa, który uznał, że Bletchey, jak większość znanych mu kobiet, zainteresuje się biżuterią. Co prawda, pośród znanych mu panienek, istniały odchylanie od normy, przyzwyczajony był jednak do tego, że większość z nich myślała tylko o fatałaszkach, plotkach i złotych pudernicach, chociaż oczywiście istniały wyjątki od reguły.

– Nic się nie stało, proszę pani, – powiedział spokojnie, pod maską opanowania ukrywając zaskoczenie, kłębiące gdzieś pod membraną skóry, jednocześnie bez słowa ruszył w stronę działu w którym znajdowały się przeklęte księgi i stare grymuary. Tamto miejsce było chyba jednym z jego ulubionych; spoczywająca na półkach literatura dotykała wielu, różnych dziedzin magii; zaczynając od nekromancji, po wpływające na umysł uroki, na paskudnych klątwach, które w łatwy sposób były w stanie wyeliminować wroga kończąc.

Na chwilę zamyślił się, a jego dłoń w geście głębokiej zadumy, zawędrowała w stronę brody, gdzie spoczęła luźno, lekko ją ściskając. Kilka razy przesuną wzrokiem to na nią, to na uginające się pod ciężarem starych tomów półki, próbując odgadnąć co by ją zainteresowało.

Okiem doświadczonego sprzedawcy po krótkiej analizie ubiory czy sposobu z jakim się nosiła, mógł stwierdzić, że jest kimś dość konkretnym i wyważonym, kimś kogo raczej nie zaciekawi wróżbiarstwo czy uroki. Pachniała truskawką, ale gdzieś pomiędzy słodką nutą owocu, wybijała się woń szczerze przez Caiusa znienawidzona, ta którą było dane mu doświadczyć kilka dni wcześniej, gdy stał w kolejce w klinice św. Munga razem z Lyssą Dolohov – czyli była uzdrowicielką lub kimś kto głęboko związany jest z uzdrawianiem. Uzdrowiciele mijali jednak sklep Borgina i Burke szerokim łukiem, tak jakby skrywająca się pomiędzy półkami wiedza miała wpłynąć na ich umiejętności niesienia dobra. Obecność nieznajomej w tak podejrzanym przybytku, mieszczącym się w centrum okrytego hańbą Nokturna, wzbudzała w brunecie rozkoszne zadowolenie. Co by powiedzieli współpracownicy kobiety, gdyby dowiedzieli się o tym, jakie miejsca odwiedza? W końcu, po Spalonej Nocy zerowe zaufanie do miejsc związanych z nieczystymi praktykami spadło praktycznie na same dno, chociaż mogłoby się wydawać, że jest to niemożliwie. Sam był tego przykładem, gdy o niemało oberwał zaklęciem – najprawdopodobniej tylko i wyłącznie z powodu przynależności do rodu Burke.

Uśmiechnął się lekko, bardziej do siebie niż do niej i wyciągnął swą długą rękę w stronę półki znajdującej się prawie na samej górze, skąd wyciągnął trzy wiekowe tomy. Starannie i z najwyższą czcią, zupełnie jakby obchodził się właśnie z skrzydełkami motyla albo nagą niewiastą, położył książki na stole. To nie było nic specjalnego – coś o podstawach nekromancji, książka przez ludzi, którzy odrobinę znali się na dziedzinie najprawdopodobniej znana, kopia wiekowego dziennik o ziołolecznictwie napisanego przez czarownicę zamieszkującą Knieje Godryka kilkaset lat temu oraz tom o uprzykrzających życie, bo raczej jego nie terminujących eliksirach.

– Mam nadzieje, że moje wybory trafią w Pani gusta – rzekł bez zawahania, brzmiał prawie dumnie. Na pierwszy rzut oka wyglądał na introwertyka, ale czasem lubił ludzi (pomijając zdrajców krwi, szlamy i mugoli), a obsługa patronów przybytku, chociaż nie robił tego zbyt często i większość swego czasu spędzał gdzieś na zapleczu w pracowni, sprawiała mu ogromną radość. – Zapewniam panią, że jeśli nic Panią nie zaciekawi to na pewno uda się nam znaleźć coś bardziej interesującego. – zakończył i spojrzał na nią wyczekująco. W sklepie znajdowały się i dużo poważniejsze książki, nie był jednak naiwny i jako, że nigdy wcześniej kobiety na oczy nie widział, to nie pokazywał jej tych bardziej skomplikowanych i zdecydowanie dużo bardziej zakazanych tomów. Mogła pracować chociażby dla Ministerstwa Magii i pod osłoną neutralności skrywać nakaz przeszukania albo aresztowania, a on nie widział siebie w roli więźnia oczekującego na proces. Ostatnimi czasy zbyt często dokuczała mu wybrakowana lewa noga.

– Musze przyznać, że nie często spotyka się czarownicę, która pragnie zdobywać wiedzę w wielu różnych, często źle przez nasze społeczeństwo postrzeganych arkanach magii. Panie raczej tu nie zaglądają.


Ah, there he is.
That motherfucker.
What a tool.
Wallflower
Please forgive me if I don't talk much at times.
It's loud enough in my head.

Prudence jest szczupłą kobietą, która mierzy 163 centymetry wzrostu. Ubiera się raczej niezbyt kontrowersyjnie, schludnie, miesza się z tłumem. Wybiera stonowane kolory. Jej włosy są długie, proste w odcieniu czekoladowego brązu, często wiąże je w kok na czubku głowy. Oczy ma jasnobrązowe. Zapach, który wokół siebie roztacza to głównie woń kojarząca się ze szpitalem, lub medykamentami, jednak przebijają się przez nią owocowe nuty - głównie truskawki.

Prudence Bletchley
#5
07.08.2025, 10:39  ✶  

Nie zdziwiło ją to, że tak łatwo przyszło mu zaszufladkowanie jej jako jeden z kobiet, które szukały raczej przedmiotów mających być ozdobą. Mężczyźni z tych dumnych, czystokrwistych rodów często mieli podobne podejście. Kobiety przyjmowały dla nich rolę biżuterii, miały zdobić ich ramiona podczas tych wszystkich oficjalnych spędów na których przechwalali się swoimi kolejnymi osiągnięciami. Miały błyszczeć, uśmiechać się uroczo, niezbyt wiele od nich wymagano.

Nie pochodziła z tych kręgów, od najmłodszych lat interesowała się nauką, ojciec obudził w niej pasję do anatomii, zaraził kobietę swoimi zainteresowaniami. Nie było to wcale trudne, nie z jej umysłem, który chłonął wszystko jak gąbka. Pragnęła więcej, potrafiła tygodniami szukać konkretnych książek, byle tylko mieć możliwość znaleźć odpowiedzi na pytania, które ją męczyły. Chciała wiedzieć wszystko, ale to przecież nie było możliwe. Mogła jednak sięgać po kolejne tomiska, ciągle poszerzać swoją wiedzę, nigdy nie zamierzała się zatrzymać. Miała świadomość, że ta niekończąca się chęć rozwoju może na nią sprowadzić coś złego, bo w końcu zawsze kończyły się legalne źródła pozyskiwania kolejnych informacji. Cóż, nie przejmowała się tym jakoś szczególnie, trzeba mieć swoje priorytety.

Zresztą Bletchley bardzo ostrożnie dzieliła się tym, czym się interesuje. Mało kto miał świadomość o tym, co ostatnio zajmowało jej czas. Nie sądziła, że był sens, aby się tym chwalić, zresztą nie otaczała się też wieloma ludźmi, bardzo skrupulatnie dobierała znajomych, bo tak było jej wygodniej. Lubiła dystans, nie zbliżała się do byle kogo, bo nie czuła takiej potrzeby. Swoich współpracowników trzymała na dystans, nie było to trudne, bo miała tą swoją dziwną aurę, która raczej nie zachęcała do interakcji z jej osobą, wystarczało jej to, że mogła ufać swojemu szefowi, dzielić się z nim swoją wiedzą i przemyślaniami, to było wiele.

Obserwowała mężczyznę, kiedy sięgał po książki. Była ciekawa, co jej zaproponuje, w końcu nie dała mu żadnych wskazówek, nie powiedziała, co może ją zaintrygować.

Zbliżyła się powoli do stołu. Rzuciła okiem na książki, które Caius na nim położył. Zrobiła to szybko, wystarczył jeden rzut oka, by wiedziała, co może być ciekawe. - Tę czytałam dawno temu. - Delikatnie dotknęła okładki pierwszej z wyciągniętych ksiąg. - Chętnie kupiłabym coś podobnego, tylko może nieco bardziej szczegółowego. - Podstawy przerabiała dawno temu, była zdecydowanie na innym poziomie jeśli chodzi o tę dziedzinę magii. Dwie pozostałe księgi najwyraźniej zupełnie nie wzbudziły w niej zainteresowania. Jasne, znała się na ziołach, czy eliksirach, ale nie potrzebowała pogłębiać tej wiedzy.

Uniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy. Przeszywała go wzrokiem, nie do końca wiedziała dlaczego postanowił skomentować jej zainteresowania. W tym miejscu raczej mało kto pytał, każdy chciał zarobić, nie do końca przywykła do oceniania swoich wyborów. - Warto jest poznać to, co wzbudza w innych strach. Każda dziedzina magii ma wiele do zaoferowania. - Ludzie bali się tego, o czym nie mieli pojęcia. Prudence wybrała inną drogę, wolała poznać tajniki tych dziedzin, które wydawały się być kontrowersyjne, oczywiście w celach naukowych.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Prudence Bletchley (1369), Caius Burke (1101)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa