07.10.2025, 11:56 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.10.2025, 11:58 przez Brenna Longbottom.)
Brenna lubiła wędrować przez Dolinę - nie tak dawno temu jeśli akurat miała czas biegała po okolicy o świcie czy o zmierzchu, gdy mniej było ludzi na ulicach, przed pracą lub po niej, traktując to jako trening, pozwalający utrzymać sprawność fizyczną, i relaks zarazem.
Tym razem jednak przechadzka po okolicy nie należała do najprzyjemniejszych. Dolina Godryka wciąż nosiła ślady Spalonej Nocy, a to nie tyleż był spacer, co ciąg dalszy szacowania strat - których było tak wiele, że wcześniej trudno było sprawdzić wszystko, bo ciągle coś pozostawało do zrobienia. Nie było niczego relaksującego w sprawdzaniu, które domy przetrwały, a które nie. Ani w pytaniu sąsiadów, których lokale niby ocalały, czy nie dzieje się coś dziwnego, z czym potrzebuję pomocy – runa, przesuwająca się po ścianach w kamienicy i lęk przed płomieniami aż za dobrze pokazywały, że niektóre sprawy bywały… skomplikowane. Odnotowywała w notatniku te miejsca, które nie podnosiły się z gruzów, te, które nie ucierpiały, i nazwiska tych, którzy jeszcze potrzebowali pomocy, a potem ruszała dalej.
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a ona wolała zniknąć stąd przed zmierzchem. Dolina nie wydawała się już bezpieczna i przyjazna: pod tym względem Voldemort osiągnął swój cel. Poza tym jesienną nocą niektórzy rozpalą w kominkach, a ona wolała nie wejść do domu któregoś z sąsiadów, by wpaść w panikę.
Brenna nie zapukała od razu. Wrzuciła notatnik do kieszeni i podparła się o płot, spoglądając na kuźnię, z której współwłaścicielem dziś się umówiła. Budynek nie spłonął wprawdzie, ale kiedy poprzednio się tu rozglądała, gdy w pierwszych dniach po Spalonej Nocy zajmowano się tym, co ucierpiało najbardziej, widziała, że wysadziło okno, i teraz spoglądała, czy kowalom z Doliny udało się tu naprawić.
A przez głowę przeszła jej myśl, którą przyjęła z westchnieniem: że na ich miejscu zebrałaby się po prostu stąd i wróciła do ojczyzny. Anglia nie przywitała ich niczym miłym.
!Trauma Ognia
Tym razem jednak przechadzka po okolicy nie należała do najprzyjemniejszych. Dolina Godryka wciąż nosiła ślady Spalonej Nocy, a to nie tyleż był spacer, co ciąg dalszy szacowania strat - których było tak wiele, że wcześniej trudno było sprawdzić wszystko, bo ciągle coś pozostawało do zrobienia. Nie było niczego relaksującego w sprawdzaniu, które domy przetrwały, a które nie. Ani w pytaniu sąsiadów, których lokale niby ocalały, czy nie dzieje się coś dziwnego, z czym potrzebuję pomocy – runa, przesuwająca się po ścianach w kamienicy i lęk przed płomieniami aż za dobrze pokazywały, że niektóre sprawy bywały… skomplikowane. Odnotowywała w notatniku te miejsca, które nie podnosiły się z gruzów, te, które nie ucierpiały, i nazwiska tych, którzy jeszcze potrzebowali pomocy, a potem ruszała dalej.
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a ona wolała zniknąć stąd przed zmierzchem. Dolina nie wydawała się już bezpieczna i przyjazna: pod tym względem Voldemort osiągnął swój cel. Poza tym jesienną nocą niektórzy rozpalą w kominkach, a ona wolała nie wejść do domu któregoś z sąsiadów, by wpaść w panikę.
Brenna nie zapukała od razu. Wrzuciła notatnik do kieszeni i podparła się o płot, spoglądając na kuźnię, z której współwłaścicielem dziś się umówiła. Budynek nie spłonął wprawdzie, ale kiedy poprzednio się tu rozglądała, gdy w pierwszych dniach po Spalonej Nocy zajmowano się tym, co ucierpiało najbardziej, widziała, że wysadziło okno, i teraz spoglądała, czy kowalom z Doliny udało się tu naprawić.
A przez głowę przeszła jej myśl, którą przyjęła z westchnieniem: że na ich miejscu zebrałaby się po prostu stąd i wróciła do ojczyzny. Anglia nie przywitała ich niczym miłym.
!Trauma Ognia
Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.