05.08.2025, 21:02 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.08.2025, 21:19 przez Lorraine Malfoy.)
– Umieram – stwierdziła dramatycznie Lorraine, równie dramatycznie opadając po chwili na rozłożony na trawie koc... W sposób zupełnie dramaturgii pozbawiony sprawdziwszy przedtem, czy koc nie podwinął jej się przypadkiem pod plecami, gdy razem z przyjaciółkami przebierała zerwane na błoniach dzikie kwiaty, z których miały upleść wianki. Nie zamierzała przecież kłaść się na gołej ziemi! Plamy z trawy były wyjątkowo trudne do wywabienia, a Lorraine nie chciała zabrudzić swojej ulubionej letniej sukienki, którą Miranda przeszyła jej kiedyś ze swej starej, zielonej sukni wieczorowej, zaatakowanej przez mole. Planowała założyć ją na jutrzejszą randkę z Atreusem, żeby poprawić nieco humor chłopakowi, który zakuwał właśnie do egzaminów kończących naukę. Nie zamierzała odciągać go od książek na długo. Grzechem byłoby jednak spędzić cały dzień w zamknięciu kamiennych ścian biblioteki, gdy na dworze było tak pięknie.
Od kilku dni słońce przygrzewało, a ponad trzydziestostopniowe upały skutecznie odbierały wszystkim chęć do życia, a tym bardziej, do nauki. Tylko co bardziej zdeterminowani widziani byli na błoniach z podręcznikami, których kartki częściej niż uczniowskie dłonie przewracały jednak wyczekiwane podmuchy ciepłego wiatru. Nagły jego powiew popieścił włosy Roselyn, ale nie dotarł już do Lorraine, która jęknęła rozdzierająco, z rezygnacją przyciągając do siebie składaną planszę do ćwiczeń, mającą imitować prawdziwą klawiaturę pianina. Nie podnosząc się z koca, rozłożyła ostrożnie drewnianą atrapę instrumentu, oparłszy ją o brzuch. Przesunęła palcami po zaklętych klawiszach, pamiętających jeszcze młodość jej macochy, Mirandy. Po skreślonych jej eleganckim charakterem pisma nazwach dźwięków, po latach codziennej praktyki niemal już zatartych. Zarówno Roselyn, jak i Lana, dobrze znały tę planszę: Lorraine ćwiczyła na niej codziennie, siedząc na podłodze dormitorium – niespecjalnie reagując na to, co było do niej mówione, gdy skupiała się na ruchach palców, które przebiegały bezgłośnie po klawiszach – wedle wskazań partytury. Nie chcąc, aby ktokolwiek w zamku uskarżał się na hałas, ćwiczyła w ciszy, do czego była jednak przyzwyczajona: matka zawsze kazała jej grać nowo poznawane kompozycje "na sucho", polegać na technice, na pamięciowym przyswojeniu zapisu nutowego utworu. Teraz jednak, stuknęła delikatnie różdżką w starą planszę, pozwalając swobodnie płynąć dźwiękom. Melodia, którą zaintonowała, była smutna... Podobnie jak i mina Lorraine, która powróciła do pozycji półsiedzącej.
– Usycham jak roślinka. Uschnę, i będziecie mogły przemielić mnie na susz do herbaty. – Uderzyła dramatycznie w klawisze. – A potem, jak już wypijecie herbatę z Lorraine... – Melodia zaczęła wznosić się w dramatycznym crescendo. – ...Jak już przestaniecie się zachwycać jej wspaniałym aromatem i pięknym bukietem zapachowym... – I jeszcze sposobem, w jaki interpretowała Chopina, dodała już myślach, tak, zdecydowanie! – ...Wyczytacie z fusów osiadłych na ściankach filiżanek, że jutro będzie tak samo upalnie. – Lorraine westchnęła cierpiętniczo, kładąc głowę na kolanach Lany, ledwie skończyła wygrywać ostatnie, tchnące rozpaczą akordy żałobnego requiem. – Niech Matka zmiłuje się nad moją duszą. – Przycisnęła dramatycznie wyrysowany w drewnianej planszy klawisz, pozwalając wybrzmieć ostatniej, smutnej nutce.
Jak na złość, ptaki – baraszkujące pośród gałęzi rozłożystego dębu, pod którym skryła się razem z przyjaciółkami – odpowiedziały jej wesołym trelem.
Od kilku dni słońce przygrzewało, a ponad trzydziestostopniowe upały skutecznie odbierały wszystkim chęć do życia, a tym bardziej, do nauki. Tylko co bardziej zdeterminowani widziani byli na błoniach z podręcznikami, których kartki częściej niż uczniowskie dłonie przewracały jednak wyczekiwane podmuchy ciepłego wiatru. Nagły jego powiew popieścił włosy Roselyn, ale nie dotarł już do Lorraine, która jęknęła rozdzierająco, z rezygnacją przyciągając do siebie składaną planszę do ćwiczeń, mającą imitować prawdziwą klawiaturę pianina. Nie podnosząc się z koca, rozłożyła ostrożnie drewnianą atrapę instrumentu, oparłszy ją o brzuch. Przesunęła palcami po zaklętych klawiszach, pamiętających jeszcze młodość jej macochy, Mirandy. Po skreślonych jej eleganckim charakterem pisma nazwach dźwięków, po latach codziennej praktyki niemal już zatartych. Zarówno Roselyn, jak i Lana, dobrze znały tę planszę: Lorraine ćwiczyła na niej codziennie, siedząc na podłodze dormitorium – niespecjalnie reagując na to, co było do niej mówione, gdy skupiała się na ruchach palców, które przebiegały bezgłośnie po klawiszach – wedle wskazań partytury. Nie chcąc, aby ktokolwiek w zamku uskarżał się na hałas, ćwiczyła w ciszy, do czego była jednak przyzwyczajona: matka zawsze kazała jej grać nowo poznawane kompozycje "na sucho", polegać na technice, na pamięciowym przyswojeniu zapisu nutowego utworu. Teraz jednak, stuknęła delikatnie różdżką w starą planszę, pozwalając swobodnie płynąć dźwiękom. Melodia, którą zaintonowała, była smutna... Podobnie jak i mina Lorraine, która powróciła do pozycji półsiedzącej.
– Usycham jak roślinka. Uschnę, i będziecie mogły przemielić mnie na susz do herbaty. – Uderzyła dramatycznie w klawisze. – A potem, jak już wypijecie herbatę z Lorraine... – Melodia zaczęła wznosić się w dramatycznym crescendo. – ...Jak już przestaniecie się zachwycać jej wspaniałym aromatem i pięknym bukietem zapachowym... – I jeszcze sposobem, w jaki interpretowała Chopina, dodała już myślach, tak, zdecydowanie! – ...Wyczytacie z fusów osiadłych na ściankach filiżanek, że jutro będzie tak samo upalnie. – Lorraine westchnęła cierpiętniczo, kładąc głowę na kolanach Lany, ledwie skończyła wygrywać ostatnie, tchnące rozpaczą akordy żałobnego requiem. – Niech Matka zmiłuje się nad moją duszą. – Przycisnęła dramatycznie wyrysowany w drewnianej planszy klawisz, pozwalając wybrzmieć ostatniej, smutnej nutce.
Jak na złość, ptaki – baraszkujące pośród gałęzi rozłożystego dębu, pod którym skryła się razem z przyjaciółkami – odpowiedziały jej wesołym trelem.