• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[18.07.1972] Tesoruccio | Sophie & Lorien

[18.07.1972] Tesoruccio | Sophie & Lorien
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#1
03.04.2024, 23:51  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 03.04.2024, 23:53 przez Lorien Mulciber.)  
noc z 18 na 19.07.1972r. | Kamienica Mulciberóww

Lorien miała siedemnaście lat, gdy matka zabrała ją po raz pierwszy i ostatni do swojego rodzinnego miasteczka na wakacje. Jedną z niewielu rzeczy, które pamiętała do dziś był typowo włoski ryneczek pełen stoisk z kawą, kwiatami i magicznymi drobiazgami. Jedną z nich była drewniana tabliczka z wykaligrafowanym napisem “casa dolce casa” i mieniącymi się złotymi gwiazdami.
Home sweet home.
Nie wiedziała dlaczego ta ozdóbka tak bardzo utkwiła jej w pamięci. Ale teraz, w środku nocy w sercu Londynu, Lorien chwytała się tego pięknego i ciepłego wspomnienia.
Powrót ze Szkocji był… trudny. Dla niej, dla Roberta, dla nich wszystkich. Niektórych ran nie dało się zaleczyć tak szybko, jak by tego chcieli. Jeszcze inne, te głębsze, trzymały ją przytomną przez niemal całe noce... Leżenie w pustym łóżku czekając aż sen wreszcie się nad nią zlituje nie miało większego sensu. Dlatego opatulona w cieniutki szlafrok przeniosła się do kuchni.

Przeglądała pozostawiony na stole numer Proroka Codziennego, leniwie przerzucając kolejne strony. Na żadnym z artykułów nie zatrzymywała się szczególnie długo. W dzbanku parzyła się już herbata. Pomarańczowa. Przywoływała kolejne wspomnienia - nadmorskich krajobrazów, kolorowych kamienic we Włoszech. Smak doskonałego espresso…
TRZASK.
Dźwięk tłuczonego szkła dotarł przez otwarte przejście do kuchni z któregoś z pozostałych pokoi. Drgnęła przestraszona, wyrwana ze swoich rozmyślań. Nasłuchiwała jeszcze przez parę sekund, czekając na dźwięk czyjejkolwiek reakcji, po czym westchnęła głęboko i wstała od stołu.
Najwyraźniej nikt inny się nie zainteresował sprawą.
Stukając niewielkimi obcasami u domowych pantofli wyszła na korytarz, snując się przez moment w półmroku.

Przystanęła pod uchylonymi drzwiami pokoju pasierbicy.
Przez szparę dostrzegła zapalone światło i typowe dźwięki - szuranie czymś po podłodze, kroki, przekładanie rzeczy z miejsca na miejsce. Lorien zastukała najciszej jak potrafiła, nie chcąc ściągać dodatkowym hałasem pozostałych domowników.
- Sophie?- Zapytała dość surowo.
Zbyt sucho.- upomniała się w myślach. Przecież chciała się tylko upewnić, że dziewczynie nic się nie stało, prawda? Powinna być dla pasierbicy łagodniejsza. Milsza. Widziała ją może z dwa razy, po co od razu wstępować na wojenną ścieżkę albo udawać macochę z piekła rodem.
Kobieta pchnęła delikatnie drzwi, aby móc zajrzeć do środka i stanęła na progu.
- Dziecko, dlaczego jeszcze nie śpisz?- Tym razem jej głos nabrał nieco cieplejszej barwy. Rozejrzała się po pomieszczeniu, próbując zlokalizować dziewczynę i co ważniejsze - źródło trzasku. Cokolwiek co narobiło tyle hałasu z pewnością nie było małą buteleczką eliksiru.
Słońce swojego ojca
*Biedna Sophie*
Sophie ma brązowo-zielone oczy, rude włosy i mnóstwo piegów! Jest dość wysoka, ponieważ mierzy sobie 170 cm. Ubiera się w sukienki, które zakrywają to, co każda szanująca się panna czystej krwi powinna zakrywać. Pachnie cytrusami.

Sophie Mulciber
#2
04.04.2024, 22:11  ✶  
Kiedy Sophie skończyła przelewać cytynówkę do butelek, wyczyściła baniaki i odpowiednio je zabezpieczyła. Nie chciała, żeby pobiły się w trakcie transportu do miejsca w którym będzie kontynuować swoje dzieło. Była smutna i rozgoryczona. Nadal była zdania, że decyzja dorosłych była niesprawiedliwa. Przecież uważała i nigdy nie doprowadziłaby do żadnego wypadku! Była rozsądną osobą. Może i nieco roztrzepaną i starającą się robić kilka rzeczy na raz, jednak bycie ambitnym było zaletą, a nie wadą! Dlaczego więc ojciec i wuj krytykowali jej pomysły? Kiedy tylko o tym myślała, a przez ostatnie dni myślała o tym często, czuła jak policzki ją palą ze złości i rozżalenia.
- A tego zdradzieckiego skrzata jak dorwę, too... - Warknęła sama do siebie pod nosem, jednak nie dokończyła zdania, bo tak właściwie to nie widziała co zrobi jak go "dorwie". Zapewne nic, skrzat tylko wykonywał swoje obowiązki.
Prychnęła cicho i zabrała się za pakowanie pustych butelek do kartonu. Przez złość którą w tym momencie czuła, jej ruchy były nieco bardziej zamaszyste niż zazwyczaj. Jedna z butelek wyślizgnęła się jej z dłoni i rozbiła, robiąc przy tym sporo hałasu. Sophie zmierzyła odłamki spojrzeniem, którego nie powstydziłby się Robert, po czym zaczęła szukać swojej różdżki. Nie pamiętała, gdzie położyła ten głupi kawałek drewna, więc irytacja w niej narastała. Dlaczego nic jej nie wychodziło? Na domiar złego, usłyszała kobiecy głos dochodzący z korytarza.
-Tak? Och... dobry wieczór. No cóż... - Wskazała dłonią na puste butelki.- Sprzątałam. Jakoś tak, mam dużo energii... - Spróbowała się uśmiechnąć. Zaśmiała się, że niby jest we wspaniałym nastroju, jednak śmiech ten bardziej przypominał śmiech rozpaczy niż radości. Dodatkowo, dziewczyna była czerwona, miała wilgotne czoło i włosy w nieładzie. Nie powiedziała nic więcej, nie bardzo wiedziała jak rozmawiać z macochą, ani jak się do niej zwracać.
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#3
06.04.2024, 11:09  ✶  
- Oby ci za karę przyszło kiedyś cudze dzieci wychowywać.- Lubiła powtarzać matka, gdy Lorien raz po raz odrzucała potencjalnych kandydatów na męża, spraszanych na “popołudniową kawę i ciasto”. Potem zaczynała tyradę o tykającym zegarze biologicznym i fakcie, że komu jak komu ale córce za wiele czasu nie zostało.
Kolejna z rzeczy za którymi po latach może nawet trochę się tęskniło. Nieszczególnie mocno, ale wciąż. Ciekawe czym zajmował się aktualnie ten biedak Rosier, którego Adeline Crouch spacyfikowała gradem pytań o to jak szybko jest w stanie dać jej wnuki.
Hm.

Lorien wróciła myślami na ziemię, tak szybko jak z niej uciekła.
Skrzyżowała ręce na wysokości piersi, postukując paznokciami o przedramię. Ramieniem wsparła się o futrynę drzwi. Nie wyglądała jakby miała zamiar pasierbicy pomóc w ogarnięciu szkła, ale zamiast tego wyjrzała na korytarz, upewniając się, że hałas jak na razie nie ściągnął żadnych dodatkowych gapiów.
- Wiesz, gdy ja wróciłam po ostatnich egzaminach do domu, pierwszej czy drugiej nocy uznałam, że gruntownie posprzątam pokój. Zupełnie “przypadkiem”... - uniosła palce obu dłoni do góry w charakterystycznym geście cudzysłowu.- …pozbyłam się portretu mojej prababki. Wywaliłam ją do piwnicy. Nie przewidziałam, że się od razu zorientuje i narobi hałasu na pół dzielnicy…- Zamilkła nagl, uznając, że odpuści sobie dalszą część historii o kilkumiesięcznym szlabanie i złości matki. Nie chciała młodej niepotrzebnie straszyć. I tak wyglądała… Na co najmniej rozemocjonowaną.- Summa summarum, nocne porządki nigdy nie przynoszą nic dobrego.

Cokolwiek się tu działo musiało Sophie mocno wstrząsnąć. Wyglądała jakby była na skraju kompletnej rozsypki, a tego Lorien mogłaby nie znieść. Nastolatkowie i ich wybujałe problemy były trochę ponad jej siły.
Czy chciała wiedzieć dlaczego dziewczyna pakowała butelki i inne szklane baniaki do pudeł pod osłoną nocy? Nie. Nie jej dziecko, nie jej problem. Pech chciał, że kiedy bogowie rozdawali empatię i umiejętności pocieszania, Lorien stała w kolejce po bardziej przydatne umiejętności.
- Jutro też jest dzień, Sophie.- Powiedziała siląc się na najbardziej łagodny ton głosu. Taki, który pewnie ruda potrzebowała usłyszeć żyjąc wśród Mulciberów.- Chodź. - Wyciągnęłą przed siebie jedną rękę, machając dłonią zachęcająco.- Zaparzyłam trochę za dużo herbaty.
Słońce swojego ojca
*Biedna Sophie*
Sophie ma brązowo-zielone oczy, rude włosy i mnóstwo piegów! Jest dość wysoka, ponieważ mierzy sobie 170 cm. Ubiera się w sukienki, które zakrywają to, co każda szanująca się panna czystej krwi powinna zakrywać. Pachnie cytrusami.

Sophie Mulciber
#4
14.04.2024, 15:37  ✶  
Sophie miała rude włosy i ognisty temperament. Zdarzało jej się mówić co tylko ślina przyniesie na język, a jej nastrój w ciągu kilku sekund potrafił zmienić się z wesołego na smutny, lub odwrotnie. Była jednak wdzięcznym i usłuchanym dzieckiem. Myślała o sobie jak o dorosłej kobiecie, jednak nastoletnie hormony nadal buzowały w niej w najlepsze. Jeśli ktoś był dla niej miły, odpłacała się tym samym. W duchu cieszyła się więc, że ojciec znalazł kobietę w której się zakochał, i jeśli tylko macocha będzie skłonna otworzyć przed nią swoje serce, to Sophie zrobi to samo. Jedyne czego trochę żałowała to faktu, że Lorien raczej nie urodzi jej młodszego brata lub siostry. Bardzo chciała mieć rodzeństwo!
- I... jak skończyła się ta historia? Wszyscy się obudzili? - Zapytała, najwyraźniej uważnie słuchając kobiety pomimo swojego rozemocjonowania.
-Mmhmm, może herbata faktycznie byłaby dobrym pomysłem? - Ponownie spojrzała na odłamki i westchnęła całą sobą. Spięte wcześniej ramiona nieco się rozluźniły, a przyjemny ton w jakim zwracała się do niej macocha najwyraźniej pomógł jej się nieco uspokoić. Nadal była czerwona i miała mokre czoło, jednak wyraźnie się uspokajała. Odpuściła szukanie różdżki i ruszyła za kobietą która zaproponowała jej swojej towarzystwo. Sophie była na tyle wychowana, że wiedziała iż nie wypadało odmówić. I tak właściwie to naprawdę chciała napić się z nią tej herbaty. Była ciekawa, jaką osobą była miłość życia jej ojca.
-Mam nadzieję, że nie byłam bardzo głośno i że nie zakłóciłam snu. - Nie widziała, czy powinna zwracać się do Lorien po imieniu, czy mówić jej "ciociu", "matko", "proszę pani", czy jeszcze inaczej.
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#5
15.04.2024, 19:06  ✶  
Nie poruszyła się, póki Sophie nie minęła jej w drzwiach. Ostrożnie przymknęła za nią drzwi - na wszelki wypadek, gdyby jednak któryś z pozostałych domowników zaczął się szwendać po korytarzu, nie natrafił od razu na Armagedon w pokoju rudowłosej.
Z zaspokojeniem jej ciekawości co do zakończenia, Lorien odczekała aż znalazły się w kuchni.
- Cóż, nie spodziewałam się, że prababka od razu przeskoczy do jednego z portretów w sypialni rodziców. Była przekonana, że to mój ojciec zaniósł ją do piwnicy. Nigdy go nie lubiła. Pokrzyczała, pokrzyczała, a potem przez kilka miesięcy jeszcze marudziła wszystkim naszym gościom, że młodzi nie mają za grosz szacunku do swoich przodków.- Zaśmiała się cicho, ale szczerze, na wspomnienie może nieco prostszych czasów. Ostatnio miała wrażenie, że jej pamięć przypomina bardziej stary durszlak, który przydałoby się wymienić.

Poświęciła ten moment potrzebny na wyciągnięcie dodatkowej filiżanki z szafki na przemyślenie odpowiedzi. Czy była głośno? Do momentu wypadku - nie. Czy zakłóciła sen pogrążonego w ciszy domu - kto wie?
- Mojego? Nie.- Nie wnikała w dalsze szczegóły. Demony, które tkwiły w głowie Lorien i nie pozwalały jej zasnąć, wcale nie odpuściły po powrocie do Londynu. Ale to nie było zmartwieniem dziewczynki, której najwyraźniej największym problemem było czy w swoim szale porządków nie obudziła innych. Młodość i jej problemy bywała momentami wręcz… rozczulająca.- Co do innych… Może.- Wzruszyła nieznacznie ramionami, zupełnie jakby wcale nie zamierzała się tym przejmować, po czym odwróciła się z powrotem w stronę stołu.- Ale dla nich nie mamy już herbaty. Niech sobie zaparzą własną.
Obeszła stół, stawiając przed Sophie porcelanowe naczynko. Co prawda musiała się pochylić nad blatem, żeby przesunąć do niej dzbanek, wolną dłonią wspierając się o ramię Sophie, żeby to zrobić, ale dała radę! Zachęcającym gestem dała rudej znać, żeby się częstowała.
- Czy… Hm. Jakby to… Pomyślmy.- Zamilkła na sekundę lub dwie, zastanawiając się jak podejść do całej sprawy dość dyplomatycznie, żeby pasierbicy nie wystraszyć.- Czy ja chcę wiedzieć dlaczego masz w pokoju taką ilość butli i butelek i dlaczego tak naprawdę chowasz to wszystko pod osłoną nocy, Sophie?
Pytanie mogło równie dobrze brzmieć “Czy próbowałaś pozbyć się wybitnie obciążających dowodów, za które mogliby cię posadzić na długie lata?”, choć zadane tym lekkim, niemal rozbawionym tonem w nocy przy kuchennym stole, wybrzmiało z pewnością lepiej niż gdyby padło na rozprawie w Wizengamocie.
Lorien usiadła na swoim miejscu, wsparła podbródek o grzbiet dłoni i… czekała na odpowiedź. Albo i całą opowieść.
Słońce swojego ojca
*Biedna Sophie*
Sophie ma brązowo-zielone oczy, rude włosy i mnóstwo piegów! Jest dość wysoka, ponieważ mierzy sobie 170 cm. Ubiera się w sukienki, które zakrywają to, co każda szanująca się panna czystej krwi powinna zakrywać. Pachnie cytrusami.

Sophie Mulciber
#6
20.04.2024, 13:35  ✶  
Sophie uśmiechnęła się lekko na całą historię z obrazem. Widziała, że przodkowie potrafili być problematyczni, i zastanawiała się jaka ona będzie w przyszłości. Czy wnuki będą próbowały się jej pozbyć, bo będzie nieprzyjemna i zrzędliwa? Czy może przez wiele pokoleń będzie wisiała w głównym holu i patrzyła, jak jej potomkowie rozwijają alkoholowy biznes który sama rozpoczęła?
-Ciekawe co nasi potomkowie z nami zrobią, jak już zostaną z nas tylko obrazy. - Powiedziała na głos to, co chodziło jej po głowie i usiadła przy stole. Obserwowała swoją macochę, jednak starała się nie robić tego bardzo nachalnie. Nadal kotłowało się w niej sporo emocji na raz, ale powoli przybierała normalnych kolorów na twarzy. Zimne kropelki potu które już od kilku minut gościły na jej czole, zwyczajnie wytarła rękawem sukienki. Jak już usiadła, to bardzo nie chciało jej się wstawać i szukać chusteczki. Miała nadzieję, że Lorien tego nie widziała.
-Oby nikt tutaj nie przyszedł…- Rzuciła zanim pomyślała. Sięgnęła po filiżankę i bardzo się starała, żeby jej ruchy nie były ślamazarne i nieładne, mimo że tak naprawdę była zmęczona i zniechęcona do wszystkiego.
-Dziekuje. Musiałam… posprzątać i schować swoją produkcję bimbru. - Zaczęła swoją opowieść, najwyraźniej nie mając problemu żeby podzielić się nią z macochą. I tak prędzej czy później dowiedziałaby się, co się stało. Zapewne cała rodzina będzie niedługo wiedziała, a biedna Sophie spali się ze wstydu!
-Chciałam zacząć produkować bimber cytrynowy, a że nie mam pieniędzy na lokal, to zaczęłam to robić w pokoju. Powiedziałam skrzatom, że mają już u mnie nie sprzątać, więc pobiegły na skargę do wuja Richarda. - Zacisnęła lekko usta i upiła łyk herbaty. Lorien mogła wyczytać z mimiki jej twarzy, że ciepły napój bardzo jej zamaskował.- Wuj mnie przyłapał, powiedział tacie i zabronili mi produkować cytrynówki w domu. Okazało się też... - Nieco zmieszana, zaszurała butem po podłodze i zgarbiła się lekko.-... trochę źle do tego podeszłam i teraz tata będzie musiał iść ze mną do Ministerstwa i odkręcić kilka rzeczy. Podpisałam umowę na sprzedaż alkoholu, zanim zarejestrowałam firmę. Jakoś... sama nie wiem, jak to wyszło. - Westchnęła i upiła kolejny łyk. Mimo że popełniła po drodze sporo błędów, to i tak miała żal do ojca oraz wuja, że zabronili jej produkcji specyfiku w domu.
-Najpierw mam nazbierać na lokal, a dopiero później mogę wznowić produkcję. Mulciber Moonshine. Tak się nazywa mój alkohol. - Mruknęła. Chciała trzymać fason, jednak zupełnie jej się to nie udało. Wyglądała jak siedem nieszczęść, ale przynajmniej nie była już czerwona ani wściekła.
-A, hmm... dlaczego... co powoduje... jest późno i obie nie śpimy. Ja zazwyczaj śpię. - Była ciekawa, dlaczego Lorien nie może spać, jednak nadal nie wiedziała jak się do niej zwrócić. Nie chciała popełnić gafy. Już i tak wystarczyło, że ojciec na pewno uważa ją za przegrańca. Po chwili jednak zdała sobie sprawę, że to co powiedziała wyglądało jakby nagle dostała jakiegoś wylewu i nie potrafiła się wysłowić. Biedna Sophie...
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#7
02.05.2024, 12:01  ✶  
Lorien spuściła na parę sekund wzrok.
Wpatrywała się w wirujący w filiżance kawałek pomarańczy, jakby próbowała z niego wyczytać przyszłość. Wolała unikać tematu dzieci i wnuków, a jednak… to byłoby niesprawiedliwe obciążać Merlin winną dziewczynę swoimi problemami. Odstawiła napar na stół, czując że nic nie przejdzie jej teraz przez gardło.
- Cała przyszłość przed tobą, Sophie. Kiedyś zostaniesz ukochaną żoną i matką i z pewnością twoi synowie zadbają byś wisiała w samym sercu domu. A może osiągniesz coś wielkiego i twoje obrazy będą wisieć w Ministerstwie Magii?- Uśmiechnęła się łagodnie, dusząc wszystkie ponure myśli głęboko w sercu.
Przechyliła się przez stół, układając swoją dłoń na dłoni pasierbicy. Aż tak się bała przyłapania na nocnych eskapadach?
- Hej, piccolina... – Rzuciła tak podnoszącym na duchu tonem na jaki tylko się mogła zdobyć.- Nawet jeśli ktoś przyjdzie – jesteś ze mną. Z tego co wiem za babskie ploteczki jeszcze nie zamykają w Azkabanie. A skoro już zjechało się tu pół Europy, nie może być zawsze cicho, prawda?
Odchyliła się lekko na krześle, pozwalając Sophie opowiedzieć swoją historię. Choć… Zaczęła żałować że zadała pytanie już po pierwszych jej słowach.
Produkcja bimbru…
Nie potrafiła utrzymać pokerowej miny. Może to kwestia zmęczenia, może ogólnego osłabienia, a może faktu, że akurat zabawa w domowego bimbrownika nawet nie znalazła się na Lorkowej liście podejrzeń źródła hałasu. Dlatego patrzyła na rudowłosą z czystym niedowierzaniem.
Ale pozwoliła jej dokończyć, starając się być przy tym jak najbardziej otwartą na ten dziwaczny pomysł. Czy już naprawdę dziewczęta w dzisiejszych czasach aż tak się nudziły w szkole? Naprawdę nie można było się zająć czymś pożytecznym?
- Czasy naprawdę się zmieniają…- Skomentowała tylko z cichym westchnięciem, ni to jakoś specjalnie zachwycona ni krytyczna. Chciała jeszcze dodać, że kiedyś to byłoby coś nie do pomyślenia, żeby panna z dobrego domu trudniła się czymś tak… prostackim jak produkcja alkoholu, ale przyjrzała się Sophie uważniej. I po prostu, tak zwyczajnie po ludzku, zrobiło jej się pasierbicy żal. Wyglądała jak jedna mała, ruda kupka nieszczęścia, a czuła się pewnie równie tragicznie.
- Och Sophie...- Zdobyła się na ten łagodny wręcz matczyny głos. – To jeszcze nie jest koniec świata. Mogłaś pomyśleć o tym wcześniej, jasne. Ale nikogo nie zabiłaś tym swoim alkoholem, prawda? Miałaś ogromne szczęście, że wyszło to teraz.
Może gdyby sytuacja była trochę inna, sama zabrałaby pasierbicę do Ministerstwa, pokazała w jakie odpowiednie drzwi zapukać, żeby wizyta była jak najmniej bolesna, a okrutny wyrok Biura Kontroli złagodzony do minimum. Ale tak długo jak przebywała na swoim lewym zwolnieniu zdrowotnym, tak długo miała związane ręce.

Nazbierać na lokal?
Zmarszczyła delikatnie brwi. To jak to było z tym Robertowym wspieraniem małego marzenia córki? Z jednej strony miała zgodę na produkcję, ale nie wcześniej niż w pocie i trudzie zarobi na jakąś klitkę w okolicach, albo o zgroza w samym sercu, Nokturnu?
Nie mieszaj się do tego Lorien… To nie twoja sprawa…
- Zróbmy tak…- Zaczęła, odtrącając natrętne myśli. Skoro już była częścią tej rodziny, to była jak najbardziej jej sprawa.- Jeśli odkręcisz całą sprawę z tymi umowami i firmą i weźmiesz na siebie odpowiedzialność za błędy… Porozmawiam z Robertem o tym lokalu. Ale... - Uniosła palec wskazujący do góry.- Nic nie obiecuję. Twój ojciec bywa…- Nie dokończyła. Zamiast tego tylko wzniosła na moment oczy do nieba i pokręciła głową z głębokim westchnięciem i równie wymowną miną.
W pierwszej chwili nie zrozumiała następnego… pytania? stwierdzenia? „Dlaczego”… „Co powoduje”. Sophie naprawdę musiała być zmęczona, bo zlepek, który dotarł do uszu Lorien brzmiał jak bełkot turysty, który próbuje dopytać jak dotrzeć na Pokątną.
- Sophie, co się dzieje?- Zapytała już poważniej.- Coś się trapi, piccolina. Powiedz mi o co chodzi.- I tu już był koniec pytań czy wymigiwania się od odpowiedzi.
Słońce swojego ojca
*Biedna Sophie*
Sophie ma brązowo-zielone oczy, rude włosy i mnóstwo piegów! Jest dość wysoka, ponieważ mierzy sobie 170 cm. Ubiera się w sukienki, które zakrywają to, co każda szanująca się panna czystej krwi powinna zakrywać. Pachnie cytrusami.

Sophie Mulciber
#8
04.05.2024, 18:45  ✶  
Ukochaną żoną i matką? Tak, na pewno kiedyś nią zostanie, ale trochę bała się tej perspektywy. Chciałaby męża, który da jej dużo swobody i będzie wspierał jej biznes. Czy jeśli ojciec znajdzie jej odpowiedniego kandydata, to czy będzie miała możliwość odmówić, jeśli coś jej się nie spodoba? Czy od razu będzie musiała zamieszkać z narzeczonym, czy będzie mogła jeszcze trochę pomieszkać w domu? A co, jeśli wezmą ślub, a jej mąż dopiero po kilku miesiącach okaże się dupkiem? Czy ojciec pozwoli jej wrócić?
-Mhm, no tak. Nikt nie wie co będzie…- Uśmiechnęła się niepewnie do Lorien znad swojej filiżanki. Jej podobizna w Ministerstwie Magii? Oj nie. Nie znała się na polityce, Prorok Codzienny ją nudził, nie planowała zawrotnej kariery biurwy, i wolała mieć takie same poglądy, jak jej rodzina. Zdecydowanie lepiej było pozostać przy produkcji bimbru! A za to pewnie nie zostanie wyróżniona w taki sposób.
Sophie drgnęła lekko, kiedy macocha dotknęła jej dłoni. Poczuła, że znów się czerwieni, ponieważ nie chciała tak zareagować. Nie spodziewała się dotyku, ale musiała przyznać, że było to miłe. Nie znały się dobrze, a kobieta próbowała ją pocieszyć i dziewczyna poczuła ciepło które od niej biło. Odstawiła filiżankę, słuchając pokrzepiających słów. I oczywiście, że w tym momencie bała się nadejścia ojca lub wuja. Wolała siedzieć teraz tutaj tylko z Lorien, która oferowała jej wsparcie.
- Myślę, że lepiej jest trafić do Azkabanu, niż zostać zamkniętą w jednym pokoju z tatą i wujkiem, którzy nie są ze mnie niezadowoleni. - Zażartowała cicho i zaśmiała się nieco nerwowo. Nie zabrała ręki spod dłoni macochy, patrząc na ten niecodzienny dla siebie widok. Uniosła jednak wzrok, słysząc kolejne słowa.
- Nie zabilam! Oczywiście, że nie zabiłam. Moja cytrynówka jest bardzo dobra i jeśli tylko będę mogła opłacić lokal, to.. ojej naprawdę?! - Sophie aż się zapowietrzyła, kiedy usłyszała ostatnie słowa Lorien. Porozmawia z tatą! Tak! Ojciec na pewno jej posłucha, w końcu była jego żoną, prawda? Sophie miała ogromne szczęście, że kobieta taka jak Lorien została jej macochą! Ktoś w końcu obrał jej stronę, i Mulciberówna poczuła, że zyskała sojuszniczkę.
- Dziekuje! Tak, wezmę wszystko na siebie, do wszystkiego się przyznam i od teraz będę uważała! - Obiecała podekscytowana, patrząc na macochę wielkimi jak galeony oczami. Na jej twarz powrócił prawdziwy uśmiech i nie mogła się powstrzymać, żeby nie szczerzyć przez chwilę zębów. Teraz to ona położyła dłoń na dłoni kobiety. Czy coś ją trapiło? Nie! Teraz już nic jej nie trapiło, a przynajmniej w tym momencie. Jak znów zostanie sama, to zapewne wszystkie obawy powrócą, a cały stres ponownie ją przytłoczy.
-Tata na pewno cię posłucha. Obiecuję, że będę opłacała lokal i nie sprawię żadnych problemów. Muszę przygotować dokumenty do ministerstwa, zrobię co w mojej mocy!- Obiecywała, ściskając dłoń kobiety. Gdyby ojciec zapłacił chociaż za dwa miesiące, to wtedy Sophie na spokojnie mogłaby zająć się produkcją i odkładałaby pieniądze uzyskane ze sprzedaży alkoholu. Bimber robił się sam, a ona miała już opracowaną recepturę!
-Dziękuję, Lorien… m-matko? Hmmm…- Sophie zmarszczyła lekko piegowaty nos. Jak właściwie powinna się do niej zwracać?
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#9
18.05.2024, 10:37  ✶  
Małżeństwa czystokrwistych rodów od wieków były drażliwym tematem, gdy chodziło o rzeczy tak trywialne jak uczucia czy miłostki. Chodziło tylko i wyłącznie o zachowanie krwi.
Lorien była w wyjątkowo komfortowej pozycji jak na kobietę i jedynaczkę, gdzie decyzja zawsze należała tylko i wyłącznie do niej. Inne czasy, inna sytuacja. - Komentowała tylko, ucinając temat, gdy ktokolwiek wskazywał na jej jawną hipokryzję.
Uniosła do ust kubek z herbatą, ale odstawiła go szybko, gdy tylko usłyszała tekst o Azkabanie.
Wpatrywała się przez moment w ciemny napar, by zaraz potem spojrzeć na pasierbicę.
- Nie mów tak.- Powiedziała cicho. Poważnie. Jakby żart rzucony przez rudowłosą trafił na bardzo niepodatny grunt. Czarownica przymknęła na moment oczy, pozwalając sobie na grzebanie w niewyraźnych wspomnieniach. Będąc sędzią przez tyle lat człowiek potrafił się uodpornić. Nie wszystkich dało się uchronić od tego straszliwego losu; jeszcze mniejszą garstkę warto było próbować ratować. A jednak każdy jeden wyrok tkwił uparcie w jej pamięci jak milcząca przestroga.- Jesteś dobrą duszyczką, scoiattola i Azkaban nie jest miejscem dla takich jak ty.- I znów to westchnięcie. Jakby kobiecie było ciężko zrozumieć pewne procesy, pewne zmiany. Upiła trochę herbaty, dając sobie sekundę do namysłu.- Nie porównuj swojego ojca czy wuja do Dementorów. Nawet jeśli wydają ci się teraz surowi albo niesprawiedliwi, nie pozwalam ci nawet w żartach porównywać ich do tych stworzeń. Dobrze?- Ostatnie słowa zostały wypowiedziane już łagodniej, trochę jakby Lorien starała się przekazać coś w stylu “nie jestem zła, tylko nieco rozczarowana.”
Płynnie przeszła z powrotem do tematu tej całej cytrynówki i kariery bimbrownika.
- Sophie. Ciszej.- Upomniała ją łagodnie - na tyle, na ile była w stanie stłumiła w głosie ostrą nutę. Jak na kogoś kto chciał zachować ich małe spotkanie nocną porą w tajemnicy, Sophie najwyraźniej zapomniała że nie powinna krzyczeć.

- Powiedziałam, że porozmawiam. Ale decyzja należy do Roberta.- Podkreśliła może nieco zbyt surowym tonem. Sophie się niepotrzebnie nakręcała; niepotrzebnie robiła sobie nadzieję.
Choć dla dziewczyny mogło to nie być tak oczywiste, w ogólnym rozrachunku Lorien była większą sojuszniczką męża niż pasierbicy, a fakt, że w ogóle zaproponowała tą rozmowę nie wynikał z jakiejś szczególnej dobroci serca – oczami wyobraźni czarownica widziała to urocze, wciąż niewinne i nieco naiwne dziewczę w zaułkach Nokturnu próbującą zarobić na jakąś małą spelunę. Przy tej ekonomii i cenach rosnących z dnia na dzień? Matka jedna wiedziała co mogłoby przyjść Sophie do głowy, żeby zarobić dużo i szybko. To nie był rodzaj ryzyka na które nazwisko Mulciber mogło sobie pozwolić.

- Wystarczy Lorien. Po prostu Lorien.
Nie była jej matką i w żaden sposób nie chciała jej zastąpić. Dziewczę mogłoby się zbyt mocno przywiązać, a czasu… Czasu zostało im naprawdę niewiele. Z drugiej strony prędzej padłaby trupem niż pozwoliła pasierbicy uważać się za jedną z jej koleżanek ze szkoły. Z kolei używanie zwrotów “proszę pani”, kiedy jednak należały już do jednej rodziny… Imię było najbezpieczniejszą z opcji.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Lorien Mulciber (2223), Sophie Mulciber (1532)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa