• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu Biały Wiwern [25 VII 1972] Doppelganger. Złamana pieczęć.

[25 VII 1972] Doppelganger. Złamana pieczęć.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#1
25.05.2024, 10:48  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.11.2024, 22:13 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Morpheus Longbottom - osiągnięcie Badacz Tajemnic I
Rozliczono - Geraldine Yaxley - osiągnięcie Badacz Tajemnic II

Świt w lipcu w Londynie rozprzestrzeniał się jak subtelny, nieco melancholijny oddech na stare, pokryte bluszczem mury, cichutko zwiastując nadejście nowego dnia. Powolne, bladoniebieskie światło wpełzało między ceglanymi budynkami, rozświetlając mgłę, która o tej porze roku zdawała się być jak aksamitny woal otulający miasto. Świt to moment, kiedy czas się rozciąga i staje się niemal namacalny, Morpheus mógł wyczuć prawdziwość pętli i kręgów czasu. To chwila, gdy miasto, zwykle pełne zgiełku, przyjmuje na chwilę postać sennego olbrzyma, na wpół przebudzonego, jeszcze chwytającego resztki snu. Światło, delikatne jak muśnięcie pędzla, wydobywa z mroku szczegóły, których na próżno szukać w ciągu dnia. Każdy detal wydaje się mieć swoje sekrety, opowieści sprzed wieków zapisane w szumie liści i odgłosie kocich łapek przemierzających opustoszałe chodniki w postaci wychudzonych dachowców o wojennych bliznach, podobnych do każdego innego mieszkańca Nokturnu.

Ulica, z jej brukowanym chodnikiem i wiekowymi lampami gazowymi, zdaje się emanować staroświeckim urokiem, na chwilę, nim oko wyłowi rozbite szyby, okna zaklejone gazetami i wyłowi nieprzyjemny zapach uryny w zatęchłych klatkach schodowych kamienic.

Było coś niepokojąco pięknego w tej scenie, jakby miasto uchylało rąbka swojej najgłębszej tajemnicy, dostępnej tylko tym, którzy mają odwagę szukać. Morpheus nie szukał, on pewnie przechodził przez kolejne drogi, kierując się ku Białemu Wiwernowi, o tej porze otwartemu dla tych, który kończyli dopiero swoją pracę lub mieli ją dopiero zacząć. Longbottom zdecydowanie wyglądał jak ten pierwszy, nawet jeśli i tak prezentował się niebo lepiej, niż większość mieszkańców Noktrunu.

Na policzkach miał krótką czecinę, ciemną, z placami siwizny, dodającą mu nieco swobodniejszego wyglądu, a czarna szata została przybrudzona smugami kurzu z jednej strony, gdy oparł się o wyjątkowo dawno nie odkurzony regał. Pachniał też bardzo charakterystyczne biblioteką, atramentem i pergaminem, zastałą wiedzą. Przekrwione oczy dodawały tylko mu obrazu kogoś, kto nie spał zdecydowanie dłużej niż dobę. Mimo tego krok miał pewny.

Zamówił tym razem czarną kawę, ciężko powiedzieć, którą z rzędu w ciągu ostatnich ośmiu godzin, powoli zaczynał zastanawiać się, czy ma zadyszkę czy to już palpitacje serca od nadmiaru kofeiny w organizmie. Może to był znak, aby przerzucić się na mugolskie specyfiki pobudzające. Podobno amfetamina działała cuda.

Usiadł tam, gdzie siedzieli wcześniej. Lepka plama nadal tam była, ale zniknął kufel piwa, butelka whisky, szklanki i koszyk po frytkach. Chyba widział jednak nadal drobinki soli. Cóż, trudno. Usiadł tak, aby widzieć wejście, by od razu zwrócić na siebie uwagę Geraldine. Był ciekaw, czy spała tej nocy, co robiła. Popijał czarną kawę. Jeszcze trochę i pójdzie spać.

Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#2
25.05.2024, 16:11  ✶  

Była ciekawa, czy faktycznie pojawi się tutaj dzisiaj rano. Nie miał wiele czasu na poszukanie informacji, jeśli to zrobił, to zapewne nie spał. Nie wydawało jej się, żeby to, czego szukała było łatwo dostępną informacją, inaczej pewnie i ona mogłaby wiedzieć coś na ten temat.

Zmierzała powoli do Wiwierna, gdzie wczoraj pozostawił ją z nadzieją, że może to jeszcze nie koniec. Mówił, że przyszłość nie jest wykuta w kamieniu i pewnie miał rację. Dało jej to do myślenia. Czyż nie była kowalem własnego losu? Czy decyzje, które podejmowała nie przynosiły innego przebiegu wydarzeń? Może nie wszystko było stracone. To miało się okazać w całkiem niedalekiej przyszłości. Zastanawiała się też nad jego kolejnymi słowami, miała unikać zazdrości, tylko kto i dlaczego miałby jej czegoś zazdrościć? Nie miała pojęcia, jeśli jednak o tym wspomniał to zacznie szukać znaków zazdrości niedaleko siebie.

Nie spała oczywiście. Wczoraj została trochę dłużej niż powinna w Wiwernie, ta butelka whisky sama się nie wypiła. Później wróciła do domu, gdzie nie mogła zasnąć. Dawno nie spała spokojnie. Od lat miewała problemy ze spaniem, ostatnio jednak jeszcze bardziej się nasiliły. Wpatrywała się w sufit niemalże całą noc, nad ranem dopiero udało jej się przymknąć oko na krótki moment. Towarzyszyły jej myśli, bardzo wiele, chociaż tym razem nie takie ciemne, słowa Morpheusa dały jej nadzieję na to, że może faktycznie nie wszystko stracone.

Nim weszła do środka tego paskudnego miejsca dopaliła papierosa, spędziła więc krótką chwile rozglądając się po okolicy. Puste wcale nie wydawały się takie obrzydliwe, nawet największe ludzkie kreatury musiały kiedyś spać. Poranek w tym miejscu miał swój tajemniczy klimat, który zupełnie nie pasował do tego, jak wyglądała dalsza część dnia.

Przygasiła niedopałek swoim ciężkim butem, a później nacisnęła na klamkę. Weszła do lokalu. Rozejrzała się po nim uważnie, dostrzegła go niemalże od razu. Wsadziła ręce do swojego skórzanego płaszcza i pewnym krokiem podeszła do stolika, przy którym wczoraj siedzieli. Próbowała wywnioskować po minie Morpheusa, czy czegoś się dowiedział. Nie wyglądał, jakby spał tej nocy. Gdy znalazła się blisko niego poczuła też charakterystyczną woń biblioteki, podejrzewała patrząc na jego przekrwione oczy, że to tam dzisiaj nocował, a raczej szukał informacji, żeby jej pomóc.

- Dzień dobry. - Rzuciła, kiedy zajęła miejsce. Zauważyła, że stolik wyglądał podobnie do tego, jak wczoraj, kiedy opuszczała Wiwernę, niespecjalnie dbano tutaj o czystość, nie mogli jednak zbyt wiele oczekiwać od Nokturna. - Widzę, że noc minęła bezsennie. - Zaczęła tę rozmowę, bo przecież nie spotkali się tutaj po to, by na siebie patrzeć.

ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#3
25.05.2024, 16:39  ✶  

Oboje wyglądali na dogłębnie zmęczonych, nawet jeżeli jego decyzja o braku snu była całkowicie świadomie podjęta na rzecz poszukiwań, a jej powiązana z raczej dramatycznymi koszmarami, alkoholem i niepewną przyszłością. I on obawiał się, czy przyjdzie, chociaż z innych powodów, niż ona. On obawiał się, że będzie za późno, że istota z jej snu złapie ją i zamorduje, podczas gdy on będzie popijał kawę w Białej Wiwernie.

Poruszył się na swoim miejscu. Zastanawiał się całą drogę na Nokturn, jak ująć w słowa to, czego się dowiedział i jak to jej przedstawić. Jego przepuszczenia przy tym były mało optymistyczne, więc raczej widział siebie jako czarnego kruka, niosącego czarne wieści. Nie, nie kruka. Był kukułką, ta, która odliczała, ile zostało życia. Ileż dźwięków życia mógł jej podarować? Jak wiele miesięcy? Lat? Dekad?

— Dzień dobry, Artemido. Mam nadzieję, że noc ci sprzyjała — przywitał ją, chociaż zdawał sobie sprawę, że tak nie było. Mógł udawać, aby zrobić jej przyjemność, że nie wygląda jak zjawa, która nawiedza miejsce swojego morderstwa.

— Znalazłem informacje o tym, co oznaczają te runy dokładnie oraz jak ci pomóc z istotą ze snów. Część teoretyczną przynajmniej. Od razu cię uprzedzę, nie ważne, jak zła będziesz, jak bardzo będzie bolało, wysłuchaj mnie do końca — głos miał łagodny, jakby obawiał się jej reakcji, jednocześnie z niemym przyzwoleniem, gdyby potrzebowała kozła ofiarnego na swoją frustrację. Nie należało strzelać do posłańca, ale ten trochę się nadstawiał.

— Twój brat, on nie istnieje. W tym sensie, że istnieje ktoś, kto podaje się, za niego, ale nim nie jest. Wszystko wskazuje na to, że Thoran jest demonem.

Poczekał, aż słowa wybrzmią w przestrzeni między nimi. Zakorzenią się w jej umyśle, przybiorą rozsądny kształt. Dlatego uprzedził ją, ponieważ nie wiedział, jak zareaguje. Była to informacja, która zmieniała drastycznie całe jej życie, jeżeli tego jeszcze nie wiedziała sama.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#4
25.05.2024, 17:02  ✶  

- Jak widać. - A może nie? Cóż, miała świadomość, że ostatnio nieco przygasała. To wszystko, co działo się wokół niej naprawdę wiele ją kosztowało, zaczynało jej brakować błysku w oku, zamiast tego była ciągle zmęczona, skóra straciła dawny blask, zaczęła robić się szara. Długo na pewno tak nie uciągnie, oby to wszystko zakończyło się jak najszybciej. Niech wreszcie po nią przyjdzie i zje, bo wbrew pozorom podejrzewała, że to może się tak skończyć, ufała tym wszystkim osobom, które prosiła o pomoc, które mówiły jej podobne rzeczy. Najważniejsze - nie zwariowała, to było dla niej naprawdę istotne, bo nie chciałaby skończyć jako ktoś, kto postradał zmysły, a na początku taka wersja wydarzeń nie była wcale tak nieoczywista.

Wyciągnęła na stół papierośnicę, sama sięgnęła po jednego papierosa i odpaliła go swoją srebrną, mugolską zapalniczką. Podczas ciężkich rozmów dobrze było się czymś zająć, nie skupiać w pełni na rozmówcy, to pozwalało na dawkowanie informacji, nikotyna zresztą też ją uspokajała, przynajmniej złudnie. Przesunęła papierośnicę w stronę Morpheusa, gdyby i on miał ochotę się poczęstować. Nie było w końcu lepszego zestawu śniadaniowego od fajki i kawy.

Zaciągnęła się dymem głęboko, spoglądała przy tym na niego uważnie, nie chciała przegapić żadnego szczegółu, musiała wiedzieć wszystko, była gotowa na to, co zamierzał jej przekazać. Prawda była najważniejsza, bez względu na to, jak bolesna miała się okazać. Dużo już słyszała, nie sądziła, że może być jeszcze gorzej, bo czy było coś gorszego niż świadomość rychłej śmierci? Oczekiwanie aż nadejdzie i zabierze ją na drugą stronę, o ile w ogóle jakaś istniała? Chyba nie.

- Oczywiście, chcę poznać całą prawdę, dowiedzieć się wszystkiego. Możesz mi to przekazać. - Jego ostrzeżenie upewniło ją w tym, że może faktycznie będzie to coś gorszego? Nie brzmiało, jakby miał jej do powiedzenia coś przyjemnego. Przysunęła po raz kolejny papierosa do ust. Wypuszczała drobne kłęby dymu, trochę, jakby czekała na wyrok.

Dłoń zatrzymała się w powietrzu, gdy Longbottom wspomniał o tym, że Thoran jest demonem. Przez umysł przebiegały różne myśli, wspomnienia, te z dzieciństwa, ze szkoły, z późniejszych lat. Jak to właściwie możliwe, że w nich gościł, skoro był demonem? Namieszał jej w głowie, czy kiedyś faktycznie był jej bratem. Nie do końca potrafiła zrozumieć, że nigdy mogło go nie być. Łączyła ich przecież więź silniejsza niż wszystkie, on się o nią martwił, nieraz przecież okazywał swoje uczucie do niej, jak to możliwe skoro nie istniał?

Milczała dłuższą chwilę, żar zaczął sypać się papierosa na stół, była jakby zaklęta. Dopiero po dłużej chwili odezwała się cicho. - Jesteś pewny? - Nadal, mimo tego, co widziała podczas ostatnich spotkań z bratem, nadal miała problem, aby się pogodzić z tą wizją, że nigdy nie gościł w jej życiu. - Nie wiem, jak to możliwe, ale przecież on zawsze był przy mnie, przecież nasze życia zostały splecione ze sobą już przy poczęciu. - Może to wszystko to była fikcja? Może powinna się z tym pogodzić. - Myślisz, że ten demon namieszał mi w głowie? - Roześmiała się, bo to pytanie było naprawdę głupie. - Musiał namieszać, skoro wierzę w to, że jest moim bratem, a nigdy nim nie był. - Sama sobie odpowiedziała. - Opowiesz mi coś więcej o tych runach. - Chyba to był ten bardziej wygodny temat w tej chwili. Musiała jeszcze przetrawić to, że właśnie dowiedziała się, że faktycznie nigdy nie miała brata bliźniaka.

ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#5
25.05.2024, 17:43  ✶  

Sięgnął po papierosa, którym go poczęstowała. Tytoń zaiskrzył od płomyka razem z bibułką. W tej samej ręce trzymał papierosa i kubek parszywej jak to miejsce, potwierdzając jej tezę, że to najlepsze śniadanie, jakie zostało stworzone. W praktyce jego gestów wyraźnie widać, że nie pierwszy raz próbuje tej goryczy. Normalnie miałby do tego jeszcze owsiankę lub jajecznicę, jednakże jadł (jakże nieodpowiednio) kilka ciastek w Bibliotece Parkinsonów.

— Nie mogę mieć całkowitej pewność, ale tak jak wspominałem, że runy na jego plecach są urywkiem całości. W przypadku złamania pieczęci demona, część jej pozostaje na jego skórze. Istota z twojego snu i Thoran to ta sama istota. Moim zdaniem, chociaż mogę się mylić, on chce stać się tobą. Zająć twoje miejsce.

Strzepnął popiół do brudnej popielniczki, w której leżało przynajmniej z czterdzieści zgniecionych filtrów o różnych kolorach, niektóre ze śladami szminki. Górka popiołu opowiadała historię wielu spotkań, mniej lub bardziej szczęśliwych. On dodawał swój popiół spotkania nieszczególnie szczęśliwego, ale takiego, które rzuca światło na sprawę.

— Podejrzewam, że jakimiś formami hipnozy lub legimencji, dostępnej dla demonów, sfabrykował twoje wspomnienia, aby upewnić się, że będziesz go chronić, aż nie nadejdzie czas, aby sprawić, że zamiast Geraldine będzie Thoran. To moja spekulacja, nie musi się okazać prawdziwa, ale ja wiem, że moich braci chroniłbym za cenę swojego życia.

Wracał wspomnieniem do tej Artemis, którą nazwał w ogrodzie Warowni Afrodytą Areią, na urodzinach Erika. Tę, która jaśniała pewnością siebie i nie bała się niczego. Chociaż nikt i nic jeszcze nie wyrwało jej serca, coraz więcej dowodów wskazywało, że demon już ją pożerał żywcem. Każda część tego dochodzenia, kolejne wieści na temat jej brata bliźniaka były nożami w jej duszę, cięły materię dużo wrażliwszą niż ciało, nadwątlały ducha. Wolę walki. Stawiały pod wątpliwość prawdę i kłamstwo, naturę wszechświata i własną jaźń. Zamierzał jej pomóc w uporządkowaniu prawdy.

Światło zawsze czeka na tych, którzy mają odwagę, by go szukać.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#6
25.05.2024, 21:11  ✶  

Powinna również sięgnąć po kawę. Była niewyspana, nie myślała do końca jasno, zdecydowanie czekało ją napisanie listu do Florence, żeby przyjaciółka przepisała jej coś na sen. Musiała być w pełni sił, skoro coś na nią polowało, nie powinna sobie pozwalać nawet na moment słabości. Gdyby ta istota pojawiła się przed nią teraz, zapewne nie miałaby problemu, aby z nią wygrać, a nie zamierzała dać jej łatwo tego zwycięstwa. Geraldine Yaxley była w końcu wojowniczką, nie odpuszczała tak łatwo, potrzebowała jednak trochę mocniej skupić się na celu.

Słuchała bardzo dokładnie tego, co mówił Morpheus. - Gdzie jest reszta pieczęci? Czy powinnam jej poszukać? - Nie znała się zupełnie na tajnikach tej dziedziny magii, wolała się upewnić, że dobrze sobie to wszystko układa w głowie.

Informacja o tym, że potwór z jej koszmarów chce się stać nią nieco wyprowadziła ją z równowagi. Nerwowo przygasiła niedopałek w popielniczce. Nie wyobrażała sobie, żeby coś żyło jej życiem, żeby zastąpiło ją w tym wszystkim. - To nie brzmi dobrze, co jeśli nie zauważycie, że mnie już nie ma? Jeśli wszyscy moi bliscy dadzą się oszukać? - Strasznie bała się tego, że o niej zapomną, że zniknie, a nikt nawet tego nie zauważy. Jeśli ten stwór mógłby przybrać jej postać, to co wtedy? Jak rozpoznają, że przepadła. Było to coś, czego bała się niemalże od zawsze - zapomnienia. Wiele razy myślała o śmierci i zawsze widziała siebie odchodzącą z tego świata, gdy robiła coś spektakularnego. Chciała, żeby o niej mówiono, żeby ta śmierć nie była nikomu obojętna. Jeśli ta istota mogłaby wejść w jej życie, to nikt pewnie by nawet za nią nie zapłakał.

- To prawda, nie ma nic silniejszego od więzów krwi. - To wcale nie było takie głupie. Demon wybrał rolę, która gwarantowała mu bezpieczeństwo. Geraldine była bardzo związana z rodziną, może ją czasem drażnili, jednak nigdy nie dałaby ich skrzywdzić, jacy by nie byli lub czego by nie zrobili.

ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#7
26.05.2024, 10:44  ✶  

Przełknął kwaśną, mocno paloną kawę. Smolista substancja nie należała do najlepszej jakości kaw, na dodatek smakowało bardziej kwaśno, niż gorzko, czego Morpheus nie lubił za bardzo, ale to już była kwestia gustu. Kiedyś był to napój luksusowy, biedota piła zbożówkę, teraz byle jakie, pędzone nawozami ziarna trafiały do tych z najniższych warstw społecznych. Im więcej razy zapuszczał się w te niziny, tym lepiej widział swój przywilej. Nie zamierzał jednak z niego rezygnować.

— Tego niestety nie wiem. Nie jestem w stanie określić lokalizacji reszty pieczęci, ale jej odnalezienie pozwoli rozpracować ją od tyłu i położyć ponownie. Zdobyłem dla ciebie kontakt, do Viorici Zamfir, dyskretna i utalentowana w dziedzinie pieczętowania. Powołaj się na Anthony'ego Shafiq'a w kontakcie z nią. — Co prawda znał inne osoby, bardziej bezpośrednio, które potrafiły to robić, wszystkie jednak pochodziły z rodów czystej krwi, a on wiedział, jak wygląda arena polityczna między rodami i ryzyko, jakie może pojawić się, jeśli nieodpowiednie osoby wykorzystają wiedzę o demonie nawiedzającym rodzinę Yaxley. W najlepszym wypadku narażają się na śmieszność i plotki, w najgorszym? Wykorzystanie mocy Thorana i zmanipulowanie do pomocy Czarnemu Panu. Do tego nie mogli dopuścić. 

— Fakt, że są osoby, które wiedzą, że nie miałaś brata bliźniaka, daje nadzieję, że demon nie ma mocy, aby na raz wyprzeć wspomnienia o tobie czy w ogóle je odmieniać każdemu na raz. Trzeba czasu, aby świeca zmieniła się w pożar i działa to na twoją korzyść. Uśmiechaj się z ustami pełnymi zębów do niego— upewniał ją w tym, że nie wszystko było jeszcze stracone, a kreatura, z którą musiała się zmagać, miała swoje ograniczenia, tak samo jak oni. Dopalił papierosa i zgniótł resztkę w popielniczce. — Czy masz jakąś jego fotografię?

Chciał znać twarz, której unikać, która może przynieść mu katastrofę. Wystarczyła mu w życiu jedna personifikacja Lachesis, lśniąca gwiazda, która sprawiała, że błądził. Geraldine, cokolwiek by o niej nie słyszał, nie zasługiwała na własną tragedię. A Thoran nie powinien móc kontrolować długości jej życia. 



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#8
26.05.2024, 23:57  ✶  

W przeciwieństwie do Longbottoma Geraldine mimo swojego pochodzenia, majątku i całej reszty nie miała jakichś szczególnie wrażliwych kubków smakowych. Kawa to była kawa, ważne by pomogła nieco się rozruszać, odpędzić nadchodzący sen. Podczas swoich wypraw żywiła się tym, co mogło wzbudzić odrazę, jednak czasem była to jedyna opcja. Nie była więc wybredna w żadnym stopniu, w tej chwili pewnie nie pogardziłaby nawet najgorszą lurą, ale nie chciała tracić czasu. Wstawać od stołu, czekać na zamówienie, trwałoby to wieki, kiedy przyszło jej odbyć tę ważną rozmowę.

- Jeśli dobrze rozumiem, to powinnam złożyć tę pieczęć, a wtedy on zniknie? - Po raz kolejny nie do końca wiedziała, jak powinna interpretować jego słowa. Może zamiast latać na miotle za piłką mogła poświęcić w szkole więcej czasu na zagłębianie tajników magii... - Nie lubię powoływać się na nieznajomych. - W końcu nie wiedziała, czy może im ufać. Pewnie znalazłaby kogoś, do kogo mogła się zwrócić ten typ od węża, którego kiedyś spotkała, z tego, co pamiętała on zajmował się podobnymi rzeczami, zabawne bo też miał na nazwisko Shafiq, a znajomy Longbottoma odesłał ją do kogoś innego. Na pewno zapamięta dane tej dziewczyny, gdyby jednak okazało się, że nie ma kogo poprosić o pomoc.

- To daje nadzieję na to, że jednak o mnie nie zapomną, zawsze było to moim największym lękiem, że umrę i nikt nie będzie o mnie pamiętał. - Podzieliła się z nim tym, czego bała się najbardziej, chyba odczuła potrzebę podzielenia się tym. Bardzo, ale to bardzo nie chciała skończyć w ten sposób. Zabawne, że to nie śmierci bała się najbardziej, a dla wielu osób była ona największym lękiem.

- Powinnam mieć zdjęcie. - Sięgnęła do kieszeni płaszcza, po dłuższej chwili wygrzebała z niej zdjęcie, na którym znajdowała się ona i Thoran. Fotografia była dosyć stara, nieco poniszczona, chyba z oficjalnego zakończenia szkoły. Przysunęła ją w stronę Morpheusa, aby mógł zobaczyć, jak wygląda Thoran Yaxley.

ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#9
27.05.2024, 09:23  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.05.2024, 09:28 przez Morpheus Longbottom.)  

— Rozumiem obawę, ale tylko tyle mogę zrobić. Nie znam się na pieczętowaniu, umiem je jedynie rozpoznać, spodziewam się, że należy zamknąć go w tej pieczęci  i wykonać inkantacje, ale o tym musisz już porozmawiać ze specjalistą. Jak tylko dostanę angielskie tłumaczenie tego rozdziału z książki, prześlę je też tobie — dokończył. Bezradność nieco uwierała go w jego sumienie, ale w rzeczywistości na tym kończyły się jego kompetencje w zakresie, w jakim przyszła do niego Geraldine. Nie mieli pieczęci ani nawet pewności, że to rzeczywiście jest demon. Spekulacje. Przynajmniej jednak stanowiły jakiś trop, aby wyciągnąć odpowiednie piórka i złożyć cały obraz pióra, zweryfikować gatunek, wielkość problemu i ostatecznie, sposób, aby złowić Thorana w sieć i unieszkodliwić.

— Przy tym, wątpię, aby zniknął. Może z twojego życia. Wtedy też, tak sądzę, wspomnienia wrócą na swoje miejsce i nie będzie dręczyło cię poczucie winy. Jednak w trakcie? Musisz przygotować się na próby manipulacji, krokodyle łzy i rozdzieranie szat, im bliżej będzie rozwiązania sprawy. Pewnie będzie próbował cię zmanipulować i przeciwstawić całemu procederowi. 

Już nie chciał mówić o tym, że on by tak zrobił. Wielkie, sarnie oczy, usta wygięte w podkówkę, drżący podbródek, bezradność w zbyt dużym, wypłowiałym swetrze. A później otworzyłby jej klatkę piersiową na oścież i wyżarł, to co należy w jego mniemaniu do niego. Może dlatego, że tak często wyobrażał to sobie z Vakelem. Pożarłby go i błagał o wybaczenie jednocześnie, prosząc, aby ten był dla niego dobry. Może już to zrobił, lata temu i dlatego Dolohov wydawał się z daleka tak pustą gwiazdą.

Przysunął do siebie fotografię i prawie się zachłysnął.

Z fotografii spoglądał na niego Altair Black, zanim pochłonęła go Knieia, żona i choroba. Nie, Altair był bardziej pucułowaty, rozpieszczeniem czystokrwistej arystokracji, która zachowywała się jak rozpuszczona, miękka bułka mleczna. Na zdjęciu był jego syn, ktoś o odpowiedniej sile mięśni, posturze, zacięciu. Ktoś, kto nigdy nie uczęszczał do Hogwartu, pomimo że na starej fotografii nosił mundurek.

— To jest twarz leśniczego z Doliny Godryka. To jest twarz Samuela z Kniei. Nawet nie ma własnej — stwierdził z żalem w głosie, przesuwając fotografię po stole w jej stronę. — Możesz na mnie liczyć, gdybyś jeszcze czegoś potrzebowała. Nawet emocjonalnego wsparcia jedynie. Razem wypijemy za braci, którzy odeszli.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#10
27.05.2024, 13:37  ✶  

- Oczywiście, próbuję tylko jakoś to zrozumieć, złożyć w całość. - Nie miała broń Merlinie do Morpheusa żadnych pretensji, dał jej naprawdę dużo informacji, poświęcił jej swój czas, to wiele dla niej znaczyło. Mimo, że nadal nie do końca rozumiała wszystko, co się wokół niej działo. Znajdowała się coraz bliżej rozwiązania problemu, a to było już naprawdę wiele. Gdyby nie jego pomoc, to pewnie by tego nie rozwiązała. Jego i kilkoro innych znajomych, niektórzy z nich ucierpieli próbując ją wesprzeć, co nie dawało jej spokoju. Nie mogła pozwolić, aby to powtórzyło się ponownie.

- Zastanawiam się, czy może jeśli go dobrze zamkniemy, to nie będzie wreszcie nikogo niepokoił. - Nie życzyłaby nikomu, żeby przeżywał to co ona teraz. Najlepiej by było, gdyby pozbyła się tego demona na dobre, co pewnie też nie było łatwe do zrealizowania. Sięgnie pewnie po kolejne informacje, zaangażuje w to kolejnych ludzi, aby zrobić to jak najlepiej się da.

- Cóż, na szczęście teraz wiem, że nie można mu ufać. - Będzie ostrożniejsza, to na pewno. Ostatnio wiele razy się sparzyła i może demon nie zrobił jej póki co krzywdy bezpośrednio, to ranił kilka bliskich jej osób, nie miała zamiaru pozwalać na to, by stało się to ponownie.

Zauważyła reakcję Morpheusa na fotografię, czuła, że coś jest nie tak. Nie musiała być jasnowidzem, żeby to odczytać. Westchnęła ciężko słysząc jego słowa. Nie miał nawet swojej twarzy? Powinna się tego domyślić. - Dziękuję ci za wszystko, twoja pomoc naprawdę wiele dla mnie znaczy. - Powiedziała jeszcze nim podniosła się z krzesła i ruszyła w stronę wyjścia. Musiała pójść na zewnątrz i zaczerpnąć świeżego powietrza, te informacje, które jej dał to było naprawdę dużo, nawet, jak na osobę pokroju Geraldine Yaxley.



Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Geraldine Yaxley (1896), Morpheus Longbottom (1757)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa