12.10.2025, 09:47 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.10.2025, 17:13 przez Rodolphus Lestrange.)
2 września 1972
Galeria OdNowa
Galeria OdNowa
Nigdy nie był związany głęboko ze sztuką. Co prawda otaczała go od narodzin, ciężko było nie przechodzić w rodzinnej posiadłości obok obrazów jednych z najznamienitszych artystów, gdy miało się na nazwisko Lestrange. Rodowód tego rodu sięgał aż Francji, dlatego też na ścianach długich korytarzy znajdowały się dzieła nie tylko artystów angielskich, ale także i francuskich. Dla Rodolphusa jednak były to po prostu ozdoby. Nigdy nie stał przed obrazem dłużej niż minutę czy dwie, nigdy nie kontemplował ich w żaden sposób. Nigdy nie widział w nich więcej, niż to co było widać na pierwszy rzut oka. Nigdy też w zasadzie nie czuł potrzeby, by dokształcać się w tej dziedzinie - jego umysł był pragmatyczny, a działania: logiczne aż do bólu, chociaż trzeba było przyznać, że w ostatnich miesiącach zdarzało mu się ponieść emocjom i przeczuciom. Nie była to jednak norma, raczej wyjątek od reguły.
Gdy odebrał na początku września obraz, z początku nie zwrócił na niego większej uwagi. Nie był to prezent dla niego: nabył go już wcześniej, czekał po prostu, aż zamówienie zostanie zrealizowane. Miał to być prezent dla jego matki, która uwielbiała tego typu ozdoby. Jej pokój, który przerobiła na garderobę, uginał się nie tylko pod ciężarem nowych ciuchów i kosmetyków, ale także właśnie obrazów, rzeźb i innych zbieraczy kurzu, których Rodolphus posiadania nie rozumiał. Zagracały przestrzeń, a na dodatek powodowały, że człowiek czuł się obserwowany. W jego domu miał być tylko jeden, jedyny obraz, lecz potrzebował czasu i planu, by zrealizować wszystko zgodnie z tym, co sobie umyślił. Bo nie miał to być zwykły obraz, a przejście bezpośrednio do jednej z piwnic w Walii. Na to jednak przyjdzie czas. Oprócz obrazu dla matki, miał też jeszcze jeden - taki, który chciał podarować galerii. Jako zapłatę, podziękowanie, czy jak zwał tak zwał. Od tego samego sprzedawcy.
Na razie stanął w hollu galerii sztuki OdNowa - wszedł przed czarodziejami, którzy ostrożnie nieśli zapakowane obrazy. Jeden z nich miał być prezent dla matki, nie mógł więc pozwolić sobie na podarowanie jej fuszerki. Prawdziwą mądrością było uznawanie swoich braków w wiedzy, jeżeli chodzi o niektóre tematy: on nie wiedział o sztuce nic, uginał więc karku przed tymi, którzy swoje życie poświęcili właśnie malarstwu. Dzięki nim nie mógłby stwierdzić, czy obraz jest autentyczny. Nie zaufał skrzatom domowym, które mogłyby obraz dla maci zbrukać swoimi powykręcanymi łapami, dlatego skinął na mężczyzn, by zrobili dwa kroki w tył. On tego nie będzie nieść, nawet przy pomocy magii, nie za to przecież im płacił. Nawet nie wiedział, z kim konkretnie był umówiony - po prostu wysłał sowę, w której potwierdził chęć spotkania, a gdy dostał notkę, że ten dzień i ta godzina są wolne, zerknął dalej i nie dostrzegł nazwiska pracownika lub pracownicy OdNowy, który miał/a go przyjąć. Ale czy to miało jakieś znaczenie? Nikt kto tu pracował, nie był zły - OdNowa zatrudniała wyłącznie najlepszych z najlepszych, to wiedział każdy czarodziej.
Lestrange ściągnął czarne rękawiczki z dłoni i schował je do kieszeni płaszcza. Dzisiejszy angielski wiatr był zimny i nieprzyjemnie wkradał się pod ubrania. Nadchodziła jesień, jedna z jego ulubionych pór roku. Gdy podszedł do recepcji, urocza kobieta poprosiła go o jeszcze chwilę. Usiadł na kanapie, uprzednio odwieszając płaszcz na wieszak. Czarne, garniturowe spodnie zaszeleściły, gdy siadał na miękkim meblu, a srebrnoszare oczy poruszyły się, oglądając ściany pełne obrazów. Miał wrażenie, że patrzył na nie, a one patrzyły na niego. Nieprzyjemne uczucie.