12.11.2022, 01:57 ✶
07.03.1972
Morgan i Seraphina
Warsztat Morgana
Pomysły mało kiedy opuszczały jej umysł aby wędrować sobie swobodnie i gdy jedna rzecz wpadała jej do głowy, siedziała tam dopóki nie przemyślała tego, szybko albo i wolno, Potrafiła jednak znajdować osoby które ich realizacją były zainteresowane i było podobnie i w tym wypadku, gdy korespondencja dotarła do odpowiedniej osoby. Nie było ciężko podążać za wskazówkami odnośnie symbolu, ale musiała przyznać, że gdyby nie podpowiedzi, można byłoby uznać je za powtarzający się wzór, jednak nie za wytyczoną konkretną trasę. Mimo wszystko odrobina zagadek sprawiała, że na nowo rozbłysła w niej ciekawość i pozwoliła sobie na spokojne przemierzanie ulic bez większej obawy z tego, co dziać się mogło dookoła.
Może pochodząc z innej rodziny obawiałaby się o wiele bardziej niż teraz, spokojnie krocząc przez kolejne zaułki, ale sława rodziny w połączeniu z koneksjami jej matki sprawiały, że czuła się o wiele bardziej swobodnie a jej twarz budziła małe zainteresowanie – przynajmniej od momentu, gdy obserwujący rozpoznawał ją, przez co wracał dalej do swoich zajęć w które ona nie wnikała, co oznaczało że przypadkowi przechodnie nie interesowali się nią tak samo, woląc poświęcać się sobie i swoim obowiązkom. O ile tak można było nazwać to, co robili. Nie zamierzała jednak już oceniać tego, będąc ostatnią osobą która by się w tym odnalazła.
Dotarcie do celu nie było jednak aż tak skomplikowane jakby się mogło wydawać i ostatecznie, znalazła się na miejscu. Ze zwyczajowej kultury zapukała, tak na wszelki wypadek gdyby coś miało czekać ją za drzwiami uniosła jeszcze list który otrzymała od właściciela miejsca, tak gdyby ktoś pragnął zaglądać przez szparę i patrzeć, w jakim celu się tutaj znalazła. Była bardziej rozpoznawana niż przeciętny mieszkaniec Pokątnej, ale to nie znaczyło, że każdy musiał ją kojarzyć. Idealnie było balansować na granicy sławy i rozpoznawalności.
- Dzień dobry… - jej spokojny głos rozległ się po pomieszczeniu gdy weszła do środka, uśmiechając się i spoglądając po okolicy. Lubiła spoglądać na przedmioty, zwłaszcza u twórców, oglądać dzieło stworzenia w surowym stanie. Pochyliła się nawet nad jedną z kolb, na tyle daleko, by niczego nie dotykać i nic nie prysnęło jej na twarz, jednak na tyle blisko, że mogła podziwiać kolory znajdujące się w środku. Liczyła, że jej współpracownik który miałby dziś się nim stać będzie chętny na pomysł.