• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[27.08.1972, Poranek] Głupi i głupszy

[27.08.1972, Poranek] Głupi i głupszy
Egzorcysta za flaszkę
"Masoneria kontroluje świat! Kim jest masoneria? No, tego, centaury ino, nie? Polej więcej!"
Dwumetrowy(200cm!!!) "olbrzym" o zaniedbanych włosach, brodzie i ciuchach pamiętających lata trzydzieste - z daleka widać, że życie nie obdarza Alfreda wieloma rzeczami, albo że on ich po prostu nie przyjmuje. Dziurawe rękawice bez palców noszone nawet w lato, zawsze jedna flaszka wystająca z przedniej kieszeni wybrudzonej kurtki. Jednak w oczach egzorcysty tli się płomień dziwnej, niepasującej do jego wyglądu charyzmy, a jego gadanie, mimo że często gęsto odklejone, przemawia może nie do rozumu słuchaczy - ale do ich serc.

Alfred Trelawney
#11
07.02.2025, 10:55  ✶  
Alfred uważnie spojrzał na swojego towarzysza kielicha, kiedy ten polewał im do wyczarowanych szklaneczek. Czyli tak wygląda posiadanie jakiegokolwiek talentu do magii kształtowania? Kurczaczki, gdyby w przeszłości wiedział, że można sobie tym kieliszki czarować to błagałby babunie na kolanach, żeby go cosik nauczyła. I czemu ten zafajdurzony dusigrosz Freddy nigdy nie czarował im kieliszków z niczego? Obszczymurek wstrętny pewnie nawet nie wie, że można tak fajnie czarować, ot co!
Ale, ale, nie o tym teraz myślał, nie nie. Bardziej interesował go fakt, że to już któryś raz, gdy Gerald wyjątkowo... Podejrzanie podchodził do wysławiania się, szczególnie na temat swojej, no, jak to mówią? Pułyci? Płymci? Puci? No, jakby sam nie wiedział, czy on chop, czy baba czy cosik pomiędzy! Alfred oczywiście normalnie był bardzo tolerancyjną osobą, kompletnie nie interesowało go, co kto miał między nogami i między czyje nogi sobie tam właził w łóżku, człowiek jest człowiek, muszą trzymać się razem jeśli chcą wygrać z Centaurzą Masonerią. Ale łącząc te wszystkie wypowiedzi w głowie niczym poszlaki najtrudniejszej łamigłówki świata ten, może i średnio, ale czujny i uważny menelik doszedł do jednej hipotezy... Ale to zaraz, najpierw trzeba się napić!
- Łowcą potworów, ta? To ja wypije za to, co by ci się łowy przyszłe udały, mój drogi, ot co! Ja tam lubię sobie chlupnąć zawsze w cudzym imieniu, lepiej wchodzi, hehe! - Stuknął się z Geraltem Geraldem szklankami i wypił ino na raz.... Tylko kto pije wódeczkę ze szklanek? Trochę zdziwił go też nietypowy kolor trunku, ale machnął na to ręką. Może łowca bestii znalazł jakieś nieznane mu tanie winko czy innego sikacza?...
I właśnie po tej chwili rozmyślań jego zmasakrowane, przepite, przepalone i ledwo żywe kubki smakowe przekazały do mózgu informację, że to, co właśnie przeleciało mu przez przełyk NIE BYŁO tanim sikaczem. Nie, smakowało czymś, czego Alfred nigdy wcześniej nie miał szansy posmakować - pieniędzmi. Z całego tego szoku biedny alkoholik aż spadł z ławeczki, z niedowierzaniem patrząc z ziemi na swojego dobroczyńce... Nie, nawet wyżej, prosto w niebo, na nieliczne chmurki i jeszcze leniwe o tej porze słoneczko. Wyciągnął dłoń z trzymaną w niej dalej szklance ku górze, z trudem przełykając wzruszenie. - Może i mi po tylu dekadach się trochę należy, a co tam! - Wstał z ziemi, przecierając zadek i siadając z powrotem na swoją część ławeczki. - Wybacz, nie spodziewałem się, cholibka, że mi wykroisz taki numerek. - Podstawił swoje szkło, aby posiadacz trunku mógł w spokoju nalać mu kolejną kolejeczkę. Czując w swoim organizmie zbawienną dawkę alkoholu o wiele bardziej się rozluźnił, opierając się luzem o ławkę swoimi wielkimi plecami i wypuszczając z siebie głośne westchnięcie. - No i tak, cholibka, można spędzać poranki. Dobra, jak żeśmy się już napili, to możesz się pochwalić. To jak dobrze rozumiem ten pierun co to ci napsocił zrobił ci maksymalne fiku miku i masz dzień na opak, "panie" Gerald? Mówiłem, jestem egzorcystą, nawet ja po tylu potknięciach domyśle się, jaką klątwą ci przywalono w nochal. - Uśmiechnął się wyjątkowo nie-szczerbatym jak na żula z jego doświadczeniem uzębieniem. - Jak jednak ci nie przejdzie po dzisiaj to zgłoś się do mnie, tak się składa, że prowadzę małą działalność z pewnym łamaczem klątw z Nokturnu. Za darmo ci machniemy na boku i będzie spokój. - Oczywiście wiedział, że ktoś, kto tak po prostu szastnął pieniędzmi i kupił nieznajomemu Merlin jeden wie jak bogaty trunek pewnie ma dość funduszy, żeby załatwić sobie jakiegoś znawcę za grube galeony, ale po co, jak Freddy by mu czy tam jej machnął dwa razy różdżką i po problemiku? A Alfred zawsze sądził, że znajomym się pomaga! Szczególnie jak ci polali. - I tak nie jest źle, wyglądasz całkiem dobrze! Miałem ja ci raz taką sprawę, w pięćdziesiątym trzecim bodajże... Baba chopa przyłapała na dy... Yyy, to jest. W tańce leciał z sąsiadką, nie? Tak go zaklęła, że gdyby nie my to tydzień chodziłby z głową ropuchy i kuta... Yyy, tymi, no, geni...genitalami osła, się ma rozumieć. Straszna sprawa, mówię. Ja to bym nie narzekał, jakby mi na dzień wyrosło to i owo, zawsze mnie ciekawiło, jak to jest! - Starał się podnieść trochę poziom słownictwa, mając z tyłu głowy fakt, że najprawdopodobniej rozmawia jednak z kobietą, a nie jakimś męskim modelem, jak na początku podejrzewał. Zara, kobita co to na bestie poluje? Ciekawe jakby wyglądała na codzień, pewnie ma bica jak ja obie nogi!
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#12
12.02.2025, 11:39  ✶  

Kształtowanie miało wiele zalet, Yaxleyówna na pewno chętnie by się nimi podzieliła z jegomościem, bo była to chyba jej ulubiona dziedzina magii. Nie miała więc problemu z tym, aby korzystać z takich prostych zaklęć. Jasne, te szklaneczki pewnie kiedyś znikną, ale najważniejsze było to, aby im one służyły przez najbliższy czas. Tylko to było w tym momencie istotne, czyż nie? Oczywiście na tym nie kończyły się jej umiejętności związane z tą dziedziną magii, to była ledwie podstawa, którą powienien znać każdy kto choć trochę ogarniał temat. Miała świadomość, że różnie to bywało, niektórzy zdecydowanie woleli korzystać z innych tajników magicznych, nie oceniała tego, wszak każdy miał inne talenty.

- To całkiem miły toast. - Uniosła szklaneczkę, aby się w końcu stuknęli i mogli uraczyć tym przepysznym trunkiem. Nie sięgnęłaby przecież po byle co, nie, kiedy mogła wprowadzić miłą odmianę dla tego konesera trunków raczej nie do końca z wysokiej półki. Yaxleyówna była dziana, stać ją było na najlepsze alkohole, nie zamierzała ich sobie odmawiać, na coś musiała wydawać swój majątek.

Mrugnęła kilka razy, kiedy jej towarzysz spadł z ławeczki, cóż, tego się nie spodziewała. Naprawdę był, aż w takim szoku? Właściwie to raczej wydawało jej się, że nie poczuje różnicy, jak widać - myliła się. Była zadowolona z siebie, przynajmniej dla kogoś ten dzień okazał się być mniej parszywy niż dla niej.

- Jaki numerek? Coś Ty, przecież nie będziesz się ze mną raczył byle czym. - Odparła, jakby to była najbardziej oczywista z oczywistości.

Dolała mężczyźnie kolejną szklaneczkę, sama jednak nadal powoli upijała zawartość pierwszej, nie miała tyle doświadczenia, co Alfred, a nie chciała skończyć za chwilę, jak on pod ławką. Było wcześnie, kto wiedział, co może ją jeszcze spotkać tego dnia.

Najwyraźniej mężczyzna był bardziej uważny, niżeli założyła, bo dość szybko zorientował się, że trochę miesza się w zeznaniach, fakt, trudno jej było mówić o sobie, jako o mężczyźnie. To była dość świeża sprawa, na szczęście miała trwać tylko ten jeden dzień. - Przepraszam, że o tym nie wspomniałam. To trochę mi ubodło, dostałam rano zaklęciem od poltergeista, spierdolił, a ja zostałam zamieniona w typa, tak naprawdę jestem kobietą. Nazywam się Geraldine, cała reszta, którą ci o mnie powiedziałam to prawda. - Trochę jej było głupio, że została przyłapana na kłamstwie, ale cóż, mówi się trudno. Miała nadzieję, że jej towarzysz wybaczy jej to drobne potknięcie.

- Byłam u klątwołamaczki, powiedziała, że po tym dniu przejdzie, na szczęście to jedynie chwilowe, bo chyba bym ochujała, jakbym miała dalej trwać w takiej postaci. - Zdecydowanie wolała damską wersję swojego ciała.

- Tak, na jeden dzień to całkiem ciekawe doświadczenie, tak, czy siak, zdecydowanie wolę, jak nic mi nie lata między nogami, wiesz o czym mówię? - Cóż, na pewno wiedział, bo przecież był mężczyzną. Zresztą chyba wolała nieco zmienić temat, bo ten był dla niej nieco niezręczny.

- Poszukam Cię kiedyś jako moja damska wersja, zobaczysz, że ona zdecydowanie jest lepsza. Swoją drogą długo tak bytujesz? - Była ciekawa, czy to chwilowe, czy jednak była to dla mężczyzny codzienność. Wydawał się być całkiem sympatyczny, a do tego wspominał coś o tym, że może pomóc jej gdyby miała problem z duchem, dobrze było mieć takie znajomości.

Egzorcysta za flaszkę
"Masoneria kontroluje świat! Kim jest masoneria? No, tego, centaury ino, nie? Polej więcej!"
Dwumetrowy(200cm!!!) "olbrzym" o zaniedbanych włosach, brodzie i ciuchach pamiętających lata trzydzieste - z daleka widać, że życie nie obdarza Alfreda wieloma rzeczami, albo że on ich po prostu nie przyjmuje. Dziurawe rękawice bez palców noszone nawet w lato, zawsze jedna flaszka wystająca z przedniej kieszeni wybrudzonej kurtki. Jednak w oczach egzorcysty tli się płomień dziwnej, niepasującej do jego wyglądu charyzmy, a jego gadanie, mimo że często gęsto odklejone, przemawia może nie do rozumu słuchaczy - ale do ich serc.

Alfred Trelawney
#13
19.03.2025, 10:31  ✶  
Z wdzięcznością przyjął nalanie mu kolejnej porcji trunku. Tym razem postanowił podzielić go na dwa łyki. Było to bliskie bluźnierstwa w jego oczach, ale chciał, żeby jego towarzyszka od kielicha widziała, że stara się docenić jakość kupionego przez nią trunku. Faktycznie, jakoś takie inne było to uczucie. Takie... Specyficzne. Od lat nie miał takiego uczucia w ustach. A może nawet nigdy? Chociaż nie, pamiętał, że kiedyś faktycznie czuł podobną satysfakcję z napitku - było to w czasach, kiedy jego babcia jeszcze żyła i robiła mu herbatkę z ziołami i miodem. Była to bardzo rzadka zdobycz, bo nigdy im się nie przelewało, więc dla Alfreda było to niczym święto. Ten dzień chyba faktycznie był mu pisany piórem zamoczonym w nostalgii i wspominkach. - Totalnie rozumiem, moja droga. Jak dopiero zaczynałem to, gupia sprawa, też oberwałem małą klątwą od wściekłego ducha. Wyrosła mi trąba i uszy słonia, posłuchaj. I to na tyłku! Tydzień nie wychodziłem z piwnicy najbliższego pustostanu, aż zaklęcie samo nie przeszło. Wiem coś o przerażających zaklęciach i wstydzie, jaki im towarzyszy. I wiem coś o tym, jak denerwuje dodatkowa trąba latająca koło nóg, chociaż przyznam że nigdy nie spotkałem się z posiadaniem jednej mniej niż zwykle. Będę musiał kiedyś sprawdzić jak to jest. - Dopił szklaneczkę, z wyjątkową satysfakcją odstawiając ją na ławeczce. - Oby cię ta klątwołamaczka nie oszukała. Znam ja ci jednego klątwołamacza, to największy kanciarz, oszust, szumowina i złodziej, jakiego widział Londyn. Życie bym za niego oddał, chama opitego. Ale no, nie słuchaj się mnie, słodziutka, ja to po prostu taki nieufny jestem od dziecka. Wiesz, człowiek musi uważnie dobierać znajomości na Nokturnie. Inaczej... Khhh! - Wykonał przy szyi ruch dłonią jasno udający podcinanie gardła nożem. - Ale jak już znajdzie się tam swoich, to do końca życia nie będziesz się musiała martwić o bycie zdaną na siebie, hehe! - Uśmiechnął się szeroko, opierając się plecami o ławkę i patrząc w niebo. - Co do tego, ile to już lat, hmm... Babinka moja kochana zmarła ino blisko moich dwunastych urodzin. Rok później wyrzucono mnie z mieszkania, bo i pieniędzy to ja przy duszy nie miałem więcej, nawet po tym jak duch babci powiedział mi o wszystkich ukrytych skrytkach w domu. Kochana kobita to była, muszę was kiedyś poznać! Mieszka w jednej starej figurze na Nokturnie. Wracając... No to będzie jakieś, no, czterdzieści lat na ulicy? No, prawie czterdzieści. Także takie bytowanie to większość mojego życia, już nie potrafiłbym chyba nigdy wrócić do mieszkania w zwykłym domu. Zamartwianie się wydatkami, czynszem, to nie dla mnie! Chociaż nie powiem, pierwsze lata były trudne. Często nie mogłem nic jeść cały tydzień, często musiałem kraść resztki ze śmietników przy mugolskich restauracjach. Niestety jeśli chciałem przeżyć, musiałem schować dumę do kieszeni. I przeżyłem! To już więcej, niż wiele innych osób może powiedzieć, niech im ziemia lekką będzie. Ale skoro już o tym, kochanienka, to mam do ciebie jedno pytanie... Byłaś ty może w Hogwarcie? Nigdy nie rozmawiałem z kimkolwiek, kto skończył te szkołę, i, cholibka, ciekawi mnie strasznie, co tam się wyprawia!
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#14
20.03.2025, 00:08  ✶  

Yaxleyówna lubiła czasem wypić sobie drogi alkohol, to nie tak, że raczyła się tylko i wyłącznie trunkami z wyższej półki, ale dzisiaj nadarzyła się okazja. Chciała zrobić komuś dzień, nie sobie, lubiła zaskakiwać innych stąd ta decyzja. Była przecież bogata, chociaż może nie było po niej tego widać, każdy bogacz czasem zachowywał się w ten sposób.

- Kto kiedyś nie oberwał klątwą, niech pierwszy rzuci kamieniem. - Zwłaszcza Ci, którzy musieli sobie z nimi radzić na drodze zawodowej, a Alfred wyglądał jej na specjalistę. Nie zdziwiło jej więc wcale, że miał doświadczenie z podobnymi sprawami. Wyglądał na kogoś, kto niejedno przeżył.

- Chyba już wolę taką trąbę jak mam, niż trąbę słonia na dupie.- Odparła zupełnie szczerze, jeśli chciał ją pocieszyć to zdecydowanie mu się udało, jak widać zawsze mogło być gorzej, niż w jej obecnej sytuacji.

- Na pewno mnie nie oszukała, to moja bliska znajoma.- Yaxleyówna nie narzekała na swoje znajomości, zawsze miał ją kto zdiagnozować, bez względu co by jej właściwie nie dolegało. To było całkiem budujące, otaczała się sporym gronem znajomych, na których mogła liczyć, nie wszyscy mieli tyle szczęścia.

- Grunt to znaleźć swoje miejsce w świecie, mam wrażenie. Nie trzeba żyć tak jak inni, aby być szczęśliwym, Ty wydajesz się być całkiem zadowolony ze swojego losu, to chyba dobrze? - Odparła dość niepewnie, ale takie wnioski jej się nasuwały. Nie każdy musiał zamykać się w tych normach narzucanych przez ogół.

Posiedziała jeszcze chwilę na tej ławeczce, jej rozmówca wydawał się być interesującym człowiekiem, zamierzała do niego wrócić, tak jak wspominała, w swojej prawdziwej wersji, a później wróciła do domu, zostawiając mu połowę flaszeczki, bo po co miałaby ją zabierać ze sobą.


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Geraldine Yaxley (3220), Alfred Trelawney (3696)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa