• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Retrospekcje i sny v
« Wstecz 1 … 3 4 5 6 7 … 14 Dalej »
[08.62 Brenna & Anthony] Once upon a midnight dreary

[08.62 Brenna & Anthony] Once upon a midnight dreary
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#11
15.07.2024, 15:51  ✶  
A więc jego ciemiężyciel cały czas tu był! Ból nie pozwalał za bardzo się nad tym zastanawiać, ale po tembrze głosu Anthony zdał sobie sprawę, że został ofiarą najprawdopodobniej całkiem nieletniej osoby, która najprawdopodobniej teraz chciała mu pomóc. Ale nie dał się tak łatwo, odsuwając się i unikając kontaktu fizycznego po raz drugi. Ściągnął gniewnie brwi, a końcu było też widać jego zdecydowanie niezadowolone stalowe tęczówki, otoczone zaróżowionym białkiem. Krew nie leciała z dziurek, ale nos zdecydowanie był zaczerwieniony.

– Co? Nie! Nie ma mowy – odganiał się od niej jak od natrętnej muchy, a dłonią pozbawioną różdżki sięgnął do kieszeni czarnej, satynowej kamizelki by wyciągnąć białą chusteczkę obszytą srebrzystą nicią. – Tak dla porządku, jestem właścicielem tego miejsca – dodał zjadliwie, delikatnie przykładając materię do twarzy, zbierając pot i inną wilgoć, która być może, absolutnym przypadkiem, znalazła się na jego skórze. – To TY tu jesteś intruzem młoda panno, intruzem, który próbował... próbował uwięzić mnie w wieży! – Och tak, przecież słyszał przekręcany zamek, który teoretycznie miałby mu uniemożliwić wydostanie się ze środka. Dobrze, że miał przy sobie różdżkę! Bez niej mogłoby to się skończyć tragicznie. – Zdajesz sobie sprawę, że to opuszczona okolica i mogłaś mieć mnie totalnie na sumieniu, gdybym nie miał przy sobie różdżki? – Dźgał dalej, nieco na oślep, odzyskując nieco rezon, choć wizja przebywania w tym miejscu jako ostatnim miejscu w swoim życiu wzdrygnęła nim i pobladła skórę, dając mocny kontrast między zaczerwienionym nosem i okolicami, a kredowo-białą resztą.

Rozejrzał się w poszukiwaniu książki, którą ze sobą zabrał i podniósł ją nieco bezmyślnie, przejeżdżając skórzaną rękawiczką po ubrudzonej okładce. Musiała mu wypaść, gdy został zaatakowany. Westchnął smutny przyglądając się uszkodzeniom okładki. Oczywiście jednym zaklęciem szło to bardzo łatwo naprawić, ale on będzie wiedział, że to stłuczenie tu było. Rzeczywistość pamiętała takie rzeczy, nawet jeśli magia próbowała przekonać wszystkich wkoło, że nic się nie zadziało.
– Biedny Edgar, nie zasłużył sobie na takie traktowanie – powiedział raczej do siebie niż do wyrośniętej nastolatki stojącej przed nim. – Nie powinnaś być w szkole? – zapytał jeszcze, w znaczącym stopniu odklejony od rzeczywistości w obecnej chwili, pełnej grozy i cierpienia. Zmarszczył nos kilka razy i eksperymentalnie dotknął go, ale bolało nadal, więc porzucił tę aktywność na rzecz przesłuchania. – Jesteś tutaj sama?
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#12
16.07.2024, 08:15  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.07.2024, 08:18 przez Brenna Longbottom.)  
- I tak nie jest złamany - oceniła, cofając ręce. Z pewną ulgą, bo nie chciała łamać nosa komuś, kto płakał po jednym ciosie. Nawet Dani nie płakałaby, jakby oberwała jeden raz. Nie to że Brenna kiedykolwiek ją uderzyła, mogła bić brata, Mav i przypadkowych ludzi, ale nie biło się słodkich, drobnych puchoneczek, takich jak Nora czy Danielle. - Właścicielem? - powtórzyła z pewnym niedowierzaniem, bo zakładała, że cóż, miejsce nie ma właściciela. I nagle w jej wzrok wkradła się jakby odrobina współczucia. Ubranie miał czyste, nie sądziła, że mieszka w aż tak fatalnych warunkach! A ona dała mu w nos. Ludzie nie powinni mieszkać w takich miejscach, to było gorsze od tych zniszczonych domków w Dolinie Godryka... - Hm. To tego, bardzo malowniczy wystrój, pomysłowo, eee, klimatycznie, zwłaszcza ta zbroja rzucająca toporem na piętrze, prawie mnie trafiła, skubana i ten portret, co gada zagadkami. Jesteś pewien, że chcesz tutaj zostać? Dałoby się pewnie załatwić coś... no może nie tak robiącego wrażenie, ale bez tej całej pleśni, pleśń jest podobno bardzo niezdrowa, a przynajmniej tak mówiła Nora, nie sądziłam, że ktoś tutaj mieszka, bo no chyba nie powinien, skoro to... niezdrowe - powiedziała, jak zwykle rozgadana, ani trochę niezbita z pantałyku, chociaż właśnie się włamała i komuś dala w twarz. Może była to gryfońska odwaga, może gryfońska głupota, a może po prostu lomgbottomowa i potterowa pewność siebie, które łączyły się w Brennie i sprawiały, że w miłych, hogwarckich latach nie wyrobiła sobie jeszcze ani za grosz instynktu samozachowawczego.
Tak, nastolatka w mugolskich ubraniu, w znoszonych trampkach, wyglądająca na jakąś niekoniecznie zbyt bogatą mugolaczkę z Little Hangleton, właśnie oferowała Anthony’emu Shafiqowi pomoc w zmianie lokum.
- Jeśli nie jesteś wampirem i palące światło dziennej Gwiazdy cię nie zabija, wyszedłbyś oknem. Jak ja. Chociaż jak jest tyle chmur, to to może wyszedłbyś tym oknem i jak jesteś wampirem - skwitowała, chociaż tym bardziej było jej trochę głupio, że go zamknęła, no biedak mieszkający w takiej ruinie, a ona mu przywaliła i uwięziła w wieży. Nie żeby jakikolwiek rozsądny czarodziej ruszał się gdziekolwiek bez różdżki. (Wampiry zresztą też potrafiły czarować, Brenna po prostu tego nie wiedziała. Wampiry mieli przerabiać na lekcjach dopiero we wrześniu.)
- Oczywiście, że zasłużył. Jego teksty mieszają w głowie bardziej niż dwie godziny lekcji Binnsa - prychnęła Brenna, która pokochała Tolkiena od dnia, gdy zabrała pierwszą część Thomasowi, a potem próbowała innych mugolskich pisarzy i bardzo się Poem rozczarowała. - W sierpniu? I nie powiem. To jest totalnie pytanie, które mógłby zadać wampir.
Albo zboczeniec, ale skoro był taki biedny, że tu żył i doprowadziła go do łez, uznała, że nie będzie rzucać takich aż oskarżeń. Bo nie umknęło jej uwadze, że nie zaprzeczył, powiedział tylko, że jest właścicielem, a to nie wykluczało żadnej z trzech pozostałych opcji. I wampir absolutnie mógłby czytać Poego.
A jednocześnie te podejrzenia nijak Brennie nie przeszkadzały w byciu gotową iść i szukać mu lepszego lokum, gdyby uznał, że ta pleśń faktycznie mu szkodzi. Jej logika chodziła niespotykanymi ścieżkami.



Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#13
17.07.2024, 09:23  ✶  
Słuchał jej w lekkim oszołomieniu i trzeba było przyznać, że ilość słów wypluwanych z piersi na minutę była skutecznym rozkojarzeniem i odwróceniem uwagi od bolącego nosa. Nie miał pojęcia jak musiałby być zdesperowany, żeby mieszkać w takim miejscu bez czasu i gotówki przeznaczonej na gruntowny remont i odpowiedni wystrój wnętrz. Opuszczone lokum było pewną inwestycją, nadzieją na to, że pewnego dnia ktoś inny zmieni zdanie, lub też pomnikiem faktu, że tego zdania nie zmienił. Anthony lubił pomniki, rzeźby, zdecydowanie wolał je od obrazów, którego piękna nie był w stanie w pełni docenić przez wzgląd na dysfunkcję własnych oczu. Pomnik architektoniczny, podupadający, z dziurawym dachem i dziwaczną rdzawą mazią wyciekającą z kuchni był zwyczajnie większy niż te, które kupował do tej pory.

Pomijając wszystko, Shafiq zdał sobie sprawę, że realnie posądzany jest o wampirzą egzystencję, co było dość zabawne w kontekście powodu dla którego tu przyszedł. Gdy przekraczał próg domostwa był poszukiwaczem, anemicznym pisarzem chcącym odkryć nieznaną grozę. Finalnie sam okazał się tą grozą.

– Na drugim piętrze, przy braku odpowiednich umiejętności, to nie mieszkańcy nieba mogą być problemem, a twardość ziemi. – Przez myśl nawet mu nie przeszło by wychodzić oknem. To był mocno... gryfoński pomysł, podążając za znanym stereotypem. – Niestety poskąpiono mi umiejętności przemiany w nietoperza, z resztą gdybym był animagiem wybrałbym zdecydowanie inne zwierzę. Z pewnością większe. – Zapewne już by opanował tę umiejętność, gdyby tylko istniał ktoś kto powiedziałby mu jak zamieniać się w smoka. Anthony złożył chusteczkę i schował ją do kieszeni. Odetchnął już nieco spokojniejszy obmyślając dalsze kroki.

– Jesteś zapewne łowcą wampirów, czy tak? Powinienem spodziewać się w mojej własności większej ilości zasadzek? Udało Ci się znaleźć leże i... bodaj trumnę. Według Twojej teorii gdzieś powinna tutaj być. – jedno machnięcie różdżki, a zrzucone wcześniej okulary powędrowały na powrót do jego ręki. Na szczęście upadły tak by nie odnieść żadnego uszczerbku na swojej egzystencji, dlatego Anthony po krótkiej inspekcji zdecydował się je znów założyć. Dopełniały oczekiwanego od niego wizerunku. – Czy nie powinienem mieć dłuższych kłów? – zapytał jeszcze, przejeżdżając językiem po linii górnych zębów, pozostawiając pola dedukcji intruza. Dyplomata miał doświadczenie z wampirami, szczególnie w pamięć zapadł mu pewien hrabia, ale nigdy nie byli tak blisko siebie, by móc wypytać go o detale jego długowiecznego nieżycia.


Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#14
18.07.2024, 11:42  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.07.2024, 11:45 przez Brenna Longbottom.)  
Zazwyczaj rozgadanie Brenny wywoływało jedną z trzech reakcji – irytację, rozbawienie albo oszołomienie właśnie. Dopiero uczyła się bardzo powoli nad nim panować, wyczuwać okazje, gdy milczenie staje się złotem, i nabierała umiejętności dostosowywania sposobu mówienia do rozmówcy. Wchodziła już w ten proces, ale był on… cóż, procesem właśnie, stopniową zmianą, która finał miała znaleźć dopiero za jakieś dwa lata, gdy już dostatecznie długo będzie przebywała poza bezpiecznymi murami Hogwartu i nawyknie do pracy w Brygadzie Uderzeniowej.
– Nie jest tak wysoko i rośnie tam bluszcz, całkiem mocny – stwierdziła, przekrzywiając lekko głowę i cofając się o dwa kroki. Nie wydawała się przerażona tym, że mogła rozmawiać z wampirem. Albo ze zboczeńcem. I nie była przerażona. Trochę z powodu własnej, nastoletniej bezczelności, trochę bo odrzuciła (zapewne za szybko, nazbyt pochopnie) tezę o tym, że ten mężczyzna z zaczerwienionym nosem mógłby chcieć wypić jej krew albo był niebezpieczny. Jak mogła bać się kogoś, kto płakał po tamtym ciosie?
– Och skąd, bardziej interesują mnie duchy, nie spodziewałam się tutaj żadnych wampirów – odparła, trochę zgodnie z prawdą, a trochę nie. Weszła do porzuconego, upiornego dworku nie by szukać duchów, a wspomnień, ech przeszłości – czym one jednak były, jeśli nie pamięcią tych, którzy kiedyś chodzili po tych salach, a potem umarli, przeminęli i jeśli tutaj zostali, to pod niematerialną postacią? – Obawiam się, że nie znalazłam ani jednej trumny, ale nie próbowałam wchodzić do piwnicy. Chyba powinna być w piwnicy? Była tylko zbroja z toporem, dziwny portret i taka rdzawa maź, ale nie pachnie jak krew.
Chociaż to trochę z jej powodu w pierwszej chwili uznała, że być może Anthony Shafiq jest wampirem. I że kogoś tu zamordował i wyssał z niego krew.
– Nie wiedziałam, że ktoś tu mieszka, bo bym nie właziła, słowo, ale tak na poważnie, to te twoje własności są naprawdę imponujące i w ogóle, ale ni cholery się nie nadają do mieszkania. Zwłaszcza jeśli nie masz kłów i nie jesteś wampirem. Wampiry może lubią takie klimaty, ale to ani trochę nie jest mieszkanie dobre dla człowieka, pewnie przez te wszystkie pleśni i zimno wyglądasz tak blado. Jest taki program, co pomaga z zakwaterowaniem, i chyba jeszcze były w nim dwa miejsca, mogłabym zobaczyć, co się załatwić uda, tak w przeprosinach za ten nos…
Program prowadzony w tym roku przez jej matkę, oczywiście. Chociaż Brenna - która odzyskiwała już normalne kolory, włosy brązowe, oczy ciemne, skóra opalona, mimo tego, że angielskie lato niewiele oferowało słońca - w tym mugolskim ubraniu wyglądała raczej jak takiego programu beneficjent.



Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#15
18.07.2024, 22:31  ✶  
Krytycznie spojrzał w kierunku okna, choć tylko grymas ust wskazywał na ów krytycyzm – oczy zniknęły za czarnymi szkłami w których znów pojawił się grom.
– Mam nadzieję, że nigdy nie przyjdzie mi tego sprawdzać – przyznał otwarcie, nie wyobrażając sobie sytuacji w której byłby zmuszony do utrzymania własnego ciężaru ciała na łodygach krzewów absolutnie niegodnych zaufania, choć w tym układzie i jego ręce najpewniej niosły sążniste ryzyko upadku. Nie był lekkomyślny, znał swoje ograniczenia, a ciało niestety było jednym z nich. Po cóż bowiem je ćwiczyć, skoro różdżka wystarczy do tego by teleportować się z jednego pokoju na korytarz.

Kilkukrotnie poruszył nosem, potem ustami, robiąc śmieszne miny i badając stan twarzy i zdając sobie sprawę, że albo przywykł do bólu, albo ten trochę odpuścił, albo oba na raz, podlane gęsto paplaniną nieznajomej, która była zabawnym sposobem spędzania czasu. Nie żeby chciał w ten sposób poświęcać każdy swój wieczór, ale wystarczyło mu jej entuzjazmu i wybujałej wyobraźni, by w pewnym sensie uczyniło mu to zadość cielesnemu dyskomfortowi.

– Duchy... ha! Przez chwilę sam myślałem, że jesteś duchem przywołanym przez ten świecowy obrządek. Co prawda, nie widziałem kredy i adekwatnych kręgów, ale też nie jestem specjalistą, być może duchy potrzebuja ledwie odpowiednio chętnego naczynia, by przyjść i mówić z nami. – Uszanował odległość, którą między nimi wyznaczyła tymi dwoma krokami w tył. Teraz, gdy umysł wracał do władz (pomimo wciąż czerwonego i lekko spulchnionego nochala), zdawał sobie sprawę z tego, że przecież mogła się równie mocno przestraszyć jak on całej tej sytuacji.

– Dobrze, że nie znalazłaś, byłoby to wysoce niewłaściwe, gdybym trzymał ją na widoku. Moi bracia z Rumunii są na tyle pyszni, żeby wystawiać je w zbezczeszczonych kaplicach o wielkich oknach przysłoniętych ciężkimi kotarami tak banalnymi do zdarcia przez potomków rodu Helsinga. Wielka nieroztropność, jeśli mnie zapytasz, lecz cóż, pycha kroczy przed upadkiem, jak mawiali starożytni. – Nie sięgnął po łacinę, szczerze wątpił aby to wpół zdziczałe dziewcze biegające po opuszczonych domostwach i używające okna oraz winorośli jak korytarza kiedykolwiek dotknęło tego doskonałego języka wodzów i filozofów.

Wspomnienie charytatywnego programu, dzięki któremu mógłby mieć lepsze mieszkanie rozczuliło go z kolei niebywale. Obdartus, który ledwie chwile temu naruszył niezbywalne prawo do nienaruszalności przestrzeni osobistej, teraz chciał znaleźć mu miły dom.
– Tak? Nigdy nie słyszałem, wiesz tu... mało wieści dochodzi, mój sąsiad nieczęsto mnie odwiedza. – Głową wskazał widoczną przez okienko własną rezydencje. Zabawne, zdało się, że okna w wieży przy odpowiednio ustawionej lunecie byłyby w stanie ukazać treści, które wypełniały formę jego sypialni. Zabawne podwójnie, że dość sporych rozmiarów okna w tejże sypialni właściwie permanentnie były zasłonięte ciężkimi grubymi kotarami... tak łatwymi do zdarcia...

– Tak z ciekawości... jeśli miałabyś wybrać dla mnie dom, to jaki i gdzie? – podtrzymał rozmowę, odchodząc kilka kroków ku schodom, a potem kiwając głową zapraszająco, że może jednak zejdą na dół, do głównego holu.


Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#16
19.07.2024, 12:20  ✶  
– Skąd wiesz, że nie jestem – spytała Brenna, a kąciki jej ust uniosły się nieco. Mogłoby się wydawać, że opowieści Anthony’ego były absurdalne, ale Brenna lubiła absurdalne opowieści, lubiła historie i potrafiła opowiadać rzeczy iście niestworzone. – Może tutaj umarłam, spadając kiedyś z okna i właśnie opętałam taką jedną młodą mugolkę, która się tutaj wkradła? – podjęła. – Głupcy, rzeczywiście. Powinni trzymać takie trumny w kaplicach o wielkich oknach przysłoniętych ciężkimi kotarami, a w środku zamykać ghule, niepodatne na światło… lub kukły, zaczarowane, co się zamienią w proch, jak się je dźgnie czy coś. Albo je oklątwić. A sypiać w normalnym łóżku, w jakiejś tajnej komnacie, ukrytej za tajemnymi drzwiami. Przynajmniej ja bym tak zrobiła – oświadczyła Brenna, przy okazji pokazując, że jej umysł… krążył niekiedy dziwnymi ścieżkami. Była osobą, która plotła głupoty, rozdawała ludziom cukierki, a jednocześnie w pewnym sensie ciągle knuła. I która urodzona w innej rodzinie, wychowana w inny sposób, mogłaby stać się naprawdę niebezpieczną bronią w rękach tej drugiej strony.
– Tak, jest taka kamienica na Horyzontalnej, właśnie ją wyremontowano, i przyznają mieszkania, i no, mam takie wrażenie, że mógłbyś przejść ten etap programu ze sprawdzaniem obecnych warunków mieszkaniowych – powiedziała, zadzierając nieco głowę, by spojrzeć na zacieki na suficie.
Odwróciła się na jego gest, schodząc na dół bez większych oporów. Albo była zadziwiająco beztroska, mimo tej początkowej ostrożności i podejrzliwości, jakie zaprezentowała, albo szaleńczo pewna siebie – i tego, że poradzi sobie z tym wampirzym księciem nawet bez grubych kotar, które bardzo łatwo zedrzeć.
- Jakbym tak miała wybierać bez żadnych ograniczeń... - zastanowiła się, spoglądając na Anthony'ego z ukosa. - To pewnie pasowałbyś do wielkiej rezydencji i pełnej rzeźb i w ogóle, ale jesteś wampirzo blady i ciebie należałoby wystawić na słońce. W jakimś miłym, wiejskim domku w Dolinie Godryka... - plotła bezczelnie, i dalej w tym tonie, gdy schodzili po zniszczonych schodach i później, kiedy przemierzali sale nawiedzonego dworu, w którym nie było jednak żadnego wampira.

Koniec sesji


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (3040), Anthony Shafiq (3608)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa