19.08.2024, 14:01 ✶
Wypadek Gerarda zdecydowanie nie należał do najbardziej fortunnych. Erik wolał sobie nawet nie wyobrażać, do jakich dyskusji dochodziło między dalszymi członkami rodziny. Z tego, co kojarzył, to właśnie ojciec Geraldine piastował funkcję nestora rodu Yaxleyów, a przewodnik takiego stada ze skazą na umyśle, mógł być niekoniecznie dobrze odbierany, przez co poniektóre osoby. Zakładał, że jak do tej pory nie dochodziło do większych konfliktów na tym tle między krewnymi kobiety, skoro nie wspomniała o tym słowem i... W sumie to bardzo się z tego cieszył. To znaczyło, że Yaxleyowie jednak troszczą się o siebie nawzajem, a nie odrzucają krewniaków, gdy tylko nadarzy się ku temu sposobność. Coś takiego trzeba było chwalić.
— Ciężko mi zaufać tym wszystkim przepowiedniom — przyznał z frasobliwym wyrazem twarzy, wypuszczając powietrze przez usta w ciężkim westchnieniu. — Wróżenie z kart nie wydaje mi się jakieś szczególnie szkodliwe, ale kiedy w grę wchodzą wizję... Mam wrażenie, że wtedy występuje aż zbyt dobrze pole do interpretacji. I czasem przynosi to więcej złego niż dobrego.
Nie miał większych problemów z wróżbami Millie, gdy ta tasowała raz po raz w dłoniach karty tarota, jednak przepowiednie Morfeusza czy Vakela, to była inna para kaloszy. Współczuł wujowi temu, że właśnie taki dar przypadł mu w schedzie od przodków, bez względu na to, że mógł uchodzić za przydatny w obliczu nadchodzącego konfliktu ze Śmierciożercami Czarnego Pana i innymi czarnoksiężnikami. Widzenie przyszłości czasem przypominało przekleństwo. Zwłaszcza gdy zrzucało na umysł wróżbity niezrozumiałe symbole i na wpół pewne warianty nadchodzących zdarzeń.
— Wynik mógłby nas zaskoczyć — mruknął z krzywym uśmiechem, bo sam nie wiedział, czego mógł spodziewać się po swoich krewnych, gdyby posłać ich z Yaxleyami do lasu na środku odludzia.
Potrafił sobie jako tako wyobrazić, co zrobiliby jego rodzice, dziadek, siostra czy wuj Morfeusz, ale przykładowo Danielle czy Lucy? Tutaj miałby już z tym większy problem, bo chociaż Dani brała udział w potyczkach na Polanie Ognisk, tak mimowolnie bardziej kojarzył ją ze szpitalem i udzielaniem wsparcia medycznego niż latania po lesie z grupą Yaxleyów jako rywalami.
— Mam nadzieję, że mimo wszystko zaprosisz mnie kiedyś na swój ślub? — spytał z podejrzanym uśmiechem, gdy zaczęli schodzić po schodach, aby wrócić na główną salę. Może i starsi goście potrzebowali odpoczynku, ale oni dalej byli pełni sił i młodości, a więc mogli wykorzystać sytuację i spędzić chwilę przy barze. To jest, o ile barman pochował drinki zmieniające ludzi w egzotyczne zwierzęta. — Wiem, że twój przyszły partner mógłby być zazdrosny, ale chciałbym zobaczyć na kogo padło...
Po tych słowach opuścił wraz z Ger piętro, gotów zmierzyć się z kolejnym etapem wesela Perseusza i Vespery. Może jednak uda mu się wrócić do Warowni w jednym kawałku?
— Ciężko mi zaufać tym wszystkim przepowiedniom — przyznał z frasobliwym wyrazem twarzy, wypuszczając powietrze przez usta w ciężkim westchnieniu. — Wróżenie z kart nie wydaje mi się jakieś szczególnie szkodliwe, ale kiedy w grę wchodzą wizję... Mam wrażenie, że wtedy występuje aż zbyt dobrze pole do interpretacji. I czasem przynosi to więcej złego niż dobrego.
Nie miał większych problemów z wróżbami Millie, gdy ta tasowała raz po raz w dłoniach karty tarota, jednak przepowiednie Morfeusza czy Vakela, to była inna para kaloszy. Współczuł wujowi temu, że właśnie taki dar przypadł mu w schedzie od przodków, bez względu na to, że mógł uchodzić za przydatny w obliczu nadchodzącego konfliktu ze Śmierciożercami Czarnego Pana i innymi czarnoksiężnikami. Widzenie przyszłości czasem przypominało przekleństwo. Zwłaszcza gdy zrzucało na umysł wróżbity niezrozumiałe symbole i na wpół pewne warianty nadchodzących zdarzeń.
— Wynik mógłby nas zaskoczyć — mruknął z krzywym uśmiechem, bo sam nie wiedział, czego mógł spodziewać się po swoich krewnych, gdyby posłać ich z Yaxleyami do lasu na środku odludzia.
Potrafił sobie jako tako wyobrazić, co zrobiliby jego rodzice, dziadek, siostra czy wuj Morfeusz, ale przykładowo Danielle czy Lucy? Tutaj miałby już z tym większy problem, bo chociaż Dani brała udział w potyczkach na Polanie Ognisk, tak mimowolnie bardziej kojarzył ją ze szpitalem i udzielaniem wsparcia medycznego niż latania po lesie z grupą Yaxleyów jako rywalami.
— Mam nadzieję, że mimo wszystko zaprosisz mnie kiedyś na swój ślub? — spytał z podejrzanym uśmiechem, gdy zaczęli schodzić po schodach, aby wrócić na główną salę. Może i starsi goście potrzebowali odpoczynku, ale oni dalej byli pełni sił i młodości, a więc mogli wykorzystać sytuację i spędzić chwilę przy barze. To jest, o ile barman pochował drinki zmieniające ludzi w egzotyczne zwierzęta. — Wiem, że twój przyszły partner mógłby być zazdrosny, ale chciałbym zobaczyć na kogo padło...
Po tych słowach opuścił wraz z Ger piętro, gotów zmierzyć się z kolejnym etapem wesela Perseusza i Vespery. Może jednak uda mu się wrócić do Warowni w jednym kawałku?
Koniec sesji
the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.❞
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.❞