25.05.2025, 00:15 ✶
Powiedział to. Prawie jak sakramentalne tak. Odwróciła do niego głowę, by móc spojrzeć na skupione oczy, zawsze trochę zmęczone, ale takie mądre. Dobre. Na twarz otoczoną czarnymi kędziorami, na pochyloną sylwetkę tego, który pod rojem gwiazd przyjął jej łzy. Nie pierwszy i nie ostatni raz.
Nagle zrobiło się jej zbyt ciężko na sercu, w tej nagłej fali zbyt dużej powagi, mimo absurdalnej sytuacji leżenia sobie w ujebanych eleganckich ciuchach na trawie. Trzeba było jak najszybciej przebić ten balon... jak najszybciej, żeby tylko nie urósł za bardzo.
– Masz racje, powinnam częściej odwiedzać kasyna – rzuciła udając jeszcze powagę, a zaraz potem parsknęła rozbawiona. – Ja serio zapominam, że Ty w wolnym czasie przepierdalasz wszystko w tych kasynach. To kwestia krwi prawda? Że Cię tam ciągnie? Tak samo jak mnie ciągnie do ścieków. Moody tak mają. – wyciągnęła papierośnicę i zapaliła peta. Z wprawą. “Po męsku”. Zapaliła i zaciągnęła się mocno mrużąc złote oczy zapatrzone w toń jeziora. – Pewnie gdybym była lepszym gliną, to potrafiłabym Ci od razu pokazać kto jest winien.. A teraz, wiesz? Zastanawiam się czy to w ogóle ma sens. To całe moje glinowanie. ostatnio głównie maluje. Spędzam czas nad klifami i nawet nie chce tak często skoczyć jak zwykle. Zestarzałam się. – Parsknęła, rozcierając tusz jeszcze i jeszcze bardziej. Na twarzy dział się prawdziwy dramat, a Miles z powodzeniem mogłaby robić jako mroczny vigilantie w takim zamaskowaniu. Wyglądała w tym wszystkim jednak bardziej naturalnie, bardziej jak ona, niż wtedy u Bucky'ego.
Na moment potem umilkła myśląc o tym co jej powiedział. Myśląc o ich przyszłości i o tym że pewnie nie dożyje czterdziestki. A może i trzydziestki. Rok. To zdawało się być niedługo ale jednocześnie bardzo bardzo długo. Wiele okazji do śmierci.
– Wiesz co. A co powiesz na taki deal skoro jestem niedoszłą narzeczoną, to jak za dziesięć lat się spotkamy i ani Ty ani ja nie będziemy mieć nikogo to zostanę Twoja prawdziwą narzeczoną. Taką wiesz… taką jak w książkach. – Nie wierzyła w powodzenie tego planu. On za rok będzie miał żonę w ciąży (albo chłopaka, w końcu był zainteresowany różnymi opcjami) a z niej będą wyrastać kwiatki, a czaszka z pewnością stanie się miłym domkiem dla robaków. Ale jakoś… ale jakoś zdawało jej się to mieć sens, gdy księżyc świecił, a żaby kumkały. – To nadal nie jest połowa życia, co nie? – Jej na pewno nie. Ale myśl o tym że mogłaby mieć w ogóle narzeczonego była dziwnie miziająca marzenia jej wewnętrznie niedopieszczonej dziewczynki. Było w tym sporo marzycielstwa, absolutnego odklejenia od rzeczywistości i stanowczo za dużo romansideł przeczytanych do poduszki, ale nie przeszkadzało jej to. Nawet nie musieliby się ruchać, jeśli miałaby być tylko przykrywką. Ale tego już nie powiedziała bo jeszcze by było że znów go naciska. Gdzieś w tym wszystkim, wbrew pozorom pamiętała o tym, że Basilius wpisuje się w jej typ wyszczekanego czystokrwistego, a ślub z półkrwistym kundlem mógł okazać się jedną droga do wydziedziczenia. Zostawiła jednak te propozycje na stole. Trochę dlatego, że chciała się z nim podroczyć. Trochę dlatego, że była masochistką.
Nagle zrobiło się jej zbyt ciężko na sercu, w tej nagłej fali zbyt dużej powagi, mimo absurdalnej sytuacji leżenia sobie w ujebanych eleganckich ciuchach na trawie. Trzeba było jak najszybciej przebić ten balon... jak najszybciej, żeby tylko nie urósł za bardzo.
– Masz racje, powinnam częściej odwiedzać kasyna – rzuciła udając jeszcze powagę, a zaraz potem parsknęła rozbawiona. – Ja serio zapominam, że Ty w wolnym czasie przepierdalasz wszystko w tych kasynach. To kwestia krwi prawda? Że Cię tam ciągnie? Tak samo jak mnie ciągnie do ścieków. Moody tak mają. – wyciągnęła papierośnicę i zapaliła peta. Z wprawą. “Po męsku”. Zapaliła i zaciągnęła się mocno mrużąc złote oczy zapatrzone w toń jeziora. – Pewnie gdybym była lepszym gliną, to potrafiłabym Ci od razu pokazać kto jest winien.. A teraz, wiesz? Zastanawiam się czy to w ogóle ma sens. To całe moje glinowanie. ostatnio głównie maluje. Spędzam czas nad klifami i nawet nie chce tak często skoczyć jak zwykle. Zestarzałam się. – Parsknęła, rozcierając tusz jeszcze i jeszcze bardziej. Na twarzy dział się prawdziwy dramat, a Miles z powodzeniem mogłaby robić jako mroczny vigilantie w takim zamaskowaniu. Wyglądała w tym wszystkim jednak bardziej naturalnie, bardziej jak ona, niż wtedy u Bucky'ego.
Na moment potem umilkła myśląc o tym co jej powiedział. Myśląc o ich przyszłości i o tym że pewnie nie dożyje czterdziestki. A może i trzydziestki. Rok. To zdawało się być niedługo ale jednocześnie bardzo bardzo długo. Wiele okazji do śmierci.
– Wiesz co. A co powiesz na taki deal skoro jestem niedoszłą narzeczoną, to jak za dziesięć lat się spotkamy i ani Ty ani ja nie będziemy mieć nikogo to zostanę Twoja prawdziwą narzeczoną. Taką wiesz… taką jak w książkach. – Nie wierzyła w powodzenie tego planu. On za rok będzie miał żonę w ciąży (albo chłopaka, w końcu był zainteresowany różnymi opcjami) a z niej będą wyrastać kwiatki, a czaszka z pewnością stanie się miłym domkiem dla robaków. Ale jakoś… ale jakoś zdawało jej się to mieć sens, gdy księżyc świecił, a żaby kumkały. – To nadal nie jest połowa życia, co nie? – Jej na pewno nie. Ale myśl o tym że mogłaby mieć w ogóle narzeczonego była dziwnie miziająca marzenia jej wewnętrznie niedopieszczonej dziewczynki. Było w tym sporo marzycielstwa, absolutnego odklejenia od rzeczywistości i stanowczo za dużo romansideł przeczytanych do poduszki, ale nie przeszkadzało jej to. Nawet nie musieliby się ruchać, jeśli miałaby być tylko przykrywką. Ale tego już nie powiedziała bo jeszcze by było że znów go naciska. Gdzieś w tym wszystkim, wbrew pozorom pamiętała o tym, że Basilius wpisuje się w jej typ wyszczekanego czystokrwistego, a ślub z półkrwistym kundlem mógł okazać się jedną droga do wydziedziczenia. Zostawiła jednak te propozycje na stole. Trochę dlatego, że chciała się z nim podroczyć. Trochę dlatego, że była masochistką.