• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
1 2 3 4 5 … 9 Dalej »
[2.09.1972, południe] The Death of Peace of Mind | Rodolphus, Astoria

[2.09.1972, południe] The Death of Peace of Mind | Rodolphus, Astoria
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#1
12.10.2025, 09:47  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.10.2025, 17:13 przez Rodolphus Lestrange.)  
2 września 1972
Galeria OdNowa

I miss the way you say my name
The way you bend, the way you break
Your makeup running down your face
The way you touch, the way you taste

Nigdy nie był związany głęboko ze sztuką. Co prawda otaczała go od narodzin, ciężko było nie przechodzić w rodzinnej posiadłości obok obrazów jednych z najznamienitszych artystów, gdy miało się na nazwisko Lestrange. Rodowód tego rodu sięgał aż Francji, dlatego też na ścianach długich korytarzy znajdowały się dzieła nie tylko artystów angielskich, ale także i francuskich. Dla Rodolphusa jednak były to po prostu ozdoby. Nigdy nie stał przed obrazem dłużej niż minutę czy dwie, nigdy nie kontemplował ich w żaden sposób. Nigdy nie widział w nich więcej, niż to co było widać na pierwszy rzut oka. Nigdy też w zasadzie nie czuł potrzeby, by dokształcać się w tej dziedzinie - jego umysł był pragmatyczny, a działania: logiczne aż do bólu, chociaż trzeba było przyznać, że w ostatnich miesiącach zdarzało mu się ponieść emocjom i przeczuciom. Nie była to jednak norma, raczej wyjątek od reguły.

Gdy odebrał na początku września obraz, z początku nie zwrócił na niego większej uwagi. Nie był to prezent dla niego: nabył go już wcześniej, czekał po prostu, aż zamówienie zostanie zrealizowane. Miał to być prezent dla jego matki, która uwielbiała tego typu ozdoby. Jej pokój, który przerobiła na garderobę, uginał się nie tylko pod ciężarem nowych ciuchów i kosmetyków, ale także właśnie obrazów, rzeźb i innych zbieraczy kurzu, których Rodolphus posiadania nie rozumiał. Zagracały przestrzeń, a na dodatek powodowały, że człowiek czuł się obserwowany. W jego domu miał być tylko jeden, jedyny obraz, lecz potrzebował czasu i planu, by zrealizować wszystko zgodnie z tym, co sobie umyślił. Bo nie miał to być zwykły obraz, a przejście bezpośrednio do jednej z piwnic w Walii. Na to jednak przyjdzie czas. Oprócz obrazu dla matki, miał też jeszcze jeden - taki, który chciał podarować galerii. Jako zapłatę, podziękowanie, czy jak zwał tak zwał. Od tego samego sprzedawcy.

Na razie stanął w hollu galerii sztuki OdNowa - wszedł przed czarodziejami, którzy ostrożnie nieśli zapakowane obrazy. Jeden z nich miał być prezent dla matki, nie mógł więc pozwolić sobie na podarowanie jej fuszerki. Prawdziwą mądrością było uznawanie swoich braków w wiedzy, jeżeli chodzi o niektóre tematy: on nie wiedział o sztuce nic, uginał więc karku przed tymi, którzy swoje życie poświęcili właśnie malarstwu. Dzięki nim nie mógłby stwierdzić, czy obraz jest autentyczny. Nie zaufał skrzatom domowym, które mogłyby obraz dla maci zbrukać swoimi powykręcanymi łapami, dlatego skinął na mężczyzn, by zrobili dwa kroki w tył. On tego nie będzie nieść, nawet przy pomocy magii, nie za to przecież im płacił. Nawet nie wiedział, z kim konkretnie był umówiony - po prostu wysłał sowę, w której potwierdził chęć spotkania, a gdy dostał notkę, że ten dzień i ta godzina są wolne, zerknął dalej i nie dostrzegł nazwiska pracownika lub pracownicy OdNowy, który miał/a go przyjąć. Ale czy to miało jakieś znaczenie? Nikt kto tu pracował, nie był zły - OdNowa zatrudniała wyłącznie najlepszych z najlepszych, to wiedział każdy czarodziej.

Lestrange ściągnął czarne rękawiczki z dłoni i schował je do kieszeni płaszcza. Dzisiejszy angielski wiatr był zimny i nieprzyjemnie wkradał się pod ubrania. Nadchodziła jesień, jedna z jego ulubionych pór roku. Gdy podszedł do recepcji, urocza kobieta poprosiła go o jeszcze chwilę. Usiadł na kanapie, uprzednio odwieszając płaszcz na wieszak. Czarne, garniturowe spodnie zaszeleściły, gdy siadał na miękkim meblu, a srebrnoszare oczy poruszyły się, oglądając ściany pełne obrazów. Miał wrażenie, że patrzył na nie, a one patrzyły na niego. Nieprzyjemne uczucie.
Dzieło sztuki
które chcesz polizać
Brunetka o jasnej cerze i zielonych oczach. Mierzy 166 cm wzrostu przy wadze 50 kg. Bardzo dba o swój wygląd. Poczucie estetyki rozwinięte na wysokim poziomie sprawia, że przywiązuje ogromną wagę do detali - od ubioru, przez makijaż, po dodatki. Ubraniami stara się przykryć swoją niedowagę. Jej arystokratyczna postawa, pełna powściągliwości i elegancji, dodaje jej szyku, co niektórzy odbierają jako dystans i wyniosłość. Na jej ramieniu najczęściej można spotkać smoczognika o imieniu Vulcor.

Astoria Avery
#2
12.10.2025, 19:16  ✶  
Dzień miała długi i zdecydowanie zbyt intensywny. Od rana biegała między halami wystawowymi, sprawdzając oświetlenie i przestrzeń pod nowe ekspozycje, potem spotkała się z dwoma artystami - obaj przekonani, że ich wizje zasługują na centralne miejsce na wernisażu, a żaden z nich nie rozumiał pojęcia "harmonii kompozycji". Kiedy wreszcie udało jej się uwolnić, miała w planach tylko krótki postój w galerii OdNowa, by przejrzeć korespondencję, zostawić kilka podpisanych dokumentów i zniknąć, zanim ktoś zdąży ją zatrzymać.
Niestety ledwie przekroczyła próg galerii, gdy dowiedziała się, że jedna ze współpracownic utknęła w terenie i nie zdąży na umówione spotkanie. Bez zawahania przejęła sprawę, choć po przeczytaniu nazwiska interesanta mocno się zdziwiła. Z jej wiedzy wynikało, że Lestrange nie interesuje się sztuką w najmniejszym stopniu. Może odziedziczył jakąś kolekcję i nie wie, co z nią zrobić?
- Rodolphus - przywitała go drobnym skinieniem głowy. - Zapraszam do gabinetu.
Odwróciła się na pięcie, nie czekając, czy za nią podąży. Poprowadziła go przez centralną salę z przestronną kopułą pod którą zgromadzono rzeźby - marmurowe, alabastrowe, a także te z zaklętego szkła, w którym migotały kolory niemal niemożliwe do uchwycenia. Niektóre figury zdawały się poruszać, inne zmieniały wyraz twarzy w zależności od kąta spojrzenia. Na środku widniał główny eksponat - monumentalna statua kobiety o zasłoniętych oczach, której dłonie trzymały pękniętą ramę obrazu, a jej całość symbolizowała granicę między artystą a jego dziełem, prawdą a iluzją. Nad ich głowami unosił się ogromny, kryształowy żyrandol, który możnaby podziwiać jako odrębne dzieło sztuki. Astoria nie zatrzymała się ani na chwilę, prowadząc go w boczną alejkę wąskim korytarzem aż do rozwidlenia. Na prawo znajdowały się drzwi z tabliczką "nieupoważnionym wstęp wzbroniony" - za nimi rozciągały się prywatne pracownie i magazyny Averych, czyli miejsca, do których dostęp mają tylko nieliczni. Tam właśnie Astoria spędzała najwięcej czasu: w półmroku, wśród zapachów farb i pergaminu, przeglądając kolekcje, które być może nigdy nie trafią na ściany głównej sali.
Tym razem jednak skręciła w lewo. Korytarz prowadził do skrzydła biurowego galerii, cichego i chłodniejszego, gdzie echo kroków zdawało się tonąć w miękkich dywanach, a powietrze przesycone było delikatnym aromatem lawendowego wosku i starego pergaminu. Popchnęła drzwi oznaczone jej nazwiskiem i wprowadziła go do niewielkiego gabinetu, urządzonego z bezbłędnym wyczuciem proporcji. Wszystko miało tu swoje miejsce i nic nie było przypadkowe. Biurko z ciemnego dębu lśniło czystością, a na jego powierzchni leżał jedynie kałamarz z czarnego szkła, pióro i kilka starannie ułożonych pergaminów. Na jednej ze ścian wisiał obraz, w którym zaklęte były emocje spokoju i relaksu. Z pozoru przedstawiał zwykły pejzaż - jezioro o gładkiej tafli i zieleń drzew skąpanych w złotym świetle - lecz roztaczał wokół subtelną aurę ukojenia. Wystarczyło się w niego wpatrzeć, by oddech stawał się głębszy, a napięcie znikało z mięśni. W rogu stał regał z opasłymi tomami o historii sztuki, magii i alchemii barw.
- W czym mogę pomóc? - zapytała z czarującym uśmiechem, siadając za biurkiem, a dłonią wskazując mu pojedynczy fotel dla gości, ustawiony naprzeciwko, pod światłem wpadającym z wysokiego okna. Nie umknęły jej dwa obrazy niesione za nim przez tragarzy, ale nie próbowała zgadywać, czego właściwie od niej oczekiwał. W innych okolicznościach pewnie nie powstrzymałaby się od złośliwych komentarzy lub chłodnych spojrzeń, w których pobrzmiewałaby subtelna pogarda. Jednak teraz była w pracy. Astoria Avery w roli kustoszki to ktoś zupełnie inny niż prywatnie. Profesjonalna, opanowana, z każdą emocją starannie ukrytą pod maską elegancji. Nie pozwoliłaby, żeby reputacja galerii ucierpiała przez brak profesjonalizmu, więc teraz w jej oczach mógł odnaleźć jedynie... sympatię.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#3
12.10.2025, 20:48  ✶  
Bycie mecenaską, kustoszką i ogólnie pracownicą galerii sztuki, szczególnie tak wielkiej, musiało być bardziej niż męczące. Astorię Rodolphus znał jeszcze ze szkoły: starsza, z dobrym nazwiskiem, ciętym językiem, z tego samego domu. Avery od wieków mieli powiązanie ze sztuką, tak więc gdy na którymś z balów, na który zaciągnęła go wtedy Bellatrix, usłyszał że Astoria rozpoczęła pracę w OdNowie: wcale się nie zdziwił. Zdziwiłby się, gdyby obrała inną ścieżkę kariery. Tak już było w ich świecie - byli programowani od małego, kierunkowani na wzmacnianie najlepszych cech, które posiadali. O ile mieli szczęście, oczywiście, bo nie było powiedziane, że bogaci rodzice nie postanowią zmienić swojego potomstwa tak, by ulepić je na swoje prawdopodobieństwo. Z Astorią było jednak trochę tak, jak z nim samym: gdy wykazali pewne zdolności, popchnięto ich w dobrym kierunku. Czy nagięli przy tym ich wolę? Tego nie wiedział, nie rozmawiał z Avery aż tak długo. A jego? Cóż... Owszem, lecz sam tego nie dostrzegał.

Zdziwił się jednak, gdy to ona go powitała. Nie zamierzał kryć zaskoczenia, brwi uniosły się lekko, gdy dostrzegł znajomą sylwetkę i usłyszał znajomy głos. Nie spodziewał się, że to akurat Astoria Avery będzie tą, z którą będzie rozmawiać. Podejrzewałby raczej kogoś mniej... zajętego.
- Astorio. Miło cię widzieć - wstał, zanim wypowiedział te słowa. Kącik ust drgnął w uśmiechu, który jednak oczu nie sięgnął. Być może nie zdążył, bo Avery już się odwróciła, a być może kłamał, bo wcale nie miał ochoty na spotkanie z nią. Sam do końca nie wiedział, jak bardzo się zmieniła jego "koleżanka". On przeszedł przemianę bardziej wewnętrzną, niż zewnętrzną, bo po opuszczeniu Hogwartu koszule i czarne marynarki na stałe zawitały w jego garderobie. Pod koniec lata umarł wewnętrznie by narodzić się na nowo, ale nie było tam miejsca na uczucia, chociaż te obijały się o ścianki jego serca, bo nie dało się ich stłumić. Jeszcze nie. Ruszył za kobietą, polecając gestem ręki, by tragarze udali się za nim. Stukot jej obcasów niósł się echem po korytarzach OdNowy, lecz Lestrange nie zwracał uwagi na wystrój. Nie rozglądał się z ciekawością, jego wzrok nie skakał po ścianach - był utkwiony w plecach (i tylko plecach!) kobiety, prowadzącej go korytarzami do gabinetu. Gdy weszli do środka, z zadowoleniem omiótł pomieszczenie spojrzeniem. Porządek, brak kurzu i wszystkie elementy, które tworzyły spójną, harmonijną całość - to było coś, co kochał i co sprawiało, że jego umysł się wyciszał. Niepotrzebny był do tego obraz, który wisiał na ścianie: wystarczała czystość, chociaż zapach typowy dla obrazów przyćmiewał ten pergaminu, który kochał najbardziej.

- Potrzebuję fachowej ekspertyzy, a nie znam bardziej zaufanego źródła, niż galeria OdNowa - powiedział bez ogródek, siadając w fotelu naprzeciwko kobiety. Zabębnił palcami o podłokietnik, gdy słyszał jak za jego plecami mężczyźni ustawiają ostrożnie obrazy, a potem znikają za drzwiami. - Jeden z obrazów pragnę podarować galerii w zamian za pomoc, niezależnie od kwoty, którą będę musiał zapłacić. Jako gest... Pojednania.
Rozszerzył nieco usta w uśmiechu, bo to pojednanie było czymś, czego nie planował. Ale skoro już trafiło na Astorię, to czemu nie?
- Drugi jest dla mojej matki z okazji Mabon. Jak zapewne wiesz, Astorio, mimo korzeni Lestrange'ów, mój umysł nigdy nie pojmował sztuki i emocji, które się z nią wiążą. Zamówione dzieła zostały ponoć namalowane przez Adolfa Zieglera - powiedział, kładąc nieco większy nacisk na "ponoć". - Chciałbym przypieczętować ich autentyczność.
Dzieło sztuki
które chcesz polizać
Brunetka o jasnej cerze i zielonych oczach. Mierzy 166 cm wzrostu przy wadze 50 kg. Bardzo dba o swój wygląd. Poczucie estetyki rozwinięte na wysokim poziomie sprawia, że przywiązuje ogromną wagę do detali - od ubioru, przez makijaż, po dodatki. Ubraniami stara się przykryć swoją niedowagę. Jej arystokratyczna postawa, pełna powściągliwości i elegancji, dodaje jej szyku, co niektórzy odbierają jako dystans i wyniosłość. Na jej ramieniu najczęściej można spotkać smoczognika o imieniu Vulcor.

Astoria Avery
#4
13.10.2025, 01:33  ✶  
Na jego twarzy pojawiło się ledwie zauważalne zadowolenie, gdy pierwszy raz rzucił okiem na jej gabinet. Mimowolnie poczuła krótką, subtelną satysfakcję, że miejsce, które tak starannie uporządkowała, zrobiło wrażenie. Nie było w tym ciepła ani sentymentu, raczej uznanie dla perfekcji i estetyki, którą docenił nawet on.
Astoria siedziała w fotelu wyprostowana, plecy sztywne, dłonie spoczywały na podłokietnikach, a palce lekko zaciśnięte, jakby trzymała niewidzialną linę kontroli. Jej wzrok nie spuszczał Lestrange’a z oczu - przesuwał się po jego twarzy z chłodną precyzją, jakby odczytywała każdy niuans mimiki, każdą drobną zmianę w napięciu mięśni, każdą migawkę emocji, której nie chciałby ujawnić. Skupiała się na linii jego brwi, lekkim ściągnięciu kącika ust, drobnym drgnięciu powieki. Nawet najmniejsza oznaka zaskoczenia czy ukrytej irytacji była dla niej informacją. Każde jego słowo, choć wypowiedziane spokojnym tonem, mogło przemycać ukrytą nutę - subtelną złośliwość, ironiczny podtekst czy cień protekcjonalności.
Słysząc komplement, że jej galeria jest "najbardziej zaufanym źródłem", uśmiechnęła się lekko, szczerze. Pochlebstwa nie uśpią jej czujności, ale mile łechtały ego.
- Świetnie trafiłeś - oczywiście, że nie było lepszej galerii i bardziej profesjonalnych ekspertów. Nazwisko Avery nosiło za sobą prestiż wypracowany przez pokolenia.
- Pojednania? - zrmużyła oczy, doszukując się drugiego dna. Nie była osobą, która łatwo dawała się zaskoczyć, a tym bardziej tym, którzy zwykle zajmowali się drobnymi prowokacjami i wywoływaniem irytacji. Słowa Rodolphusa brzmiały obco w kontekście ich dotychczasowej relacji. - Doceniam gest. Jeśli szczery. - Jej uśmiech pozostał, choć nieco węższy, bardziej wyważony. Próbowała zachować profesjonalizm, choć nie było to łatwe w starciu z mężczyzną, z którym zwykle darła koty. Tutaj nie mogła sobie pozwolić na uprzedzenia, tym bardziej na złośliwości (nawet jeśli same cisnęły się na usta).
- Wyśmienicie - podniosła się z krzesła, przenosząc wzrok na obrazy. - Zacznijmy od prezentu dla twojej mamy.
Obeszła biurko, zachowując dystans, ale jednocześnie kontrolując przestrzeń wokół siebie. Jej spojrzenie przeniosło się na pierwszy z obrazów, który wskazał jako prezent dla matki. Podeszła bliżej, wyciągając różdżkę i lekkim machnięciem uniosła płótno w powietrze, pozwalając mu zawisnąć tuż nad posadzką.
- Przeniosę go do sali analitycznej. Mam tam odpowiedni sprzęt, światło i sterylne warunki - powiedziała rzeczowo i zniknęła na kilka minut za drzwiami, zostawiając go samego. I tak nie trzymała w gabinecie nic wartościowego ani nad wyraz osobistego. Jedynym "elementem" bliskim jej sercu był drzemiący na posłaniu pod oknem smogocznik, ten jednak nawet nie otworzył oka, odkąd weszli do środka.
Po kilku minutach wróciła do gabinetu, ponownie siadając za biurkiem.
- To chwilę potrwa. Napijesz się czegoś? - zapytała uprzejmie, trzymając różdżkę w gotowości. Wiedziała dokładnie, co trzymają w pomieszczeniu socjalnym i mogła przywołać dowolny napój. O ile oczywiście z czystej złośliwości nie zażyczy sobie soku z czerymoji.
- Niestety zgodnie z procedurą mogę analizować tylko jeden obraz naraz - wyjaśniła krótko powód oczekiwania, nie wdając się w zbytnie szczegóły, które były skomplikowane, a przypuszczała, że mężczyznę wcale nie interesują niuanse dotyczące tej pracy.
Procedura była stara, ale wciąż aktualna. Astoria widziała już próby obchodzenia tego sposobu, a potem masy błędów, które wypłynęły przez niekompetencje pewnych osób. Zaklęcia używane w pracowni analitycznej reagowały na każdy rodzaj magii - nawet tę śladową, pozostałą w starych ramach, farbach czy pigmentach. Wystarczył drobny wpływ innego obrazu, a ich sygnatury mogły się nakładać, tworząc fałszywe odczyty. Pomieszczenie do analizy było odpowiednio wygłuszone na wpływy z zewnątrz i zawierało odpowiednie instrumenty, które potwierdzały autentyczność obrazu ze stuprocentową dokładnością. Dlatego każde dzieło traktowano jak osobny organizm, wymagający ciszy, odosobnienia i pełnej uwagi.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#5
13.10.2025, 11:42  ✶  
Jeżeli chodziło o estetykę, to Lestrange był... Nudny. Nudny do bólu - gdyby zobaczyła jego mieszkanie w Londynie lub dom w Little Hangelton, to szybko zorientowałaby się, że Rodolphus cenił porządek, stonowane kolory i minimalizm, który aż kłuł w oczy. Zauważyła to jego kuzynka, Victoria, gdy była tam pierwszy raz i felernego dnia uznała, że będzie go dręczyć, wysyłając mu rośliny doniczkowe. Może i był Niewymownym, może badał ludzkie umysły i fascynował się anatomią, lecz jeżeli chodziło o florę, nie wiedział o niej za wiele: a z pewnością nie wiedział nic o roślinach doniczkowych. Gdy młody Mulciber, który mieszkał u niego w lokalu, przelał kwiata, nieomal wpadli w panikę. Wylądowali aż na Nokturnie, by ratować tego pieprzonego chwasta i by Vika się nie dowiedziała, że go przelali. Bo gdyby się dowiedziała, zasypałaby go kolejnymi prezentami. To nie tak, że Rodolphus się jej bał - on po prostu chciał mieć święty spokój.
- Oczywiście, że szczery. Astorio, czy kiedykolwiek z moich ust wypłynęły nieszczere słowa? - zapytał nieco urażonym tonem, chociaż jego oczy sugerowały, że gdyby tak uważała - nie przejąłby się zbytnio. Prawda była taka, że niezwykle zgrabnie poruszał się między prawdą a kłamstwem i dbał o to, by naprawdę niewiele nieszczerości wychodziło z jego ust. W kłamstwach było bardzo łatwo się pogubić. Czym innym było jednak zatajanie prawdy czy zgrabne przeskakiwanie z tematu na temat. - Nie mamy już piętnastu lat, żeby się w to bawić, nie uważasz?
Przekrzywił nieco głowę, wlepiając w nią oczy. Widział jak bardzo starała się zachować profesjonalizm i sam Merlin mu świadkiem, że on również się starał. Starał się nie rzucać drobnych złośliwostek, nie stawać na cienkim lodzie, byle by jej nie urazić. W końcu to on potrzebował jej pomocy, a nie ona jego - byłby durniem, gdyby teraz postanowił wbijać jej szpile.

Kiwnął głową, pozwalając jej działać. Gdy opuściła pomieszczenie, odetchnął cicho. Nie spodziewał się jej tutaj i chociaż wskoczył w swoją rolę bezbłędnie, to nie spodziewał się, że bez przygotowania będzie mu tak trudno utrzymać tę konkretną maskę. Zerknął na jaszczurzysko, drzemiące niedaleko, i na nim się skupił. Dałby sobie rękę uciąć, że nie spał, tylko czuwał, a jeżeli tylko jego pani powiedziałaby, by spalił mu włosy, to zrobiłby to bez wahania. Czemu inni wybierali lub dostawali przydatne stworzonka, a on dostał od Lorien papierowego dementorka, który doprowadzał go do szału i wywracał puszki z herbatą? To musiała być kara za grzechy.
- Wody, dziękuję - nie zamierzał nadwyrężać jej cierpliwości, nie w chwili, gdy tak cenny zakup był właśnie analizowany. - Czy będzie nietaktem jeśli zapytam, jak ci się wiedzie po szkole?
Lubił siedzieć w absolutnej ciszy, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że to nie dla każdego. Poza tym nawet pod pozorem drobnej rozmowy mógł zdobywać kolejne informacje, które być może kiedyś wykorzysta.
- I dlaczego jeszcze nie zarządzasz OdNową? Patrząc na twoje talenty, spodziewałbym się, że już dawno przejęłaś rodzinny biznes - guzik, wiedział że do tego jeszcze jej trochę brakowało i że Avery nigdy by nie pozwolił córce w tak młodym wieku przejąć galerii sztuki - bo kto by pozwolił? I zapewne tak jak większość czystokrwistych panien, miała na głowie suszenie głowy o małżeństwo, ale to był ten cienki lód, na który na razie nie zamierzał wchodzić.
Dzieło sztuki
które chcesz polizać
Brunetka o jasnej cerze i zielonych oczach. Mierzy 166 cm wzrostu przy wadze 50 kg. Bardzo dba o swój wygląd. Poczucie estetyki rozwinięte na wysokim poziomie sprawia, że przywiązuje ogromną wagę do detali - od ubioru, przez makijaż, po dodatki. Ubraniami stara się przykryć swoją niedowagę. Jej arystokratyczna postawa, pełna powściągliwości i elegancji, dodaje jej szyku, co niektórzy odbierają jako dystans i wyniosłość. Na jej ramieniu najczęściej można spotkać smoczognika o imieniu Vulcor.

Astoria Avery
#6
13.10.2025, 23:01  ✶  
- Właściwie… nie pamiętam, żeby kiedykolwiek wypłynęły inne - odparła niemal od razu. Szlag. No i ją sprowokował. Obiecywała sobie, że mu się nie uda - nie dziś, gdy miała się pokazać z czysto profesjonalnej strony. Skarciła się w duchu, ale co mogła poradzić, jeśli mężczyzna wciąż potrafił wywołać w niej najgorsze instynkty? Zacisnęła usta w wąską linię. Wszystko w nim przypominało jej czasy, kiedy każde ich spotkanie było pojedynkiem na słowa. I nawet teraz wiedziała, że niewiele się zmieniło. Nie wierzyła mu ani przez chwilę. To prawda, nie mieli już piętnastu lat, ale nie zamydli jej oczu nagłą dojrzałością. Wszystkie wzajemne docinki, drobne upokorzenia, złośliwe półuśmiechy miała teraz puścić w niepamięć i udawać, że jest ponad to? Nie była. Wiedziała, że ledwo powstrzymywał się od złośliwości, tak samo jak ona. Zachowywał się przyzwoicie wyłącznie dlatego, że miał w tym interes. I na tym właśnie powinni się skupić. Nie obchodził jej tak poza tym, prawda?
- Oczywiście -  odchrząknęła, zamykając ten temat. Kiedy czekali na wyniki analizy, jej postawa w fotelu wydawała się zrelaksowana, choć w rzeczywistości każdy mięsień miała napięty jak struna. Z boku wyglądała, jakby całkowicie panowała nad sytuacją, jakby siedzenie naprzeciw Lestrange’a było rutyną, a nie osobliwym testem własnych granic. W końcu to była jej rola - kustoszka, specjalistka, która wie, jak wypełnić ciszę grzecznościową rozmową. Tym razem jednak rozmowa ciążyła jej bardziej niż zwykle. Myśli plątały się wokół tonów jego głosu, krótkich spojrzeń, które zdawały się oceniać, testować, może nawet prowokować.
Machnęła różdżką, wdzięczna, że wreszcie może zająć czymś ręce. Na środku biurka pojawiły się dwie szklanki z grubego, kryształowego szkła i butelka wody o lekko błękitnym połysku. Kolejnym ruchem napełniła szkła, a dźwięk przelewającej się wody wypełnił przestrzeń między nimi, gdy myślała nad odpowiedzią na pytanie.
- Znakomicie. Ukończyłam roczny kurs Malarstwa Zaklętego we Francji, a zaraz po nim dwuletni kurs Teorii, Krytyki i Kuratorstwa Sztuki w Londynie. Pracuję w galerii od trzech lat - powiedziała w końcu, podając jawne fakty, a pomijając istotne szczegóły, jak roczna przerwa spowodowana śmiercią jej brata. Na pewno czytał o tym w gazetach, a jeśli nie, to i tak nie zamierzała mu się zwierzać. - Jestem bardzo kompetentna, nie musisz się martwić o analizę obrazów - dodała po chwili, unosząc lekko podbródek. Nie podejrzewała go o zwykłą ciekawość. Wiedziała, że to nie o nią chodziło, tylko o pewność - o sprawdzenie, czy stanowisko, które zajmuje, rzeczywiście zostało jej powierzone z powodu umiejętności, a nie nazwiska. I może właśnie dlatego zabrzmiała nieco chłodniej, niż zamierzała. W duchu uznała, że niewiele się zmienił. Ten sam sposób mówienia, to samo czujne spojrzenie, jakby wypatrywał najmniejszego potknięcia. A może to ona była przewrażliwiona własnym perfekcjonizmem.
- Przyjdzie na to czas. Moje wpływy tu i tak są... znaczne - odparła z lekkim uśmiechem, w którym pobrzmiewała charakterystyczna dla niej wyniosłość. Nie było w tym jednak pustej pychy, bo nie wynikało to z tego, że była córeczką tatusia, a z faktu, że jej ojciec kierował się rozsądkiem w podejmowaniu decyzji, a jej głos w kluczowych sprawach często był po prostu logiczny - z powiewem świeżości, której brakowało doświadczonym pracownikom.
- A ty? Czym się zajmujesz? - zapytała wyważonym tonem, niemal obojętnym, jakby tylko próbowała podtrzymać rozmowę. Oczywiście słyszała plotki, w końcu informacje magicznym Londynie krążyły szybciej niż sowy. Ale nie miała najmniejszego zamiaru dać mu satysfakcji - gotowy pomyśleć, że się nim interesowała! Oparła łokieć o podłokietnik, drugą dłonią muskając delikatnie krawędź szklanki, jakby bardziej skupiała się na jej fakturze niż na odpowiedzi, którą miała usłyszeć.
Na korytarzu rozległ się krótki dźwięk przypominający dzwonek - jej sygnał, że analiza dobiegła końca. Przeprosiła go i wyszła z gabinetu, zabierając ze sobą drugi obraz. Po kilkunastu minutach wróciła, niosąc ze sobą pierwszy obraz i kartkę pergaminu opatrzoną pieczęcią galerii OdNowa. Położyła dokument na biurku przed Rodolphusem, a płótno ustawiła obok, tak by mógł mu się przyjrzeć w świetle lamp.
- Analiza potwierdziła autentyczność. Pigmenty, sposób prowadzenia pędzla i struktura magicznego podpisu odpowiadają oryginalnym pracom Zieglera -oznajmiła rzeczowo, podsuwając mu do podpisania dokument, który miał zostać w galerii jako dowód, że taka analiza została przeprowadzona i jaka opłata została pobrana. Pozostało poczekać na analizę drugiego, podpisać umowę darowizny, a potem oboje będą wolni.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#7
Wczoraj, 10:35  ✶  
Uśmiechnął się lekko, z rozbawieniem. To starcie wygrał on, zdecydowanie. Do tej pory zachowywał powagę i dystans, podczas gdy ona… Jak zwykle szybciej wypowiadała słowa, niż dała radę je przemyśleć. Lestrane cmoknął, łapiąc się za serce, jakby Astoria właśnie wbiła mu tam nóż.
- Ranisz mnie, panno Avery - powiedział smutnym głosem. Być może ktokolwiek mógł się na to nabrać, ale przed nim nie siedział ktokolwiek. Siedziała kobieta, która była do niego uprzedzona: kobieta, która poznała się na nim zanim założył maskę uprzejmości i dystyngowania. Wiedziała, jaką potrafił być mendą w szkole, obojętnie czy w stosunku do gorzej urodzonych, czy ludzi na tym samym poziomie - niektóre wspomnienia ciężko wymazać, by móc zacząć od nowa.

Kiwnął głową z uznaniem, gdy opowiadała mu o kursach. Nie spodziewał się po niej niczego innego, lecz coś przyszło mu na myśl. Spojrzał na Astorię z zainteresowaniem, którego nawet nie starał się ukryć. Kurs malarstwa zaklętego… Ale czy mógł jej zaufać? Czy dałoby się spisać umowę, której Astoria nie mogłaby złamać, lub po prostu stworzyć obraz, by nie wiedziała dokąd prowadzi przejście?
- Potrafisz tworzyć obrazy, które przenoszą w inne miejsce? - zapytał bez ogródek, chwytając za szklankę z grubo ciosanego szkła. Zwilżył gardło, podczas gdy w jego głowie kiełkował mały plan. - Och, nie martwię się. Wierzę w twoje umiejętności, Astorio. To, że nie rozumiem z czym się wiążą nie oznacza, że nie wierzę w twoje zdolności.
Mógł być dla niej dupkiem, ale to nie oznaczało, że jej nie doceniał. Jeżeli chodziło o kobiety na wysokich stanowiskach, miał pewien pogląd: z reguły musiały się starać bardziej, niż mężczyźni, by osiągnąć tak wysokie pozycje.
Upił kolejny łyk wody, zanim nie odłożył ostrożnie szklanki na biurko, na podstawkę. Przesunął ją tak, by była idealnie na środku, równiutko.
- Jestem Niewymownym, pracuję w Komnacie Badań Sekretów Mózgu - odpowiedział spokojnie, bez chełpienia się. Kiwnął głową, żeby nie przejmowała się nim i poszła sprawdzić, czy obraz był autentyczny.

Odetchnął. Nie został oszukany. Nie lubił, gdy ktokolwiek igrał z jego osobą.
- Sprawdzenie tego drugiego powinno więc być zbędną formalnością - zauważył lekkim tonem, ale gdy Astoria miała zamiar przenieść drugie dzieło do pokoju, nie chciał protestować. - Chciałbym, by darowizna była anonimowa.
Dodał jeszcze. Dla niego to było jasne: nie chciał zwracać na siebie dodatkowej uwagi. Ale w świetle tego, że jednak został oszukany… To Astoria mogła wysnuć zgoła inne wnioski.
Dzieło sztuki
które chcesz polizać
Brunetka o jasnej cerze i zielonych oczach. Mierzy 166 cm wzrostu przy wadze 50 kg. Bardzo dba o swój wygląd. Poczucie estetyki rozwinięte na wysokim poziomie sprawia, że przywiązuje ogromną wagę do detali - od ubioru, przez makijaż, po dodatki. Ubraniami stara się przykryć swoją niedowagę. Jej arystokratyczna postawa, pełna powściągliwości i elegancji, dodaje jej szyku, co niektórzy odbierają jako dystans i wyniosłość. Na jej ramieniu najczęściej można spotkać smoczognika o imieniu Vulcor.

Astoria Avery
#8
5 godzin(y) temu ✶  
W jej wnętrzu aż coś drgnęło - może irytacja, może wspomnienie starych emocji, których nie chciała przywoływać. Uśmiech, który pojawił się na jego twarzy, wydał jej się znajomy do bólu: ten sam, którym kiedyś posługiwał się, gdy chciał sprowokować, gdy bawiło go jej oburzenie. Nie zmienił się. Ani odrobinę.
- Nie było to moim zamiarem - odparła chłodno. Ton miała perfekcyjny: wystarczająco grzeczny, by nie można było się przyczepić, i wystarczająco oszczędny, by nie pozostawić miejsca na dalsze zaczepki. Oboje zdawali sobie sprawę ze swoich kłamstw, ale w tym służbowym środowisku było to niemal obowiązkowe.
- Nie zajmuję się malowaniem obrazów - nie była to właściwie odpowiedź na jego pytanie, nie chciała zdradzać, co potrafi, a czego nie. Nawet jeśli dosłownie nie umiałaby mu pomóc, pewnie znalazłby kogoś, kto może. Technicznie nawet nie skłamała, w końcu nie było to jej profesjonalne zajęcie. Nikt poza rodziną nie wiedział o jej ambicjach malarskich i dopóki nie będzie gotowa, nikt się o nich nie dowie. Zbyt wiele razy w życiu nauczyła się, że prawda bywa bronią, której nie warto trzymać ostrzem do siebie. - O jakiej odległości konkretnie mówimy? - nie była pewna, czy chce wchodzić w jakiekolwiek szemrane interesy z Lestrangem, ale ciekawość przeważyła, szczególnie że to temat z jej spektrum zainteresowań.
Kiwnęła głową z lekkim uśmiechem. Zignorowała przyjemne ukłucie satysfakcji. Oczywiście mógł kłamać i wcale nie wierzyć w jej zdolności, ale ostatecznie i tak nie miało to znaczenia. Potrzebował analizy autentyczności i to właśnie dostanie. Za odpowiednią opłatą naturalnie.
- Interesująca dziedzina - przyznała z nutką szacunku. Praca, w której mógł zaglądać pod powierzchnię, rozkładać ludzi na czynniki pierwsze, analizować ich słabości bez konieczności okazywania współczucia. Nie spytała o szczegóły, bo doskonale wiedziała, że i tak niczego by się nie dowiedziała. Poza tym nie była pewna, czy chciałaby wiedzieć.
Astoria odłożyła pergamin na biurko, dokładnie prostując jego krawędzie, jakby odruchowo potrzebowała uporządkować przestrzeń. Wzięła pióro, podpisała w odpowiednim miejscu, a następnie przesunęła dokument w jego stronę, zatrzymując się na moment, by unieść spojrzenie.
- Niezbędną formalnością - poprawiła go formalnym tonem. - Procedury zabezpieczają obie strony. Zapewniam cię, że nie przedłużam tego procesu.
Nie kwestionowała kwestii anonimowego podarku, nie było to nic dziwnego w galerii, więc zwyczajnie kiwnęła głową. Kilkanaście kolejnych minut upłynęło na dopinaniu szczegółów: sprawdzała papiery, upewniając się, że wszystkie rubryki zostały wypełnione poprawnie, daty i pieczęcie zgadzały się co do joty, a podpisy były zgodne z procedurą. Następnie podniosła obraz, obejrzała jego powierzchnię pod kątem mikroskopijnych zanieczyszczeń i kurzu, by zaklęciem oczyścić każdy najmniejszy zakamarek. Potem ostrożnie umieściła go w futerale transportowym, zabezpieczającym dzieło przed uszkodzeniami.
Gdy wszystko było gotowe, wyszła z gabinetu i wróciła z drugim obrazem. Jej wyraz twarzy malował rozdrażnienie. Położyła przed nim wynik analizy, który dowodził, że obraz okazał się podróbką. Perfekcyjnie wykonany, niemal niemożliwy do odróżnienia na pierwszy rzut oka, ale specjalistyczne zaklęcia ujawniły fałsz.
- Rozumiem teraz, czemu uważałeś drugą analizę za zbędną - powiedziała spokojnie, lecz każdy ton, każdy rytm jej głosu zdradzał ukrytą irytację i gniew. Podeszła do okna, oddychając głęboko, by zapanować nad emocjami. - Myślisz, że to żarty? - odwróciła się, wbijając w niego stalowe spojrzenie. - Traktuję moją pracę bardzo poważnie, więc jeśli myślałeś, że uda ci się podkopać moje kompetencje... gdybym przyjęła ten obraz, ucierpiałaby moja reputacja i wiarygodność.
Jej głos był zimny i wyraźny, każdy akcent ważył słowa, jakby same dźwięki mogły udowodnić jej stanowczość. W powietrzu wisiała cisza, napięta i ciężka, a Astoria stała jak posąg - mistrzyni własnych emocji, zewnętrznie opanowana, wewnętrznie kipiąca.
- Ty masz sztukę za nic, ale dla mnie jest całym moim życiem. Zabierz swoje obrazy i wynoś się.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#9
5 godzin(y) temu ✶  
Jej oburzenie zawsze go bawiło. Uwielbiał wbijać jej szpile wtedy i szybko odkrył, że uwielbiał także teraz. Może dlatego, że już wcześniej uroczo się denerwowała, a teraz... Spojrzał na to, jak się wyprostowała, jak strzeliła oczami, jak lekko, niemal niezauważalnie zmieniła się jej mimika. Taka chłodna i zdystansowana, a jednak tak łatwo było nadepnąć jej na odcisk. Astoria kusiła go swoją postawą coraz mocniej i Merlin mu świadkiem, że gdyby nie to, że byli na jej terenie, dałby upust swoim emocjom.
- Szkoda - powiedział, lekko wzruszając ramionami. Będzie musiał znaleźć kogoś innego. Gdy jednak zapytała o odległość, przyjrzał jej się uważniej. - Dość duża odległość. Chcesz może kogoś polecić?
Zapytał niewinnym tonem, patrząc na nią uroczo. No skoro nie malowała obrazów, to po co jej były te informacje? Z kocią mordą byłoby jej cholernie nie do twarzy.
- To prawda. Nie ma nic bardziej interesującego od psychiki ludzkiej - potwierdził jeszcze, a potem kiwnął głową. Niech będzie, może składać jej autografy gdzie tylko będzie chciała, ważne było tylko to, by nie upubliczniono jego nazwiska. Starał się trzymać z boku, chociaż jego nazwisko przyciągało więcej uwagi, niż by chciał. Rodolphus pochylił się nad pergaminami i posłusznie, jak dobry chłopiec, wypełniał wszystkie rubryczki, które wskazywała mu Astoria. Oczywiście nie mogło być dla niej zaskoczeniem, że przed podpisaniem najpierw wszystko dokładnie przeczytał - zbyt wiele razy dał się wpuścić w maliny przez inne osoby, nabrał jeszcze więcej ostrożności, szczególnie przez ostatnie wydarzenia.

Czekał grzecznie, a gdy Avery wróciła, akurat dopijał wodę. Przełknął ciecz, czując jak ta rośnie mu w ustach jak ten dziwny eliksir, który pił wtedy w Mauzoleum.
- Co? - zapytał niezbyt inteligentnie, ostrożnie odkładając szklankę na biurko. Sięgnął po wyniki analizy, puszczając na razie mimo uszu to, co mówiła do niego Astoria. Lestrange zmarszczył brwi, a i na jego licu odbiła się irytacja. - Czy wyglądam ci na kogoś, kto żartuje?
Odpowiedział ostro, nieco ostrzej niż zamierzał. Wstał, wciąż ściskając papier w ręce. Mocno, tak że nieco się pogniótł. Nie był blady, na jego policzki nie wpłynęły także rumieńce. Lecz oczy... Oczy tak stalowe, jak spojrzenie Avery, rozbłysły gniewem.
- Odłóż na bok swoje cholerne uprzedzenia, Avery - syknął, robiąc dwa kroki w jej stronę. Uniósł pergamin na wysokość jej oczu. - Czy to może o to chodziło? Nadal masz mi za złe to podwinięcie szaty zaklęciem? Na Matkę, miałem trzynaście lat, TRZYNAŚCIE! To jakaś zemsta? Pierwszy obraz też jest fałszywy? Może to ty chcesz, żebym podarował matce coś, co wystawi nasze nazwisko na pośmiewisko?
Mówił lodowatym tonem, niemalże syczącym, mrużąc przy tym oczy. Nie wyciągał do niej rąk, nie próbował jej złapać - nie był typem, który bił kobiety, w przeciwieństwie do swojego kuzyna.
- W co ty grasz, Avery? Fałszujesz analizy? - no bo on nie podarowałby fałszywki celowo. Jego ego zostało kopnięte tak mocno, że i on się zirytował.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Rodolphus Lestrange (2548), Astoria Avery (2444)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa