30.06.2024, 01:30 ✶
Wydmuchując z siebie dym i zaciągając się ponownie, Flynn wydawał się być taki... spokojny. Leżał tak sobie, jak gdyby nigdy nic, ogrzewając przepocone ciało, chociaż godzina już była dosyć późna, a gorące, wilgotne powietrze sierpnia kusiło raczej do ściągnięcia z siebie dodatkowych warstw odzienia i wskoczenia pod prysznic, a nie duszenia się tutaj, w taki sposób. On jednak odczuwał to kompletnie inaczej. W wozie panował coraz większy zaduch, a on dobijał to smrodem papierosów. Fiery pewnie nie będzie zadowolona, ale trudno - mógł spać na dachu, albo na ziemi - póki nie przyszedł mróz, niewiele mu przeszkadzało.
- Nie? - Odpowiedział, trochę jakby zadawał mu pytanie, a później skrzywił się dziwacznie, jakby odpowiedź na to była oczywista. No bo on zawsze te Stany kochał, romantyzował upadlający system przyjęty przez Amerykanów, jakby faktycznie dało się uznać go za sen, za spełnienie ludzkich marzeń. Ględził o Kalifornii, o palmach, o ulubionych filmach i muzyce. Ostatnio nawet kupił sobie deskorolkę. Taką z gumowymi kółkami. I to była jedyna rzecz, jaką posiadał poza obrębem swoich kieszeni. No, nie licząc tej książki od Caina. Tej, od której to wszystko się zaczęło. Flynn coraz mocniej sądził, że Bletchley wysyłając mu ten prezent, przyspieszył tylko nieuniknione. - Tak...? Ona nawet nie wie, że jestem z cyrku. Skumałem to Al, mam siedzieć na dupie i zachowywać się jakby nic nas nie łączyło, ale nie odbierzesz mi prawa do mówienia o swoim życiu, kiedy nie używam nawet twojego imienia. - Kompletnie nie brzmiał na zadowolonego i nie powiązał następnych pytań z tym „kocham cię”, dla niego stanowiło to przedłużenie poprzedniej wypowiedzi i napiął się od razu, przyjmując pozycję obronną. Już wiedział, że nawet jeżeli to dało się naprawić, jeżeli ich relację dało się uratować, najwyraźniej Alexandra do takiej Viorici nie zabierze. Peszyło go to i odrzucało, ale ta relacja już dawno przybrała kształty niedające mu żadnego poczucia kontroli. Jebany hipokryta - powiedział mu, że nie będzie się nim chwalił na prawo i lewo, bo jeszcze ktoś zaszkodzi Fantasmagorii, a później próbował uderzyć dziedzica Prewettów prosto w nos, na oczach tłumu! Tłumu pełnego ludzi z nazwiskami ze Skorowidza Czystości Krwi. Ludzi, którzy by się podpisali na dokumencie obalający brytyjski rząd ich krwią, krwią mugolaków. Szamotał się i nie liczył z jego zdaniem, a Flynn... wszystko przeciskał przez sito uczuć, ale nie gardził też tym odpowiadającym za instynkt przetrwania.
Poruszył się na tym łóżku niespokojnie, zaciągając się dymem jeszcze raz. Tak cholernie się tego bał, rozdrapania tego strupa, ale znowu pojawiło się pomiędzy nimi napięcie i zaczął już szybciej oddychać, pojawił się stres. Coraz częściej waliło mu przy nim serce. Szkoda, że z tak złych powodów. Po co on w ogóle zaczynał opowiadać te rzeczy? Za każdym razem, kiedy się przed nim otwierał, wszystko kończyło się tak źle...
- Wolałbyś, żebym był po prostu twoim bratem?
- Nie? - Odpowiedział, trochę jakby zadawał mu pytanie, a później skrzywił się dziwacznie, jakby odpowiedź na to była oczywista. No bo on zawsze te Stany kochał, romantyzował upadlający system przyjęty przez Amerykanów, jakby faktycznie dało się uznać go za sen, za spełnienie ludzkich marzeń. Ględził o Kalifornii, o palmach, o ulubionych filmach i muzyce. Ostatnio nawet kupił sobie deskorolkę. Taką z gumowymi kółkami. I to była jedyna rzecz, jaką posiadał poza obrębem swoich kieszeni. No, nie licząc tej książki od Caina. Tej, od której to wszystko się zaczęło. Flynn coraz mocniej sądził, że Bletchley wysyłając mu ten prezent, przyspieszył tylko nieuniknione. - Tak...? Ona nawet nie wie, że jestem z cyrku. Skumałem to Al, mam siedzieć na dupie i zachowywać się jakby nic nas nie łączyło, ale nie odbierzesz mi prawa do mówienia o swoim życiu, kiedy nie używam nawet twojego imienia. - Kompletnie nie brzmiał na zadowolonego i nie powiązał następnych pytań z tym „kocham cię”, dla niego stanowiło to przedłużenie poprzedniej wypowiedzi i napiął się od razu, przyjmując pozycję obronną. Już wiedział, że nawet jeżeli to dało się naprawić, jeżeli ich relację dało się uratować, najwyraźniej Alexandra do takiej Viorici nie zabierze. Peszyło go to i odrzucało, ale ta relacja już dawno przybrała kształty niedające mu żadnego poczucia kontroli. Jebany hipokryta - powiedział mu, że nie będzie się nim chwalił na prawo i lewo, bo jeszcze ktoś zaszkodzi Fantasmagorii, a później próbował uderzyć dziedzica Prewettów prosto w nos, na oczach tłumu! Tłumu pełnego ludzi z nazwiskami ze Skorowidza Czystości Krwi. Ludzi, którzy by się podpisali na dokumencie obalający brytyjski rząd ich krwią, krwią mugolaków. Szamotał się i nie liczył z jego zdaniem, a Flynn... wszystko przeciskał przez sito uczuć, ale nie gardził też tym odpowiadającym za instynkt przetrwania.
Poruszył się na tym łóżku niespokojnie, zaciągając się dymem jeszcze raz. Tak cholernie się tego bał, rozdrapania tego strupa, ale znowu pojawiło się pomiędzy nimi napięcie i zaczął już szybciej oddychać, pojawił się stres. Coraz częściej waliło mu przy nim serce. Szkoda, że z tak złych powodów. Po co on w ogóle zaczynał opowiadać te rzeczy? Za każdym razem, kiedy się przed nim otwierał, wszystko kończyło się tak źle...
- Wolałbyś, żebym był po prostu twoim bratem?
Oh darling, it's so sweet
you think you know how crazy I am.
My mind is a hall of mirrors.
you think you know how crazy I am.
My mind is a hall of mirrors.