• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 … 3 4 5 6 7 … 9 Dalej »
[14.08.1972] I wonder how you hear me with your ears | Nora & Sam

[14.08.1972] I wonder how you hear me with your ears | Nora & Sam
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#21
08.05.2024, 23:24  ✶  

Próbowała, jak tylko mogła spowodować, żeby Samuelowi było przy niej dobrze, by nie czuł się w żaden sposób gorszy od jej znajomych, czy wszystkich innych. Było to dla niej coś nowego, bo przecież jeszcze chwilę temu nie zdawała sobie sprawy z tego, że taki problem w ogóle istnieje. Otworzyły jej się oczy, wiedziała, że będzie potrzebował docenienia, aby podbudować nieco swoją pewność siebie. To było istotne, aby czuł się ze sobą dobrze, by wiedział, że dla niej znaczył naprawdę wiele. Dużo ostatnio stracił, świat, który znał wymykał mu się z rąk, musiała pomóc mu się odnaleźć w nowej rzeczywistości, jakoś go wesprzeć.

Nie wiedziała, czy sobie z tym poradzi, zamierzała spróbować, jednak trochę obawiała się tego, że może go zawieść, po raz kolejny. Zdawała sobie sprawę z tego, że ten proces zajmie trochę czasu, oswajanie, niczym dzikiego kota, ale miała w tym akurat doświadczenie i dziwną lekkość, której niektórym brakowało.

Nie była też przyzwyczajona do towarzystwa osób o podobnej wrażliwości do tej Sama. Zazwyczaj to ona była tą delikatniejszą, tą która potrzebowała opieki, w tym przypadku było zupełnie inaczej. Starała się mu wszystko jak najdokładniej tłumaczyć, żeby zrozumiał każdą myśl, którą chciała się z nim podzielić, nie mogło dochodzić między nimi do niedopowiedzeń, nauczona doświadczeniem wolała tego uniknąć.

Jej słowa, chyba pomogły. Przynajmniej tak się wydawało Norze. Miała nadzieję, że faktycznie dotarło do niego to co mówiła, że naprawdę go kocha, że tęskniła i czekała i że bardzo jej go brakowało.

Dotyk również był jej sprzymierzeńcem, koił lęki, czasem potrafił zdziałać więcej niż słowa. Nie przestawała go głaskać, bo miała wrażenie, że to działa, po co zmieniać sposób działania, jeśli ten który wybrała przynosił efekty jakie chciała uzyskać?

Nie przestawał jej dotykać, robił to coraz pewniej, ale nadal delikatnie. Brakowało jej tego przez ten czas, dłoni, które gubiły się na ciele, przyspieszonych oddechów, niespokojnych myśli. Czuła, że serce zaczyna bić jej coraz szybciej, kiedy przysuwał się coraz bliżej. - Nie zamierzam. - Szepnęła cicho, bo w tej chwili nie miała zamiaru przestawać, chciała, aby był pewien jej uczuć, a jej ciało domagało się bliskości, której brakowało mu od lat.

przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#22
12.05.2024, 11:42  ✶  
Jedyna szansa, aby przestać wypominać sobie błędy, było przemienić je w doświadczenie. Wyciągnąć wnioski, wprowadzić poprawki. Samuel, choć nie był tego absolutnie świadomy, nie był wiele lepszy zarówno w przeszłości, jak i teraz. Aspołeczny, zdziczały, nie wiedział jak się zachować, nie potrafił otworzyć twarzy tych kilka dni temu, dosiąść się tuż obok Nory, powitać ją, zapytać jak się czuje. Mógł, jeśli nie był pewien, poprosić ją na moment na bok i rozmówić się od razu, dostać odpowiedzi, wyjaśnić, a nie uciekać i trzy dni tułać się w krogulczej formie po Anglii jak rozkapryszony nastolatek ze złamanym sercem. Mógł w końcu i kiedyś przed ośmiu laty, domagać się spotkań w większych grupach, gdy tylko myśl o tym, że Nora się go wstydzi wypuściła pierwsze niewielkie sadzonkowe listki. Mógł. Ale tego nie zrobił.

Trzeba było wyciągnąć wnioski, trzeba było wyciągnąć nauki, trzeba było...

... znaleźć słodkie usta najwspanialszej kobiety na świecie. Nikt nie całował tak jak Nora Figg, nikt nie miał tak miękkich i pełnych warg, tak doskonale pasujących do jego ust. Nie potrafił myśleć o niczym innym, o tym jak smakuje, jak pachnie, nawet tutaj, wieczorem, w małej kuchni, po ciężkim dniu, miesiącu, po ciężkich latach. Była najpiękniejszą istotą na ziemi i była teraz cała jego. Była jego dziewczyną. Kochała go, cokolwiek to znaczyło, teraz wydawało się to tak prawdziwe, bo nie było słodkie jak miód, była w tym łyżka dziegciu, lat osamotnienia, tęsknoty i bólu który sobie wzajem zadali. Sam nigdy nie pragnął jej bardziej niż teraz. Złapał ją mocno za biodra i dźwignął na stolik, nie zamierzając ani na moment opuścić zdroju słodkich ust. Sukienka już dawno podwinięta, dłonie błądziły po odsłoniętych udach w zachwycie nad ich gładkością i kształtem. Zmęczenie zniknęło gdzieś, ustępując pulsującemu pragnieniu, naparł na nią zdecydowanie, zapominając, o hałasach i zapachach Londynu, zapominając gdzie są, tak jak kilka nocy temu zapomniał o tym, że leżą ledwie uszli z życiem na plaży, mokrzy i drżący, na chłodnym piasku. Tu przynajmniej było sucho. Nie licząc przewróconego kubka kakao, które teraz ciemną smugą skapywało na podłogę. Lecz nawet to kakao nie było tak wyborne jak usta kobiety, która postanowiła znów wpuścić go do swojego życia.
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#23
12.05.2024, 21:03  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.05.2024, 17:51 przez Nora Figg.)  

Nie zamierzała gasić tego uczucia, które powróciło do niej kiedy się spotkali, w zasadzie to tak naprawdę chyba nigdy jej nie opuściło, żarzyło się gdzieś bardzo głęboko mimo mijających lat. Nie sądziła, że tak łatwo będzie jej wrócić do tego co było, jak gdyby nigdy nic. Wpuścić Sama do swojego życia, jakby nigdy z niego nie zniknął. Bardzo łatwo przychodziło jej niemyślenie o tym, co ich poróżniło, kiedy był tuż przy niej. Wtedy zapominała o tym wszystkim, co wzbudzało w niej żal. Liczyło się tylko to, że wreszcie był obok, że miała go dla siebie, że nadal był jej Samem.

Pogodziła się z tym, że pewnych rzeczy nie może od niego wymagać, była skora do kompromisów, bo nie chciała ponownie go stracić, drugi raz pewnie trudno jej by się było z tym pogodzić. Doświadczona, zamierzała być czujniejsza, rozwiewać wszelkie wątpliwości. Tak było prościej, zdecydowanie też lepiej dać sobie kolejną szansą, niżeli zapomnieć o tym uczuciu, które się między nimi pojawiło, bo przecież przez tyle lat próbowała, jednak to nie przynosiło żadnych efektów, nie umiała ruszyć do przodu, ułożyć sobie życia z kimś innym, a może po prostu nie chciała, kiedy wiedziała, że on jest gdzieś tam i być może również za nią tęskni.

Nie było sensu walczyć z pożądaniem, które się pojawiło. Umysł zupełnie tracił panowanie nad ciałem spragnionym bliskości. Usta szukały ust, dłonie gubiły się w poszukiwaniu znajomych miejsc ale również szukały najdrobniejszych zmian, które pojawiły się przez ten czas, kiedy zniknęli ze swoich światów. Dokładnie wiedzieli, czego potrzebują, czego szukają. Nie byli już tymi dziećmi, które spotkały się niemalże dekadę temu.

Serce biło jej coraz szybciej, a świadomość, że zadecydowali o tym, że stworzą razem coś powodowała, że świat zaczął wirować. Nie było to chwilowe uniesienie, mieli zacząć być w swoich życiach, pragnęła tego od dawna, mimo, że los ich rozdzielił. Może musieli to przeżyć, żeby teraz móc zbudować coś pięknego?

Gdy na moment oderwała swoje usta od jego, by zaczerpnąć powietrza wyszeptała mu do ucha ciche - Kocham cię. - Gdyby jeszcze nie był pewny tego, co mu powiedziała, żeby pozbył się wątpliwości, a później jeszcze mocniej go objęła, zawiesiła swoje dłonie na jego szyi i ponownie oddała się tym słodkim pocałunkom, które powodowały, że zapominała o całym świecie.

przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#24
15.05.2024, 12:10  ✶  
Przez lata samotności, przez życie na pograniczu społeczeństwa, żeby nie powiedzieć człowieczeństwa, Samuel miewał swoje przygody, miłostki, tego ranka jeszcze żegnał się ze swoim przyjacielem, nie mając świadomości jak świat wywróci wszystko do góry nogami. Przez te lata jednak różnych prób i podejść, żadna kobieta nie gięła go w swoich dłoniach tak jak Nora, żadna nie pachniała jak ona, żadnej oczy nie lśniły tak pięknie, żadnej głos, ciche westchnienia i pojękiwania, nie działały na niego tak oszałamiająco jak wszystko co składało się na obraz tej nie leśnej, a miejskiej nimfy, jedynego dobra, jedynej perły skrywanej przez nieprzystępny i przerażający Londyn. Jak księżniczka chroniona w wieży przez okropnego, smolistego smoka, a teraz nagle on, był właśnie tu, w samym sercu miasta, w jej komnacie, w jej ramionach.

Był absolutnie otumaniony tym uczuciem i nie myślał wcale o przyszłości, o związku, wszelkie przeciwności odleciały w niebyt, wszelkie smutki dąsy, wszystkie niewypowiedziane słowa. Nie myślał, tylko czuł, był, pragnął. Dłonie, gdy tylko udało mu się wyswobodzić z własnych spodni, coraz zachłanniej oplatały jej uda, sięgały bielizny traktując ją jako niepotrzebną już ostatnią barierę, pocałunki stawały się nieco mniej delikatne, a bardziej zaborcze, spragnione, zachłanne i zdesperowane. Jak mógł być tak głupi, by sądzić, że to nie jest miłość? Tak bardzo jak cierpiał, tak teraz był w euforii ich godowego tańca o ileż lepszego niż ten, który mogli pokazać innym na potańcówce kilka dni temu. Nie mieli pasujących do siebie strojów, ale byli tak samo głodni, byli tak samo zmęczeni latami czekania na zmianę.

– Ja... ja Ciebie też... t...tak myślę, och Nora... ja Ciebie też kocham. – Była jego i tylko jego, czuł to w swoim kośćcu, w mięśniach, w skórze, z każdym pchnięciem, z każdym pocałunkiem którym wsysał jej rozkosz, tonął w jej szczęściu i blasku, w jej pragnienie by być tylko jego.
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#25
15.05.2024, 20:08  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.05.2024, 17:51 przez Nora Figg.)  

Norka być może nie cierpiała na samotność, miała wokół siebie zawsze masę ludzi, nie dawali jej odczuć, że jest sama na tym świecie. Tyle, że trochę tak było. Czekała, nie dawała się do siebie zbliżyć nikomu, jakby wiedziała, że dostaną od losu drugą szansę, jakby żyła nadzieją, że to jeszcze powróci. Nie myliła się, bo przecież miała go tu teraz, przy sobie, w Londynie, którego tak bardzo unikał. Może i znalazł się tutaj przypadkiem, jednak nic z tego, co działo się później nie było przypadkowe.

Nie liczyły się teraz plany, o których chwilę wcześniej dyskutowali, zapewnienia które sobie dawali. Ponownie władzę nad nimi przejęła żądza, żar który przyciągał ich do siebie, uczucie, które ich do siebie zbliżało wydawało się mieć ogromną siłę, jakże inaczej wyjaśnić to, że nie potrafili nad sobą zapanować.

Nie przeszkadzało jej wcale to, że są w kuchni, w jej kuchni, do której w każdej chwili mógł wejść każdy, bo przecież kręciło się w tym miejscu całkiem sporo osób, wliczając w to jej córkę, czy brata, jej pracownicy, którzy pewnie byliby mocno zaskoczeni, gdyby przyłapali swoją szefową na podobnej sytuacji. To nie miało znaczenia, nic nie miało znaczenia, kiedy Samuel ponownie znajdował się tak blisko niej, kiedy mogła dotykać jego skórę, kraść pocałunki.

Byli dla siebie stworzeni, ta myśl nie dawała jej spokoju, jakże wyjaśnić inaczej to, że przy nikim nie czuła się w ten sposób, nikogo nie pragnęła w ten sposób, przy Samie zapominała się, traciła zmysły, przestawała się zastanawiać nad tym, co powinna. Szaleńczo go kochała, nie zmieniło się to przez te lata rozłąki, mimo, że próbowała sobie wmówić, że jest inaczej.

Chciała poczuć go ponownie w pełni, jej ciało się tego domagało. Nie brakowało jej w tym jednak delikatności, mimo, że była bardzo zachłanna. Jej pocałunki były coraz bardziej gwałtowne, dłonie coraz mocniej zaciskały się na szyi mężczyzny, zbliżali się do momentu, w którym wreszcie poczują spełnienie, którego tak bardzo w tej chwili pragnęli.

przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#26
17.05.2024, 10:56  ✶  
W sumie minęło ledwie kilka dni, od czasu gdy miał ją poprzednio. Kilka dni, choć tamto zdarzenie nad jeziorem i później w ogrodach warowni, zdawało się o świcie ledwie snem, marą, marzeniem które przychodzi w nocy tylko po to, aby dotkliwie Cię zranić, abyś cierpiał w świadomości, że to mogło być Twoje a nie jest i nigdy nie będzie.

Teraz, było inaczej. Teraz znów spętani byli miłosnym wyznaniem, prawdą o własnym pożądaniu i pragnieniu, o tym, kim są dla siebie i jak ciężko im żyć w osamotnieniu. Bo Sam przecież też ułożył sobie życie. Zdobył zawód, który okazał się być wcale nie tak częstym zawodem wśród czarodziei. Powoli wypracowywał sobie swoją renomę, zdobywał zlecenia. Miał ludzi wokół siebie. Niezbyt wielu i każdy z nich otrzymywał swój zwierzęcy totem, nie ten prawdziwy, a ten według którego McGonagall go odczytywał, ale też musiał przyznać, że tych osób było coraz więcej i więcej. Osób mu życzliwych, osób, które powinny wystarczyć by myśleć o stadzie, o rodzinie. A jednak nikt nie był Norą, tą którą ukochał jako pierwszą i teraz, tak właśnie tu, w tej małej kuchni do której każdy mógł wejść, zrozumiał że kochać pewnie będzie do końca swoich dni. Płonął wzajemnością, płonął jej słowami i zapewnieniami, rozczesanymi wątpliwościami, tym, że wbrew lękom i niskiemu poczuciu własnej wartości go chciała, takim jakim był. Miłość to wzajemna akceptacja. Miłość to bycie dla siebie. Zatopiony w uczuciu, zatopiony w niej, zatopiony w chwili, nie pragnął niczego więcej niż potwierdzenia, że tak będzie już zawsze. Że nie Nora nie zniknie o świcie, wraz z poranną mgłą rozpuszczoną pierwszymi promieniami sierpniowego słońca.

***

Nie trwało to zbyt długo bo i okoliczności nie sprzyjały rozciągniętym w nieskończoność umizgom i pieszczotom. Oparł się na jej ramieniu dysząc ciężko, kradnąc ostatnie pocałunki na odsłoniętym barku, powoli poprawiając szorstką dłonią rękaw sukienki tak, by znów znalazła się na swoim miejscu. Kątem oka dostrzegł wielką plamę rozlanego kakao, która teraz zasychała na podłodze oskarżycielsko.
– Chy...chyba przewróciłem kubek, ja... khm... posprzątam to moja miłości – szepnął przepraszająco odsuwając się od niej, sięgając po spodnie, próbując zorientować się w sytuacji, gdzie w ogóle jest i co tu robi. Kręciło mu się w głowie od euforii wypełniającej całe jego ciało i zmęczenia, które podstępnie wsuwało mu się pod powieki. Nie chciał spać, tak bardzo nie chciał spać. Nigdy. Nie przy niej. Nie gdy mógłby na nią patrzeć, dotykać, całować...

Kiedy już ogarnął swoje ubranie, w dwóch sprężystych krokach dotarł do umywalki, by przemyć twarz i kark lodowatą wodą. Może też trochę głowę, trochę włosy... Ale to nie pomogło. Roznosiło go, musiał coś zrobić, musiał znaleźć sposób, by jej o tym wszystkim powiedzieć, by dać wybrzmieć szczęściu tak, aby nie zniszczyć pnączami jej pięknej klubokawiarni. Jej marzenia. Kominki! Niech błogosławiony jest ten, kto je wymyślił, przy dobrych wiatrach nie będzie musiał stąd nigdy wychodzić na paskudne londyńskie ulice. Przy odrobinie szczęścia, może uda jej się nakłonić na dom w Dolinie.

Odwrócił się w stronę Nory, swojej pięknej leśnej nimfy, swojej gwiazdy, tej, która wydarła jego serce zielonej kniei i schowała gdzieś tu, gdzieś we własnej piersi.
– Nora ja... wiesz... – zaczął niepewnie, niepomny na to, że krople wody opadały mu z wilgotnych kosmyków na płową kraciastą koszulę. Palcami zaczął nerwowo strzępić mankiet tejże koszuli, uciekł wzrokiem nie wiedząc jak się do tego zabrać, jakich słów powinien użyć. – Nie mogę uwierzyć w to co się dzieje, że... że tu mnie przywiało, że Ty... że chcesz, chcesz mnie takiego jakim jestem Nora ja... Ja nie mam Ci wiele do zaoferowania. W sumie, to nic nie mam. Nic poza sobą. – Pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym została samotna biało-błękitna nić. Spuścił głowę i popatrzył na nią przez moment, oddychając coraz szybciej. W uszach mu szumiało, miał wrażenie, że zaraz serce wyskoczy mu z piersi. Nie mógł dopuścić do tego by znów się rozstali, nie mógł stracić ani jednego dnia dłużej.

Przypadł do niej i ujął ją za rękę, zatapiając się w spojrzeniu jej pięknych i mądrych i łagodnych oczu. Tak dawno w nie nie patrzył z taką bezpośredniością, tak dawno nie patrzył z taką pewnością. Ujął jej dłoń i bardzo powoli, czując drżenie w całym ciele otoczył serdeczny palec kobiety tym co miał, nicią ze swojego ubrania. Niedźwiedzim włosiem. Piórem krogulca. Częścią siebie. Zwilżył wargi, nie mogąc, nie chcąc uwolnić się od jej spojrzenia już nigdy. Od czaru, który związał go z nią lata temu. – Czy zechcesz... czy chciałabyś zostać moją żoną?
Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#27
17.05.2024, 18:39  ✶  

Nie docierało do niej, że w ledwie kilka dni udało im się nadrobić tyle lat. Jakby wcale nie przestali być w swoich życiach, jakby upływ czasu nic nie zmienił. Nie spodziewała się, że to w ogóle możliwe. Wszystko jednak wydawało się mówić, że dokładnie tak było. Ich gesty, ciała pragnące swej bliskości, myśli... Nie mogła przecież uwolnić się z myśli o nim od lat. Może tak miało być, może musieli siebie stracić gdzieś w przeszłości, aby móc docenić swoją obecność? Czy to mogło być takie proste? Nie miała pojęcia, ale chciałaby, żeby takie było.

Nie zastanawiała się specjalnie nad tym, co będzie dalej, to nie było istotne, w końcu potrafili wreszcie się zadeklarować, to nie powinni mieć problemu z tym, aby jakoś znaleźć dla siebie miejsca w swoich życiach. Jakoś sobie to wszystko ułożą, tego była pewna, bo skoro obie strony wyraziły chęć na to, by stworzyć coś razem, to nic nie mogło im w tym przeszkodzić.


Ostatnie skradzione pocałunki, chociaż czy na pewno ostatnie? Miała go mieć teraz na wyciągnięcie ręki, to co jeszcze niedawno wydawało się być jedynie odległym marzeniem, teraz znajdowało się tuż obok. Już jej nie ucieknie, musiała się przyzwyczaić do jego obecności. Nie wiedziała, czy będzie potrafiła zapanować nad tym drżeniem serca, ściskiem w żołądku, które pojawiało się zawsze, kiedy był obok, czy takie silne emocje miały nią targać już przez całe życie. Może właśnie tym była miłość? Najchętniej nie pozwoliłaby mu się wypuścić z ramion, ale nie mogli tak trwać wiecznie złączeni w jedno ciało. Musieli wrócić do rzeczywistości, chociaż ciągle czuła, że jawa i sen zatarły się dzisiaj, w tej kuchni.

Czuła spokój, dziwny spokój, którego brakowało w jej życiu, jakby wreszcie znalazła ostatni, brakujący element.  Nie odrywała wzroku od Samuela, kiedy naciągał na siebie w pośpiechu zrzucone spodnie. Sama w końcu odsunęła się od stołu, który teraz będzie jej się kojarzył tylko z nim.

- Nie przejmuj się tym. Niczym się nie przejmuj. - W końcu wystarczy szybkie chłoszczyć, a wszystko będzie wyglądało jak dawniej, jakby nic się nie stało, jakby ten kubek nie stał się zupełnie przypadkową ofiarą chwilowego uniesienia.

Czuła na sobie jego zapach, wiedziała, że szybko się go nie pozbędzie, tak naprawdę nie chciała, żeby zniknął, mogłaby nim przesiąknąć na dobre. Nie do końca wiedziała, co powinni teraz zrobić, wszystko ułożyli sobie dosyć szybko, czy zamierzał teraz zostawić ją tutaj samą i zniknąć? Wolałaby, żeby tego nie robił, nie chciała jeszcze tracić go z oczu, najchętniej w ogóle by się z nim nie rozstawała, chociaż wiedziała, że nie jest to możliwe.

Kiedy Samuel znalazł się przy umywalce sięgnęła po swoją różdżkę, żeby zająć czymś ręce i jednym zręcznym ruchem pozbyła się tego nieszczęsnego śladu z podłogi, dowodu zbrodni, którą chwilę wcześniej tutaj popełnili. Teraz już nikt im niczego nie udowodni, chociaż pewnie ktoś wprawiony byłby w stanie dostrzec aurę, jaka panowała w tym miejscu.

Wpatrywała się w niego, kiedy zaczął mówić. Bała się, że może pojawiły się w nim jakieś wątpliwości, że czar prysnął i jednak nie tego chciał. Jakoś tak łatwo zawsze przychodziło jej zakładanie tego najgorszego, jakby zawsze była skazana na niepowodzenie. Obserwowała go uważnie swoimi zielonymi oczami, ciekawa, co chciał powiedzieć.

Nie chciała mu przerywać, chociaż miała ochotę, bo po raz kolejny wspominał o tym, że nie ma jej nic do zaoferowania, ile razy miała mu tłumaczyć, że jest zupełnie inaczej? Ile razy miała to powiedzieć, aby wreszcie jej uwierzył?

Wtedy podszedł bliżej, ujął ją za dłoń. Nie do końca zdawała sobie sprawę, co się dzieje, przez to nieco się denerwowała. Nie znosiła niepewności. Nie odrywała od niego wzroku nawet na sekundę, żeby niczego nie przegapić.

W końcu zaplótł jej na palcu nić, nie spodziewała się jednak tego, co stało się później. Serce zabiło jej szybciej, miała zostać jego żoną? Tak, było to jednym z jej marzeń, tych, które miały się nigdy nie spełnić. Zyskałaby pewność, że już nigdy nie zniknie z jej życia, tyle, że rozsądek nasuwał jej myśli, że to zbyt szybko, że przecież tak dawno się nie  widzieli, że ledwie kilka dni temu ponownie zagościli w swoich życiach. Jej oczy były szeroko otwarte ze zdziwienia, bo tego nie przewidziała, zupełnie nie spodziewała się takiego pytania. Kto by się spodziewał, że drugi raz w tym tygodniu ktoś jej się oświadczy? Na pewno nie panna Figg, bo takie rzeczy nie działy się raczej w jej życiu. W przeciwieństwie do poprzednich oświadczyn, tutaj była pewna, że naprawdę kocha Samuela, może był to moment, w którym powinna przestać się zastanawiać, tylko dać ponieść się emocjom? Skoro go kochała, to co stało na przeszkodzie, żeby za niego wyszła? Nic. Tylko, czy nie wypadałoby, żeby najpierw podzieliła się z nim tajemnicą, którą skrywała przez te lata? Kto wie, czy wtedy nie zacznie o niej myśleć inaczej, bo przecież zataiła przed nim prawdę, nie wspomniała o tym, że Mabel jest jego córką. Gdyby miała trochę więcej czasu... ale nie miała. - Sam... - Zaczęła drżącym głosem. - Ja, tak, tak zostanę twoją żoną, jeśli tego właśnie chcesz. - Dodała jeszcze, nie chciała go odrzucić, kochała go przecież i nawet jeśli wydawało jej się to w tej chwili irracjonalne, to postanowiła się zgodzić. - Tylko nigdy więcej nie mów mi, że nie masz mi wiele do zaoferowania. - Musiała to podkreślić, musiał znać swoją wartość. Później zadarła głowę do góry, żeby móc spojrzeć w jego błękitne oczy, wpatrywała się w nie dłuższą chwilę, aż wreszcie go pocałowała.

przybłęda z lasu
The way to get started is to quit talking and begin doing.
Jasne jak zboże włosy, jasnobłękitne oczy. 183 cm wzrostu, szczupła ale dobrze zbudowana sylwetka. Ubiera się prosto, choć jego rysy zdradzają arystokratyczne pochodzenie. Ma spracowane ręce i co najmniej kilkudniowy zarost.

Samuel McGonagall
#28
20.05.2024, 11:50  ✶  
Gdy tylko to zrobił pożałował.

Nie dlatego, że tego nie chciał, nie pragnął, całym sercem nie czuł że to właściwy krok. Nie dlatego. Ale ta nitka wyglądała tak biednie na najcudniejszym, najsłodszym palcu, nawet jeśli miał świadomość, że to gest, tylko symbol, początek czegoś dużo głębszego, dużo ważniejszego niż takie tam "chodzenie" ze sobą. Powinien najpierw odezwać się do Vioricy, w końcu była jubilerką, na pewno miałaby coś piękniejszego. Albo samemu zrobić pierścionek mimo obietnicy złożonej Roselyn polecieć do kniei i znaleźć materiał godny słodkiej nimfy, której usta rozpływały się w nim, najbardziej miękkie, najsłodsze, jego, tylko jego.

Objął Norę mocno w pasie, a następnie energicznym ruchem wziął ją na ręce, nieprzerwanie się z nią całując, myśląc o tym, że znów zaśnie w jego ramionach, ale tym razem o poranku nie zniknie, nie teraz, gdy słowa związały ich lepiej niż cichy jęk uniesienia. Nadrobi to, znajdzie pierścionek godny swojej królowej. Nadrobi te wszystkie osiem lat i udowodni jej, że jest wart jej miłości, jej uczucia, że jest wart tego by być przy jej boku, na dobre i złe, w zdrowiu i chorobie. Przeszli przez próg kuchni, zupełnie jakby już byli po ślubie, choć sukienka Nory nie była biała, a ubiór Samuela był biegunowo odległy od bycia wystawnym garniturem.

Osłaniając jasną główkę (czyż nie był to najpiękniejszy kolor jaki mogły mieć włosy?), zalał ją falą przeprosin, gdy jej stopą zahaczył o framugę. Potem drżący ze śmiechu dotarli do schodów, ale Sam nie odpuszczał bo zamierzał przenieść ją na rękach prosto do łóżka. Albo do łazienki, bo w sumie oboje mogliby się umyć. Zaskakujące, ze przed kichnięciem był zmęczony, senny, a teraz czuł jak euforia rozsadza mu pierś. Kradł jej pocałunki przy każdym stopniu i tylko pokrzykiwania Mabel z piętra (a raczej Bardzo Głośne Komentarze Karla uprzedzające podprogowo, że córka może zaraz na nich wpaść) ostudziły nieco pragnienia, dały czas na moment ochłonięcia. Cóż... cała noc była przed nimi, a on zdecydowanie chciał pokazać Norze jak bardzo ją kocha w jaki tylko sposób by tego zapragnęła. W końcu była jego narzeczoną. W końcu zasługiwała na wszystko to co najlepsze.


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Nora Figg (6446), Samuel McGonagall (5946)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa