23.12.2022, 13:58 ✶
20.04.1972
castiel flint & ida moody
niewielka polana w głębi knieji
Po deszczowym środku miesiąca, koniec kwietnia przywitał Moody nieśmiałymi promieniami słońca, które teraz ledwo wyskakiwały zza chmur. Ubrana w za duży, stary sweter z golfem i sprane dzwony, o lekko przybrudzonych błotem nogawkach, przyglądała się zapiskom zebranym w swoim notesie. Lubiła przebywać w lesie, obserwować naturę i cieszyć się jej spokojem. Przywykła do tego od najmłodszych lat, nawet w Hogwarcie spędzając wolny czas najczęściej w samotności obrzeży Zakazanego Lasu. Różdżkę wsadzoną za pas trzymała w gotowości, ale dłonie zajęte miała kawałkiem węgla, którym niezdarnie próbowała narysować usadzonego na niższej gałęzi ptaka.
— Hiron… Nie, hirunda rustica. Jaskółka dymówka. — Wymruczała do siebie, skreślając błąd ortograficzny i na jego miejsce wstawiając odpowiednią literę. Ida spędzała wiele czasu nad różnego rodzaju papierami. Pisała raporty całkowicie samodzielnie, już od wielu miesięcy, organizowała pracę i przepływ informacji Zakonowych, a także rozpiskę samych planów, jakie czekały ich w kolejnych tygodniach. To właśnie podczas jednej z wielu godzin spędzonych na wykonywaniu rutyny, przyłapała się na myśleniu, o udoskonaleniu swych umiejętności. Nie należała raczej do osób utalentowanych artystycznie, szczycąc się prędzej zdolnościami fizycznymi, ale na hobby nigdy nie było za późno. Tak przynajmniej przeczytała kiedyś w gazecie. Zabijała zatem czas oczekiwania, oparta o drzewo i całkowicie zamyślona, dopóki na peryferie wzroku nie wpłynęła znajoma sylwetka mężczyzny.
W każdym innym przypadku, środek lasu i sam na sam z kimś w oddali, budziłoby w Idzie natychmiastową reakcję ostrożności, ale nie tym razem. Coś w postaci Flinta dawało jej pewnego rodzaju spokój myśli. Może fakt, że znali się już naprawdę spory kawałek czasu i niewiele rzeczy w postaci czarodzieja mogłoby ją jeszcze szczerze zaskoczyć? Szatynka nie należała do fanów niespodzianek ani nagłych zmian, ceniła sobie spokój i ciszę, pogląd ten dzieląc najwyraźniej z Castielem. Nawet pomimo tego, jak różne sprawiali wrażenia.
— Jesteś już. — Przywitała go, chowając notes do skórzanej torby i automatycznie prostując plecy. Koniec miesiąca nie oznaczał jedynie zmiennej pogody, ale też nawracających bólów pleców i szpili wbijanych do skóry kobiety. Dzisiejszego ranka przygryzła wargę aż do krwi, odznaczając ją lekką opuchlizną, gdy ze swojej łopatki wyrywała trzy kolejne pióra. Jaki gatunek, taki ptak.
— Gotowy na trening? Biorąc pod uwagę, moją aktualną kondycję, istnieje nawet szansa, że wygrasz. — Przykleiła na usta sztuczny uśmiech, mając nadzieję, że zamaskuje przy tym skowyt bólu, jaki cisnął się na twarz kobiety podczas wstawania do pozycji stojącej. Nienawidziła okazywać słabości, ale harpie skrzydło pozostawało głuche na jej ciche życzenia i nachodziło ciało czarownicy falami dyskomfortu wtedy, kiedy miało na to ochotę.
give me a bitter glory.