12.08.2025, 00:29 ✶
Była ciut spóźniona, o ciut za długo - mimo, że to ciut liczyło zaledwie chwilę. A jednak nie lubiła się spóźniać i żywiła nadzieje, że Oleander jeszcze nie dotarł na miejsce.
Ów nadzieja prysnęła w chwili w której zbliżyła się do drzwi jednej z sal. Melodia, tak piękna acz niezwykle melancholijna opatuliła jej receptory słuchowe. Nacisnęła klamkę, a drzwi z cichym skrzypem ustąpiły.
A jednak chłopak zdawał się tego nie zauważyć. Przyglądała się jego plecom, charakterystycznym loczkom - chociaż i bez tego zdawało jej się, że by go poznała. Poznałaby po dźwięku. Po pojedynczo wygrywanych nutach, gdy opuszki jego palców z gracją uderzały o klawisze.
Przez moment zastygła w bezruchu ciągnięta przez myśli. Dawno się nie widzieli, chociaż dawniej było ku temu mniej okazji. I przychodziło tylko zgadywać czy mijali się bez słowa, a może bez zauważenia - zagubieni w pędzie swoich sprawunków, których waga była iście wielka. Lubiła słuchać jak gra, bo wygrywał na strunach duszy, nie na instrumencie.
Z jej ust wyrwało się ciche westchnienie, czując udzielający się nastrój.
Cicho, niemal bezdźwięcznie ruszyła w jego kierunku, stawiając każdy krok jakby balansowała nad przepaścią.
-Witaj Oleandrze - miękki szept zgrał się z melodią, a Quirrell pochyliła się tuż przy nim, wyglądając zza jego ramienia, próbując wyłapać jego spojrzenie. Długie orzechowe włosy przesypały się po ramieniu chłopaka, zalegając na nim. Nagła cisza zdawała się wstrzymać zegary w swej bezczelności, jakoby nie miała prawa zaistnieć.
Błękitne tęczówki zalśniły, a wzrok stał się ciut bardziej zaczepny. Na jej usta wpłynął szelmowski uśmiech.
-Rzucasz uroki jeszcze zanim weszłam? - zachichotała, przyglądając się uważnie jego twarzy, jakby szukała zmian.
-Przepraszam za spóźnienie - dodała ciszej. Miała nadzieje, że chłopak nie był zły. A może nawet łudziła się, że nie zauważył. Niemniej jednak miło było go zobaczyć w końcu nie wśród tłumu, a samego.
Ów nadzieja prysnęła w chwili w której zbliżyła się do drzwi jednej z sal. Melodia, tak piękna acz niezwykle melancholijna opatuliła jej receptory słuchowe. Nacisnęła klamkę, a drzwi z cichym skrzypem ustąpiły.
A jednak chłopak zdawał się tego nie zauważyć. Przyglądała się jego plecom, charakterystycznym loczkom - chociaż i bez tego zdawało jej się, że by go poznała. Poznałaby po dźwięku. Po pojedynczo wygrywanych nutach, gdy opuszki jego palców z gracją uderzały o klawisze.
Przez moment zastygła w bezruchu ciągnięta przez myśli. Dawno się nie widzieli, chociaż dawniej było ku temu mniej okazji. I przychodziło tylko zgadywać czy mijali się bez słowa, a może bez zauważenia - zagubieni w pędzie swoich sprawunków, których waga była iście wielka. Lubiła słuchać jak gra, bo wygrywał na strunach duszy, nie na instrumencie.
Z jej ust wyrwało się ciche westchnienie, czując udzielający się nastrój.
Cicho, niemal bezdźwięcznie ruszyła w jego kierunku, stawiając każdy krok jakby balansowała nad przepaścią.
-Witaj Oleandrze - miękki szept zgrał się z melodią, a Quirrell pochyliła się tuż przy nim, wyglądając zza jego ramienia, próbując wyłapać jego spojrzenie. Długie orzechowe włosy przesypały się po ramieniu chłopaka, zalegając na nim. Nagła cisza zdawała się wstrzymać zegary w swej bezczelności, jakoby nie miała prawa zaistnieć.
Błękitne tęczówki zalśniły, a wzrok stał się ciut bardziej zaczepny. Na jej usta wpłynął szelmowski uśmiech.
-Rzucasz uroki jeszcze zanim weszłam? - zachichotała, przyglądając się uważnie jego twarzy, jakby szukała zmian.
-Przepraszam za spóźnienie - dodała ciszej. Miała nadzieje, że chłopak nie był zły. A może nawet łudziła się, że nie zauważył. Niemniej jednak miło było go zobaczyć w końcu nie wśród tłumu, a samego.