Ula Brzęczyszczykiewicz & Morpheus Longbottom
Zgodnie z umówionym czasem, Morpheus zabrał Ulę przez kominek do opuszczonej posiadłości. Wymagało to odrobiny wcześniejszych planów, na przykład podłączenia opuszczonego zameczku do sieci fiuu, ale po krótkiej batalii z papierologią, wymianą zgód i innych bardzo ważnych dokumentów, cieszył się podłączeniem przez bardzo rozsypujący się i tylko z umocniony na szybko kominek. Buchnął zielony ogień i on oraz Ula znajdowali się w ogromnym, pustym hallu zameczku, którego kopuła ziała ogromną dziurą, tworzącą kałużę na środku zniszczonej posadzki, którą ktoś niedawno zwandalizował. Czy to były ślady krwi i spalenizny? Zdecydowanie ktoś niechlujnie posprzątał tutaj po rytuale.
W przeciwieństwie do ich poprzedniego spotkania, tym razem odzienie pasowało do niego całego. Powłóczyste szaty w kolorze głębokiego palisandru, czerwonego brązu, z haftami u dołu i na rękawach w dość duże rybki Koi, wykonanymi ręcznie, pływającymi czarną ozdobą. Przydługie loki trzymały się idealnego ułożenia, pomimo podróży, zaczesane do tyłu. Najbardziej oszałamiający był jednak zapach, gdy wziął pannę Brzęczyszczykiewicz pod rękę, aby pomóc jej wyjść z kominka, kurtuazyjnie, lub wcześniej, gdy pomagał jej do niego wejść. Mogła poczuć go od początku, bo zdejmowanie cudzej twarzy i podróże w czasie sprawiły, że przebrał się na ostatnią chwilę i spryskał, aby stłumić zapach niczego. Nie lubił pachnieć mydłem i spotykać się z innymi, było to zbyt intymne. Zapach zaczynał się z charakterystycznym zapachem mokrego drewna, bardzo ziemistym, deszczowym, jakby wdychanie zimowego powietrza. Powoli przechodził w cytrusy, opanowane i stłamszone nieco przez głęboki len i przyprawy. Zimny zapach boga.
Zameczek wywoływał w nim różne uczucia, których nie planował nazywać. Miał sobie dać spokój.
— Tutaj będzie hol, w stylu neoklasyki, na biało, rzeźby greckich bogów. Tutaj jest główne wejście, proszę za mną — wskazał jej obwieszone na zawiasach, przegniłe w połowie skrzydła drzwi. Echa ich kroków pobrzmiewały w pustych salach możnowładców, którzy przeminęli, a ich imiona zostały zapomniane. Obrócił się na pięcie i szedł tyłem, aby móc opowiadać i mieć Ulę twarzą do siebie. — Naprzeciwko wejścia będzie stała marmurowa Atena z włócznią i księgą. Myślę mniej więcej o czterech metrach i włóczni na sześć.