Ale, ale, nie o tym teraz myślał, nie nie. Bardziej interesował go fakt, że to już któryś raz, gdy Gerald wyjątkowo... Podejrzanie podchodził do wysławiania się, szczególnie na temat swojej, no, jak to mówią? Pułyci? Płymci? Puci? No, jakby sam nie wiedział, czy on chop, czy baba czy cosik pomiędzy! Alfred oczywiście normalnie był bardzo tolerancyjną osobą, kompletnie nie interesowało go, co kto miał między nogami i między czyje nogi sobie tam właził w łóżku, człowiek jest człowiek, muszą trzymać się razem jeśli chcą wygrać z Centaurzą Masonerią. Ale łącząc te wszystkie wypowiedzi w głowie niczym poszlaki najtrudniejszej łamigłówki świata ten, może i średnio, ale czujny i uważny menelik doszedł do jednej hipotezy... Ale to zaraz, najpierw trzeba się napić!
- Łowcą potworów, ta? To ja wypije za to, co by ci się łowy przyszłe udały, mój drogi, ot co! Ja tam lubię sobie chlupnąć zawsze w cudzym imieniu, lepiej wchodzi, hehe! - Stuknął się z Geraltem Geraldem szklankami i wypił ino na raz.... Tylko kto pije wódeczkę ze szklanek? Trochę zdziwił go też nietypowy kolor trunku, ale machnął na to ręką. Może łowca bestii znalazł jakieś nieznane mu tanie winko czy innego sikacza?...
I właśnie po tej chwili rozmyślań jego zmasakrowane, przepite, przepalone i ledwo żywe kubki smakowe przekazały do mózgu informację, że to, co właśnie przeleciało mu przez przełyk NIE BYŁO tanim sikaczem. Nie, smakowało czymś, czego Alfred nigdy wcześniej nie miał szansy posmakować - pieniędzmi. Z całego tego szoku biedny alkoholik aż spadł z ławeczki, z niedowierzaniem patrząc z ziemi na swojego dobroczyńce... Nie, nawet wyżej, prosto w niebo, na nieliczne chmurki i jeszcze leniwe o tej porze słoneczko. Wyciągnął dłoń z trzymaną w niej dalej szklance ku górze, z trudem przełykając wzruszenie. - Może i mi po tylu dekadach się trochę należy, a co tam! - Wstał z ziemi, przecierając zadek i siadając z powrotem na swoją część ławeczki. - Wybacz, nie spodziewałem się, cholibka, że mi wykroisz taki numerek. - Podstawił swoje szkło, aby posiadacz trunku mógł w spokoju nalać mu kolejną kolejeczkę. Czując w swoim organizmie zbawienną dawkę alkoholu o wiele bardziej się rozluźnił, opierając się luzem o ławkę swoimi wielkimi plecami i wypuszczając z siebie głośne westchnięcie. - No i tak, cholibka, można spędzać poranki. Dobra, jak żeśmy się już napili, to możesz się pochwalić. To jak dobrze rozumiem ten pierun co to ci napsocił zrobił ci maksymalne fiku miku i masz dzień na opak, "panie" Gerald? Mówiłem, jestem egzorcystą, nawet ja po tylu potknięciach domyśle się, jaką klątwą ci przywalono w nochal. - Uśmiechnął się wyjątkowo nie-szczerbatym jak na żula z jego doświadczeniem uzębieniem. - Jak jednak ci nie przejdzie po dzisiaj to zgłoś się do mnie, tak się składa, że prowadzę małą działalność z pewnym łamaczem klątw z Nokturnu. Za darmo ci machniemy na boku i będzie spokój. - Oczywiście wiedział, że ktoś, kto tak po prostu szastnął pieniędzmi i kupił nieznajomemu Merlin jeden wie jak bogaty trunek pewnie ma dość funduszy, żeby załatwić sobie jakiegoś znawcę za grube galeony, ale po co, jak Freddy by mu czy tam jej machnął dwa razy różdżką i po problemiku? A Alfred zawsze sądził, że znajomym się pomaga! Szczególnie jak ci polali. - I tak nie jest źle, wyglądasz całkiem dobrze! Miałem ja ci raz taką sprawę, w pięćdziesiątym trzecim bodajże... Baba chopa przyłapała na dy... Yyy, to jest. W tańce leciał z sąsiadką, nie? Tak go zaklęła, że gdyby nie my to tydzień chodziłby z głową ropuchy i kuta... Yyy, tymi, no, geni...genitalami osła, się ma rozumieć. Straszna sprawa, mówię. Ja to bym nie narzekał, jakby mi na dzień wyrosło to i owo, zawsze mnie ciekawiło, jak to jest! - Starał się podnieść trochę poziom słownictwa, mając z tyłu głowy fakt, że najprawdopodobniej rozmawia jednak z kobietą, a nie jakimś męskim modelem, jak na początku podejrzewał. Zara, kobita co to na bestie poluje? Ciekawe jakby wyglądała na codzień, pewnie ma bica jak ja obie nogi!