12.05.2025, 12:44 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.05.2025, 17:52 przez Basilius Prewett.)
Jezioro...
No tak. Jezioro.
Chyba wszedł już w ten stan zmęczenia i zmartwienia wszystkim, że po prostu dał znać głową przyjaciółce, że rozumie i nie komentował tego w żaden sposób. Potem i tak będą musieli o tym porozmawiać. Najlepiej kiedy się trochę wyśpi. Albo umrze na kilka dni. Obie opcje zaczynały brzmieć wyjątkowo przyjemnie.
– Powinien za chwilę się obudzić, pewnie nie na długo. Udało mi się ustabilizować jego nogę. Na razie nie powinno być problemów, ale i tak będzie lepiej jeśli później trafi do Munga. – powiedział samemu siadając na podłodze. I to był chyba zły pomysł, bo dopiero teraz uderzyło go jak bardzo tak naprawdę był zmęczony, a przecież nie mógł jeszcze odpocząć. Westchnął cicho, zakaszlał i wygrzebał z torby przepisany mu przez uzdrowiciela eliksir na wzmocnienie. Upił łyka, a potem odprowadził jeszcze Olivię spojrzeniem, tak aby upewnić się czy aby na pewno trzymała się na nogach. Potem zerknął na Millie i... W sumie wyjątkowo nie miał za bardzo nic mądrego, ani też nawet złośliwego do powiedzenia.
– Przepraszam za farbę. Chyba nie zejdzie tak łatwo. Ktoś na ulicy... Nie ważne. Głupia sytuacja. Potem się tym zajmę. – Chyba nie chciał jednak wdawać się w dyskusje kto miał, a kto nie miał krwi na rękach podczas dzisiejszej nocy. Albo ostatnich dwóch lat. Albo od początku istnienia czarodziejów. – Jak się czujesz?
Wróciła Olivia i Basilius uznał, że chyba teraz on powinien coś zrobić.
– Spróbuję z nimi porozmawiać – wymamrotał, zupełnie nie rejestrując żartu Olivii i wstał powoli z ziemi, tak aby na pewno nie zakręciło mu się w głowie. – Może zaufają uzdrowicielowi. Mam też chyba krówki. – To ostatnie dodał już pod nosem. Ktoś też mógł uznać, że Prewett był we krwi i otworzy się przed nim z litości. Uzdrowiciel odkaszlnął jeszcze raz, a następnie skierował się do zgromadzonych w schronieniu osób, aby zapytać, czy niczego nie potrzebują, lub bardziej czy to on nie mógł im w czymś pomóc, zapewniając że jest uzdrowicielem, a jego towarzyski też w razie czego mogą coś zdziałać.
Rzut charyzma III Wypytuję ludzi czy czegoś nie potrzebują.
I nie miał pojęcia, czy to była kwestia tego, że był uzdrowicielem, lepiej dobrał słowa wiedząc jak rozmawiać z osobami w szoku, czy może rzeczywiście czerwona farbą na całym ciele wzbudziła w reszcie sympatię, lub litość, ale niektórzy otworzyli się przed nim i zaczęli mówić o tym czego potrzebują. Były to głównie prośby o jakieś bandaże, środki ją ból, maści na niewielkie oparzenia, czy po prostu prośba o opatrzenie pomniejszych obrażeń. Na całe szczęście nikt z zebranych nie umierał. Basilius dał znać ręką Millie I Olivii, aby chociaż jedna z nich podeszła i pomogła porozdawać mu to czego potrzebowali poszkodowani.
Zawady: Słabe płuca + choroba genetyczna
No tak. Jezioro.
Chyba wszedł już w ten stan zmęczenia i zmartwienia wszystkim, że po prostu dał znać głową przyjaciółce, że rozumie i nie komentował tego w żaden sposób. Potem i tak będą musieli o tym porozmawiać. Najlepiej kiedy się trochę wyśpi. Albo umrze na kilka dni. Obie opcje zaczynały brzmieć wyjątkowo przyjemnie.
– Powinien za chwilę się obudzić, pewnie nie na długo. Udało mi się ustabilizować jego nogę. Na razie nie powinno być problemów, ale i tak będzie lepiej jeśli później trafi do Munga. – powiedział samemu siadając na podłodze. I to był chyba zły pomysł, bo dopiero teraz uderzyło go jak bardzo tak naprawdę był zmęczony, a przecież nie mógł jeszcze odpocząć. Westchnął cicho, zakaszlał i wygrzebał z torby przepisany mu przez uzdrowiciela eliksir na wzmocnienie. Upił łyka, a potem odprowadził jeszcze Olivię spojrzeniem, tak aby upewnić się czy aby na pewno trzymała się na nogach. Potem zerknął na Millie i... W sumie wyjątkowo nie miał za bardzo nic mądrego, ani też nawet złośliwego do powiedzenia.
– Przepraszam za farbę. Chyba nie zejdzie tak łatwo. Ktoś na ulicy... Nie ważne. Głupia sytuacja. Potem się tym zajmę. – Chyba nie chciał jednak wdawać się w dyskusje kto miał, a kto nie miał krwi na rękach podczas dzisiejszej nocy. Albo ostatnich dwóch lat. Albo od początku istnienia czarodziejów. – Jak się czujesz?
Wróciła Olivia i Basilius uznał, że chyba teraz on powinien coś zrobić.
– Spróbuję z nimi porozmawiać – wymamrotał, zupełnie nie rejestrując żartu Olivii i wstał powoli z ziemi, tak aby na pewno nie zakręciło mu się w głowie. – Może zaufają uzdrowicielowi. Mam też chyba krówki. – To ostatnie dodał już pod nosem. Ktoś też mógł uznać, że Prewett był we krwi i otworzy się przed nim z litości. Uzdrowiciel odkaszlnął jeszcze raz, a następnie skierował się do zgromadzonych w schronieniu osób, aby zapytać, czy niczego nie potrzebują, lub bardziej czy to on nie mógł im w czymś pomóc, zapewniając że jest uzdrowicielem, a jego towarzyski też w razie czego mogą coś zdziałać.
Rzut charyzma III Wypytuję ludzi czy czegoś nie potrzebują.
Rzut Z 1d100 - 84
Sukces!
Sukces!
I nie miał pojęcia, czy to była kwestia tego, że był uzdrowicielem, lepiej dobrał słowa wiedząc jak rozmawiać z osobami w szoku, czy może rzeczywiście czerwona farbą na całym ciele wzbudziła w reszcie sympatię, lub litość, ale niektórzy otworzyli się przed nim i zaczęli mówić o tym czego potrzebują. Były to głównie prośby o jakieś bandaże, środki ją ból, maści na niewielkie oparzenia, czy po prostu prośba o opatrzenie pomniejszych obrażeń. Na całe szczęście nikt z zebranych nie umierał. Basilius dał znać ręką Millie I Olivii, aby chociaż jedna z nich podeszła i pomogła porozdawać mu to czego potrzebowali poszkodowani.
Zawady: Słabe płuca + choroba genetyczna