12.11.2024, 20:07 ✶
31 sierpnia 1972
Późny wieczór
Późny wieczór
Aportował się z cichym trzaskiem tuż pod furtką. Drewniany, niewysoki płotek okalający posiadłość niknął za budynkiem - tyłu nie dało się dostrzec, szczególnie w tym świetle. Lestrange podniósł głowę, by spojrzeć na ciemniejące niebo i powoli pojawiające się gwiazdy. Na chwilę przymknął oczy, czując na twarzy chłodny powiew wiatru, zwiastujący jesień.
Widział to nie tylko oczyma wyobraźni - przecież jego nowe miejsce miał przed tymi realnymi oczami. Domek w Little Hangleton, przed którym stał, śmiało można nazwać urokliwym. To był niewielki, piętrowy budynek, wzniesiony w stylu klasycznym. Fasada budynku pokryta została delikatnym, pastelowym tynkiem, który wyglądał na dużo ciemniejszy w tym świetle, a dach wykończono ciemniejszą dachówką, w blasku gwiazd wyglądającym niemalże na czarny. Okna ozdobione zostały białymi ramami, a w niektórych z nich można było dostrzec puste doniczki. Rodolphus przewrócił oczami, ale poniekąd się tego spodziewał - widział przecież zdjęcia tego domu, a z reguły kwiaty przyciągały chętnych do zakupu. Jego nie, ale rozumiał te pobudki.
Dom składał się z dwóch kondygnacji: parteru oraz piętra. Z tego co widział na zdjęciach, na parterze znajdował się przestronny salon z kominkiem, prosta kuchnia i jadalnia. Piętro miało dwie sypialnie. Niepotrzebne mu były aż dwie, ale chciał mieć osobne pomieszczenie, które zaadaptowałby jako gabinet lub biblioteczkę. Meble miały być w środku, nie wiedział jednak czy faktycznie tam były. Wyciągnął z kieszeni klucze i znalazł ten najmniejszy. Otworzył furtkę i niemalże od razu przeszedł na tył domu. Malowniczy ogródek wyglądał upiornie w ciemności. Rosły tu różne kwiaty i krzewy, a także zioła. Przy ogrodzeniu posadzono wysokie, równo przycięte iglaki, tak by zapewnić z tej strony domu prywatność. Drewniany taras wyglądał na świeżo zbudowany, ledwo co wyschła na nim farba. Dobrze, że miał zadaszenie. Rodolphus wrócił z powrotem do drzwi wejściowych, lecz zanim udało mu się wsunąć drugi z kluczy w zamek, jego uwagę przykuł papier, wystający spod wycieraczki. Zmarszczył brwi i wyciągnął różdżkę. Jedno machnięcie i list, znajdujący się w pełnoprawnej kopercie, wylądował w jego dłoni. Dopiero co kupił ten dom, nikt nie mógł wiedzieć, że tu mieszka. Może jednak Agatha go śledziła...? Z irytacją szarpnął za kopertę, by rozedrzeć biały papier i wydobyć kartkę ze środka.
Synu,
wiem, że wybierzesz ten dom. Jest najlepszy i poprosiłem pana Wrighta, żeby dał Ci za niego dobrą cenę. Cieszę się, że bierzesz sprawy w swoje ręce i wyprowadzasz się z Londynu, a także myślisz o ustatkowaniu się.
...
wiem, że wybierzesz ten dom. Jest najlepszy i poprosiłem pana Wrighta, żeby dał Ci za niego dobrą cenę. Cieszę się, że bierzesz sprawy w swoje ręce i wyprowadzasz się z Londynu, a także myślisz o ustatkowaniu się.
...
Lestrange na chwilę wstrzymał oddech. A więc Wright go wrobił - popędził do ojca niczym szczur, by spruć się gorzej niż kapuś na psach. Cudow-kurwa-nie. Na chwilę zadrżała mu ręka, a w gardle urosła dziwna, wielka gula. Czytał jednak dalej.
...
Dzisiaj około 9 wieczorem przyjdą ludzie, których opłaciłem, by nałożyli na dom odpowiednie zabezpieczenia. Pomyślałem, że wyprzedzę fakty: przecież na pewno Ty wpadłbyś na to samo, tylko potrzebowałbyś na to więcej czasu, prawda? Poczekaj na nich i dam im solidny napiwek, dzięki temu nikomu nie powiedzą dokładnie, co tu się zadziało. Nie martw się, Rodolphusie, to najlepsi z najlepszych. Liczę, że dobrze wybierzesz zaklęcia ochronne, nie chciałbym, by moje przyszłe wnuki mieszkały w miejscu, do którego każdy mógłby wejść.
Dzisiaj około 9 wieczorem przyjdą ludzie, których opłaciłem, by nałożyli na dom odpowiednie zabezpieczenia. Pomyślałem, że wyprzedzę fakty: przecież na pewno Ty wpadłbyś na to samo, tylko potrzebowałbyś na to więcej czasu, prawda? Poczekaj na nich i dam im solidny napiwek, dzięki temu nikomu nie powiedzą dokładnie, co tu się zadziało. Nie martw się, Rodolphusie, to najlepsi z najlepszych. Liczę, że dobrze wybierzesz zaklęcia ochronne, nie chciałbym, by moje przyszłe wnuki mieszkały w miejscu, do którego każdy mógłby wejść.
Reynard Lestrange
Rodolphus przewrócił oczami. Wnuki? Teraz mu ich się zachciało... Dopiero co sam ukarał go za zerwanie zaręczyn z Bellatrix, a teraz pisze mu o wnukach. Na dodatek tym listem i wysłaniem tu swoich ludzi dokładnie pokazał, że ma go wciąż na oku. Chcąc nie chcąc, musiał tu zostać do późnego wieczoru.
- To doskonały wybór, paniczu Lestrange - mężczyzna w wieku jego ojca pokiwał głową, rozglądając się po mieszkaniu. - Założenie tych konkretnych zabezpieczeń to nasza specjalność, proszę się niczym nie przejmować. Będzie pan mógł w spokoju pracować i odpoczywać, gdy wygłuszymy to pomieszczenie. Jak rozumiem bywa pan często w Londynie, więc to dodatkowe zaklęcie to strzał w dziesiątkę.
Lestrange uniósł kąciki ust w fałszywym uśmiechu. Nienawidził ludzi, którzy mu się podlizywali tylko dlatego, że miał pieniądze - oczywistym było, że korzystał z faktu, że to robią i ich wykorzystywał, co nie zmieniało tego, że w głębi duszy nimi gardził.
- Ojciec doradził - skłamał bez mrugnięcia okiem, sięgając do wewnętrznej kieszeni marynarki. Dom był pusty, nie znajdowały się tu absolutnie żadne meble: będzie musiał o to zadbać, ale na pewno nie dzisiaj. Na razie niech ta dwójka działa, a on wypisze czek.
- Ależ nie trzeba, pański ojciec już nam zapłacił...
- Nalegam - przerwał mu łagodnie, powstrzymując uniesienie brwi, gdy oczy mężczyzny zaświeciły się z chciwością. Typowe. Ojciec znowu miał rację.
- W takim razie nie będę się z panem kłócił, bierzemy się do roboty. Johny, chodź tu, zaczynamy!
Koniec sesji