• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
1 2 Dalej »
[24.06.72|Kąpielisko] Co ma wisieć nie utonie, w miśku czarne serce płonie

[24.06.72|Kąpielisko] Co ma wisieć nie utonie, w miśku czarne serce płonie
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#1
07.02.2024, 22:08  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 24.10.2024, 22:54 przez Król Likaon.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Morpheus Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic I

24.06.1972

Kąpielisko w okolicach Doliny Godryka


To mogła być inna woda. Słona i okrutna, ściśnięta mroźnym powietrzem nieprzystępnego prądu. To mogła być inna plaża, zimna, nieprzystępna. Ciało leżące na niej nie należało jednak do rozbitka. Jego mokre włosy i jeszcze wilgotna skóra, rozluźnione mięśnie nie były oznaką heroicznej walki o życie. Nie potrzebne będą futra i gorąca, sycąca zupa, by przywrócić w nim wolę życia.

W ciepłych promieniach czerwcowego słońca, Samuel się uśmiechał. Leżał sobie beztrosko na piaszczystej plaży i chłonął energię, rozprowadzał zmęczenie mięśni. Gdzieniegdzie poprzyklejał się do niego piasek, ale nie dbał o to. Suche spodnie założone na mokrą skórę może też nie były najlepszym pomysłem, ale w sumie nie pomyślał o tym, by wziąć ze sobą odzienie na zmianę, czy chciażby ręcznik. Na pomoście leżały proste, skórzane buty i biała koszula sznurowana pod szyją, świadkowie jego dość spontanicznej decyzji o jak najszybszym empirycznym sprawdzeniu, czy w jeziorze coś się skrywa.

Leżał i nawet już nie nucił. Po prostu trwał, ufając, że jego zleceniodawca jak już (i jeśli) się pojawi, stanie się dla niego zegarem mówiącym o tym, że już czas.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#2
08.02.2024, 15:38  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.02.2024, 16:13 przez Morpheus Longbottom.)  

A jednak ta woda była okrutna. Jego plecy nosiły długi sznur korali sińców wzdłuż kręgosłupa, tam, gdzie wypchnięty zaklęciem uderzył o pal, utrzymujący w jeziorze pomost. Nie mógł jednak odebrać temu miejscu też dobrych wspomnień ze swojego życia, jak uczył swoich bratanków i bratanice pływać, aż prześcignęli go w tej sztuce, jak sam biegał po tej plaży w samych spodenkach i gonił się z innymi dzieciakami, aż musiał przysiąść na piasku w bezdechu. Tutaj pisywał romantyczne listy, paląc papierosy i leżąc brzuchem na plaży. Pięknie patrzyło się tutaj w niebo, a niedaleko, jakieś pół mili wzdłuż linii brzegowej, całowało się jeszcze lepiej, w ukryciu wierzbowych liści i zarośli. 

Dokładnie o godzinie szóstej, naturalną muzykę przestrzeni zaburzyło ciche pyk teleportacji i przed wejściem na molo pojawił się średniego wzrostu mężczyzna odziany w czarną szatę ze zwiewnego lnu; gdyby przyjrzeć się jej lepiej, nie była to jednak szata. Po prostu dookoła ramion, na koszulę ze stójką i czarne spodnie z zakładkami i wysokim stanem, narzucono matowy, szeroki szal, udrapowany w bardzo fikuśny sposób. Ciemne spojrzenie przez chwilę skanowało przestrzeń, aby dostrzec w końcu plamę żywego beżu, pośród malutkich diun plaży. Ciało nie było wyrzucone na brzeg ani napęczniałe śmiercią. Przystojny mężczyzna po prostu leżał i pławił się w cieple nagrzanego, drobniutkiego piasku.

Przeszedł ze ścieżki, która prowadziła na pomost, w stronę brzegu. Zanim jednak dotarł do linii pospolitego złota, przysiadł na jednej z przywleczonych przez młodzież kłód, aby zdjąć swoje lakierki oraz skarpety i odstawić je z daleka od problematycznej natury podłoża. Zresztą, w przeciwieństwie do większości arystokratów, Longbottomowie nie mieli alergii na naturę, zwyczajnie on nie lubił mieć ubrudzonych butów.

Morpheus podszedł do leśniczego i stanął tuż przy jego głowie, aby nachylić się nad nim ze splecionymi na plecach dłońmi i przywitać uśmiechem. Przypadkowo, rąbkiem materiału połaskotał leśniczego po czole, ale nawet tego nie zauważył.

— Dzień dobry, panie Samuelu  — przywitał się czarodziej.

Znał go jedynie z widzenia, nigdy nie mając ani szczególnej potrzeby, aby go wzywać do czegokolwiek, ani nie obracając się w okolicach kniei bardziej, niż to potrzebne. Ot, znał okolicznych włodarzy i przydatne osoby, bo mieszkał i żył w społeczności Doliny Godryka całe swoje życie. Logiczne było, że wraz z wiekiem zyskiwał mądrość kto, u kogo, dlaczego i po co, lokalnych specjalistów, tych polecanych oraz tych, których należy unikać. Do samego wieszcza przylgnęła łatka nieszkodliwego dziwaka, z pewnego rodzaju estymą, związaną z pracą w Ministerstwie. Szczerą sympatię zyskał, gdy okazało się, że wróży bez opłaty. 



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#3
08.02.2024, 16:31  ✶  
Lekko zmarszczył nos, gdy wraz z odległymi dzwonami niosącymi się z Doliny, usłyszał odgłos przebitej osnowy rzeczywistości. Językiem przejęchał po białych, calkiem ostrych jak na człowieka zębach, by pozbyć się tego dziwnego odczucia na wilgotnej śluzówce. Mrowienie ustąpiło, ale Samuel nie zamierzał jeszcze się podnosić, przecież - co bardzo prawdopodobne - to wcale nie musiała być osoba, z którą był umówiony.

Kiedy jednak usłyszał przyjazne powitanie oraz równie przyjazne smyrnięcie po twarzy, uchylił jedno ślipie, odwzajemniając uśmiech. Tak, to był właśnie pan Morpheus, właściciel całkiem zacnej papeterii z Bardzo Ważnego Miejsca w Londynie. Nie wyglądał jak nadęty ważniak, w przeciwieństwie do wczorajszego wieczoru, kiedy zaciekawionym krogulczym okiem łypał na twarz ukutą ze spiżowej, lśniącej egzaltacji. Może to nie było zbyt uprzejme, przelecieć się do rezydencji i połączyć w końcu imię z nazwiskiem i papeterią, ale nie mógł się powstrzymać, zwłaszcza, że w dolinie był głównie kojarzony z niedźwiedzią formą, zaś fakt, że może morfować w jeszcze jedno zwierze nie był aż tak powszechnie znany. Może gdyby używał nazwiska...

Ale ale, powróćmy do chwili, gdy całkiem ludzka źrenica okraszona chłodnym błękitem tęczówki oceniała ciemnowłosego mężczyznę, o wydatnej krzywiźnie nosa i skórze pociągniętej nieco ciemniejszym umaszczeniem. Musiał przyznać, że łuk warg wygięty ku górze i oczy okraszone szczerą pajęczynką zmarszczek, były o wiele milsze niż wczorajsza, niema konfrontacja.

Trwało to tylko moment, jakby Sam potrzebował chwili by powrócić myślami z obłoków, choć tak na prawdę był bardzo osadzony w obecnej chwili. Poderwał się jak sprężynka, korzystając z przywileju młodości. Mięśnie napinały się i rozluźniały pod cienką warstwą skóry.
– Uszanowanie panie Morpheuszu... – uśmiech na szczupłej twarzy był życzliwy, choć miał w sobie poblask leśnego chochlika. Wyciągnięta do wróżbity dłoń zdecydowanie nie mogła być miękka. Nosiła ślady wielu zagojonych blizn, powyciąganych drzazg i zaleczonych odcinków. Była też uwalona piachem, co Sam zaobserwował chwilę po swoim geście, więc pospiesznie wycofał ją i energicznie oczyścił o lekko zawilgotnione spodnie.

– Przepraszam, to... mm... robiłem wcześniej rekonesans, żeby nie przychodzić na spotkanie z... hehe... pustymi rękoma. – zdawał się lekko zapodziany w sytuacji, nie onieśmielony, ale z pewnością nie było to dla niego spotkanie wybitnie komfortowe. Zwłaszcza teraz, gdy przypomniał sobie, że te oczy kiedyś nie miały zmarszczek, a czarne włosy nie były pociągnięte siwizną. Że ten głos zwykł wołać Brennę i Norę, gdy był czas wracać znad jeziora do domu. Cóż, mały był światek Doliny Godryka, Sam naprawdę mógł się tego spodziewać, nawet jeśli wcześniej nie był pewien, z którym Longbottomem będzie miał do czynienia.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#4
12.02.2024, 13:02  ✶  

Morpheus pamiętał Samuela jak przez mgłę. Najbardziej w jego głowie zapisały się te nieziemsko niebieskie oczy, odziedziczone po ojcu. Tego jednak się nie mówiło na głos, bo odkrywałoby to znajomość z jego rodzicami, a on, niemal ich równolatek, znał jego rodziców z czasów szkolnych. Pamiętał miękkość i okrągłość Alistaira, zresztą Samuel wyglądał niemal identycznie, jak ojciec, jedynie dużo mocniej ociosany przez życie, oraz dziwne, niepokojące ptasie ruchy głowy Bereniki, gdy siedziała nad jakimś problemem spoza jej ulubionej dziedziny. Tożsamość rodziców Sama należała do tego rodzaju sekretów, które lepiej zachować dla siebie, które mogą znać dwie osoby tylko wtedy, gdy jedna z nich jest martwa. Longbottomowie ukrywali w swojej posiadłości już osoby uciekające przed samosądem za zdradę krwi, a tutaj? Gdyby ktokolwiek wiedział o ślubie Blacka i McGonagall, ród straciłby status czystej krwi. Oczywiście nie za sam fakt ślubu. Urodził im się męski potomek. Black półkrwi, który przeniesie dalej nazwisko. Dlatego uznawał, że nie pamięta. Ani jego matki, ani jego ojca, ani jego samego. Nie w tych czasach, gdy trwała wojna o czystość krwi. Oczywiście, kwestia wydziedziczenia głaskała całość, nadal jednak... W wojnie o czystość krwi coś takiego mogłoby okazać się być albo nie być dla rodu Blacków.

Uścisnął dłoń Samuela, już oczyszczoną z piasku. Mężczyźni byli niemal jak dzień i noc, nie tylko w swojej aparycji, ale również w każdym innym aspekcie. Dłoń Morpheusa, o długich palcach pianisty, doskonałych do tasowania kart, była miękka i sucha. Przy leśniczym, wróżbita wyglądał niemal jak wiotka zjawa, gdy podmuch wiatru poruszał elegancką szatą, noszoną z nonszalancką swobodą. Dla niego nie było to niewygodne, odświętne ubranie, a druga skóra. Uścisk nie był tym śniętej ryby, ale również nie stanowił pokazu siły czy dominacji. Czarodziej nie musiał niczego nikomu udowadniać.

— To właściwie wspaniale, nie jestem po wczoraj w nastroju do korzystania z uciech rozrywek wodnych. I co sądzi pana eksperckie oko? — zapytał, stając połowicznie w kierunku drugiego mężczyzny, a częściowo do złocącej się zachodem słońca tafli jeziora, nie spuszczając jednak wzroku z Sama; czy niedźwiedziowi się wydawało, czy on w ogóle nie mrugał? Z bosymi stopami i wykrochmaloną koszulą Moprheus wyglądał w połowie między światami, niby nie na miejscu, ale jednak w harmonii ze światem. 



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#5
12.02.2024, 23:15  ✶  
Choć nie znajdował się już w wodzie, to wciąż pływał w słodkim morzu nieświadomości, a wiadomo, że nieświadomość jest definicją szczęścia. Sam zainteresowany nie zgadzał się z tą maksymą, nie dało się ukryć, że dwie kluczowe dla jego życia informacje, zdecydowanie wpłynęłyby na jego poziom szczęśliwości (raczej na niekorzyść), czy też po prostu łatwości życia (zdecydowanie na niekorzyść).

To byłoby w sumie całkiem logiczne, zastanowić się nad dawnymi przyjaciółmi rodziców, których Samuel nie miał okazji nigdy poznać. Wiedział, że chodzili do Hogwartu, że tak jak on znali wcześniej jakichś ludzi. Ale przebywanie w gronie osób większym niż trzy było taką rzadkością w rodzinnym domu, że nie była to naturalna linia skojarzeń. Nawet w rozmowach nie pojawiał się nikt poza zwierzętami, lub kilkoma wyjątkowymi wyjątkami – klientami z Doliny, którym można było ufać bardziej niż nieznajomemu w lesie. Oni z wyboru, Samuel przez wychowanie. Kto wie, może w innych okolicznościach byłby duszą towarzystwa.

– Cóż... tak na oko, po godzinie stwierdziłem, że może Pan swojemu bliskiemu znajomemu zalecić lekcje pływania hmm? – jego drwiący uśmiech, przekrzywiona głowa i oczy ześlizgujące się po ministerialnym urzędniku niepierwszej młodości wskazywały jednoznacznie, kimże według niego był ten "bliski znajomy". – ...ach no i jeszcze po dnie sunął jeziorny kraken, ale on tu jest odkąd pamiętam, więc zdecydowanie nie zaliczyłbym go do gatunków inwazyjnych. Dla tego miejsca to raczej ludzie sunący po powierzchni łapią się pod to określenie. – pociągnął nosem, Bardzo Jednoznacznie Kpiąc. A może chciał zabrzmieć wiarygodnie, tylko był tak beznadziejnym kłamczuchem?

Szeroko rozczapierzoną dłoń położył na tyle głowy i kilkoma energicznymi ruchami wzburzył włosy, strzepując z nich piasek. Nic sobie nie robił z szeroko otwartych oczu Morpheusa, taka Białka czy Miłka mrugały sobie raz na minutę, z tego co się orientował, to węże wcale nie mrugały, więc dlaczego i jego rozmówca miał oddawać się takiej ludzkiej słabości?
– Możemy oczywiście się na nie umówić, choć sugerowałbym godziny wczesnoporanne. Tak czy inaczej, wstępny rekonesans nie wykazał niczego odbiegającego od normy panie Morhpeusie.– dodał, jakby uznał, że trzeba jednak powiedzieć nieco bardziej oficjalnie i przede wszystkim prawdziwie.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#6
13.02.2024, 11:10  ✶  

O ojcach można napisać bardzo wiele opowieści. O rodzicach w ogóle. Cała rodzina Longbottomów zwykła mówić, że Morpheus był synem swojej matki, co zresztą było widoczne bardzo wyraźnie w najbardziej wydatnych cechach mężczyzny. Po matce odziedziczył dary Trzeciego Oka, które w bardzo silny sposób naznaczyły go od początku jego życia, będąc pierwszymi objawami naleśników. Chociaż ciężko było sobie wyobrazić pięcioletniego czarodzieja, w krótkich spodenkach i podkolanówkach, klasycznych dla ówczesnych dzieci arystokratów (a również widoczne pośród potomstwa obecnej rodziny królewskiej),  to rzeczywiście ogromne, brązowe oczy spoglądały znad znienawidzonej owsianki, by dziwnym głosem dziecięcym chłopiec powiedział, że ciotka Elsbeth ma nowy pierścionek od jakiegoś brzydkiego pana, oświadczając dzień na przód oświadczyny dalekiej krewnej, już uznanej od dawna za starą pannę.

Później ten sam dar, który otrzymał od matki, nakazywał mu czuwać przy jej łóżku, aż jej oddech nie zgasł całkowicie, a dłoń, którą trzymał, nie rozluźniła się z uścisku. Wcześniej kobieta ostatkiem sił zdjęła z szyi czasozmieniacz i powiesiła na szyi najmłodszego syna, ofiarowując mu jeden z najpotężniejszych artefaktów w świecie czarodziei. Matka Morpheusa zaznaczała się w jego życiu bardzo grubymi, jasnymi kreskami, podczas gdy ojciec jawił się jako subtelniejsze elementy.

Morpheus poruszał się biegle w języku kpiny i sarkazmu, miał starsze rodzeństwo, na dodatek zajmował się niezbyt dobrze widzianą dziedziną, nie potrzebował ani tłumacza, ani głębokich przemyśleń, aby zrozumieć implikacje w tonie na słowa o przyjacielu.

— Przekażę. Na pewno doświadczenia z dziwnym, śpiewającym osobnikiem, który wciąga pod wodę, skłonią go do dalszych przygód pływackich dokładnie w tym miejscu, w którym prawie pożegnał się z życiem — Morpheus uśmiechnął się w ten okropny, fałszywy sposób, zupełnie odmienny od pierwszego, bardzo szczerego powitania. Usta miał nieco za bardzo ściśnięte, a spojrzenie zmatowiało. — Cieszę się jednak, że już nie ma po nim śladu, mam nadzieję, że na dobre. Może odstraszył go pan samą swoją obecnością. Byłoby to korzystne, rozpoczyna się sezon na letnie kąpiele.

Morpheus postanowił być ponad dziecinne zagrywki jasnowłosego czarodzieja, skoro decydował się oceniać go przez pryzmat uprzedzeń i przekonań, nie zamierzał z tym walczyć, bo już dawno pojął, że to orka na ugorze, a on uciekał od pracy fizycznej, jak daleko tylko się dało. Szanował dzieła rąk, na Longbottomowy sposób, nadal jednak był człowiekiem umysłu, nie czynu, w głównej mierze.

— A co z resztą kniei? Czy widać znów wzmożoną aktywność tych zjaw? Przykro mi, że musiał się pan rozstać chwilowo ze swoim domem.

Nieświadomie przesuwał stopami po piasku, zasypując skórę szorstkim pyłem, zakopując palce i odkopując w cieple pierwszych wiosennych upałów. 



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#7
13.02.2024, 14:14  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.02.2024, 15:08 przez Samuel McGonagall.)  
Uszczypliwa odpowiedź wywołała dziwny efekt, zupełnie jakby dodać barwnik do kolby, a substancja nagle postanowiła spienić się i upaćkać pół alchemicznej pracowni.

Samuel zmarszczył brwi, jego oczy zalśniły troską, ale bynajmniej nie o mężczyznę, z którym rozmawiał – jego wzrok uciekł w kierunku jeziora.
– Ale syrena tutaj? Słodka woda mogłaby jej zaszkodzić... – wymamrotał pod nosem bardziej do siebie, jak osoba nawykła do tego, by milczeć lub rozmawiać w próżnię własnej percepcji. – Dno nie nadaje się na porządne leże, a wraki łódek do połowów... hyy – sapnął w nagłej frustracji, powracając uwagą do swojego rozmówcy, patrząc się teraz nań niemal oskarżycielsko, jakby to on chciał utopić biedną, niewinną Arielkę.

– Czy wasz bliski znajomy miał jakieś rany po tej konfrontacji? Sądzę, że byłbym w stanie ocenić po nich, kto był agresorem i czy rzeczywiście ktoś aportował tu syrenę, czy może jakiś animag robi sobie głupie żarty. – był na granicy złości, niczym letnie niebo, które nagle zalały ciemne chmury. Całe jego ciało naprężyło się, jakby szykował się do skoku i ataku. Ucieczka nigdy nie byłaby w tej sprawie opcją.





wiedza na temat syren

Rzut PO 1d100 - 86
Sukces!
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#8
13.02.2024, 22:54  ✶  

Trudna rzecz do przełknięcia dla takiego kujona jak Longbottom, ale Morpheus nie miał pojęcia, że słodka woda może być szkodliwa dla syren. Jego doświadczenia z tymi istotami to urywki wspomnień wiedzy podręcznikowej ze szkolnych zajęć; wiedział gdzie powienien szukać informacji, ale nigdy nie potrzebował tego robić. W Grecji zaś nie płynęli w okolicach ich leża, słynnego z opowieści o Odyseuszu, więc i tutaj ominęły go doświadczenia z nimi związane. Najbliżej z syrenami było mu w łazience prefektów, gdzie na witrażu piękne wyobrażenie czesało sobie włosy i śpiewało bez dźwięku.

Zaniepokojenie Samuela nie udzieliło mu się w żaden sposób, bo nie obchodziła go wodna istota poza wiedzą, że nie skrzywdzi nikogo z Doliny Godryka.

— Mogę oddać ci wspomnienie tej istoty, nawet jeśli dobrze jej nie widziałem w wodzie. Nie miał żadnych obrażeń, nie takich, które zostawiłby jakiekolwiek ślady do obejrzenia. Więcej szkody narobiła woda.— Morpheus zmarszczył brwi, w jego dłoni niemal z próżni pojawiła się smukła i w bardzo prosta w wyglądzie różdżka, którą przyłożył sobie do skroni i wyciągnął z niej cieniutką, srebrzysto-błękitną nić. W tym samym czasie grzebał w kieszeniach spodni i wyciągnął z nich maluteńką fiolkę, w której umieścił wspomnienie i podał ją na otwartej dłoni Samuelowi.

— Proszę, mam nadzieję, że wystarczy do weryfikacji pana przypuszczeń.

Czarownicy rzadko dzielili się wspomnieniami, jednakże coś na twarzy Leśniczego, w jego obawie o dobrostan domniemanej syreny, poruszyło moralność Morpheusa i postanowił pozwolić mu spojrzeć na wydarzenia. Cała wizja zaczynała się od niego na pomoście, krzyczącego imię Neila, światło i nurkowanie, aż do nieszczęsnego zderzenia z pomostem, obejmując całokształt wspomnień o wodnym monstrum, które zwabiło w swoje sidła młodego czarodzieja.

Lustrował Samuela, jego nerwowość. Miał wrażenie, gdy na niego patrzył, że mężczyzna wrastał niejako w rzeczywistości kniei. Nawet jeśli tak nie było, w nierealizmie swojego postrzegania, Morpheus widział go, częściowo porośniętego mchem i pnączami, z płonącymi błękitem oczami sprawiedliwości natury, a jak wiadomo, ona sama miała zabawne sposoby na powstrzymywanie swoich ludzkich oprawców.

— Jest pan prawdziwym opiekunem tego miejsca. W sposób, który służy tej przestrzeni, a nie tym, którzy chcą ją nachodzić — powiedział na głos coś, czemu najbliżej było do komplementu.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#9
15.02.2024, 10:13  ✶  
Przyjął fiolkę z pewną obawą. Ostatnio przyjmował wspomnienia przeszło dekadę temu, od swojej matki, która uznała to za najlepszą metodę nauki animagi. Nie bez powodu jego pierwszą formą był ptak, skoro od tego też zaczynała w dziewczęcym wieku Berenika McGonagall. Nie chodziło wszak tylko o ruchy, ale o to by poczuć odpowiednie rzeczy, ukierunkować magię, pozwolić ciału na zagubienie w nieokreśloności i powrót w zdecydowanie mniejszej, kompletnie odmiennej formie. Pneumatyczne kości, przyczepione doń wytrzymałe mięśnie, odpowiednio ułożone wewnątrz trzewia, i pierze... Zdecydowanie przemiana w niedźwiedzia była prostsza, była w pewnym sensie nagrodą, bonusem za dobrze opanowaną sztukę bycia ptakiem, w dodatku takim, który skutecznie potrafił latać.

Nigdy nie przyjmował wspomnień od nikogo innego. Choć było to dość powszechne zjawisko w świecie czarodziejów, Samuel o tym nie wiedział. Z powodu własnych doświadczeń zdawało mu się, że takie podglądanie jest sprawą bardziej niż prywatną, na skraju intymności. Nagle zapodział się w niepewności, co właściwie ma o tym myśleć. Jego rozmówca zdawał się jednak zachowywać tak, jakby to nie była wielka i ważna sprawa, może więc... Może więc nie należało z tego robić wielkiej sprawy.

– Sprawdzę to i dam znać.– schował fiolkę, nie zamierzając tego robić teraz i przy nim.

W sumie powinien też coś powiedzieć na te słowa najprawdopodobniej uznania, przyjmowanie komplementów szło mu gorzej niż żałośnie, a że nie wiedział, co powiedzieć, przez dłuższy moment nie powiedział nic. Jego szczęka zacisnęła się, wzrokiem uciekł do majaczącej w oddali linii puszczy. Miał wrażenie, że słyszy jej płacz, że w dmącym wietrze zawodzą opustoszałe konary. Śmierć przyszła do Kniei, a on pozostawał bez silny.

Nie angażuj się

Wpajała mu matka. Szkoda, że nie powiedziała, co on ma zrobić, gdy nie będzie mógł już mieszkać w Kniei. Powinien pozostawić kozy i ruszyć w świat szukać innej. Powinien być ptakiem, a nie dębem z głęboko osadzonymi w ziemi korzeniami.
– Szkoda, że tak mało skutecznym. – odpowiedział cicho nie patrząc w strone Morpheusa, ale jego postawa i wzrok w dali zapodziany sugerowały, że zdecydowanie nie myśli teraz o jeziorze, a o własnym, cierpiącym domu. Nagle towarzystwo zaczęło mu doskwierać, nagle zapragnął znów być sam. Sięgnął do wąskiej kieszeni po różdżkę i wezwał do siebie pozostawione na pomoście ubrania. Zbliżał się wieczór, obiecał Lizzy, że pomoże uwinąć jej się z towarem.

Zupełnie tak jakby nie chciał już dalej rozmawiać. Omówili sprawę, w jakiej mieli się spotkać, Sam był bardzo niewprawny w nawiązywaniu relacji, twardo ciosany, niepomny sztuki salonowego small talku.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#10
19.02.2024, 16:09  ✶  

Moprheus nie oczekiwał pośpiechu w sprawie, co więcej, nie zależało mu na syrenie, jeśli tam była. Znaczenie dla niego miało bezpieczeństwo tego miejsca dla społeczności Doliny, aby kolejne pokolenia tworzyły swoje wspomnienia okraszone słodkimi pocałunkami beztroskiego lata i czasu, gdy każda godzina dnia była złotą, nie jedynie chwile poranka i zmierzchu.

— Wystarczająco, panie Samuelu. Jeśli dowiem się czegoś w Departamencie Tajemnic, co może pomóc w sprawie i będę mógł się tym podzielić, będzie pan pierwszym adresatem tej sprawy.

Tak bardzo przyjazny uśmiech Morpheusa i deklaracja musiały stanowić klin w paradygmat życia leśniczego. Prośba o pomoc oraz deklaracja odwzajemnienia, na ile okoliczności mu na to pozwolą. Życie w stadzie, gdzie wszystkie istnienia są powiązane ze sobą, trwają w zależnościach, pozwalających na kwitnącą egzystencję. Musiał to przecież obserwować w kniei, uczyć się o tym, jako samozwańczy opiekun tego miejsca. O tym, że wilki wyznaczają tempo marszu watahy według najstarszych osobników, młode są chronione przez wadery, a najsilniejsza para kroczy z tyłu, aby nikt nie został porzucony. Knieja mogła zostać zaatakowana, ale otworzyła mu nową ścieżkę, cierniste gałęzie pokazały starą furtkę do domostwa Longbottoma. Przecież Samuel mógł uwiesić się białych chmur i frunąć ponad lasy i domostwa, daleko z Doliny Godryka, ale pozostał.

Tego wszystkiego oczywiście nie wiedział sam wieszcz. Chociaż lubił udawać, że dzięki darowi prekognicji wie wszystko, brakowało mu wielu informacji, nawet o samym sobie.

— Powodzenia, panie Samuelu, proszę później dać znać, jakie są efekty pana pracy, z syreną. Jestem ciekaw, czy to rzeczywiście było to — powiedział na pożegnanie, wrócił do swoich butów i zniknął, trzymając je w dłoni, nawet ich nie zakładając na powrót na stopy. I tak wracał do domu, coś, czego Samuel McGonagall nie mógł powiedzieć od dłuższego czasu.


Koniec sesji


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Samuel McGonagall (1536), Morpheus Longbottom (1846)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa