• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
1 2 3 4 5 6 Dalej »
[8.09.1972] Wszyscy jesteśmy Brajanami [Martin & Cassian]

[8.09.1972] Wszyscy jesteśmy Brajanami [Martin & Cassian]
Czarodziej
Magia przemija. Słowo zostaje.
Wysoki na 185 cm, szczupły, elegancko ubrany, ma bardzo ciemne oczy, w których tęczówki zlewają się ze źrenicami. Pachnie fiołkami, mówi cicho i kwieciście.

Cassian Blishwick
#11
26.06.2025, 14:33  ✶  
Cassian patrzył, jak piach sypiący się spod zaklęcia Martina skutecznie odcina drogę ogniowi. Żar przygasł, płomienie syknęły, cofając się jak rozjuszona bestia, której odebrano łup. Przez ułamek sekundy Cassian poczuł, jak napięcie opuszcza mu barki. W końcu odetchnęli — choć na moment.
Spojrzał na schody. Choć powietrze wciąż było ciężkie od dymu, a popiół wirował wokół jak czarny śnieg, same stopnie ocalały. Droga była wolna. Był to cud równie wielki, co ulotny.
Cassian uniósł różdżkę, gotów w razie potrzeby znów stanąć do walki z ogniem, ale wiedział, że nie czas na kolejne pojedynki z żywiołem. Teraz najważniejsze było to, by ci, którzy tam byli, usłyszeli ich i mogli zbiec na dół.
Upewnił się, że piach rzeczywiście utrzymuje ogień na dystans, a potem zrobił kilka szybkich kroków, stając na pierwszych dwóch stopniach schodów. Nie zamierzał ryzykować wejścia głębiej — wiedział, że każdy krok na górę to wystawianie się na kolejne niebezpieczeństwo. Schody były bezpieczne. Niech ten, kto potrzebuje pomocy, teraz z nich skorzysta.
— Droga wolna! Schodźcie prędko! — zawołał donośnie, próbując przebić się przez trzask płomieni i huk walących się fragmentów konstrukcji.
Dym ciął go w gardło, ale głos Cassiana był pewny, głośny, niosący się przez pogorzelisko jak wezwanie.
Nie czekał biernie. Ustawił się tak, by w każdej chwili móc zareagować — rzucić zaklęcie gaszące, gdyby płomienie znów spróbowały sięgnąć schodów, albo osłonić tych, którzy będą schodzili. Jego oczy wpatrzone były w ciemność piętra, wypatrując pierwszych sylwetek.
— Już nic wam nie grozi! Schodźcie! Szybko! — ponowił okrzyk, nie zważając na kaszel, który szarpał mu piersi.
Każda sekunda była na wagę życia. Cassian czuł, jak napięcie w nim rośnie, jak serce bije coraz szybciej. Byli tak blisko. Tak blisko, by komuś ocalić tę noc.

Czy dotrą już na dół, czy jeszcze komplikacje?
1 – dotrą, 2 – komplikacje
Rzut 1d2 - 2
Tłumacz
These scars don’t lie,
I’m living in an empty time
Falling through space,
I’m living in an empty place.
Ubrany na czarno. Z bliznami na twarzy. Puste spojrzenie. 180cm.

Martin Crouch
#12
26.06.2025, 17:15  ✶  

Martin elegancko wyłożył posadzkę piaskiem. Droga wyjścia była bezpieczna. Dopóki sufit nie zawali się im na głowę. Czarodziej obserwował działania znajomego z bezpiecznej odległości. Jego spojrzenie padało też na pobliskie płomienie, by zareagować w razie potrzeby.

Gdy Cassian zachęcał ludzi do wyjścia, odpowiedziała mu cisza. Po chwili usłyszał kaszel i zachrypnięty głos.

– Mój mąż... On... Zemdlał... Nie dam rady go przenieść...

Damski głos załamywał się pod wpływem emocji. Cassian dostrzegł jakiś ruch, odgłos szurania. Kobieta próbowała przeciągnąć ciało nieprzytomnego mężczyzny, ale brakowało jej sił. Sama była niezwykle osłabiona. Trzymała się na nogach jedynie dzięki szmatce przewiązanej na twarzy, odcinającej w jakimś stopniu dopływ trującego dymu do płuc.

Martin spojrzał za siebie, by upewnić się, że chłopiec dalej stał tam, gdzie go zostawili. Młodzieniec posłusznie egzystował w bezruchu, sparaliżowany strachem, wpatrywał się w ginący na jego oczach dom.


Rzut na to, czy matka Martina ogarnęła już, że nie ma go w domu. 1 - tak; 2 - nie.
Rzut 1d2 - 2
Czarodziej
Magia przemija. Słowo zostaje.
Wysoki na 185 cm, szczupły, elegancko ubrany, ma bardzo ciemne oczy, w których tęczówki zlewają się ze źrenicami. Pachnie fiołkami, mówi cicho i kwieciście.

Cassian Blishwick
#13
27.06.2025, 15:22  ✶  
Cassian zamarł, gdy usłyszał odpowiedź. Dźwięk kobiecego głosu, chropawy, pęknięty od kaszlu, przeszył powietrze równie wyraźnie, co trzask walących się belek. Zrozumiał wszystko — nie musiał słyszeć więcej.
Cholera.
Zeskoczył ze schodów, lądując miękko na piaszczystym dywanie stworzonym przez Martina.
— Zostań tu. Jeśli płomienie ruszą z powrotem — rób, co trzeba. — rzucił przez ramię, już nie czekając na odpowiedź.
Oparł ramię na ustach, zasłaniając je rękawem, i ruszył w stronę źródła dźwięku. Dym był gęsty, gęstszy niż wcześniej — teraz, kiedy walka o życie miała wejść w kolejną fazę, zdawał się ścinać mu płuca z każdą sekundą.
Kobieta próbowała ciągnąć ciało przez podłogę — ledwo, chwiejnie, jakby trzymała się na nogach jedynie siłą woli. Ich wzrok spotkał się na moment. W jej oczach nie było już nadziei, tylko rozpacz i wstyd. Cassian nie dał jej jednak czasu na tłumaczenia.
Ukląkł przy ciele mężczyzny, szybko oceniając sytuację. Nieprzytomny, oddychał płytko — wciąż był cień szansy.
— Dobrze, mam go. — rzucił krótko i przysunął się bliżej.
Wsadził dłonie pod pachy nieprzytomnego i jednym płynnym ruchem spróbował poderwać go z ziemi. Miał zamiar wziąć ciężar na siebie i ruszyć w stronę wyjścia, mimo wszystko licząc na to, że kobieta go wesprze, a Martin w razie czego ochroni.
Ciało było ciężkie jak ołów — nasiąknięte potem, wilgocią i bezwładnością. Gdyby miał czas, mógłby spróbować go odciążyć magią. Ale nie miał. Zbyt wiele mogło się zawalić, zbyt łatwo wszystko mogło obrócić się w pył.
Zacisnął zęby i ruszył, dźwigając mężczyznę jak tarczę. Nie był już tylko ratownikiem — był drogą ucieczki. Kobieta szła obok, potykając się, z trudem trzymając równowagę. Cassian nie mówił nic więcej, bo wiedział, że każde słowo to kosztowny oddech.
Podłoga trzeszczała. Gdzieś z tyłu ogień próbował jeszcze raz rozgorzeć, jakby czuł, że traci ofiarę.
Droga do wyjścia była krótka, ale teraz czuł każdy krok jak całą milę. Miał nadzieję, że Martin czuwa u dołu. Że chłopiec wciąż tam jest. Że dadzą radę.
Tłumacz
These scars don’t lie,
I’m living in an empty time
Falling through space,
I’m living in an empty place.
Ubrany na czarno. Z bliznami na twarzy. Puste spojrzenie. 180cm.

Martin Crouch
#14
27.06.2025, 22:49  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 27.06.2025, 22:55 przez Martin Crouch.)  

Teraz Martin był tym dziesięcioletnim chłopcem, któremu powiedziano Zostań tu. W jego oczach grało przerażenie i niezgoda na ten stan... Ale zdawał sobie sprawę, że nic innego i tak nie zrobi. Nie znał przydatnych zaklęć, nie miał w sobie wystarczającej siły fizycznej, nie  miał niczego... Mógł tylko stać i patrzeć, jak Cassian znów rzuca wszystko, by zrobić coś dobrze.

Z udręczeniem wyczekiwał widoku postaci z piętra. Nerwowo spoglądał na chłopca stojącego pod budynkiem. Po co on w ogóle wychodził z domu? Mało matce trudności w życiu narobił? Nie reprezentował sobą niczego i niczego też nie oferował społeczeństwu. Tłumaczy na świecie było wielu tak jak i podrabiaczy dokumentów. Nawet gdyby zginął, Elisabeth Crouch wciąż miałaby syna... ale czy jej serce wytrzymałoby utratę kolejnego dziecka?

A czy serce stojącego za nim chłopca wytrzyma utratę rodziców? Martin znów spojrzał na sylwetkę stojącą w bezruchu kilkanaście metrów za nim. Jak długo mierzył się z płomieniami tej nocy? Martin nie sądził, że jest na zewnątrz dłużej niż pół godziny, a już był wyczerpany.

Wrócił spojrzeniem do środka. Cassian wraz z mieszkańcami budynku zbliżali się do schodów. Ciało nieprzytomnego mężczyzny było tak bardzo nieprzytomne... A Martin przypomniał sobie zaklęcie. Zaklęcie na leżak. Machnął ręką przed sobą, by wyczarować składany fotel, który przecież mógł być użyty jako nosza.


Kształtowanie. Wyczarowanie składanego fotela plażowego.
Rzut Z 1d100 - 29
Akcja nieudana


Zaklęcie nie wyszło – oczywiście. Był zbyt zdenerwowany, zbyt zmęczony. Musiał się skupić i nawet nie mógł zaczerpnąć głębokiego wdechu, by sobie w tym pomóc. W takich warunkach... oddychanie było wręcz niewskazane. Zamachnął się ręką ponownie, wypowiadając pod nosem inkantację.

– Solarium...



Kształtowanie. Wyczarowanie składanego fotela plażowego.
Rzut Z 1d100 - 13
Akcja nieudana


Nie działało. Martin jęknął cicho. Miał tego dosyć. Skierował dłoń w stronę nieprzytomnego mężczyzny, rzucając w niego zaklęciem lewitującym. Aktualnie poza jego polem myślenia był Kodeks Tajności. To nie tak, że syn sędziny musiał się tym przejmować. Szczególnie w tak tragicznych okolicznościach. Jeśli mu się uda, mężczyznę będzie można bez problemu przesuwać w powietrzu.


Translokacja. Lewitacja ciała nieprzytomnego mężczyzny.
Rzut N 1d100 - 30
Akcja nieudana
Czarodziej
Magia przemija. Słowo zostaje.
Wysoki na 185 cm, szczupły, elegancko ubrany, ma bardzo ciemne oczy, w których tęczówki zlewają się ze źrenicami. Pachnie fiołkami, mówi cicho i kwieciście.

Cassian Blishwick
#15
28.06.2025, 16:38  ✶  
Ciężar ciała leżącego na jego barkach nie zmniejszał się ani o gram. Wręcz przeciwnie – z każdym krokiem wydawał się coraz bardziej obezwładniający, jakby bezwładny mężczyzna wsiąkał w niego jak mokra szmata nasiąkająca wodą. Cassian miał wrażenie, że niesie nie człowieka, a cały ten cholerny budynek na plecach.
Nie oglądał się. Nie było na to czasu. Nie miał też siły krzyczeć, by Martin się ruszył, coś zrobił, podał choćby rękę. Czuł tylko pulsujący rytm własnego serca, ból w kręgosłupie i ten narastający dyskomfort, który pojawiał się zawsze wtedy, gdy rzeczywistość nie współgrała z jego oczekiwaniami. Czy on naprawdę po prostu stoi i patrzy?!
Nie był w stanie wiedzieć, jak bardzo Martin się starał. Że próbował zaklęć, że szeptał do siebie jakieś formuły, machał ręką w powietrzu, jakby próbował wyczarować leżak czy plażowy wózek. Cassian tego nie widział. Wiedział tylko, że się dusi, że kobieta chwieje się u jego boku, a schody wciąż są przed nimi.
Uderzył barkiem o futrynę. Syknął, ale nie pozwolił sobie na więcej. Strop nad nimi zaskrzypiał złowrogo. Miał wrażenie, że wszystko się sypie – nie tylko sufit, ale i plan, i wytrzymałość, i cierpliwość. Zrobił krok. Potem drugi. Każdy coraz cięższy.
Kobieta trzymała się z tyłu, chwiała się, ale nie zatrzymywała. Ona przynajmniej próbowała.
Wreszcie dotarli do schodów. Piach pod butami dawał przyczepność, ale każdy krok w dół wymagał precyzji. Nie mógł pozwolić sobie na potknięcie — ciało mężczyzny ciążyło w ramionach, a każdy fałszywy ruch mógł zakończyć się katastrofą.
Zacisnął palce mocniej.
— Dalej. Jeszcze tylko trochę... — mruknął pod nosem, bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego.
Z całym wysiłkiem, który w nim pozostał, próbował bezpiecznie zejść po schodach, wciągając za sobą bezwładne ciało.

Rzut na bezpieczne sprowadzenie nieprzytomnego na parter budynku
Rzut O 1d100 - 85
Sukces!
Tłumacz
These scars don’t lie,
I’m living in an empty time
Falling through space,
I’m living in an empty place.
Ubrany na czarno. Z bliznami na twarzy. Puste spojrzenie. 180cm.

Martin Crouch
#16
28.06.2025, 17:11  ✶  

Niesamowite. Aż trzy zaklęcia pod rząd mu nie wyszły. Gdy Cassian zdołał spojrzeć na Martina, ten miał już opuszczone w beznadziei ręce. Wyglądał, jak gdyby faktycznie nie podjął żadnego działania. Na ogół nie odczuwał wstydu. Ale teraz pragnął się zapaść pod ziemię.

Dopiero gdy Cassian dotarł na parter, Martin podbiegł, by pomóc chociaż trochę. Nie wiedział jak. Nigdy nie miał "okazji" przenosić ludzkich ciał. Chciał odciążyć Cassiana, ale jak? W którym miejscu podtrzymać? Jak nie utrudnić jeszcze bardziej całego procesu? Pogrążając się w wewnętrznej tragedii i bezsilności, finalnie zajął się kobietą. Podał jej ramię, na którym się oparła. Była wykończona. Wyprowadził ją na zewnątrz. W oczach miał łzy. Nie wiedział, czy od dymu, czy od głębokiego rozczarowania i zażenowania własną osobą. Pewnie od jednego i drugiego.

Na widok syna, kobieta częściowo odzyskała siły. Podbiegła do chłopca i przycisnęła go do piersi, zalewając go kojącym wylewem słów. Młodzieniec w napięciu obserwował, jak Cassian wyprowadza jego ojca, ale jakieś napięcie już z niego wyraźnie zeszło.

Martin pomógł Blishwickowi ułożyć mężczyznę na ziemi. Nie wiedział, jak się udziela pierwszej pomocy. Czy w szkole w ogóle mieli takie rzeczy? Jak Mugole wzywali Pogotowie Ratunkowe? Czy był sens interesowania się tym? Wszystkie jednostki z pewnością działały teraz na terenie całego miasta i nikt nie ruszyłby na pomoc pojedynczej osobie. Musieli sobie radzić sami. Tylko jak?


Czy matka Martina posłała już za nim skrzatkę? 1 - tak. 2 - nie.
Rzut 1d2 - 2
Czarodziej
Magia przemija. Słowo zostaje.
Wysoki na 185 cm, szczupły, elegancko ubrany, ma bardzo ciemne oczy, w których tęczówki zlewają się ze źrenicami. Pachnie fiołkami, mówi cicho i kwieciście.

Cassian Blishwick
#17
29.06.2025, 02:41  ✶  
Cassian z trudem pokonał ostatnie stopnie, niemal zsuwając się po piachu, który jeszcze chwilę temu ratował ich przed ogniem. Ciężar mężczyzny nie zmalał ani odrobinę. Ramiona piekły go jak po ciężkim treningu, kark był sztywny od napięcia, a koszula przykleiła się do pleców. Gdy tylko znalazł się na zewnątrz, ugiął kolana i ostrożnie osunął ciało na bruk.
Martin też tam był, pomagając kobiecie, która trzymała się na jego ramieniu. Gdy tylko znalazła się na świeżym powietrzu, poderwała się nagle, jakby przepełniona nagłym zastrzykiem sił. Bez słowa rzuciła się do chłopca i przycisnęła go do piersi.
— Mamusiu! - łkał chłopiec, wtulony w jej szaty. Ich głosy zlały się w jeden szloch rozpoznawalny dla każdego, kto kiedyś poczuł ulgę zbyt wielką, by pomieściły ją słowa.
Cassian cofnął się o krok, dając im przestrzeń. Wpatrywał się w ten obraz przez kilka sekund. Matka. Dziecko. Cudownie bezpieczne, choć sekundę temu śmierć wciąż rozglądała się za nimi pośród ognia. Przez moment pozwolił sobie na zamknięcie oczu.
Nie miał takiego wspomnienia. Nie takiego.
Zadarł głowę i spojrzał na niebo - to samo, które jeszcze godzinę temu zdawało się zapadać nad Londynem. Teraz było brudne, przysłonięte czarnym puchem, rozcięte ognistym jęzorem dymu. Świat zmieniał się w coś, czego nie dało się już rozpoznać.
— Czasem wydaje się, że wystarczy siły na wszystko... aż przychodzi dzień, który zjada cię do końca, zanim się skończy - rzucił cicho, bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego. Jego głos był głęboki, ale przygaszony. Zmęczony.
Przeniósł wzrok z powrotem na kobietę. Na mężczyznę, którego przed chwilą ocalił od spopielenia. Nie wyglądał dobrze. Oddychał, ale był blady, niemal siny, a jego klatka piersiowa unosiła się z trudem. Cassian nie potrafił go uleczyć. Nawet nie próbował.
Zrobił parę kroków bliżej i zwrócił się do kobiety:
— Proszę mi powiedzieć... Gdzie znajduje się najbliższy mug... - zawahał się na ułamek sekundy, szukając właściwego słowa, które nie brzmiałoby jak obce - szpital? Taki... który znacie. Taki, do którego się chodzi, kiedy...
Nie musiał kończyć zdania. Ona już wiedziała, o co pyta.

Czy wie o co pyta?
Rzut TakNie 1d2 - 1
Tak
Tłumacz
These scars don’t lie,
I’m living in an empty time
Falling through space,
I’m living in an empty place.
Ubrany na czarno. Z bliznami na twarzy. Puste spojrzenie. 180cm.

Martin Crouch
#18
29.06.2025, 16:36  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.06.2025, 16:39 przez Martin Crouch.)  

Zwrócił uwagę na słowa Cassiana. Czuł się, jak gdyby znów byli na korytarzach Hogwartu, wymieniając się ładnie brzmiącymi frazesami. Ale wtedy to była tylko fantastyka. Teraz stali w płomieniach zniszczonego miasta. Łkanie chłopca, ciężki oddech kobiety... mężczyzna walczący o życie na ziemi.

Chciaż Martin nie wiedział, co robić... Cassian nie wiedział tylko nieco mniej. Jego pytanie to bardzo dobre posunięcie.

Kobieta pokiwała głową, zbierając myśli.

– Jest tutaj... dość niedaleko... Ale czy panowie sądzą, że... że... jak my go zaniesiemy tam... Czy oni w ogóle pomogą mu...

Wtedy stał się cud. Martinowi w oczy wpadł jakiś materiał. Prześcieradło, które zapewne suszyło się w okolicy. Teraz powiewało na wietrze zahaczone o murek. Podszedł do niego i przyjrzał się kawałkowi materiału. Nie był porwany. Może uda mu się... Zerknął na kobietę i dziecko. Nie patrzyli w jego stronę w tym momencie, więc użył zaklęcia, które doczepiało drewniane kije do boków tkaniny. Chciał z niego zrobić nosza. Niesamowite, ile nauczył się podczas rejsu na Karaiby.


Kształtowanie. Pojawienie się kijów przymocowanych do prześcieradła.
Rzut Z 1d100 - 24
Akcja nieudana


Oczywiście, że nie wyszło. Pierwszy raz go używał. Stwierdził, że już nie będzie próbować. Po prostu podbiegł z powrotem do grupki.

– Może to się przyda. – Zaprezentował Cassianowi prześcieradło. Nowy obiekt otwierał nowe możliwości. Nawet bez usztywniania materiału mogli przenieść na nim mężczyznę. Albo chociażby... pociągnąć.

Czarodziej
Magia przemija. Słowo zostaje.
Wysoki na 185 cm, szczupły, elegancko ubrany, ma bardzo ciemne oczy, w których tęczówki zlewają się ze źrenicami. Pachnie fiołkami, mówi cicho i kwieciście.

Cassian Blishwick
#19
01.07.2025, 19:12  ✶  
Cassian spojrzał na materiał w dłoniach Martina, potem na niego samego, zmęczonego, poszarzałego, ale wciąż trzymającego się na nogach. Nie było w tym niczego eleganckiego, niczego, co można by uznać za chlubny moment zwycięstwa, ale, cholera, to było coś.
Skinął głową, niemal niezauważalnie.
– Dobrze. Damy radę.
Uklęknął przy nieprzytomnym mężczyźnie i z pomocą Martina, nie słowami, tylko cichym, sprawnym porozumieniem, zaczęli delikatnie przeciągać ciało na prześcieradło. Kobieta przyklękła przy nich, niezdarnie pomagając, choć jej dłonie wciąż drżały. Chłopiec, który dotąd stał nieopodal jak sparaliżowany, podszedł w końcu i wtulił się z całych sił w swoją matkę. Zacisnął ramiona na jej talii, pochlipując cicho. Ona objęła go mocno, muskając jego włosy drżącą dłonią, jakby sam dotyk mógł uspokoić ogień, który jeszcze przed chwilą próbował odebrać im wszystko.
Tkanina nie była usztywniona, nie miała nawet kształtu noszy, ale była wystarczająco szeroka i mocna, by mogła służyć za prowizoryczną płachtę transportową. Cassian chwycił za jeden z końców, rzucając szybkie spojrzenie Martinowi. Ich spojrzenia przecięły się jak dawno temu i chociaż wtedy szli razem przez korytarz, teraz szli przez pożogę.
– Weź drugi koniec. Pójdziemy powoli, ale lepiej to niż czekać tutaj, aż wróci ogień.
Nie czekał na odpowiedź. Podniósł się i ruszył, krok za krokiem, ciągnąc prześcieradło po bruku. Mężczyzna lekko podskakiwał przy każdej nierówności, ale lepsze to niż dym i języki ognia próbujące dotknąć jego gardła. Kobieta, trzymając chłopca w objęciach, podążała za nimi powoli. Malec wciąż łkał, wtulony w jej bok, ale teraz był bezpieczny.
– Szpital jest... na skrzyżowaniu... przy tej starej piekarni... – głos kobiety był przerywany oddechami, ale prowadziła ich pewnie.
Cassian nie odpowiadał. W głowie miał tysiąc myśli, ale żadna nie była wystarczająco ważna, by wybrzmieć w tej chwili. Wszystko, co się liczyło, ciągnęli właśnie po ulicy, pełnej popiołu, sadzy i zgliszczy.
Po minucie marszu, między jednym krokiem a drugim, rzucił do Martina:
– Nie wiem, co cię wyciągnęło z domu tej nocy... ale dobrze, że wyszedłeś.
Słowa zawisły w powietrzu, ciepłe mimo chłodu nocy. Nie trzeba było więcej.
Cassian zamilkł znowu i spojrzał w kierunku, gdzie majaczyły pierwsze cienie rozpoznawalnych budynków. Szli dalej, ciągnąc życie za sobą.
Tłumacz
These scars don’t lie,
I’m living in an empty time
Falling through space,
I’m living in an empty place.
Ubrany na czarno. Z bliznami na twarzy. Puste spojrzenie. 180cm.

Martin Crouch
#20
01.07.2025, 21:14  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 01.07.2025, 21:41 przez Martin Crouch.)  

Propozycja użycia prześcieradła przyjęła się z ciepłym przyjęciem. Ostrożnie ułożyli mężczyznę na prowizorycznych noszach i rozpoczęli smętny pochód. W głowie Martina było tysiące myśli przeróżnych. Jak bardzo zdenerwowana musi być matka po odkryciu, że go nie ma w domu? Czy ich skrzatka skacze teraz po okolicznych zgliszczach, by go znaleźć? Co zrobią, jeśli w szpitalu nikt nie pomoże mężczyźnie? Co się stanie z uratowaną przez nich rodziną? Skąd Cassian wziął się w okolicy? Czy gdzieś tu mieszka? A może mieszkał, bo jego dom pochłonęły płomienie? I czy... mieszkał z kimś? Z rodziną? Z Julie?

Przesuwali się powoli, płuca przywykły do dymu ulicy, ale on cały czas obciążał każdy oddech, każdy ruch. Martin był wykończony – jego mięśnie ostatni raz były używane tak dawno... A transportowany człowiek to rosły mężczyzna, nie jakiś młodzieniec. Crouch cały czas miał nadzieję, że może ocknie się on w trakcie podróży. Jak ciężki musiał być jego stan, skoro tak wyniszczający spacer przeżywał we śnie.

Martin tylko skinął głową w odpowiedzi. Bo nie miał żadnych słów do zaoferowania. Wybiegł z domu bez konkretnego planu, bez szans na zrealizowanie swoich zamierzeń. Jedyne co uczynił, to sprawił matce trudność... Jej udręczone serce musiało teraz tonąć w rozpaczy... I wtedy ją dostrzegł. Stała przy schodach do szpitala i rozmawiała z jakimś mężczyzną. Co tu robiła? Czyżby skrzatka nie miała rozkazu zabrać go do domu a tylko doniosła Elisabeth o jego lokacji?

Gdy byli blisko szpitala, zostali zauważeni przez pracowników. Kilku mężczyzn podbiegło do nich i od razu odebrali nieprzytomnego człowieka z ich rąk. Jego żona ruszyła za nimi, pospiesznie wyjaśniając okoliczności, jak gdyby to było teraz potrzebne. Do jej spódnicy doczepiony chłopiec. Gdy zniknęli w drzwiach, Martin przeniósł wzrok na rodzicielkę. Przez dym i słabe oświetlenie nie mógł dostrzec jej twarzy, ale zdecydowanie zwrócona była w jego kierunku. Myślał teraz tylko o tym, jak bardzo zawiódł. Nie zwrócił uwagi na to, że chociaż sprawił przykrość sercu matki, uratował serce innej kobiety przed utratą dwóch najbliższych jej mężczyzn. Elisabeth już o tym wiedziała. Ale nie zbliżała się jeszcze do niego, jak gdyby pozwoliła mu samemu zdecydować o swoim kolejnym ruchu.

Martin odwrócił się do Cassiana. Nie wiedział, co powiedzieć. Spontaniczna akcja ratunkowa zetknęła ścieżki ich losu ze sobą. Po osobistych tragediach, gdy Crouch postanowił w końcu zaznać smaku życia, myślał kilka razy o Blishwicku. Ale nie potrafił zebrać się na odnowienie kontaktu. Zdawało się to trudne, wręcz niemożliwe. Nie ograniczała go trudność w fizycznym odnalezieniu kolegi, co raczej wewnętrzne lęki i obawy. Sam zmienił się niesamowicie w ciągu kilku lat. Czy inaczej było z Cassianem? Gdy spoglądał na niego teraz, widział niemal tego samego chłopaka, z którym przemierzał szkolne korytarze. Ale wygląd nie zawsze zdradza wnętrze.

Kilka niezręcznych słów. Zmęczone spojrzenia. Blishwick spędził tę noc u Martina. Sącząc herbatkę... Nie mówiąc nic. Nie było takiej potrzeby.


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Martin Crouch (3499), Cassian Blishwick (3185), Pan Losu (29)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa