• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu v
1 2 3 Dalej »
[04.09.1972] Będziesz bić? | Hati&Asena

[04.09.1972] Będziesz bić? | Hati&Asena
Krew jak czekolada
Nikt nie jest bezkarny - Zawsze trzeba płacić.
Przerośnięta, barczysta zbitka mięśni mierząca 192 cm wzrostu. Jego ciało w większym stopniu pokrywają tatuaże. Niepokojące, podkrążone ślepia w kolorze jasnego błękitu często wyrażają szaleńczą rządzę mordu. Włosy ciemne od skóry głowy - pojaśnione słońcem końce, zazwyczaj zaczesane na gładko do tyłu. Odziany zazwyczaj w szyte na miarę garnitury, na palcach widnieją dwa sygnety, zaś na szyi złoty łańcuszek. W lewym uchu często widnieje złoty kolczyk - kółeczko. Pachnie trawą cytrusową, słodką mandarynką, piżmem - niekiedy i krwią (czasami pizzą xD). Pierwsze wrażenie raczej każe zejść mu z drogi.

Hati Greyback
#1
25.01.2025, 22:53  ✶  
Wieczór był wyjątkowo ciepły, mimo że zaczął się wrzesień. Ten jednak obchodził się z nimi łagodnie i Greyback wróżył w tym nieszczęście.
A jednak dziś nie nieszczęście zawracało jego myśli, a pewna kobieta. Kobieta, której pierdolenia przyszło słuchać mu prawie całe życie. Która potrafiła wygrywać jak nikt inny na nerwach Greybacka niczym na wiolonczeli - a jednocześnie będąc jedną z najważniejszych kobiet w jego życiu. Jego starsza siostra.
Odebrał kwiaty i zjawił się w knajpie mieszczącej się na nokturnie, zerkając nieprzychylnie na każdego kogo mijał. Nie było to specjalnie, w zasadzie on patrzył, lecz nie widział - pochłonięty wianuszkiem myśli, które zaprzątały jego głowę.
Od powrotu każdy jego dzień należał do tych intensywnych, zabieganych, aby utrzymać swój poziom życia, aby móc być pomocną dłonią - spełniając poczucie obowiązku.
Wkroczył do baru, w którym tego dnia o dziwo świeciły pustki - jedynie kilku klientów, którzy niemal od wejścia zaczęli łypać wzrokiem za Hatim. Nie było w tym nic dziwnego, nawet tu wyróżniał się na tle innych. Przerośnięta pierdolona pisanka odziana w szyty na miarę garniak - mimo, że już sam jego wzrost kazał zerknąć w jego kierunku.
Trzymając bukiet białych róż przejechał wzrokiem po pomieszczeniu, wypatrując ciemnowłosej, którą dostrzegł przy jednym ze stolików. I mimo, że stała tyłem, wszędzie rozpoznałby tą sylwetkę, ten zapach który budził nostalgię swoim istnieniem. Przywoływał koszmary lat dziecięcych i ukojenie siostrzanych ramion, gdy był od niej niższy i drobniejszy licząc wtedy zaledwie kilka wiosen. Każde wspomnienie, każde pojedyncze uderzenie serca - te kojące, spokojne, ale również te energiczne, gdy w niepokoju tętno przyśpieszało.
Zaczął powoli zmierzać w jej kierunku, wiedział że słyszy, nie było co się łudzić o niespodziankę - za takową mógłby dostać z przypadku po mordzie, chociaż to wydawało się zabawne i w jakiś sposób kuszące. Dostać przypadkiem w pysk, a potem zjebe, że samemu jest się winnym takiego przebiegu wydarzeń. Gdy się odwróciła w jego kierunku, przyśpieszył kroku, aby pochwycić dziewczynę w pasie. Uniósł ją ku górze, okręcił się z nią wokół własnej osi, po czym delikatnie odstawił ją na ziemię, by w kolejnej chwili podsunąć jej kwiaty pod nos.
-Będziesz bić? - zagaił z zawadiackim, nieco kpiącym uśmiechem, wpatrując się w nią intensywnym spojrzeniem jasnych tęczówek, jakoby chciał zapamiętać każdy najmniejszy detal, mimo że znał każdy centymetr jej twarzy na pamięć.
she who hunts alone
Enduring things is what you do best
Gritting your teeth and bearing them.
Stosunkowo wysoka [175] kobieta o szczupłej, nieco wychudłej sylwetce. Ma długie, brązowe włosy i zwykle nosi je rozpuszczone, a na świat patrzy dużymi, zielonymi oczami.

Asena Greyback
#2
08.03.2025, 04:11  ✶  
Kiedy było dużo klientów, to wcale nie było tak przyjemnie - przecież ktoś musiał ich wszystkich obsłużyć, w przerwach próbowania nowej zupy Lewisa i krytykowania kapelusza Tarpa. Na to wszystko potrzeba było czasu i odpowiedniego wyczucia. Ale też kiedy świeciło pustkami, to też nie było dobrze. Pieniążki musiały się przecież zgadzać, a po tym jaki Maddox sprawił jej prezent urodzinowy, to musiała odrobić wszelkie wyrządzone przez nich tamtego dnia zniszczenia. Niby nie było nic specjalnego, parę krzeseł i stolików, do tego szklanki, a klient który chciał odszkodowania dostał jeszcze raz w mordę i sobie poszedł, bo to był kurwa Nokturn, ale wciąż... była coś winna.

Nie rozumiała skąd w Woodym było aż tyle cierpliwości i wyrozumiałości, ale już dawno przestała podważać u niego tego typu skłonności. Gdzieś w międzyczasie pracowania i mieszkania w Rejwachu doszło do niej, że ten zdziadziały mężczyzna faktycznie robił niektóre rzeczy bezinteresownie, ale nie można było od niego oczekiwać, żeby się do tego przyznał. Zakładała też, ale to były już tylko jej domysły, że ten talent do przyciągania do siebie znajd, a może i tendencje do szukania ich samemu, było wynikiem ukrytej potrzeby bycia ojcem, której nigdy w małżeństwie nie zrealizował. Może niektórzy by się o to oburzali, że zostali adoptowani w wieku dorosłym, ale jej to nie przeszkadzało. Nie kiedy Woody był sto razy lepszym ojcem niż Fenris, a nigdy nawet nie miał okazji nim być dla własnych dzieci.

Zmywała jeden ze stolików, chociaż po prawdzie na tym etapie to przejeżdżała go szmatą dla zasady, paznokciem skubiąc jakąś nierówność, której pochodzenia nie zamierzała dochodzić. Znudzona, może odrobinkę sfrustrowana tym dniem, ale wciąż czujna. Bo przecież wilczych zmysłów nie dało się tak zwyczajnie położyć do spania.

On rozpoznał ją po sylwetce, a ona jego po krokach. Było coś takiego, w mieszkaniu w przemocowym domu, co zmuszało do wyuczenia się pewnych schematów. Kroki były jednymi z nich - po nich rozpoznawało się, czy właśnie nadchodził przyjaciel czy wróg. Czy może to tylko rodzeństwo skradało się po korytarzu, czy może ojciec wpadł na kolejny ze swoich genialnych pomysłów. Mogły minąć lata od momentu kiedy ostatni raz byli razem w podstarzałej, zrujnowanej kamieniczce jako dzieciaki, ale pewne rzeczy się nie zmieniały.

Może dlatego pozwoliła się podejść i unieść do góry, bo każdy inny zaraz dostałby z łokcia. Chciała coś powiedzieć i nawet otworzyła usta, ale głos nie opuścił ich, ustępując miejsca zaskoczonemu westchnięciu, które tylko powtórzyło się na widok białego bukietu róż.
- Hatiii, przecież ja w życiu nie uderzyłam żadnego człowieka. A już w szczególności żadnego brata - parsknęła, niby to nieco surowa, serwując mu kuksańca w ramię. - Nie spodziewałam się kompletnie cię tu zobaczyć. Wróciłeś do Londynu, czy może stęskniłeś się za mną tak bardzo, że pozwoliłeś sobie na szybki wypad w rodzinne strony?
Krew jak czekolada
Nikt nie jest bezkarny - Zawsze trzeba płacić.
Przerośnięta, barczysta zbitka mięśni mierząca 192 cm wzrostu. Jego ciało w większym stopniu pokrywają tatuaże. Niepokojące, podkrążone ślepia w kolorze jasnego błękitu często wyrażają szaleńczą rządzę mordu. Włosy ciemne od skóry głowy - pojaśnione słońcem końce, zazwyczaj zaczesane na gładko do tyłu. Odziany zazwyczaj w szyte na miarę garnitury, na palcach widnieją dwa sygnety, zaś na szyi złoty łańcuszek. W lewym uchu często widnieje złoty kolczyk - kółeczko. Pachnie trawą cytrusową, słodką mandarynką, piżmem - niekiedy i krwią (czasami pizzą xD). Pierwsze wrażenie raczej każe zejść mu z drogi.

Hati Greyback
#3
09.04.2025, 18:00  ✶  
Greyback uśmiechnął się delikatnie, pozwalając sobie jeszcze raz uściskać siostrę, poczuć jej słodki, kojący myśli zapach, nim włączył się do rozmowy
-Wróciłem - odparł spokojnie, delikatnie mierzwiąc jej włosy, a jednak ton jego głosu nie brzmiał zbyt wesoło. Te słowo smakowało cierpko, nie tak jak smakować powinno - Na dobre - dodał, poważniejąc. Zapadła dłuższa cisza, ta mniej komfortowa, zwiastująca niewygodną rozmowę. Wrócił, ale nie tak jak chciał, jeśli kiedyś chciał wracać.
-Giulia nie żyje - wyznał ze stoickim spokojem. Dziewczyny zdążyły się poznać, mimo iż Greyback nigdy ani jej, ani córki nie przywiózł do Londynu. Zawsze przyjeżdżał sam, a jednak bardzo chętnie nagabywał starszą siostrę aby to ona przyjechała do niego. Ba, chciał nawet aby została, mimo iż wiedział, że ta nie zostanie. Mimo iż we Włoszech planował dla niej lepsze życie, wśród cytrusowych drzew, bujnego ogrodu i przepychu - wiedział, że nie zostanie, ale to nie zniechęciło go próbować. Bo ich obu ciągnęło do Londynu, do Nokturnu, byli na swój sposób skrzywieni. W końcu On również mógł zostać we Włoszech, nawet jeśli jego ukochany dom stał się miejscem przeklętym - to mógł. Stać go było aby zmienić dom - ale tego również nie chciał robić. Bo w tym domu zamknął słodko gorzkie lata. To w nim rosła Esme, to w jego ogrodzie Giulia godzinami pielęgnowała róże, to tam budowali swój mały świat - to w nim znalazł ją martwą.
-Zginęła podczas policyjnej obławy - dodał ciszej. Ona zmarła, a on nie mógł tam zostać. Nie chciał. Więc wrócił. Wrócił do świata z którego zwykł uciekać miliard razy, ale na nowych zasadach. Już nie zamierzał być biednym szczenięciem, nie mógł nim być. Czuł się odpowiedzialny zarówno za małą istotę, którą stworzył, jak i za rodzeństwo - które poradziłoby sobie bez niego, aczkolwiek w jego głowie takowy scenariusz uderzał prosto w dumę. On musiał, nie, on chciał aby mogli mieć w nim oparcie. Niezależnie czy tego potrzebowali czy nie. Czuł zobowiązanie szczególnie wobec tej, która teraz wydawała się tak drobna, drobna jak jego własne dłonie za szczenięcych lat, którymi wtedy kurczowo się jej trzymał. I może wtedy miał z cztery wiosny i teraz to jej dłonie wyglądają na tle jego niczym małe łapki, to to wspomnienie żyło - a milford dbał skrupulatnie, aby ani te ani żadne inne nigdy nie zgasło.
-Więc wróciłem. Wybacz, że nie odezwałem się wcześniej, ale miałem strasznie dużo na głowie - wyznał zgodnie z prawdą. To nie był jego pierwszy dzień, w Londynie był już od jakiegoś czasu. Musiał przede wszystkim zadbać o interesy, które rozkwitały od jakiegoś czasu. Skrupulatnie planowane i wdrążane, aby pozwolić mu dalej żyć na równie dobrym poziomie.
-Widziałaś może, że na Nokturnie zawisnął nowy szyld? Ostatnio remontowano tam dość intensywnie - urwał temat, rozejrzał się powoli - o której kończysz pracę? może pójdziemy do cukierni? Zamarzyło mi się osłodzić Ci dzisiejszy dzień - zagaił zaraz, powstrzymując się od swojego zbędnego pierdolenia, że przecież Asena nie musi wcale pracować, w końcu by się ją zajął. A jednak doskonale znał odpowiedź na to pytanie. Z niej była taka Zosia samosia i bardzo to szanował, jej obrotność, samodzielność i zawziętość - toteż zamiast rzucać między nimi kość niezgody, wolał porozpieszczać ją trochę.
she who hunts alone
Enduring things is what you do best
Gritting your teeth and bearing them.
Stosunkowo wysoka [175] kobieta o szczupłej, nieco wychudłej sylwetce. Ma długie, brązowe włosy i zwykle nosi je rozpuszczone, a na świat patrzy dużymi, zielonymi oczami.

Asena Greyback
#4
10.04.2025, 00:00  ✶  
Nie trzeba było być przesadnie lotnym by wyczuć ten ciążący, gorzkawy ton w który były opakowane jego słowa. Powroty bywały ciężkie, ale coś takiego kryło się między zgłoskami, że Sena wiedziała że nie chodziło o ten rodzaj ciężaru. Było tam coś więcej, coś mniej przewidywalnego i za czym, o dziwo, nie stał ich ojciec. Najwyraźniej lata pielęgnowania rodzeństwa rodziły swoje owoce w postaci możliwości podchwycenia tragedii zanim ta została wypowiedziana na głos. A w tym samym momencie, gdy ponure obwieszczenie wreszcie wyszło na jaw, kobieta westchnęła ze smutkiem.

Sięgnęła dłonią do jego twarzy, do jego policzka, kciukiem delikatnie gładząc jego skórę w uspokajającym, współczującym geście.
- Tak mi przykro - powiedziała niby to spokojnie, ale w jej oczach czaił się pełen zrozumienia smutek. Zdążyła poznać Giulię na tyle, żeby wiedzieć że była dobrą kobietą. Dobrą dla jej brata i dla ich córeczki. A kiedy życie rozpadało się na kawałki, szczególnie to jej rodzeństwa, mimowolnie czuła jak w niej coś pęka. I tak, czułaby się dokładnie tak samo, gdyby stał teraz przed nią Maddox.

Wilka ciągnęło do lasu, a w ich przypadku ciągnęło na Nokturn. To jego uliczki znali najlepiej i to jego zapach rozpoznawali nawet z zamkniętymi oczami. Ją samą ciągnęło do tragedii, jaką była obecność ich ojca, jakby tkwiła w niej dawno zapomniana powinność i wina. Wyrzuty sumienia że uciekła z domu, a co próbowała teraz odpracować, tylko sama jeszcze nie była pewna jak. Może próbując mieć wciąż Maddoxa czy Scyllę na wyciągnięcie ręki, szczególnie tego pierwszego. Bo to on najmocniej tkwił w fanatyzmie i świecie, jaki kształtował dookoła siebie Fenris.

Objęła go, otaczając ramionami w mocnym, pewnym uścisku, jakby chcąc w ten sposób stłamsić nieco ściszony ton jego głosu, w którym dopatrywała się smutku.
- Nic nie szkodzi - westchnęła, przyglądając się przez moment jego twarzy z uwagę. - Hm, coś tam widziałam. Pizzeria? Kontrowersyjny wybór, jak na tę alejkę, ale może przyda się otoczeniu odrobina kultury. Nie mów mi że...? - zmarszczyła brwi, mrużąc podejrzliwie oczy na moment. - Mogę i zaraz. Dadzą sobie radę beze mnie przez chwilę - po trochę zawsze była w pracy. Tak samo jak Hatiego trzymała przy niej powinność, tak samo i ją zobowiązanie trzymało w Rejwachu. Wdzięczność wobec Tarpa, bo po trochu jego knajpa była chyba pierwszym jej domem od czasu odrapanej kamieniczki w bocznej uliczce Nokturnu. - Może na lody? Warto korzystać póki jest ciepła pogoda, co ty na to? - ujęła go pod ramię, uśmiechając się do niego wesoło.
Krew jak czekolada
Nikt nie jest bezkarny - Zawsze trzeba płacić.
Przerośnięta, barczysta zbitka mięśni mierząca 192 cm wzrostu. Jego ciało w większym stopniu pokrywają tatuaże. Niepokojące, podkrążone ślepia w kolorze jasnego błękitu często wyrażają szaleńczą rządzę mordu. Włosy ciemne od skóry głowy - pojaśnione słońcem końce, zazwyczaj zaczesane na gładko do tyłu. Odziany zazwyczaj w szyte na miarę garnitury, na palcach widnieją dwa sygnety, zaś na szyi złoty łańcuszek. W lewym uchu często widnieje złoty kolczyk - kółeczko. Pachnie trawą cytrusową, słodką mandarynką, piżmem - niekiedy i krwią (czasami pizzą xD). Pierwsze wrażenie raczej każe zejść mu z drogi.

Hati Greyback
#5
23.05.2025, 12:55  ✶  
Tak mi przykro - delikatnie skinął głową, skupiając się na cieple jej dłoni. Nie powiedział nic, nie, nie chciał. Czasami to co niewypowiedziane jest ważniejsze, gdyż słowa nie pasowały. Złośliwie nie chciały złożyć się w zdanie, szczypały i piekły, ciążyły niczym betonowe buty. Wiedział, że mu współczuje z pełnym znaczeniem tego słowa. Bo współczucie było czymś większym, aniżeli zwykły zrozumienie.
-Esme została na razie u dziadków we Włoszech, dopóki tutaj nie doprowadzę wszystkiego do porządku - westchnął cicho, zastanawiając się czy nie odwleka trochę tej chwili. Dom w LH stał urządzony, jej pokoik wykończony. Interesy szły dobrze. A jednak bał się wyciągać małą z Włoch, gdzie słońce świeciło inaczej, gdzie się wychowała. Pośród Włochów, włoskiej kultury i racji. Nie czuł się fair z tym, że wraz ze śmiercią matki miałby zabrać jej to wszystko. A jednak jakaś część jego uważała to za dobre, zmiany za na tyle duże, że wyjdą jej na dobre, mimo iż teraz mogłyby ją przerazić. Bo Ona też potrzebowała tych zmian, zmian dzięki którym nie będzie żyć przeszłością.

Spojrzał na siostrę, a na jego usta mimowolnie zaczął wpływać nieco rozbawiony uśmiech, gdy Sena podchwyciła temat pizzeri
-W rzeczy samej... - skinął głową. Miała racje, było to kontrowersyjne. W tym miejscu łatwiej było postawić bar, stary browar lub dyskotekę, ale byłoby to ciut sprzeczne - Chciałem mieć swoje małe Włochy... nawet tu - i oczywiście, że mógł otworzyć lokal na Horyzontalnej. Mógł, gdyby pizzeria nie była częściowo przykrywką i schodami prowadzącymi do Sei Bello. Pieniądze pod koniec dnia musiały się zgadzać, a sama pizzeria, nawet w najbardziej ekskluzywnej dzielnicy nie byłaby w stanie sprostać oczekiwaniom Greybacka, nie jedna. Może gdyby miał lokali kilka, rozsianych po całym Londynie, ale na starcie nikt nie gwarantuje sukcesu. Sukcesu na który nie musiałby czekać miesięcy.
-Bene - jego uśmiech się poszerzył, gdy obwieściła, że może, że wyjdzie, że dotrzyma mu towarzystwa. Bo tego chyba właśnie teraz potrzebował, chociaż nie mówił tego głośno. Potrzebował jej dotyku, jej uśmiechu, jej ciepła, która pozwalała oderwać myśli, odsunąć się i wtulić świadomość w siostrzane spojrzenie. Wciąż silne, wciąż waleczne, mimo wielu lat, mimo wielu krzywd, wciąż lśniła. Jej uśmiech wciąż pozostawał słodki niczym ociekające dojrzałością gruszę. I chciał, aby ten uśmiech zawsze był, zawsze istniał, aby któregoś dnia nie zgasnął bezpowrotnie. Bo o ile smutniej patrzyłoby się na jej urocze, acz zadziorne lica, bez tego uśmiechu - pamiętając, że on był. Znając go i czując się winnym, bo czuło się odpowiedzialnym za niego, gdy ten istniał.
-Brzmi wybornie - skinął głową, gdy ruszyli pod rękę do wyjścia, co chwilę zerkając w kierunku Aseny. Nie szukał jej uwagi, spojrzenia, pytania - on patrzył dla samego patrzenia. Aby zawiesić wzrok na czymś przyjemnym, a czymś takim z pewnością była jego siostra. Bo On patrząc na nią nie tylko jak na piękną kobietę, bo dla niego była czymś innym, czymś więcej, czymś bardziej eterycznym, nieuchwytnym. On patrzył na nostalgię, na część swojego życia, które się odbijało w jej oczach. Na złocistą jesień, którą skrywały jej kasztanowe włosy. Nosiła na sobie niewidzialną suknie uszytą ze wspomnień, tych gorzkich, ale również tych słodkich. Była słodko gorzką częścią jej życia i to nie ona winna była cierpkiego posmaku, lecz życia. Rzeczywistość w którą zostali strąceni, ale w której byli razem.
-Mam nadzieje, że ta ciepła pogoda utrzyma się jeszcze trochę czasu - przyznał z przekąsem. Dawno nie odczuwał zimy, dawno też nie przebywał zbyt długo w ponurym Londyńskim klimacie do którego na powrót będzie mu dane przywyknąć. Zerknął w kierunku lokalu, gdy z niego wyszli
-To coś więcej niż praca, co? - zagaił, przenosząc powoli wzrok na siostrę. Zdawało mu się, że Asena w jakiś sposób była nieodłączną częścią tego miejsca za każdym razem, gdy już postawił kroki w pobliżu.
Zawiesił się na ów myśli, a chwilę później spojrzał na nią
-A powiesz mi co tam u naszego kochanego rodzeństwa? - zapytał w końcu, gdy powoli przemierzali jedną z ulic.
she who hunts alone
Enduring things is what you do best
Gritting your teeth and bearing them.
Stosunkowo wysoka [175] kobieta o szczupłej, nieco wychudłej sylwetce. Ma długie, brązowe włosy i zwykle nosi je rozpuszczone, a na świat patrzy dużymi, zielonymi oczami.

Asena Greyback
#6
27.07.2025, 23:43  ✶  
- Małe Włochy, tak? No to rzeczywiście będą one małe. Ale wiesz co? W niemagicznej części Londynu widziałam parę takich włoskich knajpek. Widziałam ich sporo w Clerkenwell, możemy się tam kiedyś przejść, co ty na to? Znaczy, oczywiście własne jest najlepsze, ale gdybyś chciał posłuchać języka, to no... - uśmiechnęła się do niego wesoło.

Nie wiedziała chyba do tej pory, jak bardzo za nim tęskniła. Wymiana listów, albo okazjonalna wizyta, nie umywały się do świadomości, ze miała go teraz pod ręką. Że wystarczyło przejść się krętymi alejkami Nokturnu, do tej śmiesznej pizzeri, która pasowała tu jak pięść do nosa i znowu mogła spędzić z nim nieco czasu. Dobrze było wiedzieć, że wyciągnąwszy do niego rękę, nie narażała się na ryzyko pogryzienia, tak jak było to w przypadku Maddoxa.

- Niestety, kochany, ale angielska jesień przychodzi bardzo szybko i połyka wyspy w całości, bez zastanowienia. Zapomniałeś już? - westchnęła, wyraźnie nad tym faktem bolejąc, no bo kto nie lubił odrobiny słońca? Mieszkali niestety w takim, a nie innym miejscu i trzeba było sobie z tym radzić, czy to zaklęciami, czy to porządnym płaszczem. - Już od połowie sierpnia było tak sobie. Duszno, co prawda, ale tylko na początku. Potem coraz częściej padał deszcz - westchnęła jeszcze raz, równie ciężko, jakby chciała tylko mocniej podkreślić tę nieszczęsną, hehe, psią pogodę z jaką mieli do czynienia.

- Wiesz... - zaczęła powoli, z nieco delikatniejszym uśmiechem. Może takim z odrobiną smutku w kącikach oczu. - Czuję się tu bezpiecznie. Bezpieczniej, niż wcześniej, w innych miejscach. Jestem tutaj już tak długo i... Fenris jest Fenrisem i nie ustaje w staraniach. A Maddox? Maddy jest tak samo zakochanym w ojcu synkiem, szczekającym wtedy, kiedy tata każe - wykrzywiła usta w grymasie, nie mogąc ukryć rozczarowania, ale i też zwykłego gniewu. To nie było tajemnicą, że ich młodszy brat przepadł już dawno, tańcząc dokładnie tak, jak ich ojciec sobie tego wymarzył. Był idealnym żołnierzykiem, stojącym gdzieś na przodzie Sfory i Asena czuła się z tym zwyczajnie źle. Zastanawiała się nie raz, czy gdyby została w domu, to wszystko potoczyłoby się inaczej, czy może w próbie ratowania brata i niechęci zostawienia go samego, wataha Fenrisa i jej by nie połknęła. - Skoll ma swój sklep, te Firmamenckie Tryby. Idzie sobie na tym język połamać - jęknęła nieszczęśliwa, krzywiąc się na samo brzmienie tego słowa. - A Scylka... Scylka jest w Prawach Czasu. Wiesz kto to Dolohov? No, to on tam zarządza, a ona sobie patrzy w przyszłość.


Open hand or closed fist would be fine
Blood is rare and sweet as cherry wine
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Asena Greyback (1279), Hati Greyback (1557)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa