• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ministerstwo magii v
1 2 3 Dalej »
[25.07.1972] Welcoming party

[25.07.1972] Welcoming party
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#1
10.06.2024, 21:10  ✶  
Bulstrode czuł się dzisiaj chyba aż za dobrze, ale tym razem przynajmniej wiedział z czego to wynika. Już jutro Louvain miał walczyć o honor Loretty i nawet jeśli Atreus niezbyt o te jej walory zabiegał, to kim on był żeby nie wspierać przyjaciela, nie mówiąc już o tym że nie byłby sobą, gdyby odmówił możliwości obejrzenia porządnej bitki. A przynajmniej miał nadzieję, że Lestrange podczas Honorowego Pojedynku popisze się, bo przecież ćwiczyli - specjalnie z tego powodu odbyli sesje w Srebrnych Różdżkach, żeby nieco rozgrzać jego skostniałe ciało i upewnić się, że podoła wyzwaniu, a Nott skończy rozłożony po całości.

Atreus może trochę, tak tylko odrobinę żałował, że zamiast unosić się podczas Beltane dumą, Lou nie postanowił po ludzku zaciągnąć Philipa za jakiś stragan albo do lasu i obić mu twarzy. Powiedzmy sobie szczerze - gatunek który wierzył w cnotę jego bliźniaczki znajdował się na wymarciu i on był ostatnim jego przedstawicielem. W ten sposób ograniczyłby ewentualne plotki i spekulacje, gdyby coś poszło nie tak, a i miałby pewnie o wiele więcej radości, niż mógł mu sprawić obostrzony zasadami pojedynek.

Oprócz tego, że jutro zapowiadało się całkiem przyjemnie, to do pracy zdawała się wrócić Lorien. Dlatego też Bulstrode siedział teraz w jej gabinecie, rozsiadłszy się w fotelu petenta i spoglądając na piętrzące się na jej biurku stosy papierów.
- Wiesz, tak sobie myślę, na twoim miejscu już dawno zastosowałbym bardzo pomocny manewr. Połóż rękę na blacie, a potem przesuń po nim po długości aż do samego końca. Co spadnie, nie zasługuje na twoją uwagę. W innych warunkach poleciłbym ci przeniesienie na biurko jakiegoś innego sędziego, ale kiedy masz biuro sama dla siebie, to utrudnia to nieco sytuację. - uśmiechnął się do niej grzecznie, niczym najbardziej doświadczona w tym temacie osoba. Ale jakby nie patrzeć - tak właśnie było. Atreus bezwzględnie wykorzystywał fakt, że siedział biurko w biurko ze starszym bratem, tak samo jak i sam charakter Oriona, przez co wszystkie niechciane i niedokończone raporty trafiały właśnie u niego.
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#2
14.06.2024, 08:00  ✶  
wiadomość pozafabularna
[Obrazek: gpdg3A.gif]

Powrót do pracy brzmiał w teorii na bardzo dobry pomysł. W teorii.
Zamknięcie w domu z dala od politycznych rozgrywek i mozolnej dłubaniny w kartotekach powodowało, że Lorien stawała się nieznośna. Dla siebie, dla otoczenia, dla każdego nieszczęśnika, który akurat się napatoczył. A ostatnimi czasy w kamienicy było tych nieszczęśników więcej niż mniej.
Teoria teorią, ale czarownica  szybko odczuła, że przez najbliższy czas nic nie będzie takie samo. Złaknione ploteczek współpracownice bardzo nieskutecznie udawały głębokie ubolewanie nad jej losem, wpadały “tylko powiedzieć dzień dobry” i dopytać jak minęły “wakacje”.
W dodatku Lorien mogłaby przysiąc, że znalazłoby się kilka osób, którym bardzo nie w smak była cała ta historia - bez pościgów, porwań i torturowania? Urlop z powodów zdrowotnych? W czasach, gdy Śmierciożercy szaleli na wolności? Oburzające!

Bulstrode nie był kolejną rozpaplaną babą z działu handlowego. Ani spanikowanym stażystą, którego wysłano na przeszpiegi. Więc jak tylko pojawił się na progu - nie mogła nie odetchnąć z ulgą.
- Wchodź, wchodź. I zamknij drzwi.- Rzuciła tylko, machając zniecierpliwiona ręką i upewniając się ze swojego miejsca za biurkiem czy na drzwiach nadal wisiała karteczka informująca o tym, że pani Mulciber jest na bardzo ważnym spotkaniu i wróci później.- Jak zobaczą, że jestem, znowu zaczną się pielgrzymki.
Własny gabinet miał swój niewątpliwy urok - zwłaszcza, gdy siedziało się ściana w ścianę z całym Biurem Aurorów, to człowiek naprawdę zaczynał doceniać zaklęcia wyciszające i prywatną przestrzeń. Tak po prawdzie to nawet się stęskniła. Za ministralnym chaosem, miliardem papierowych samolocików, sprawami do załatwienia na wczoraj. Co prawda jakiś kompletny bezczel podkradł jej ulubiony kubek do kawy, więc aktualnie na drewnianym blacie stały dwa okropne papierowe kubeczki, ale… nawet to miało swój urok. Kto nigdy nie przetrwał na paskudnej urzędniczej lurze niech pierwszy rzuci zszywaczem.

I ta niekończąca się papierologia, którą starała się aktualnie ogarnąć, równocześnie rozmawiając z rozwalonym w fotelu naprzeciwko Arteusem. Przez chwilę wyglądała jakby naprawdę rozważała tą propozycję - Anglia to w końcu nie był kraj dla pechowych czarodziejów. Co trzeciego wysłać na wakacje do Azkabanu i od razu zrobiłby się spokój w państwie. Panie i Panowie wielka więzienna loteria - ukradnij cukierka i zgarnij bilet na randkę z dementorami.
- Nie kuś, bo Samantha mnie prześwięci...- Przewróciła oczami, starając się zachować pełną powagę. Sięgnęła po pierwszą lepszą teczkę z brzegu. - Tuż przed wyjazdem zamknęłam sprawę dziewczyny, która transmutowała teściową w cukierniczkę. I nie wyszłoby to w ogóle na jaw, gdyby nie to, że strasznie przy rozwodzie walczyła o zestaw herbaciany.- Uniosła kąciki ust na samo wspomnienie kilkumiesięcznej batalii sądowej. Pacnęła otwartą dłonią stertę papierów - Jakieś sprawy czarnoksiężników? Miły prezent powitalny od Biura Aurorów?
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#3
12.08.2024, 05:18  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 02.01.2025, 14:40 przez Atreus Bulstrode.)  
Atreus posłusznie i jakże pośpiesznie zamknął drzwi, bo wcale nie chciał żeby im się tutaj napatoczyła zaraz jakaś namolna sekretarka czy inny stażysta, wysłany przez siły wyższe na przeszpiegi. Żeby nie było, rozumiał zainteresowanie - lwia część ministerialnych zajęć wydawała mu się nudna jak flaki z olejem i każdy szukał chociaż odrobiny ekscytacji w tym ponurym, urzędniczym życiu. Wszelkie wolne, chorobowe czy wakacje, nawet jeśli cudze, albo nawet może w szczególności, dawały nadzieję na polepszenie sobie dnia, albo chociaż nabicie ploteczkami godzin pracy.
- Kto by pomyślał, że jesteś tak popularna - parsknął mimo wszystko, dla zasady chyba tylko poddając w wątpliwość to, jak faktycznie ktoś mógł się interesować jej osobą i przed chwilą skończonymi wakacjami.

Troszkę jej tego własnego gabinetu zazdrościł. Ustawione obok siebie biurka Brygady Uderzeń czy Aurorów jakoś nigdy do niego nie przemawiały. No, może poza momentami kiedy dzięki temu był w stanie strategicznie zsunąć swoje raporty na blat Oriona, tym samym odejmując sobie roboty i związanych z nią bolączek. Mógł łazić po najgorszych kanałach, kiedy zajmował się sprawą, ale papierkowa robota? Koszmar.

- Możesz jej nie mówić, pozwalam... - kąciki ust drgnęły w lekkim, nieco złośliwym uśmieszku. Bo przecież czego oczy nie widziały, tego sercu żal nie było. Pani naczelna wizengamotu z pewnością była na tyle zajęta, że nawet nie zwróciłaby większej uwagi na parę zaginionych w akcji teczek. - Bez sensu, gdybym zamienił teściową w cukierniczkę, to pozwoliłbym ją zabrać byłej żonie przy rozwodzie. Byłoby to absurdalnie zabawne, gdyby potem używała swojej własnej matki, albo lepiej - wyrzuciła ją w końcu na śmietnik - uśmiechnął się kpiąco, doceniając swój własny żarcik. - Czarnoksiężników? A co, sprawy transmutowanych cukierniczek cię nie bawią? Mam dla ciebie przykrą wiadomość - nic wielkiego się nie działo ostatnio. Ale jutro jest wspaniały pojedynek o honor Loretty Lestrange, kojarzysz?
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#4
03.12.2024, 11:55  ✶  
- Czuję się trochę jak córa marnotrawna powracająca na łono rodziny.- Westchnęła niemal cierpiętniczo, na parę sekund dociskając trzymane dokumenty do piersi. W czym jak w czym, ale w teatralnych gestach Lorien była całkiem niezła. Ministerstwo żyło plotkami i skandalami wszystkich dookoła. To jasne, że tak długi wyjazd nie mógł jej ujść na sucho, a poza salami Wizengamotu i gabinetem - nie było gdzie się za bardzo ukryć.
Arteus oddawał papierzyska swojemu bratu i szczerze powiedziawszy, trochę mu tego zazdrościła. Ale z drugiej strony… Nie musiała biegać w brudzie i smrodzie. Cały ten element półświatka przyprowadzano jej już podany na srebrnej tacy. Jak prezenty na Yule!
- Uważaj, uważaj. Słyszałam, że tak jak nam czasem znikają teczki spraw, tak księgowości zdarza się pogubić premie świąteczne. - Nie żeby to miało jakiekolwiek znaczenie. Ale zawsze lepiej było mieć galeony od miłościwie im panujących organów administracji przytulić niż nie. Miłe kieszonkowe do roztrwonienia w kasy… przy towarzyskiej partyjce w karty.
- To samo pomyślałam, ale z drugiej strony - zaklęcia są nietrwałe. Co jeśli się odmieni? Nie znasz dnia ani godziny kiedy mamusia się transmutuje z powrotem. A potem tylko słyszysz stuk stuk do drzwi i przemili - przeciągnęła lekko sylaby - panowie Aurorzy odprowadzają cię w kajdankach. Ryzykowne.

Może i nie powinna tego mówić, ale i tak wystarczyło, że na jej ustach pojawił się lekki uśmieszek. Przechyliła się przez biurko, zniżając głos do scenicznego szeptu, jakby miało się okazać, że naraz są podsłuchiwani. Kompletna bzdura.
- Tak naprawdę to szalenie mnie bawią.- Przyznała, kręcąc leniwie jeden z loków na palcu.
Niech pierwszy spłonie na stosie ten kto nigdy nie pomyślał, że sędziowie tylko wyczekują na coś ciekawszego niż kolejna podniosła sprawa o łamanie kodeksu tajności. Czasem wystarczyła wojna o przekazaną w spadku rozpadającą się ruderę czy orzeczenie w sprawie o alimenty, gdzie ojciec zapewniał, że dzieciak musi być metamorfomagiem, bo nie ma możliwości, żeby to był jego, żeby dzień stał trochę milszy. Ale sprawy czarnoksiężników, zdrajców i morderstw zawsze były bardziej... ekscytujące. Pozwalały zgłębić mroki ludzkiego umysłu, obserwować w czasie rzeczywistym jak się łamią, jak zaczynają rozumieć , że czeka na nich malutka cela w Azkabanie, która pogrzebie ich marzenia o wielkości.

- Pojedynek o honor. Przepraszam czy ktoś nas cofnął do XIX wieku?- Zaśmiała się perliście. Co prawda samą panią Lestrange kojarzyła, jak pewnie większość społeczeństwa z sygnowanej jej imieniem galerii sztuki i równie licznych co jej bankietów i przyjęć, plotek, ale kiedy ostatnio ktoś szarpnął się do walki o kobiecy honor?
Ale powoli, bardzo powoli, odłożyła przeglądaną teczkę na bok. Dość jasny sygnał, że priorytety pani Mulciber nieszczególnie się zmieniły od tych kilku lat. Praca nie chochlik, mogła zaczekać, plotki - nigdy. Sięgnęła po papierowy kubeczek.- Powiedzmy, że kojarzę Lorettę. Co się zadziało, że dorośli chłopcy będą się pojedynkować w jej imieniu?- To pachniało skandalem.
Upiła gorącej lury. Mieszanka najgorszej jakości kawy instant z dziwnym kwaśnym posmakiem i kartonu smakowała zarywaniem nocek na stażu. Piękne wspomnienia, dobrze że wspomnieniami pozostawały.
Zatrzymała na moment dłużej wzrok na swoim gościu,
- Czy to jest twój pojedynek?- Musiała zapytać, starając się powstrzymać złośliwy uśmieszek. Wielki pan Bulstrode, rycerz na białym rumaku ze srebrną różdżką w ręce?
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#5
02.01.2025, 14:59  ✶  
- Chyba trochę tak jest, co? W końcu twoja ciotka to Naczelny Mag Wizengamotu - pomijając oczywiście fakt, że jak się z kimś bardzo długo pracowało, to faktycznie zaczynało się go traktować jako rodzinę. Tę pokrętną, z którą często nie chciało się mieć nic wspólnego, ale jednak rodzinę. Chociaż w momencie jak o tym pomyślał, to się wzdrygnął kiedy naturalnie za tym poszła kwestia czy to znaczyło, że Chester był jego.

- To się nazywa szantaż i jest na to paragraf - odpowiedział gładko, absolutnie się jednak nie przejmując. - No to zabezpieczasz w takim razie runami. Wszystko jest do ogrania, Lorien. Odpowiednio rzucona klątwa, najlepiej przez rytuał, wytrzyma bardzo długo. O ile nie na zawsze, jeśli nie złamie się jej w odpowiedni sposób - a o klątwach to ona chyba powinna coś wiedzieć, nie ważne czy Atreus był w pełni świadomy jej przypadłości czy też nie. Wilkołaki, maledictusy... to były misternie splecione klątwy, które na tym etapie były bardziej traktowane jak nieuleczalne choroby - nie znalazł się nikt, kto były w stanie je złamać, więc cierpiący na nie musieli z nimi żyć.

- Widzisz, jest to pytanie, które sam sobie zadaję, ale nie mogę go zbytnio wypowiedzieć na głos przy samym zainteresowanym, bo to mój drogi przyjaciel - parsknął ze złośliwym uśmiechem, pełzającym gdzieś w kącikach ust. Cała sytuacja od samego początku wydawała mu się absolutnie abstrakcyjna i nawet nie dlatego, ze chodziło o honor Loretty - coś o czym mówiło się bardzo głośno, ale czego nikt niekoniecznie był w stanie znaleźć. - Nie jestem pewien, ale chyba chodzi o jakąś potwarz - specjalnie użył tego przestarzałego słowa, skoro już byli przy XIX-wiecznych pojedynkach. - Jakiej dopuszczono się wobec niej podczas Beltane. Kiedyś się chyba prowadziła z Philipem Nottem i doszło między nimi do scysji podczas sabatu. A może raczej między Nottem, a bratem Loretty, Louvainem. Szczerze, bardzo chciałbym ci powiedzieć więcej, ale jakoś zapomniałem dopytać Lou, co ten Philip faktycznie tam nagadał, ważne jednak że wszystko ma się skończyć na parkiecie, w blasku świateł i dziennikarskich fleszy. Ja natomiast, moja droga, jestem zaledwie skromnym sekundantem, chociaż nie powiem, trochę mi z tego powodu przykro, bo chętnie bym się z takim Nottem pobił. Głównie dla zasady.
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#6
22.01.2025, 07:32  ✶  
- I to w dodatku rodzona.- Skinęła delikatnie głową. Czy fakt, że Samantha znała ją od urodzenia i bacznie przyglądała się jak mała Lorien dzielnie wrzuca pluszaki do kartonu w komórce pod schodami podpisanego wdzięcznie “AsKAbAM”, by o nich zapomnieć na kolejne miesiące, zmienił cokolwiek? Zapewne. Wizengamot był ulubioną piaskownicą Crouch’ów, którzy zwykle do zabawy brali ludzi z własnej kliki.- Ale Arteusie, jesteśmy czystokrwiści, kto tu nie jest rodziną?
Stryjeństwo, rodzeństwo, kuzynostwo. Wieki mieszania krwi w obrębie niewielkiej garstki rodzin doprowadziły do sytuacji, w której dziś się znaleźli - ich drzewa, przemieszane i poplątane, przypominały bardziej wieńce pogrzebowe.
Zgodziłaby się, że każdy Departament był jakimś takim dziwnym, rodzinnym tworem. Pewnie jego oddział o wiele bardziej niż jej - Aurorzy nie mogli się alienować od innych, prawda? To od udanej kooperacji zależał nie tylko sukces misji, ale zwyczajnie w świecie ich życie.
Wystarczył jeden zdradliwy szczur, żeby wszystko zaprzepaścić.

Przechyliła lekko głowę, robiąc minę jak właśnie taka poczciwa cioteczka, co to się przygląda swojemu naiwnemu, młodemu chrześniakowi, który jej opowiada o tym, że białe to powinno być białe, a czarne czarne i w ogóle sprawiedliwość zawsze zwycięży.
- W tym kraju są dwie jednostki, z którymi strach walczyć.- Powiedziała powoli. Uniosła wskazujący palec do góry - Te krwiożercze bestie z Czarownicy - dodała drugi - i biuro podatkowe.- Opuściła dłoń. Voldemort? Voldemort mógł co najwyżej ich wszystkich pozabijać. Ale taka pani Renatka…. Jej tortury były dłuższe. Niekończące się poprawki do rozliczeń podatkowych; słodki żabi uśmieszek na jej wysuszonej gębie, gdy nagle odkrywała, że zalegasz z milionem galeonów, bo zapomniałeś odpisać od podatku kulawego psa, którego przygarnęła twoja matka w ‘45.
- To wojna, której nie wygramy, panie Bulstrode.- Westchnęła cierpiętniczo, po czym upiła trochę kawy.- Czasem trzeba zagryźć zęby, kupić im czekoladki i kwiaty, a potem cieszyć się czekiem.
Czy to była ta słynna korupcja na najwyższych szczeblach władzy?

Wiedziała co nieco o klątwach. Szczerze powiedziawszy to wiedziała o nich więcej niż nawet by chciała. To, że pani Mulciber była maledictusem nie było tajemnicą w Ministerstwie Magii. Lorien zrobiła z tego swoją tarczę i ulubiona wymówkę dlaczego jest taką suką bez serca. Emocje mi szkodzą. Oświadczała bez cienia krępacji, gdy zarzucano jej kompletny brak empatii wobec oskarżonych.
- Powinnam się obawiać, że znasz przepis na bardziej rodzinną zastawę stołową? A może nieco dłużej zastanowić jeśli kiedykolwiek mi takową ofiarujesz?- Zapytała tonem o wiele lżejszym niż pewnie wymagał tego temat rozmowy. Przez moment zastanowiła się w co transmutowałaby Mulciberów, gdyby tylko mogła. Może zmieniłaby męża w jakiś ładny, dekoracyjny talerzyk? Richarda w dzbanek? Uśmiechnęła się do swoich myśli.

- Potwarz.- Powtórzyła za nim powoli. A potem zamilkła, żeby na pewno wszystko dobrze usłyszeć i zrozumieć, wobec natłoku miejsc, przyczyn i postaci, jakie pojawiły się w opowieści Arteusa.
- Więc… Louvain Lestrange wyzwał na pojedynek Philipa Notta, bo ten powiedział coś niestosownego o jego siostrze, z którą Philip Nott się “kiedyś prowadzał” - uniosła palce w charakterystycznym geście króliczych uszu, jasno implikując jak brzmi takie “prowadzanie się”.- Ale teraz już tego nie robi i najwyraźniej strasznie go to boli, skoro domniemanie obraża swoją “byłą” - znów ten sam gest.- Przepraszam cię Arteusie, ale… czy jeden z drugim nie powinien latać za piłką, zamiast uskuteczniać pojedynki rodem z poprzedniej epoki?- Zapytała niewinnie. Coś tam jej się obiło o uszy, że ponoć Philip Nott był członkiem drużyny Quidditcha. Ale jakiej? Co na jakiej pozycji? Co ta pozycja w ogóle robiła? Tego to już Lorien pojęcia nie miała, bo jak przystało na stereotypową babę, sport ją interesował mniej niż zeszłoroczny śnieg.
- Shhh.- Przerwała mu zanim zaczął zbyt mocno fantazjować o wpieprzeniu Nottowi.- Nic mi nie mów. Tak na wypadek jakbyś zaczął realizować marzenia i musiałabym cię reprezentować
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#7
17.04.2025, 03:47  ✶  
Ogólnie był zdania, że bardzo dobrze było mieć rodzinę na odpowiednich stanowiskach. Nepotyzm? Jaki nepotyzm. Liczyło się tylko to, ze krew otwierała odpowiednią drogę rozwoju i poszerzała horyzonty. Umiejętności też miały znaczenie, ale jeszcze trzeba było mieć możliwości by z nich w ogóle korzystać. Z resztą, on sam coś doskonale wiedział na temat tego jak to jest iść nie tyle w ślady rodziny co deptać im po piętach. W końcu jego własny ojciec pracował wcześniej w Departamencie Przestrzegania Prawa na stanowisku zastępcy szefa biura aurorów. To był wygodny stołek i pasujący do Percivala; trochę wiało nudą, ale jego sztywność sprawiała, że kwitł w tym środowisku, bo jakoś zawsze było mu bardziej do twarzy kiedy mógł wspierać innych a nie bezpośrednio nimi dowodzić. Dalej robiło się nieco bardziej kolorowo, bo przecież Szefowa całego departamentu wżeniła się w Bulstrode'ów, nawet jeśli dla niepoznaki wciąż nosiła panieńskie nazwisko - nikt w sumie nie trzymał tego przeciwko niej, przynajmniej nie w rodzinie zmarłego małżonka, a jeśli już to nigdy nie robiono tego na głos. Obok natomiast stał Departament Tajemnic, na którego stołku siedział Gregory, a po ucieczce Mulciberów z Ministerstwa, Bulstrode'owie wypełnili pozostawione przez nich luki.

- No tak, wieniec genealogiczny - prychnął rozbawiony jej uwagą, spoglądając na nią wesoło. Nie było co sobie mydlić oczu, ze połowa czarodziejskiej socjety była ze sobą spokrewniona blisko. Druga natomiast połowa była spokrewniona daleko. Tak to już bywało w tych wszystkich zawiłych wyścigach o władzę i próbę zachowania wpływów. Niektórzy też robili to dla zachowania tych konkretnych magicznych genów, jak na przykład krew Blacków albo umiejętność liczenia numerologicznych całek.

- Mmm, podatki. Największy wróg porządnego, czystokrwistego czarodzieja tonącego w galeonach - westchnął ze zbolałą miną, unosząc ręce ku górze w bezradnym geście. Z jakiegoś dziwnego powodu im bogatszym się było, tym bardziej walczyło się o najmniejszego knuta, nawet tego złamanego. Sam nigdy tego do końca nie rozumiał, bo wychodził z założenia że pieniądze ma akurat po to, żeby je wydawać, a już w szczególności w kasynach. Niektórzy jednak uwielbiali inne rozrywki stawiające na odrobinę losowości, czerpiące ze szczęścia i podnoszące poziom adrenaliny we krwi - oszustwa podatkowe.

- Nie, spokojnie, nie robię w garncarstwie. Ciężko znaleźć całą rodzinę, w sensie tak liczną, żeby zrobić z tego rodzinną zastawę, więc jesteś bezpieczna. Na razie - pomijając oczywiście fakt, że niestety, nie opanował tego typu sztuki nakładania klątw. Ale zawsze można było kogoś do tego zatrudnić.

- Ehe - przytaknął na jej królicze uszka. Znaczy na cały wstęp do tego, czy odpowiednio zrozumiała jego przekaz, ale zrobił to podejrzanie ochoczo, uśmiechając się przy tym głupio. - Niestety, plany życiowe jednego zawodnika się posypały, bo Louvain już nie lata za piłką, a po korytarza Departamentu Transportu, wydając zezwolenia na użytkowanie świstoklików. Trochę nudna robota, ale co zrobić - westchnął, na moment nieco cichszy i mniej uśmiechnięty, bo nawet jeśli z łatwością nabijał się z pewnych kwestii dotyczących jego przyjaciół i ich poczynań, to koniec kariery Louvaina był dla niego ciosem. Zawsze lubił mu kibicować, nawet jeśli nie było to to samo niż darcie się na niego na boisku jako kapitan, ze ma ruszyć dupę.

- Oh już nie bądź taka. No przecież go nie pobiję, głównie dlatego że tak nie można. Bo to brzydko i niestosownie, a Nott wygląda na takiego co z miejsca by pobiegł i się komuś poskarżył. No, a pojedynek nawet jeśli trochę głupi, to musi być fair, żeby ten honor Loretty miał jakieś szanse, prawda?

Honor panny Lestrange, niestety, żadnych szans nie miał, ale cóż można było innego powiedzieć? Atreus z resztą też nie miałby nic przeciwko, żeby to akurat Lorien stanęłaby w jego obronie gdyby zaszła taka konieczność. Pofantazjowali nawet o tym nieco, ciągnąc dalej rozmowę na te tory, a potem już w ogóle na ploteczki, bo o wiele za wiele ominęło panią Mulciber podczas jej nieobecności. W końcu jednak Atreus pożegnał się z nią i oboje wrócili do pracy.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Atreus Bulstrode (1642), Lorien Mulciber (1572)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa