• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ministerstwo magii v
1 2 3 Dalej »
[Jesień 72, 20.09 Gabinet szefów OMSHMu | Lazarus & Anthony] Dziś białe jutro rude

[Jesień 72, 20.09 Gabinet szefów OMSHMu | Lazarus & Anthony] Dziś białe jutro rude
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#1
09.10.2025, 10:36  ✶  

—20/09/1972—
Anglia, Londyn
Lazarus Lovegood & Anthony Shafiq
[Obrazek: imgproxy.php?id=F3FqYdX.png]

Dziś białe jutro rude
A może i czarne
Te milejsze te cieplejsze
Dobrze grzejące
Rączki pieszczące
Rękawiczki miłe pachnące
Mając par bardzo wiele
Nie zmarznę nigdy
Wiaterek mnie nie przewieje



[align=justify]W poniedziałek, 18 września roku pańskiego znalazła na swoim stole samolocik. Stół ten nie wyglądał na wzór stołów ministerialnych - zawalony księgami, notatkami, rozrastającą się kwerendą na temat uroków, miał na prawdę bardzo mało miejsca na korespondencję. Treść samolociku zaniepokoiła go w niewielkim, ale irytująco trwałym stopniu. Zamówienie do mistrzów magikowalstwa poszło od razu, jednak kolejny dzień uniemożliwił mu zlecenie odebrania tegoż.

Lustrzany świat

Przygoda? Więzienie? Kara? Nie mógł zdecydować, wciąż trwając w szoku wobec równoległych terytoriów do których każdy mógł wejść, mógł zabrać coś materialnego a potem wyjść jak gdyby nigdy nic. Obrazy, które tam widział, doświadczenia, interakcje... przerażało go to, przerażało zwłaszcza w kontekście kolejnego dnia, który miał spędzić w pracy, ale nie zamierzał poddawać się instynktom i odpuścić. Nawet jeśli ciąg jego złocistego przychodzenia do pracy został przerwany. Nie była to jego wina, czuł się więc usprawiedliwiony.

Tymczasem zamówienie odebrał sam jeszcze przed ósmą, a około 9 wracając z kubkiem kawy zajrzał na moment do niewielkiego gabineciku Lazarusa

– Zapraszam do mnie, kiedy Pan skończy to czym zajmuje się obecnie. – powiedział krótko zostawiając uchylone drzwi, co wskazywało wyraźnie, że nie zakłada, aby praca miała pochłonąć jego asystenta na kolejne długie godziny. Sam wrócił do gabinetu, zawczasu prosząc Jonathana o to, by pozwolił mu pomówić z asystentem sam na sam. Właściwie... miał w głowie całą bardzo długą listę zadań dla swojego zastępcy, która gwarantowałaby mu dzisiejszego dnia możliwie dużo przestrzeni bez niego w okolicy...

Zajął miejsce przy biurku, ułożył przed sobą pozornie tylko czystą kartkę, na którą rzucał okiem, jakby spodziewając zobaczyć się tam jednak jakieś zapiski. Rozsiadł się nieco wygodniej na fotelu, upił wybornej arabskiej kawy, ale nie spojrzał nawet w kierunku dwóch przykrytych brunatną materią kopułek stojących na ziemi przy jego nogach. Nieprzyjemnie pachniały spalenizną, co kłóciło się z aurą gabinetu. Nieprzyjemnie rozpraszało go to, bo zapach przebijał się przez aromat kawy. W końcu wstał i w centrum gabinetu otworzył regał na którym czekała podkładka na kadzidło w kształcie chińskiego smoka trzymającego perłę. Trójkątne kadzidełko osiadło na jego głosie, bestia została przeniesiona na biurko by po chwili zacząć wypuszczać ze swojej paszczy wonny dymek.

– Che bello...– mruknął pod nosem, zadowolony. Jonathan nie lubił tej konkretnej mieszanki. Kolejny krok w stronę spokojnego dnia.
broken one
Chudy jak wypłata i długi jak miesiąc (187cm). Eteryczna uroda Lovegoodów rozwodniona mugolską pospolitością. Rude włosy domagające się fryzjera, broda domagająca się brzytwy, której starym zwyczajem nie posiada w domu. Jasnozielone oczy. Ubrany zwykle w proste szaty, czarne, lub w stonowanych barwach, skrojone tak, by nie krępowały ruchów.

Lazarus Lovegood
#2
09.10.2025, 13:19  ✶  
W drugim tygodniu swojej nowej zawodowej rzeczywistości, Lazarus zaczął wykształcać pewną rutynę, efektywną i wygodną. Około dziewiątej przychodziła poczta. Lovegood czekał na nią zwykle z kubkiem herbaty, którą pił, rozdzielając listy i przygotowując sobie front robót na pierwszą połowę dnia. Pracując w Biurze Celnym nie dbał specjalnie o to, co znajduje się w jego kubku, ale nowi współpracownicy szybko uświadomili mu, że napar naparowi nierówny. I że kambodżańska czarna będzie od teraz stanowiła podstawę jego nawodnienia w godzinach pracy, podobnie zresztą, jak reszty zespołu.
Nie jest wcale zła, pomyślał, zaciągając się jej szczególnym aromatem.

Usłyszał ruch za drzwiami, ale zamiast pracownika przynoszącego korespondencję, pojawił się nich Anthony Shafiq.
Wezwany Lazarus ułożył przeglądane właśnie pozostałe z poprzedniego dnia notatki na równy stosik, odstawił kubek w kąt biurka, pozostawiając blat zapraszająco pustym i udał się za szefem - bez pośpiechu, ale i bez zbędnego przedłużania.

Gabinet Shafiqa i Selwyna powitał go mieszanką zapachów - świeżo zaparzona kawa, wonne kadzidełko i… jakiś niepokojący podton, którego nie był w stanie zidentyfikować. Nie przejął się nim zbytnio - wciąż jeszcze zdarzało się, że od najróżniejszych przedmiotów i ludzi czuć było spalenizną, ba, jemu samemu jak dotąd nie udało się doprowadzić własnego mieszkania do porządku, mimo podjętych prób.
Cicho zamknął za sobą drzwi i odwrócił się do mężczyzny za biurkiem.
- Tak? - spojrzał na niego pytająco. To musiało być coś nietypowego, skoro Anthony nie posłużył się żurawiem, jak zwykle.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#3
10.10.2025, 11:41  ✶  
Przekręcił krzesło fotela, gdy Lazarus się pojawił w drzwiach.
– Proszę wejdź – wskazał mu miejsce przed biurkiem gdzie czekał nań fotel dla petentów, mniejszy i nieco mniej wygodny, ale nie było to aż tak ważne i w sumie nie było to pewne, czy siedzenie było rzeczywiście oczekiwane od niego, bo sam Shafiq wstał i sięgnął po jeden z pakunków. Usadowił go na biurku pełnym ksiąg poświęconych oklumencji oraz urokom i energicznie ściągnął brunatną materię zasłaniającą... klatkę dla ptaków. Złotą. Obłożoną dużą ilością run. Anthony zdawał się być bardzo zadowolony.

– Powinna lewitować, ale jeszcze tego nie sprawdzałem. Otóż... otrzymałem w poniedziałek Twoją sobotnią wiadomość i pomyślałem, że lepiej, jeśli na naszą wymianę myśli będzie coś bardziej adekwatnego i choć nominalnie zabezpieczonego. Proszę to dla Ciebie. Kiedy Cię nie ma w Ministerstwie, moje listy będą wpadać do środka i czekać na biurku bez ryzyka, że ktoś nieproszony otworzy klatkę, lub uzna samolocik za już przeczytany. Ja sprawiłem sobie podobną. Kluczem jest sparowanie z różdżką za pomocą ciągu run, gdzieś tutaj miałem instrukcję od rzemieślnika... – poklepał się po ministerialnej szacie z pewnym roztargnieniem, ale finalnie znalazł kopertę w kieszeni spodni.

– Otworzyłem też na Twoje sprawunki dedykowaną skrytkę w Gringocie. Tu jest klucz do funduszu reprezentacyjnego. Chciałbym otrzymywać jednorazowe, odpowiednio zaszyfrowane miesięczne raporty z rozdysponowania tymi zasobami. A skoro już o funduszu mówimy. Potrzebowałbym na 22 prezentu ślubnego dla państwa przyszłych Greengrassów. Geraldine Yaxley i Ambroise Greengrass, coś... związanego z drzewami. Roślinami. Polowaniem? Nic sentymentalnego. Myślałem, żeby dać im moje wino, ale skoro nie zamówili go na uroczystość, być może nie ma sensu przynosić go więcej. – Zamyślił się przez moment, a szmata okrywająca klatkę powędrowała na ziemię, zaś osoba Anthony'ego ponownie zajęła fotel. – Może to być coś związanego z obrządkiem zaślubin w Egipcie. Olejki i perfumy zdają się być zbyt prywatne mimo wszystko, jestem ledwie spowinowacony z panem młodym. Może pleciony dywan? Ostatnio testowano w biurze latajace dywany, dowiedz się w którym są magazynie i sprawdź czy mają jakiś roślinny patern. A jak nie, to jestem otwarty na propozycje. Czekam na kwerendę, nie musi być kartkowa. Zastanawiałem się też nad wprowadzeniem do skrypty poszerzonej wiedzy z zakresu uroków, w myśl, że trzeba bardzo dobrze znać to, przed czym człowiek zamierza się bronić. Jak pan panie Lovegood wyczuwa w ogóle ataki na swój umysł? Próby podejrzenia go? Według niektórych źródeł wrażenie jest czuciowe, choć są jednostki, które rozpatrują to węchem, czy smakiem, choć ciężko stwierdzić, czy nie jest to raczej wytwór ich wyobraźni. Co pan sądzi? – a jednak - siedzenie było wskazane. Anthony korzystając z tego, że ma z kim porozmawiać, przeszedł płynnie od prezentu, przez wydarzenie towarzyskie do bieżącego tematu, który najbardziej zajmował mu głowę, a w niej najwidoczniej królowały sprawy nie OMSHMu a (obok powietrznego Origami) kolekcjonowanie danych na temat Oklumencji.
broken one
Chudy jak wypłata i długi jak miesiąc (187cm). Eteryczna uroda Lovegoodów rozwodniona mugolską pospolitością. Rude włosy domagające się fryzjera, broda domagająca się brzytwy, której starym zwyczajem nie posiada w domu. Jasnozielone oczy. Ubrany zwykle w proste szaty, czarne, lub w stonowanych barwach, skrojone tak, by nie krępowały ruchów.

Lazarus Lovegood
#4
11.10.2025, 10:00  ✶  
Lazarus stanął przy biurku i mimochodem wyrównał jakieś luźne pergaminy, które, przesunięte nowym nabytkiem Anthony’ego, znalazły się niebezpiecznie blisko brzegu blatu.
Przyjrzał się klatce. Na tyle, na ile się znał (a jego ekspertyza głównie mogła skupić się na runicznych zabezpieczeniach), był to wyrób wysokiej jakości. Z pewnością kosztowny. Pomyślał o stadku żurawi origami polatujących nad jego głową w szczególnie aktywne shafiqowe dni i uśmiechnął się nieznacznie.
- To… dobry pomysł - rzekł, przesuwając dłonią po klatce - Czy mam zaopiekować się instrukcjami? - z pewnym niepokojem obserwował, jak Anthony przeszukuje kieszenie w poszukiwaniu koperty z hasłem. Obawiał się, że szef gotów ją zgubić. Wykazywał pewne… roztargnienie, od kiedy Lazarus dołączył do zespołu.

Lovegood przyjął instrukcje co do funduszu reprezentacyjnego skinieniem głowy.
- Dwie kwestie - zaczął rzeczowo, bo pewne rzeczy wymagały doprecyzowania. Jak dotąd oprócz kambodżańskiej dokumentacji, bieżącej korespondencji i okazjonalnego odszyfrowywania wyjątkowo skrótowych uwag Shafiqa, na które natykali się jego nowi koledzy z biura na marginesach dokumentacji, został zaangażowany w organizację remontu w Little Hangleton, kupno nowego samochodu dla siostrzeńca szefa, a przed chwilą - wybór prezentu ślubnego dla jego krewnych. Zdecydowanie prywatne sprawy i Lazarus miał coraz silniejsze wrażenie, że choć płatnikiem jego pensji jest Ministerstwo Magii, to realnie jest pracownikiem nie OMSHMu, tylko personalnie Anthony’ego Shafiqa.
- Które ze stojących przed nami wydatków powinienem pokryć z powierzonego mi funduszu? Mogę przygotować listę - ubrał w możliwie neutralny ton i słowa pytanie, które w swej istocie dotyczyło defraudacji - I po drugie, czy ży…- odchrząknął i urwał, bo uświadomił sobie jedną bardzo ważną rzecz. Anthony swobodnie przeskakiwał między zwracaniem się do niego na “ty” i na “pan”. Jakie były oczekiwania wobec niego? Lovegood nie znosił takich sytuacji. Gdzieś z tyłu głowy pojawiła się myśl: Testuje cię, triggery, niespodziewane sytuacje, praca pod presją, niejasne oczekiwania, ale wydawało mu się to trochę absurdalne.
Pamiętaj, że masz skłonność do zaburzeń paranoidalnych.
- Na ile powinienem dbać o dyskrecję w kwestii mniej… oficjalnych zakupów? - wybrnął.

Rozmowa zeszła na kwestie prezentu, Anthony usiadł i Lazarus potraktował to jako sygnał, by samemu zająć miejsce. Zamyślił się.
- Dywan jest dobrym pomysłem, zwłaszcza, jeżeli dysponujemy takim krótkim terminem. Chyba, że… - zawiesił głos - Muszę coś jeszcze sprawdzić.
Usadowił się nieco wygodniej. Prezenty nie były jego mocną stroną, ale miał pewien pomysł, oczywiście do rozważenia po tym, jak już sprawdzi te dywany. Natomiast dyskusja o kwestiach związanych z magią… cóż, sprawiała mu niekłamaną przyjemność.
- Hmm… - mruknął - Wprawny legilimenta nie jest łatwy do wyczucia. Z fizjologicznego punktu widzenia, wszelkie wrażenia - czuciowe, zapachowe, czy smakowe, nie mają sensu. Są prawdopodobnie próbą jakiejkolwiek interpretacji… dostarczonego bodźca. Tym niemniej, jeżeli o mnie chodzi…
Przypomniał sobie ten jeden raz, kiedy pozwolił Odysseusowi wejść do środka. I, bardzo, bardzo ostrożnie - liczne instancje, kiedy jego były mentor i szef uczył go oklumencji. Miał zwyczaj wślizgiwać się znienacka między jego myśli - nie podnosząc głowy znad swojej pracy na drugim końcu wykopu, siedząc przy wspólnym stole, przechodząc obok na konferencji naukowej. Samo uczucie jednak… 
Tysiące malutkich paluszków przebierało po tyle jego głowy, a jeżeli się opierał, a próby stawały się bardziej natarczywe - paluszki zrastały się w pęd, albo mackę, giętką i zwinną, która oplatała jego mózg, błądziła po powierzchni zwojów i szukała, szukała…
- Zdecydowanie dotykowe - powiedział wreszcie - Najpierw trochę łaskoczące, a potem jak… badanie czymś cienkim. Korzeniem. Nie, bardziej… ramieniem ośmiornicy? I… dźganie? Napieranie?... Niebolesne, dopóki atakujący nie używa brutalnej siły - trudno było ubrać w słowa to niejasne wrażenie delikatności i natarczywości zarazem.

A ty? - chciał zapytać, szczerze zaciekawiony, ale zamiast tego spojrzał na mężczyznę naprzeciwko, oczekując dalszych pytań lub odesłania do swoich obowiązków.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Anthony Shafiq (874), Lazarus Lovegood (839)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa