Mimo nieprzyjemnych okoliczności, miło było zobaczyć się z niechrzestnym, upewnić się, że żył i miał się (w miarę) w porządku, ale trzeba było wrócić do oryginalnego planu - czyli sprawdzić, w jakim stanie było mieszkanie bez szalejącego ognia i zobaczyć, czy będzie w stanie wynieść z niego coś, czego nie będzie mógł kupić w sklepie. Bez paniki i biegających dookoła ludzi, bez hałasu, spokojnie i bez pośpiechu.
I pomyśleć, że jeszcze wczoraj rano siedział w kawiarni z Electrą i rozmawiali o jej nieudanej próbie znalezienia bratu dziewczyny, a wieczorem musiał ratować siebie i psa przed ogniem i teraz patrzył na spaloną kamienicę, w której mieszkał od tylu lat. Ciemne chmury wciąż wisiały nad Londynem i chociaż nie widział już na niebie jego znaku, to wciąż czuł, jakby gdzieś czaiło się wężowe oko, czekające na kolejne ofiary.
Pocieszeniem dla niego były listy od Electry. Jego przyjaciółka była cała. Chciał sam do niej napisać, ale wyszedł z domu, najpierw poszedł do Anthony'ego i Electra zdążyła uprzedzić go swoim listem. Dobrze było wiedzieć, że jej i jej braciom nie stało się nic poważniejszego, niż oblanie farbą, zmęczenie przez pracę i bycie okrzyczanym przez nieznajomego i że była bezpieczna na wsi u swojej matki, chociaż oznaczało to, że za szybko się nie zobaczą.
Nie wszedł jeszcze do kamienicy. Była jeszcze jedna rzecz, którą chciał zobaczyć na własne oczy, i łatwo było się domyślić, gdzie kierował swoje kroki.
Samochód stał w tym samym miejscu, co zawsze, kiedy nie był używany. Spalony i z rozbitymi szybkami, których odłamki walały się po podłodze i chrzęściły pod butami, wyglądał tak smutno. Jessie zacisnął wciśnięte w kieszeni pięści, ale na jego twarzy nie drgnął nawet jeden mięsień. Nie był to może ten sam samochód, którym jeździł za życia jego ojciec, ale był to bardzo podobny model i to wystarczyło, by dla młodego czarodzieja nabrał dużego znaczenia.
Wrzesień znowu odbierał mu coś ważnego.
-Wygląda na to, że przez jakiś czas nie zdołam namówić mamy, żeby się gdzieś ze mną przejechała - powiedział spokojniej, niż sam się po sobie spodziewał. -Podobno w czasie pożaru ktoś latał po ulicach, wrzeszczał na ludzi i oblewał ich farbą. Cieszę się, że ciebie to ominęło - na sekundę na jego twarzy pojawił się uśmiech, kiedy odwrócił się do wuja.
!Strach przed imieniem