08.10.2025, 18:04 ✶
10.09 koło południa
Liszek dogorywał. Thomas uprawiał rekonwalescencje oczową.
Dobrze.
Jej plan eksplodował milionem barw. Wysłała listy do ludzi, którzy w Zakonie odpowiadali za zaopatrzenie i była bardzo zadowolona z siebie, nawet jeśli spandeks na dupach jej tymczasowej brygady ratowniczej został zbanowany. A szkoda, bo fiolet zawsze ładniejszy niż szary mundur!
Z zadowoleniem zatarła ręce i wyszła z pokoju, żeby ogarnąć kawę dla swoich chłopaków. Znaczy nie swoich. Wiadomo, no, oni sami byli swoi, nie jej. Tak. Tak właśnie było.
Tym razem nie hycała translokacją, bo lubiła ten moment koło południa, gdy ładnie światło padało na strop. Nocne niebo. Gwiazdozbiory na podstawie mapy od papcia Morfiny i wczorajszy pomysł, żeby jak ktoś ma problem, gwiazdki świeciły się jak psu jajca na wiosnę. Była z siebie w chuj dumna. Malowanie tego sufitu to był dopiero proces terapeutyczny a nie jakieś trele morele Lecznica dusz i potki na spanie. I wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie ten paskudny V... V... Vo...
!Strach przed imieniem