09.10.2025, 10:36 ✶
—20/09/1972—
Anglia, Londyn
Lazarus Lovegood & Anthony Shafiq
![[Obrazek: imgproxy.php?id=F3FqYdX.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=F3FqYdX.png)
Dziś białe jutro rude
A może i czarne
Te milejsze te cieplejsze
Dobrze grzejące
Rączki pieszczące
Rękawiczki miłe pachnące
Mając par bardzo wiele
Nie zmarznę nigdy
Wiaterek mnie nie przewieje
![[Obrazek: imgproxy.php?id=F3FqYdX.png]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=F3FqYdX.png)
Dziś białe jutro rude
A może i czarne
Te milejsze te cieplejsze
Dobrze grzejące
Rączki pieszczące
Rękawiczki miłe pachnące
Mając par bardzo wiele
Nie zmarznę nigdy
Wiaterek mnie nie przewieje
[align=justify]W poniedziałek, 18 września roku pańskiego znalazła na swoim stole samolocik. Stół ten nie wyglądał na wzór stołów ministerialnych - zawalony księgami, notatkami, rozrastającą się kwerendą na temat uroków, miał na prawdę bardzo mało miejsca na korespondencję. Treść samolociku zaniepokoiła go w niewielkim, ale irytująco trwałym stopniu. Zamówienie do mistrzów magikowalstwa poszło od razu, jednak kolejny dzień uniemożliwił mu zlecenie odebrania tegoż.
Lustrzany świat
Przygoda? Więzienie? Kara? Nie mógł zdecydować, wciąż trwając w szoku wobec równoległych terytoriów do których każdy mógł wejść, mógł zabrać coś materialnego a potem wyjść jak gdyby nigdy nic. Obrazy, które tam widział, doświadczenia, interakcje... przerażało go to, przerażało zwłaszcza w kontekście kolejnego dnia, który miał spędzić w pracy, ale nie zamierzał poddawać się instynktom i odpuścić. Nawet jeśli ciąg jego złocistego przychodzenia do pracy został przerwany. Nie była to jego wina, czuł się więc usprawiedliwiony.
Tymczasem zamówienie odebrał sam jeszcze przed ósmą, a około 9 wracając z kubkiem kawy zajrzał na moment do niewielkiego gabineciku Lazarusa
– Zapraszam do mnie, kiedy Pan skończy to czym zajmuje się obecnie. – powiedział krótko zostawiając uchylone drzwi, co wskazywało wyraźnie, że nie zakłada, aby praca miała pochłonąć jego asystenta na kolejne długie godziny. Sam wrócił do gabinetu, zawczasu prosząc Jonathana o to, by pozwolił mu pomówić z asystentem sam na sam. Właściwie... miał w głowie całą bardzo długą listę zadań dla swojego zastępcy, która gwarantowałaby mu dzisiejszego dnia możliwie dużo przestrzeni bez niego w okolicy...
Zajął miejsce przy biurku, ułożył przed sobą pozornie tylko czystą kartkę, na którą rzucał okiem, jakby spodziewając zobaczyć się tam jednak jakieś zapiski. Rozsiadł się nieco wygodniej na fotelu, upił wybornej arabskiej kawy, ale nie spojrzał nawet w kierunku dwóch przykrytych brunatną materią kopułek stojących na ziemi przy jego nogach. Nieprzyjemnie pachniały spalenizną, co kłóciło się z aurą gabinetu. Nieprzyjemnie rozpraszało go to, bo zapach przebijał się przez aromat kawy. W końcu wstał i w centrum gabinetu otworzył regał na którym czekała podkładka na kadzidło w kształcie chińskiego smoka trzymającego perłę. Trójkątne kadzidełko osiadło na jego głosie, bestia została przeniesiona na biurko by po chwili zacząć wypuszczać ze swojej paszczy wonny dymek.
– Che bello...– mruknął pod nosem, zadowolony. Jonathan nie lubił tej konkretnej mieszanki. Kolejny krok w stronę spokojnego dnia.
Lustrzany świat
Przygoda? Więzienie? Kara? Nie mógł zdecydować, wciąż trwając w szoku wobec równoległych terytoriów do których każdy mógł wejść, mógł zabrać coś materialnego a potem wyjść jak gdyby nigdy nic. Obrazy, które tam widział, doświadczenia, interakcje... przerażało go to, przerażało zwłaszcza w kontekście kolejnego dnia, który miał spędzić w pracy, ale nie zamierzał poddawać się instynktom i odpuścić. Nawet jeśli ciąg jego złocistego przychodzenia do pracy został przerwany. Nie była to jego wina, czuł się więc usprawiedliwiony.
Tymczasem zamówienie odebrał sam jeszcze przed ósmą, a około 9 wracając z kubkiem kawy zajrzał na moment do niewielkiego gabineciku Lazarusa
– Zapraszam do mnie, kiedy Pan skończy to czym zajmuje się obecnie. – powiedział krótko zostawiając uchylone drzwi, co wskazywało wyraźnie, że nie zakłada, aby praca miała pochłonąć jego asystenta na kolejne długie godziny. Sam wrócił do gabinetu, zawczasu prosząc Jonathana o to, by pozwolił mu pomówić z asystentem sam na sam. Właściwie... miał w głowie całą bardzo długą listę zadań dla swojego zastępcy, która gwarantowałaby mu dzisiejszego dnia możliwie dużo przestrzeni bez niego w okolicy...
Zajął miejsce przy biurku, ułożył przed sobą pozornie tylko czystą kartkę, na którą rzucał okiem, jakby spodziewając zobaczyć się tam jednak jakieś zapiski. Rozsiadł się nieco wygodniej na fotelu, upił wybornej arabskiej kawy, ale nie spojrzał nawet w kierunku dwóch przykrytych brunatną materią kopułek stojących na ziemi przy jego nogach. Nieprzyjemnie pachniały spalenizną, co kłóciło się z aurą gabinetu. Nieprzyjemnie rozpraszało go to, bo zapach przebijał się przez aromat kawy. W końcu wstał i w centrum gabinetu otworzył regał na którym czekała podkładka na kadzidło w kształcie chińskiego smoka trzymającego perłę. Trójkątne kadzidełko osiadło na jego głosie, bestia została przeniesiona na biurko by po chwili zacząć wypuszczać ze swojej paszczy wonny dymek.
– Che bello...– mruknął pod nosem, zadowolony. Jonathan nie lubił tej konkretnej mieszanki. Kolejny krok w stronę spokojnego dnia.