• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Reszta świata i wszechświata v
1 2 Dalej »
[15.08.1972] The sea is a cruel mistress || Laurent & Philip

[15.08.1972] The sea is a cruel mistress || Laurent & Philip
Lew Salonowy
Seeking to be whole
Driven by passion
Philip to mierzący 173 cm wzrostu wysportowany mężczyzna. Niebieskooki blondyn, którego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach i promienny uśmiech. Jego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach oraz promienny uśmiech. Przywiązuje dużą uwagę do swojego wizerunku, dopasowując swój ubiór do każdej sytuacji. Roztacza wokół siebie aurę niezachwianej pewności siebie.

Philip Nott
#31
07.04.2024, 15:37  ✶  

To miała być druga taka noc, mogąca wpłynąć na niego dokładnie w ten sam sposób, co ta pierwsza. Nie zamierzał się wycofywać, jeśli to miało jakiekolwiek znaczenie. Ostatnią rzeczą, którą on się przejmował, była tego rodzaju elegancja. Przez długi czas spędzali wspólne noce bez ubrań, nierzadko biorąc prysznic dopiero z samego rana. On również zapadł w sen w pełni ubranym. Nie było to ani eleganckie ani wygodne. Po prostu stało się. W tym momencie nie było nikogo, kto mógłby zwrócić uwagę na wymięte koszule, marynarki i spodnie.

Philip doskonale rozumiał gwałtownie wyrwanego ze snu Laurenta, którego nie mógł obudzić z większym wyczuciem, w znacznie przyjemniejszy sposób. Najchętniej nie budziłby go wcale, pozwalając mu spać do rana albo południa. Rozpoczęliby ten dzień od prysznica i pożywnego śniadania. Potem czekałby ich kolejny dzień pełen atrakcji.

— To właśnie próbuję ustalić. Na pewno nic dobrego. — Przebywając w tym pomieszczeniu bardzo trudno było to ustalić. Stwierdzenie, że działo się coś niedobrego, było stwierdzeniem zbyt ogólnym. Działo się coś złego ze statkiem, który swój niewątpliwie pogarszający się stan zamanifestował przeciągłym jękiem o złowróżbnym wydźwięku. Odczuwana przez niego senność została wyparta przez gotowość do działania napędzoną odczuwanym przez niego niepokojem. Poprzedni rejs, na którym byli razem zakończył się ich poważną kłótnią. To, co się działo, zdawało się być gorsze, niż jakakolwiek kłótnia z ich udziałem. Nie był jednak czas na zastanawianie się nad tym, czy nad nimi zawisło jakieś fatum.

— Powinniśmy stąd wyjść. — Stwierdził podczas opuszczania łóżka, w którym spędzili te parę godzin. W tych pokojach będą musieli zostawić wszystkie swoje rzeczy. Odczekał aż Laurent sam opuści to posłanie, po to aby mogli skierować się do drzwi kabiny z zamiarem opuszczenia tego pomieszczenia. Po drodze, w świetle bijącym z różdżki Philipa mogli zauważyć w umieszczonych w burcie statku bulajach ciemność nocy zlewającą się w jedną całość z bezkresem morskiej toni.

Poczuł jak wzdłuż jego kręgosłupa przebiega nieprzyjemny dreszcz oraz jak narastający niepokój ściska mu trzewia. Trudno odczuwać prawdziwy spokój, kiedy zaczynało uświadamiać sobie to, że statek, na którego pokładzie miało odbywać się naprawdę miły rejs, zaczynał tonąć. Nie chciał zostać pochłonięty przez morze. Czarodzieje mieli większą szansę w walce z tego rodzaju zagrożeniem, jednak nie byli nieśmiertelni. Tak jak mugole, niezdolni do posługiwania się magią. Przerażająca myśl, ilu z nich zabierze ze sobą morze.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#32
07.04.2024, 20:10  ✶  

Nie mogło się nic takiego tragiczne dziać, bo co miałoby? Byli na otwartym morzu, nie mieli szans tutaj z niczym kolidować, nawet jeśli coś stało się z silnikami, jakkolwiek statek był skonstruowany, to wystarczy odrobina magii tam, gdzie te wszystkie mugolskie rzeczy nie dadzą rady. Nie było wielkich krzyków na zewnątrz, a mimo to ktoś z oddali coś mówił, mimo to słychać było otwierane drzwi, ktoś przechodził. "Co się dzieje" - dało się dosłyszeć - "chodź, nie pytaj". Ktoś coś wiedział? Ktoś coś robił? Bo z drugiej strony nie każde drzwi się otwierały i nie było biegów. A może ci, którzy imprezowali, co poniektórzy, już się czegoś dowiedzieli i w pierwszej chwili sięgali po znajomych, przyjaciół, rodzinę, zamiast bić na alarm? Abstrakcja tego wydarzenia kazała sądzić, że to tylko sen. A jednak Philip kazał im wstać i wyjść.

Laurent potknął się o własne nogi, kiedy wstawał z łóżka, ale dwa kroki i już tę równowagę odzyskał w swoim pośpiechu. Śpieszył się jednak nie do drzwi, a do skrzyni w szafie, którą wyciągnął, otworzył klapę i z ukrytej kieszeni wyciągnął skórę. Mógłby stracić życie, ale nie tę skórę. Przycisnął ją do piersi, jakby była jego tarczą na wszystko. Nie była. Była ledwo najcenniejszym skarbem, jaki posiadał, ze wszystkich błyskotek, jakie uwielbiał gromadzić. A ta skóra ze śnieżnym futrem nawet nie była przecież nadzwyczaj piękna.

Wyszedł na korytarz razem z Philipem. Światło było wygaszone. Czemu? Noc świeciła za oknami, gwiazdy błyskały. Pogoda wydawała się spokojna, a otoczenie - nazbyt stabilne. Teraz i do Laurenta dotarło, że nie płynęli.

- Może powinniśmy... - Nie dokończył. Chciał powiedzieć, że może powinni popukać do drzwi, obudzić ludzi, albo trafiliby na kogoś, kto coś więcej wiedział, a nie tylko jakieś bardzo odległe dźwięki? Przerwał sobie samemu, bo statek jęknął jeszcze głośniej. Stalowa konstrukcja łamała się pod własnym ciężarem - głupie niedopatrzenie? Nie, ludzka chciwość. Potrzeba zaoszczędzenia na rzeczach, na których nigdy nie powinno się oszczędzać. Dopuszczenie do rejsu statku, który nigdy nie powinien był wypłynąć, nie spełniając norm. Ale wypłynął. Laurent krzyknął, kiedy podłoga pod ich stopami zatrzęsła się, a jęk rozległ się znowu. Po nim nastąpił huk dobiegający gdzieś głęboko spod ich stóp. Membraniczny, niosący się po metalu i drewnie. I statek... zaczął się przechylać. - Philipie! - Panika zabrzmiała w jego głosie, sam sięgnął po różdżkę, zsuwając się na ścianę, drugą ręką trzymając futro. Przesunął nią od dołu w górę i zakręcił nad swoją głową, próbując zmienić szyby statku w szczelny metal, by kiedy uderzą w dół - woda nie dostała się do środka. Czy to było mądre - niekoniecznie. Laurent działał odruchowo.


Rzut Z 1d100 - 88
Sukces!

Rzut Z 1d100 - 73
Sukces!


○ • ○
his voice could calm the oceans.
Lew Salonowy
Seeking to be whole
Driven by passion
Philip to mierzący 173 cm wzrostu wysportowany mężczyzna. Niebieskooki blondyn, którego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach i promienny uśmiech. Jego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach oraz promienny uśmiech. Przywiązuje dużą uwagę do swojego wizerunku, dopasowując swój ubiór do każdej sytuacji. Roztacza wokół siebie aurę niezachwianej pewności siebie.

Philip Nott
#33
07.04.2024, 21:38  ✶  

Chodź, nie pytaj wydawało się w tym momencie bardzo zasadnym stwierdzeniem. Bo o ile zadawanie pytań i uzyskanie na nie odpowiedzi pozwalało się zorientować w sytuacji, tak tego rodzaju dociekanie potrafiło odwracać uwagę od działania. Zdarzają się sytuacje wymagające w pierwszej kolejności zdecydowanego działania, a wszystko inne można było zrobić przy okazji. Taki przyświecał mu cel, kiedy brał odpowiedzialność za towarzyszącego mu Laurenta i podejmował decyzję o opuszczenia kabiny. Nie zanegował tego w żaden sposób, że Laurent wydobywa ze skrzyni śnieżnobiałe futro. Dla niego najbardziej wartościowym przedmiotem, jaki spoczywał w sąsiednim pokoju był jego aparat fotograficzny zawierający kliszę, którą zamierzał wywołać po powrocie do magicznego Londynu. Pójście po nią wydawało się głupotą.

Pomimo wszystkich możliwości, jakie dawała mu dzierżona w dłoni różdżka, nie zdołają zapobiec nieuchronnemu i powstrzymać postępującą katastrofę. Wszyscy obecni na tym rejsie czarodzieje mogliby osiągnąć jakiekolwiek rezultaty, jednak tutaj ich nie było. Byli w tym momencie zdani wyłącznie na siebie i na łaskę okrutnej kochanki, którą było morze. Zawinił jednak pazerny człowiek. Zapłacą za to pasażerowie i załoga. Historia stara jak świat.

— Powinniśmy stąd się wydostać. — Obstawał przy swoim, wsłuchując się w głośne jęki pękającej stalowej konstrukcji. Chciał uciec przed wdzierającą się do środka potężną falą wody, pochłaniającą wszystko co napotka na swojej drodze. Pozował w tym momencie na pełni opanowanego i zdecydowanego, wiedząc że samemu może pęknąć jak kadłub tego okrętu. Panika nigdy nie pomagała. Laurent krzyknął. On zaklął, kiedy podłoga zatrzęsła im się pod stopami przy akompaniamencie kolejnego donośnego jęku. Wszystkie znane mu przekleństwa nie oddawały tego, co nastąpiło potem. Przychylający się statek sprawił pogłębił odczuwanego przez niego uczucie zaniepokojenia i jednocześnie sam zsunął się na tę ścianę. Starał się znaleźć bliżej spanikowanego Laurenta, przesuwając się po tej ścianie. Nie zamierzał stracić go z oczu, jak i nie chciał stracić z nim kontaktu.

— Wydostaniemy się stąd. Zaufaj mi. — Zapewnił Laurenta, prosząc go też o zaufanie. Sam mógł w to nie wierzyć, jednak starał się nie dać mu tego odczuć. Podjęte przez Laurenta działanie wydawało się słuszne, ale miało swoje wady. Może i woda nie dostanie się do środka przez osadzone w rufie statku bulaje, jednak statek nie uniesie się ku górze tylko będzie opadać na dno a oni razem z nim. Do szybkiego rozważania było to, żeby jednak poszukać punktu, w którym blacha uległa pęknięciu albo samemu stworzyć przestrzeń do wydostania się. Dostrzegał w tym szansę, że Laurent zdecydował się zabrać i tak kurczowo trzymał to futro.

— Załóż na siebie to śliczne futro. — Polecił mu, w nadziei że Laurent go posłucha i nie będzie się temu sprzeciwiać. Bo czas trochę naglił przez wzgląd na pogarszającą się ich sytuację. Jeśli Laurent go posłuchał to wskazał różdżką na ścianę, nabierając powietrza do płuc i wstrzymując oddech. Zaklęcie, które starał się spleść w tym momencie, miało wytworzyć szczelinę we wskazanym punkcie burty statku. Liczył, że nie zanurzyli się na tyle głęboko, że to rozwiązanie stanie się okazją do ucieczki z tego statku a nie przyśpieszy ich końca.


Rzut Z 1d100 - 62
Sukces!

Rzut Z 1d100 - 8
Akcja nieudana
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#34
08.04.2024, 11:44  ✶  

Przechylanie statku miało naturę powolną tylko na początku. Potem stało się procesem, który gwałtownie zmienił odczucia grawitacji, przypominając, jakim przerażającym zjawiskiem była.

Laurent nie potrafił się już utrzymać na własnych nogach, przysunięty pod ścianę. Miał ochotę machać różdżką na prawo i lewo, tylko nie widział rozwiąząń. Zrobić jednak dziurę w statku i uciekać? Stworzyć im miękkie podłoże? Zabudować ich w bezpiecznym kokonie, żeby nic na nich nie spadło? Albo nie naruszać nic, bo przecież żeby coś stworzyć - coś trzeba poświęcić. Transmutacja nie pozwalała na tworzenie wszystkiego z powietrza. Próba myślenia i zastanawiania się nad tym, co teraz, rozbijała się o tysiące igieł utkanych z muszę działać TERAZ. Przylgnął do tej ściany statku, która stała się nagle jego podłogą i spoglądał na ścianę przed sobą, szukając oczami czegoś, co mogłoby na nich spaść, co mogłoby im zaszkodzić. To, co działo się w jego głowie przez wydłużone minuty, kiedy nawet nie wiedział, w której chwili Philip znalazł się tuż przy nim, trwało jeden, dwa oddechy. Jedno uderzenie albo dwa uderzenia serca. W ostatecznej przytomności zamienił tylko podłoże pod nimi w coś lepiej amortyzującego uderzenia - na całe szczęście, bo w tej następnej chwili statek łupnął o taflę oceanu.

Ludzkie krzyki przedarły się przez łkanie metalowej konstrukcji.

Trzeba im pomóc. Im - czyli kim? Komu pomóc? Gdzie nieść pomoc? Gdyby nie miękkie lądowanie to może właśnie Laurent nawet nie byłby w stanie myśleć i wszystko piszczałoby w jego uszach. Nie docierało do niego nawet w pełni to, co się dzieje. Oparł się rękoma o amortyzujący materac, unosząc się, chłonąc chaos otoczenia. Piszczało mu w uszach, a świadomość podszeptywała tylko jedno: idziesz na dno. I o ile to go nie przerażało, że sam na dnie mógłby skończyć to to, że taka ilość ludzi na to dno mogłaby pójść... już tak.

- N...nie! Nie wpuszczaj wody! - Złapał rękę Philipa, żeby ten czasem nie wpadł na pomysł, przez który woda wtargnęłaby tutaj jak koszmarnie nieproszony gość. Magią jeszcze zdążą przecież zrobić wyrwę w burcie, jeśli będzie taka potrzeba i woda zacznie się wlewać. A zacznie. Na pewno zacznie. - Sprawdź pokoje. - Laurent zebrał się z ziemi ostrożnie, na miękkich nogach. - Rozdzielmy się. - Zaproponował, pokazując jedną stronę korytarza, a sam poszedł w drugą. Przecież tak będzie szybciej. Tak mieli szansę uratować więcej osób, może WSZYSTKICH. Czemu znowu chcesz im pomagać? Po prostu uciekaj. Zostawić za sobą wszystko, ratować po prostu siebie.

To, że potem tymi ludźmi będą musieli zająć się amnezjatorzy było najmniejszym problemem.

Drzwi po drzwiach otwierały się - ludzie wychodzili z nich ostrożnie, wspomagani magią Laurenta, albo samodzielnie. Niektórzy bardzo mocno poobijani, inni nawet niezdolni, żeby samemu iść. Mugole, czarodzieje - nie miało znaczenia, jakiej krwi byli, albo co mogli zobaczyć. Wszyscy i tak byli w szoku, a Laurent bardzo się starał, żeby ten szok nie przeszedł w panikę. Starał się ich uspakajać i prowadzić, przede wszystkim... w górę. Znajomych czarodziei pytał, czy mają jak zawiadomić Ministerstwo, czy ktoś był w stanie skontaktować się Falami, żeby zawiadomić o wypadku. Żeby im pomogli. Znalazła się obsługa statku, która zaczęła pomagać w całym aspekcie ewakuowania do wyższych stref statku. Ile to zmieniało? Bo czy ktoś w ogóle miał szansę znaleźć się tu w odpowiednim czasie? Dym snuł się po niektórych korytarzach, a statek jęczał i trzeszczał coraz bardziej, jakby zaraz miał złamać się w pół. Niektóre widoki nie były przeznaczone dla ludzkich oczu. Widoki ludzi, którym nie dało się już pomóc, a trzeba było odciągać ich bliskich od nich.

W końcu jednak stało się to, co stać się musiało.

Do korytarzu chlusnęła woda.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Lew Salonowy
Seeking to be whole
Driven by passion
Philip to mierzący 173 cm wzrostu wysportowany mężczyzna. Niebieskooki blondyn, którego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach i promienny uśmiech. Jego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach oraz promienny uśmiech. Przywiązuje dużą uwagę do swojego wizerunku, dopasowując swój ubiór do każdej sytuacji. Roztacza wokół siebie aurę niezachwianej pewności siebie.

Philip Nott
#35
08.04.2024, 22:16  ✶  

Philipowi ze wszystkich dostępnych w tym momencie ucieczka wydawała się najlepszym wyjściem. Chciał stąd uciec zanim ten statek spocznie na dnie, a oni razem z nim. Za wszelką cenę starał się nie dopuścić do głosu tych wszystkich najczarniejszych myśli, które tylko czekały na moment aż straci czujność. Jeśli się nie uratują to ich życie prawdopodobnie zostanie podsumowane artykułem na łamach zarówno mugolskiej, jak i czarodziejskiej prasy. Pozostawią na tym świecie rodzinę i przyjaciół oraz zwierzęta, którymi się opiekowali. Ktoś inny na jego miejscu mógłby zacząć doszukiwać się trudnego do pojęcia romantyzmu w świetle tego, że na pokładzie tonącego okrętu jest z kimś, kogo pokochał. Tak samo jak ktoś inny na jego miejscu mógł doszukiwać się zrozumiałego tragizmu, że przebywa na pokładzie idącego na dno statku z kimś, kto prawdopodobnie tego nie odwzajemnia. W obliczu kolejnej tragedii, jaka mogła wstrząsnąć tym światem, każda tego rodzaju myśl wydawała się małostkowa. W takich chwilach łatwo sobie uświadomić, jak bardzo mało znaczyło się w tym świecie i że wszystkie posiadane materialne dobra tracą na wartości. Jak bardzo ludzkie życie było ulotne.

O kruchości ludzkiego życia dobitnie świadczyły przebijające się przez szczęk metalowego kadłuba. Philip zamknął powieki, zaciskając palce na tym materacu. Pośpieszenie tym wszystkim ludziom na pomoc wydawało się słuszne, jednak stojące w sprzeczności z krzyczącym instynktem samozachowawczym. Starając się udzielić pomocy innym samemu można było stracić życie. W tym przypadku spocząć na zawsze w pustce i chłodzie na dnie morza. Potrafił znaleźć w sobie niespotykane pokłady odwagi i gotowości do działania, jednocześnie mierząc siły na zamiary. Tym właśnie była świadomość zbyt małej mocy sprawczej. Poza uratowaniem siebie samego zależało mu na obecnym tu Laurencie, od którego oczekiwał że przywdzieje trzymaną tak kurczowo foczą skórę i popłynie ku powierzchni wody. Mógł zagwarantować mu szansę na wydostanie się stąd. Tego rodzaju postawa nie zdarzała mu się często.

— Nie chcę czekać na to aż ten statek sięgnie dna a my razem z nim. — Powzięty przez niego zamiar wynikał właśnie z gwałtownego rozwoju zdarzeń, tego, że wolał spróbować wydostać ich stąd za wszelką cenę. To też mogło pomóc innym pasażerom tonącego statku przy założeniu, że jacykolwiek członkowie załogi zdążyli zwodować szalupy ratunkowe. Pozostaje mieć nadzieję, że na nich już nie oszczędzano środków finansowych. Jeśli tego nie zrobiono to może jakiekolwiek szalupy nie uległy zniszczeniu podczas katastrofy i mogliby zrobić z nich należyty użytek. Laurent miał serce na właściwym miejscu i jakoś tak wychodziło, że nawet w takiej sytuacji potrafił zjednać sobie go do tego stopnia, że... ostatecznie sam stanął na nogach i zamierzał sprawdzić te pokoje. — Wolałbym się nie rozdzielać. — Wymruczał w odpowiedzi na tę propozycję. Wydawała się słuszna z tych właśnie względów, jednak w takich właśnie momentach rozdzielanie się nie było właściwe. W razie bezpośredniego zagrożenia będą zdani tylko na siebie.

Czemu nie wybierzesz tego, co jest dobre dla was? Czemu go nie powstrzymasz przed narażaniem swojego życia dla innych? Czemu nie wydostaniesz go stąd, nawet pomimo jego sprzeciwu? I siebie? Co chcesz tym pokazać? Co osiągnąć? Gdzie istniała granica gotowości do poświęceń? Jak chcesz być postrzegany przez Laurenta? To był możliwie najgorszy moment na zmaganie się z tego rodzaju myślami.

Sam pomagał wydostać się tym wszystkim ludziom z tych pomieszczeń, postępując tym samym właściwie. Jak jeszcze nigdy przydała mu się wypracowana przez lata umiejętność dowodzenia, występowania oraz posiadania przez niego charyzma. Podążający za nimi ludzie zdawali się im zaufać. Nie mieli wyboru, jeśli chcieli zwiększyć swoje szanse na przeżycie. Wystrzelenie z różdżek snopu czerwonych iskier mogłoby stanowić odpowiednik niemagicznych flar. Uratowanie wszystkich nie było możliwe. Ta tragedia zostanie z tymi ludźmi na zawsze. Z nimi również.

Korytarz, do którego wlewała się woda, wypełniał się nią zdecydowanie za szybko. Na to nie dawało się należycie przygotować. Przed otaczającym ich zewsząd żywiołem nie dawało się uciec. Jemu bardzo trudno będzie wyrzucić z głowy widok pozbawionych życia ludzkich ciał i ich bliskich. To jednak nie oni będą próbować je potem wydobyć na powierzchnię celem zapewnienia im godnego pochówki. Następne minuty albo godziny będą decydujące.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#36
10.04.2024, 00:44  ✶  

Też nie chciał czekać, aż ten statek sięgnie dna. Też nie chciał z nim iść na dno. Chciał żyć, nawet jeśli to życie stawało się takie kurewsko trudno i takie złamane, połamane, zepsute. Chciał żyć. Chciał walczyć o to życie, dożyć swojego szczęśliwego zakończenia, nie myśleć o dziwnej randce z Nicholasem, nie bać się o zdrowie Florence czy Brenny, nie myśleć o tym, kto ma coś wspólnego ze śmierciożercami i jak blisko ta śmierć i jego posłańcy mogła kręcić się wokół niego. Chciał żyć. Dopłynąć łodzią do celu, spędzić wspaniały czas z Philipem, przekonać się, że potrafią spędzać ze sobą czas bez kłótni, a on nie wyjdzie z poczuciem bycia tylko przedmiotem stworzonym do tego, żeby go przelecieć. Żyć, oddychać, czerpać wszystko z bijącego serca. Gdyby tak mógł żyć - i gdyby mógł robić wszystko, czego by pragnął - to chyba w pierwszej kolejności chciałby nie czuć cierpienia. Nie czuć bólu ciała, ale przede wszystkim bólu malowanego w duszy, w jej głębinach. Tak samo jak fizycznie nie chciał, żeby ktokolwiek przy nim się w głębinach znalazł.

Obecność Philipa napełniała go większym poczuciem, że robi dobrze. Dodawała mu odwagi, siły, którą on potem przelewał na ludzi. Zaufajcie mi. - mówił to z takim przekonaniem, taką pewnością siebie, że mogłoby być inaczej? Mogliby mu NIE zaufać? Mogliby. Oczywiście, że mogliby. Przecież był tylko chudym blondynem, który w jednej ręce trzymał futro, w drugiej patyk - dla mugoli to był zwykły patyk, który czasami zmieniał rzeczywistość wokół nich, a czasami płonęło nad nim światełko. Obecność Philipa nie tylko dodawała mu siły i odwagi, ale przede wszystkim pozwalała mu bardziej działać. Chronił go. Trzymał się blisko niego i był cholernie wdzięczny, że nie poszedł w innym kierunku, bo prawda była taka, że Laurent był przerażony. Czemu kolejny raz muszę walczyć o życie. Adrenalina i wola przetrwania nie pozwalała mu jednak się załamać mimo tego, że morska woda mieszała się z łzami co jakiś czas na jego twarzy. Nie miał czasu się też nad tym zastanawiać. Myślał tylko o tym, gdzie można w tym statku zrobić kolejne przejście, albo jaki korytarz zablokować, żeby nie dostawała się tutaj woda. Statek tonął. Nieubłaganie tonął, a oni tonęli wraz z nim. Konieczność dostania się na samą górę, żeby woda ich wszystkich nie zniszczyła, nie zmiotła ciśnieniem, było absolutnym priorytetem. Mogliby się jeszcze zamknąć... ale czy wtedy udałoby się czarodziejom ich wyciągnąć? Czy dotarliby zanim zabrakłoby im tlenu, albo magia zaczęła szwankować?

Było mu słabo i niedobrze już w pewnym momencie. Trząsł się i starał nie widzieć ciał unoszonych przez wodę - a żaden z tych widoków nie był widokiem ładnym. Byli na szczycie, w zasadzie wystarczyłoby już wyjść i... i wyczarować z kawałków tego tonącego statku łodzie. Tak, na tym powinien był się skupić, bo przecież jeszcze trzeba utrzymać ludzi, kiedy to wszystko będzie wędrowało na dno, topiąc smugi dymu, którym przesiąknięte były teraz jego włosy. Tym smrodem, w którym można było się krztusić i kaszleć. Czy zapłonął silnik, czy może przez przewrócenie się statku cokolwiek innego - kolejna rzecz, nad którą nie dumał. Bo jak miałby? Woda szumiała, szumiała krew w jego żyłach, a umysł wyprodukował tylko jedną myśl: muzyka. Muzyka nawet podczas tonięcia. Gdzie był więc William?

- Nie widzę Williama. - Trząsł się cały, rozglądając po ludziach. Niektórzy płakali, niektórzy przeklinali, inni szli jak owce na tę rzeź. Pasterzami byli im tutaj ludzie, którzy byli w stanie działać w takich sytuacjach. Przeszkoleni marynarze, którzy przeżywali swój koszmar, ale w dużej części zaczęli pomagać ludziom wychodzić, szczególnie kobietom z dziećmi. To działało. Czarodzieje tworzyli bezpieczne tratwy, na których można było osiąść w oczekiwaniu na pomoc - pomoc, bo ktoś ją wezwał, prawda? - William? - Krzyknął, rozglądając się wokół. Odpowiedź się nie pojawiła, ponieważ pod tym spokojnym, gwieździstym niebem nie pojawiła się jego sylwetka. Statek znów zajęczał i gwałtowniej opadł w dół, ludzie krzyknęli, niektórzy pozsuwali się w dół. Laurent przykucnął, żeby złapać równowagę. A kiedy ją odzyskał to skierował się z powrotem w głąb statku.


Czy ludzie nie będą panikowali i pozwolą sobie pomóc
Rzut Z 1d100 - 32
Akcja nieudana

Rzut Z 1d100 - 51
Sukces!


○ • ○
his voice could calm the oceans.
Lew Salonowy
Seeking to be whole
Driven by passion
Philip to mierzący 173 cm wzrostu wysportowany mężczyzna. Niebieskooki blondyn, którego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach i promienny uśmiech. Jego znakiem szczególnym są dołeczki w policzkach oraz promienny uśmiech. Przywiązuje dużą uwagę do swojego wizerunku, dopasowując swój ubiór do każdej sytuacji. Roztacza wokół siebie aurę niezachwianej pewności siebie.

Philip Nott
#37
11.04.2024, 21:58  ✶  

Decydując się na ten rejs kierował się głównie perspektywą spędzenia wspaniałego czasu z Laurentem. Sam nie chciał aby pomiędzy nimi były kłótnie i zarazem nie chciał tych wszystkich niedopowiedzeń, z którymi wiązała się odczuwana przez niego niepewność. Być może powinien to maskować. Głębsze relacje, których teraz poszukiwał, okazywały się znacznie bardziej złożone od tych, w które angażował się przez te wszystkie lata. Pewne rzeczy musiały się wyklarować, tak jak wszystkie wątpliwości musiały zostać rozwiane. Do wszystkiego potrzeba czasu. Jednak czas biegł nieubłaganie i teraz działał na ich niekorzyść. Po powrocie było kilka rzeczy, które chciał zrobić po powrocie z tego rejsu. Wszystko teraz stało pod wielkim znakiem zapytanie. Pozostawał zdany na łaskę morza, dopóki nie stanie nogą na twardym lądzie. Morze nie oszczędzało nikogo.

Przybywający na tym tonącym statku pasażerowie zawsze mieli wybór, jednak nie odtrącało się pomocnej dłoni. Zwłaszcza, jeśli ta pomocna dłoń dzierżyła z pozoru zwyczajny patyk. Jemu można wiele zarzucić, zwłaszcza w świetle tych wydarzeń, które poprzedzały ten rejs. Starał się naprawić to, co spierdolił w tym czasie i zbudować coś nowego, nawet jak teraz mogło to pochłonąć morze. Pozostawał dla niego bardzo ważny i też chciał go ochronić. W obecnej sytuacji przerażenie było uzasadnione. Starał się panować nad swoim strachem, trzymanym na bardzo luźnej i wiotkiej smyczy. To dopiero druga taka sytuacja, kiedy musiał walczyć o swoje życie. Pierwszy raz miał miejsce, kiedy pomagał Laurentowi ratować magiczne stworzenia i stanęli w szranki z terrorystami. Jeśli wydostaną się stąd względnie cali i w pełni żywi to z początkiem następnej wiosny zakupi jacht oraz zacznie uczyć się żeglować - wówczas latem będą mogli wspólnie spędzać czas pod żaglami. O ile do tego czasu przetrwa ich relacja. Jeśli nie to być może zyska nową pasję. Na bezpieczeństwie nie zamierzał oszczędzać.

Dostrzegając w świetle różdżki to, że Laurent się trzęsie i stara się nie spoglądać w stronę unoszących się w wodzie pozbawionych życia ciał, spróbował dodać mu otuchy przez objęcie go. Doskonale wiedział, że pozostali przy życiu pasażerowie będą skupieni na obawianiu się o swoje życie i o swoich bliskich, że nie będą doszukiwać się drugiego dna w tym geście. W końcu niektórzy płakali, inni miotali przekleństwa albo podporządkowywali się doświadczonej w przeprowadzaniu akcji ratunkowych załodze. Czarodziejami też nie musiał się martwić, gdyż byli zajęci tworzeniem tratw.

— Ty zostajesz. Poszukam go. — Zakomunikował Laurentowi poważnym tonem po pośpiesznym rozważeniu wszystkich "za" i "przeciw" i potem jak sam odzyskał równowagę po tym jak statek gwałtowniej osunął się w morską toń. Zdawał sobie sprawę z tego, że Williama mogło nie być we wnętrzu tonącego statku ani w morzu wśród martwych. Drugim aspektem, przez który podjął decyzję o zejściu w głąb statku zamiast Laurenta była istotna różnica w ich sprawności fizycznej. Pomimo odniesionej kontuzji pod tym względem znacząco przewyższał Laurenta i to miało znaczenie w sytuacji bezpośredniego zagrożenia. A w takiej się w tym momencie znajdowali. Jego decyzja była również podyktowana prywatnymi powodami, które dla samego Laurenta nie powinny być niczym nowym. Pozostały ściśle związane z odbytą przed tym rejsem rozmową. Nie pozwoli mu zejść w głąb tego statku.

Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#38
13.04.2024, 13:39  ✶  

- Nie. - Załapał go za ramię, żeby go zatrzymać przed wchodzeniem w tę toń. Czeluść piekła, jakim stał się statek, który miał być dla nich wypoczynkowym rejsem. To było ciche słowo, ale nie było w nim zawahania. Stał ciągle w miejscu. Pojedyncze osoby jeszcze z przestrachem wyminęły ich i uciekły na górę, ślizgając się na powierzchni. Ludzie spadali w dół, były krzyki, hasła, żeby rzucić im liny, albo żeby opuścić te szalupy, wątpliwości i pytania, że co się dzieje, skąd się pojawiają te łodzie, co to za czary, krzyki, żeby się uspokoili... Chaos. Chaos, w którym się trząsł i nie miał pojęcia, na ile z zimna, a na ile z przedawkowania emocji. Dość. Wpychanie Philipa w dół, do niewiadomego zagrożenia, żeby poszukać kogoś, kto być może i tak już nie żyje? Musisz myśleć racjonalnie. Nie możesz poddawać się emocjom. Znów ktoś krzyczał: uspokój się, przestań! NIE UMIEM PŁYWAĆ! Migotały światła, bo ktoś zabrał ze sobą lampę, a ktoś miał rozpaloną różdżkę. Migotanie i kręcenie się świata nie było nawet utrudnieniem dla podjęcia tej prostej decyzji żeby... się nie ruszać. Świat się trząsł, a życia pewnie niejednego gasły w dole. Kto miał moc, żeby decydować o tym, kto przeżyje, a kto zginie? Kto miał na tyle siły, żeby być Bogiem dla wybranych? Ciemniało mu przed oczami, kiedy ten świadomy wybór boskim mrowieniem wpełzał paraliżująco pod jego skórę. Ciemniały mu oczy, jak ciemniało morze w czasie sztormów, które traciło lazur na rzecz głębokiego granatu. Oto jest. To właśnie to, ta chwila, w której człowiek staje się po prostu przeklęty przez własne zwątpienie. Bo przecież mógł nie puszczać Philipa, nie liczyć na to, że on się poświęci dla jego znajomego, ale jednocześnie mógł sam zejść. Czemu mam ZNOWU to robić? Znowu ryzykować życiem, znowu ryzykować bólem? Wątpliwości nie były dobre, kiedy czas uciekał między palcami. Złapcie go! Krzyczeli dalej ludzie, a szmery i jęki statku były teraz bardzo ciche w jego głowie. Kolejna osoba, jakaś kobieta, z płaczem wydostała się ze środka, opadając na kolana jak robak odpełzła dalej.

Puścił ramię Philipa i zrobił dwa kroki w tył. Dwa długie kroki od wejścia do paszczy, która przerażała i pożerała. Już pochłonęła życia. Obrócił się plecami do tego miejsca. Spojrzał na ten chaos - ludzie wołający o pomoc, klnący, płaczący, panikujący. Trząsł się jak osika. To wszystko było obce i tak znajome jednocześnie. Gdyby wyciągnął dłoń to miałby tych ludzi na koniuszkach swoich palców, jak na łasce i niełasce.

- Philipie. - Zwrócił się do niego bezbarwnym tonem. - Skieruj ludzi do łodzi. - Wskazał krańcem różdżki miejsce, gdzie czarodzieje organizowali już prowizoryczne łodzie, żeby chociaż mogły unosić się na wodzie, aby byli w stanie doczekać pomocy. Nasunął foczą skórę na ramiona, schował różdżkę i jednym susem zsunął się do wody. Jeśli William przetrwał to miał szansę tylko poza statkiem. Jeśli został gdzieś na dole...


Statek tonął z wolna, a jego mniejsze fragmenty unosiły się na wodzie tworząc łódki ze swoimi pasażerami. Tylko oni i serce oceanu. William tam był - między tonącymi ludźmi, po których przypłynęła mistyczna selkie, żeby zabrać ich do ramion Philipa albo innego czarodzieja lub mugola, który pomógł im dostać się na bezpieczną przestrzeń. I to było nieszczęście, kara, albo przeznaczenie, że ten, kto chce najwięcej dać, zawsze też najwięcej traci. Laurent nie bardzo wiedział, co i kiedy go uderzyło w tej wodzie, ale wiedział, że to ramiona Philipa go wyciągnął. Wiedział, kiedy rozchylił ślepia, że to Philip leżał z nim w tej łódce, a ich krew mieszała się ze sobą i morzem. W przypływie przytomności odmienił się przyglądając migoczącym, rozbitym gwiazdom nad ich głowami.


Ratunek przyszedł dużo później.


Koniec sesji


○ • ○
his voice could calm the oceans.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Philip Nott (11039), Laurent Prewett (11140)


Strony (4): « Wstecz 1 2 3 4


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa