—8-09./07/1972—
Ul. Pokątna
Erik Longbottom & Heather Wood, Thomas Figg
— Zawsze pracujemy ze sobą w chwilach kryzysu, prawda? — napomknął Longbottom, zerkając kątem oka na stojąca najbliżej niego Heather. — Najpierw to przeklęte Beltane, potem afera w Księżycowym Stawie, a teraz jeszcze to. — Wypuścił głośno powietrze z ust, jednak westchnienie zaraz przerodziło się w napad kaszlu wywołanego przez pył i dym unoszący się w całej magicznej dzielnicy Londynu. — Pokusiłbym się o... stwierdzenie, że to jakaś klątwa. Zdecydowanie wszyscy nie mamy szczęścia.
Skrzywił się na brzmienie tych słów. To nie tak, że miał coś przeciwko młodej Wood! Przecież sam chwalił ją przed Bonesem i nawet dyskutowali jakiś czas temu w towarzystwie Brenny o możliwych niebezpieczeństwach ze strony Śmierciożerców. Po prostu wydało mu się to nieco dołujące, że większość wspólnych wspomnień jakie dzielili było nierozerwalnie połączonych z jakimiś katastrofami. Nawet ta impreza na wybrzeżu z końcówki lata. Czy jej facet przypadkiem nie połamał sobie wtedy kręgosłupa? A może to była noga?
Nie ważne, pomyślał Erik, odsuwając od siebie tę myśl. Gdyby stało się coś okropnego, to rudowłosa Brygadzistka zapewne nosiłaby się teraz na czarno i nie była w nastroju do jakichkolwiek rozmów. A tak... Była na ulicy. Jak on. Jak Thomas, który też był nieopodal. Ugh, przecież on też w to był zaangażowany, czyż nie? Razem badali chatę tej przedziwnej czarownicy, która chciała się zemścić na dawnych mieszkańcach Stawu. A teraz we troje byli świadkami tego jak Londyn zmieniał się w nowy krąg piekielny.
— Byliście już na jakichś wypadach przeciw-pożarniczych? — rzucił Erik, zerkając na swoich towarzyszy. Odkąd trafił do Londynu, zachowywał się nieco chaotycznie i nie do końca wiedział, co zrobić z rękami. Atak na Londynu kompletnie go zaskoczył. — O ile ogień zachowuje się normalnie, to wydaje mi się, że najlepiej będzie spróbować zwykłych zaklęć wodnych? — Zmarszczył lekko brwi, kaszląc cicho. — Wolałbym nie zwalczać ognia ogniem, jeśli wiecie co mam na myśli.
Czyż nie tak walczono czasem z wielkimi pożarami w terenie? Kontrolowane pożary, mające na celu wypalenie materiałów palnych zanim główny ogień je pochłonie i zwiększy skalę zniszczyć? Poczuł nieprzyjemny dreszcz na plecach, zastanawiając się, jak wiele lokali musieliby poświęcić, żeby odciąć ogniowi drogę do konkretnego budynku. Chociaż cały Londyn nie był teraz w najlepszym stanie, tak cel ich trójki dość szybko objawił się przed ich oczami: trzypiętrowa wysoka kamienica z osmalonym już frontem i powybijanymi oknami - efekt gorąca, które zniszczyło szyby? Zaklęć? Ognia?
— No to chyba raz Longbottomowi śmierć — skomentował Erik po dłuższej chwili przyglądania się budynkowi. — W razie czego bądźcie w gotowości, gdyby coś się stało.
Tajemnicze coś, bo w gruncie rzeczy, chyba żadne z nich nie wiedziało, czego mogli się tutaj spodziewać. Erik wziął głęboki oddech i wycelował różdżkę w stronę ognia, który zdawał się aktualnie skupiać na wyższych partiach budynku. Może znajdował się tam stryszek lokatorów i był wypełniony jakimiś łatwopalnymi substancjami? A może była jeszcze jakaś szansa na ocalenie wnętrza przed totalnym zniszczeniem? Trzymając się zapowiedzianego wcześniej planu Longbottom zaczerpnął z magii Kształtowania, próbując zmaterializować falę zimnej wody, która miała zamknąć w sobie partię ognia..
Sukces!
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.❞