—01/03/1972—
Departament Skarbu, Ministerstwo Magii
Erik A. Longbottom & Elliott Malfoy
Nierówny rytm ciężkich kroków niósł się echem przez Ministerstwo Magii, gdy Erik pokonywał w wolnym tempie kondygnacje i kręte korytarze Departamentu Skarbu. W drodze do celu podróży rozglądał się z zaciekawieniem po swoim otoczeniu, zaglądając przez półotwarte drzwi do kolejnych pomieszczeń biurowych, archiwów, sekretariatów wysoko postawionych pracowników, biur i innych pomieszczeń, których przeznaczenia mógł się co najwyżej domyślać.
Chociaż spędził w gmachu tej instytucji lwią część dorosłego życia, tak nie raz nie dwa, gdy przemierzał mniej znane mu sektory, przyłapywał się na irracjonalnym strachu przez zgubieniem się w tym labiryncie. Były też takie chwile, gdy obawiał się utknięcia w jakimś zaklętym schowku na miotły, gdyby pomylił go z windą prowadzącą do atrium. Nic dziwnego, że zwykli obywatele nie przepadają za tym miejscem, pomyślał, wspinając się z ociąganiem po schodach.
Przy ostatnim stopniu zahaczył stopą o jego krawędź, co sprawiło, że wydał z siebie ciche syknięcie wywołane bólem. Ruszył jednak dalej, wracając do swoich przemyśleń. Dla wielu obywateli świata czarodziejów wizyta w tym miejscu często oznaczała kłopoty. Wezwanie do sądu, do złożenia zeznań lub z powodu niezgodności jakichś dokumentów, który nadgorliwy pracownik postanowił wyciągnąć z archiwów i skontrolować. Nawet jeśli dana osoba była świadoma tego, że nie zrobiła nic złego i nie ma sobie czego zarzucić, mogła pojawić się u niej swego rodzaju gula w gardle wywołana wewnętrznym niepokojem.
— Nic dziwnego, że sam ją czuję — mruknął do siebie, zatrzymując się przed drzwiami, za którymi kryło się biuro Kanclerza Skarbu. Jego wzrok spoczął na przytwierdzonej do wejścia tabliczce z wygrawerowanymi personaliami osoby pełniącej w tej chwili to stanowisko.
Elliott Malfoy. Czy jeśli akurat na niego trafi, będzie musiał tytułować go jego służbowym tytułem? Powinien to zrobić? Jaka panowało podejście do tego typu uprzejmości w tym departamencie? Czy jeśli zwróci się do niego tak oficjalnie, będzie musiał się liczyć z tym, że sam będzie nazywany Panem Detektywem?
Prychnął cicho i nacisnął klamkę. Nie trafił od razu do gabinetu, a do pomieszczenia przeznaczonego dla sekretarki, która nawet nie zwróciła na niego większej uwagi, przyklejona do wstęgi pergaminu, na której pieczołowicie coś zapisywała. Mężczyzna spojrzał w prawo, potem w lewo, a następnie znowu w prawo, po czym kulejąc lekko, ruszył w stronę biurka. Cholerna pełnia. Że też musiał się poturbować.
— Emm — zaczął niepewnie, poprawiając trzymany w ręce plik dokumentów.
Kobieta nie podniosła na niego wzroku. Chrząknął znacząco, chcąc zakomunikować w ten sposób swoje przyjście. Dopiero wtedy spojrzenie jego zielonych oczu skrzyżowało się ze wzrokiem sekretarki. Uśmiechnął się pogodnie, przestępując z nogi na nogę. Stłumił grymas pragnący wedrzeć mu się na twarz.
— Dzień Dobry. Nazywam się Erik Longbottom. Jestem z Departamentu Przestrzegania Praw Czarodziejów. — Uśmiechnął się ze swobodą, przedstawiając podstawowe informacje na temat swojej wizyty w tym miejscu. — Jakiś czas temu Brygada Uderzeniowa wystosowała pewną prośbę, jeśli chodzi o udostępnienie finansów dla pewnego projektu dotyczącego ulepszenia wyposażenia brygadzistów. Nie otrzymaliśmy jednak odpowiedzi. Czy... Wie Pani coś na ten temat?
Przetarł podkrążone od małej ilości snu oczy. Udało mu się wybłagać późniejsze przyjście do pracy, ale na niewiele się to zdało. Złapał ile? Dwie, może trzy godziny spędzone w objęciach Morfeusza? Za mało, biorąc pod uwagę przypadłość, która towarzyszyła mu za każdym razem, gdy pełna srebrna tarcza księżyca gościła na nocnym firmamencie.
W duchu miał nadzieję, że nie został tutaj wysłany dla żartu. W wolnych chwilach potrafili się w departamencie przerzucać najdurniejszymi pomysłami, pokroju zamontowania małej klatki z kogutem w ramach systemu ostrzegawczego. Oby nikt nie wziął tego na poważnie. Spaliłby się chyba ze wstydu, gdyby musiał świecić za coś takiego oczami przed Elliottem. Na pewno chodziło o załatwienie pieniędzy na zaklęcie części umundurowania, pomyślał starając się pocieszyć, poprawiając jednocześnie rękawy swojego własnego służbowego uniformu.
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.❞