06.06.2025, 16:48 ✶
- W sumie to był hrabią - pokiwała głową z uśmiechem, bo bardzo była teraz ze Stanleya zadowolona, że doszedł do takich wniosków sam i dzięki krytycznemu myśleniu. Może powinna zastanowić się, czy nie użyczyć mu jakiejś książki o tym sławetnym wampirze, ale obawiała się że przeczytałby ją tylko wtedy, kiedy każde kolejne słowo byłoby hasłem do jakiejś wielkiej krzyżówki.
Jej chwilowa obsesja na temat tego, czy Głębina nie była zanadto głęboko osadzona i zmartwienie na temat nadchodzących deszczy wynikała z prostego faktu, że się martwiła. Pamiętała dokładnie, jak któregoś razu w Zamtuzie zalało im piwnicę i potem musieli po ścieżkach szukać paru zgubionych kończyn, które czekały w schowku na przyszycie zabieganym pracownicom. Cokolwiek więc Stanley miał w piwnicy, mógł bezpowrotnie stracić, albo musiał potem bawić się w dochodzenie, gdzie mu to powódź wymyła. A jeśli byłaby to porcja tych świetnych ogóreczków, które miał dopiero kisić? To by dopiero była tragedia.
- Wiesz co? - zapytała, troszeczkę zniecierpliwiona, marszcząc już brwi, jakby chciała mu coś bardzo konkretnie powiedzieć. Niby się przyzwyczaiła, że ludzie niekoniecznie brali na poważnie to całe wróżbiarstwo i nawet się nie dziwiła, bo do odczytywania kart potrzeba było odrobiny cierpliwości, dobrej woli, zrozumienia i intuicji, a nie wszyscy posiadali taki pakiet, ale ona tu właśnie z dobrym sercem do niego wychodziła. Wyjątkowo, to ona mu zaraz te ulotki do śmieci wyrzuci. Rzuciła jeszcze jednak okiem do szklanki, a potem boleściwie westchnęła. - Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz, Stan. Jeśli podejmiesz odpowiednie działania i zabezpieczysz się, to nic niefortunnego się nie stanie. Trzeba w to jednak włożyć jakąś pracę, bo inaczej coś się spierdoli. I wiesz co? Ja cię nie zamierzam do niczego przekonywać na siłę. Jak cię zaleje, to mi potem nie mów ŻE JA CIEBIE NIE OSTRZEGAŁAM! - oznajmiła, stawiając głośno szklankę na blacie. - OPUSZCZAM tę rozmowę - i to powiedziawszy opuściła pomieszczenie ostentacyjnie, wracając do siebie na górę.
Jej chwilowa obsesja na temat tego, czy Głębina nie była zanadto głęboko osadzona i zmartwienie na temat nadchodzących deszczy wynikała z prostego faktu, że się martwiła. Pamiętała dokładnie, jak któregoś razu w Zamtuzie zalało im piwnicę i potem musieli po ścieżkach szukać paru zgubionych kończyn, które czekały w schowku na przyszycie zabieganym pracownicom. Cokolwiek więc Stanley miał w piwnicy, mógł bezpowrotnie stracić, albo musiał potem bawić się w dochodzenie, gdzie mu to powódź wymyła. A jeśli byłaby to porcja tych świetnych ogóreczków, które miał dopiero kisić? To by dopiero była tragedia.
- Wiesz co? - zapytała, troszeczkę zniecierpliwiona, marszcząc już brwi, jakby chciała mu coś bardzo konkretnie powiedzieć. Niby się przyzwyczaiła, że ludzie niekoniecznie brali na poważnie to całe wróżbiarstwo i nawet się nie dziwiła, bo do odczytywania kart potrzeba było odrobiny cierpliwości, dobrej woli, zrozumienia i intuicji, a nie wszyscy posiadali taki pakiet, ale ona tu właśnie z dobrym sercem do niego wychodziła. Wyjątkowo, to ona mu zaraz te ulotki do śmieci wyrzuci. Rzuciła jeszcze jednak okiem do szklanki, a potem boleściwie westchnęła. - Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz, Stan. Jeśli podejmiesz odpowiednie działania i zabezpieczysz się, to nic niefortunnego się nie stanie. Trzeba w to jednak włożyć jakąś pracę, bo inaczej coś się spierdoli. I wiesz co? Ja cię nie zamierzam do niczego przekonywać na siłę. Jak cię zaleje, to mi potem nie mów ŻE JA CIEBIE NIE OSTRZEGAŁAM! - oznajmiła, stawiając głośno szklankę na blacie. - OPUSZCZAM tę rozmowę - i to powiedziawszy opuściła pomieszczenie ostentacyjnie, wracając do siebie na górę.
Koniec sesji
she was a gentle
sort of horror
sort of horror