• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
1 2 3 4 5 6 Dalej »
[8.9.1972 | Dacre] Ring of fire

[8.9.1972 | Dacre] Ring of fire
Czarodziej
Life is a tragedy, darling. At least mine comes with good wine and better company
Wzrost: 1,75m Oczy: niebieskie Porusza się niedbale, ale władczo - jakby cały świat należał do niego. Nie nosi typowych szat czarodziejów - tych przypominających sutanny, raczej ubiera się w dżinsy, koszule lub t-shirty i do tego ramoneski. Na przyjęcia chodzi w bardziej eleganckich szatach, przypominających ubiory arystokracji z XIX wieku. Może sprawiać wrażenie nieprzyjemnego i trudno dostępnego.

Dacre Black
#1
21.08.2025, 01:16  ✶  

Spalona Noc - 08.09.1972



To miała być spokojna noc - jedna z wielu, zwykła, nie wyróżniająca się niczym. Ot: wstać, pójść do pracy, obsłużyć klientów, wrócić, zająć się jakimś hobby albo odwiedzić przyjaciela w jego pubie. Zapowiadało się niewinnie, zwyczajnie. Klienci przyszli, otrzymali to, czego chcieli... a w każdym razie kilkoro pierwszych, którzy przybyli do tego salonu, bo w trakcie, gdy Dacre aplikował kolejnej pani maseczkę upiększającą, poczuł smród spalenizny, a chwilę później usłyszał krzyki. Klientka usiadła wyprostowana na kozetce, a Black spojrzał z niepokojem na drzwi, a po chwili ruszył w ich kierunku. To, co zobaczył, gdy tylko wyjrzał na ulicę, zaparło mu dech w piersiach.

Czarno. Wszędzie czarno i duszno, nie dało się oddychać, a gdzieniegdzie z tych czarnych, nieprzebytych chmur wyzierały języki ognia. Na ulicach było pełno ludzi, z których część próbowała gasić swoje domy i zakłady. Kilkoro biegało w panice lub tylko stało i krzyczało. Jedni tulili się do innych, próbując chronić swoje rodziny. Ktoś krzyczał, że jego dziecko zostało w domu, że trzeba je ratować. Ktoś inny wbiegł do płonącego budynku, zapewne po to, żeby kogoś stamtąd wyciągnąć. Z oddali słychać było wycie syren mugolskiej straży pożarnej, ale co oni mogli...? Oni byli w stanie ugasić pojedynczy pożar, a nie to, co działo się teraz w Bloomsbury.

Dacre nie był pewien, ile czasu tak stał i patrzył na to z otwartymi w szoku ustami, nie wiedząc, co właściwie powinien zrobić. Jego salonu jeszcze nie dosięgły płomienie, ale nawet gdyby, to jak miałby go ratować? Czy Ministerstwo łaskawie wybaczyłoby mu użycie czarów w obecności mugoli w takiej sytuacji...? Być może, bo prawo mówiło, że w przypadku zagrożenia życia jest to dozwolone, ale Black i tak wolał nie ryzykować.

Ten ogień nie był normalny. To nie był zwykły pożar, to było coś więcej. Niby ogień wyglądał jak zwykły szalejący ogień, ale Dacre czuł, że jest w nim coś więcej - przede wszystkim: ogień nie rozchodził się z taką siłą i tak nagle. To musiały być czary. A skoro czary, to czarna magia - nikt chyba nie uważałby tego typu zaklęć za białą magię - i chyba... ci, którzy stali po jego stronie. Ci, którzy popierali Voldemorta. Ci, którzy od jakiegoś czasu odgrażali się już, że przejmą władzę nad mugolami, zniewolą ich i uczynią swoimi niewolnikami, bo to gorszy gatunek.

Poczuł, jak w jego oczach zbierają się łzy, choć nie był pewien, czy to efekt działania gryzącego dymu, czy przerażenie, szok, niedowierzanie i żal, wymieszane i skumulowane w obliczu tej tragedii, której właśnie był świadkiem. Nie był też pewien, ile czasu tak stał i patrzył, zesztywniały i niezdolny do jakiegokolwiek ruchu, gdy ludzie się o niego obijali, biegając jak oszalali. Zapewne to była najwyżej minuta, ale w jego odczuciu to była wręcz wieczność, gdy czuł się, jakby patrzył na to wszystko z boku, jak widz, oglądający przedstawienie. Poczuł rozpacz: sam nigdy nie chciał żadnej wojny, chciał tylko spokoju, życia swoim życiem, budowania sobie własnego mikroświatu, w którym mógłby funkcjonować. Ten świat mu właśnie runął.

A Luniaczek...? Co z nim? Czy te płomienie były tylko tutaj, czy w jego dzielnicy też? To nie wyglądało, jakby tylko kilka budynków na tej ulicy płonęło - syreny tych mugolskich wozów słychać było zewsząd, wszędzie też słychać było krzyki. Niemożliwe, żeby to piekło rozgrywało się tylko tutaj - ale jak duże było? Czy to tylko na przykład jeden kwartał? Może jedna dzielnica? Czy było tego więcej? Co z Ozzym? Czy też widział teraz tę samą pożogę, czy on był bezpieczny i nieświadomy? A może był świadomy, ale jednak bezpieczny...? Jak się tego dowiedzieć?

Nieco otrzeźwiał dopiero w momencie, gdy budynek po drugiej stronie ulicy runął, wzbijając w powietrze kłęby kurzu, sadzy, popiołu i buchając na boki płomieniami, z których jeden prawie dosięgnął Dacre - wampir poczuł podmuch potwornego gorąca na prawym boku i trochę odskoczył, a trochę został odepchnięty przez podmuch powietrza z walącego się budynku. Padł lewym bokiem na ścianę swojego salonu, odbijając się od niej i upadł na chodnik, patrząc na wciąż płonące ruiny tego budynku. To tam przed chwilą wbiegł tamten mężczyzna...

Boże, on nie żyje... - pomyślał Black.

Cokolwiek by nie myślał o mugolach - nie miał nigdy ochoty ich wymordować i nie życzył im takiej śmierci. Byli mu obojętni, ale jednak byli żywymi istotami. Niższymi, to prawda, ale wciąż żywymi. Tworzyli swoje struktury społeczne, byli wyżej rozwinięci, niż takie karaluchy. Mieli uczucia, mieli rodziny... Zresztą - nawet jeśli przypadkiem zdarzało mu się nadepnąć na ślimaka i go rozgnieść, to też było mu przykro. Teraz pośrednio widział śmierć istoty wyższej, niż ślimak: w podobny sposób przejąłby się tak tragiczną śmiercią psa czy kota. Owszem, podejrzewał, że nie miałby problemu z zabiciem kogoś, nawet czarodzieja (choć do tej pory mu się to nie zdarzyło i miał nadzieję, że do tego nie dojdzie), ale czym innym w jego odczuciu było zabicie kogoś, kto na przykład groził jemu czy komuś mu bliskiemu; a czym innym śmierć dziesiątek, jeśli nie setek osób - a przecież nie wiedział, czy ten pożar objął tylko Bloomsbury, czy większą część Londynu... a może wręcz całe miasto. Jednak jeśli to były magiczne płomienie, to raczej nie objęły tylko tej dzielnicy - czy sięgały również czarodziejskich dzielnic...?

Zawalenie się tego budynku jednak zmusiło go do jakiegoś działania. Nie zamierzał pomagać mugolom, ale w jego salonie znajdowała się czarodziejka, za której bezpieczeństwo przecież był odpowiedzialny, póki przebywała na terenie jego zakładu. Poza tym - to była czarodziejka. To jednak kto inny, niż mugole, którzy sobie jakoś poradzą. A jak nie, to... trudno. On - jako członek rodu czystej krwi - nawet nie powinien im pomagać, nawet gdyby chciał. A nie chciał. Liczyli się czarodzieje.

- Trzeba uciekać! - krzyknął do wyraźnie zszokowanej czarownicy, wciąż siedzącej na kozetce i patrzącej szeroko otwartymi oczami na to, co się działo.

Dacre zauważył, że do jego salonu wdarł się już dym, oblepiając ściany czernią, tworząc zacieki, które zaczynały wędrować po suficie. Wampir nie oddychał, co w pewnych momentach - jak ten - było błogosławieństwem, bo jego klientka już krztusiła się i sprawiała wrażenie, jakby smród wdzierał się do jej nosa i trzewi. Black dopadł do niej, objął w pasie i pomógł zejść z kozetki.

- Ubrać się... - wykrztusiła - Muszę się ubrać.

Wyciągnęła rękę po swoje szaty, ale Dacre nie pozwolił jej na ten ruch; przywołał ubrania kobiety ruchem różdżki i chwycił to wszystko pod pachę, żeby szacownej damie nie przyszło do głowy naprawdę się teraz przebierać.

- Nie ma na to czasu, szanowna pani - powiedział, patrząc jej w oczy i wciąż trzymając ją mocno w objęciach, odzianą w szlafrok. Chyba wyglądał teraz jak demon, bo kobieta - gdy na niego spojrzała - wystraszyła się i pokiwała jedynie głową - Czy umie się pani teleportować łącznie? - kolejnych kilka kiwnięć we wszechobejmującej, potęgującej się czerni dymu. Oczy ich obojga łzawiły tak, że ciężko było je utrzymać otwarte. Robiły jasne smugi na ich policzkach, oblepionych sadzą albo... inną smolistą substancją, wytwarzaną przez ten potworny ogień.

- Proszę nas stąd zabrać - zarządził tonem nie znoszącym sprzeciwu - Ja nie jestem w stanie tego zrobić. Proszę nas zabrać na Pokątną, muszę wiedzieć, co tam się dzieje i czy nie trzeba komuś pomóc, a w tej sytuacji z pewnością nie będę mógł się teleportować.

Kobieta popatrzyła na niego zaskoczona, pomiędzy jednym kaszlnięciem, a drugim, w których już niemal dosłownie wypluwała płuca. Dacre pomyślał, że teleportacja łączna w tych warunkach może i jej się nie udać, ale musiał spróbować. W razie, gdyby jakimś cudem jemu się udało przetrwać, a jej nie, to mógłby jej pomóc na miejscu. Co prawda zapewne rozsądniej byłoby wysłać ją stąd oddzielnie, a samemu próbować w jakiś inny sposób dotrzeć do czarodziejskiego Londynu, ale... nie bardzo miał pomysł, jak inaczej mógłby to zrobić. Jedyny inny sposób, jaki przychodził mu do głowy, to metro: ten mugolski środek transportu - jakaś kolejka jeżdżąca pod ziemią - ale nie był pewien, czy w tych warunkach by jeździło. No i - czy potrafiłby się w nim odnaleźć na tyle, żeby dojechać choćby w okolice Pokątnej.

- Już! - ponaglił kobietę widząc, że dym już opanował praktycznie całe pomieszczenie. Co dziwne, ogień nadal się tu nie wdarł, ale ten dym był potworny - tym bardziej koszmarny musiał być dla kogoś, kto musiał oddychać.

Czarownica kiwnęła głową, postarała na chwilę opanować kaszel i rzeczywiście teleportowała się z trzymającym się go mocno Dacre. Z pewnością nie była to łatwa teleportacja - wampir czuł się po niej znacznie gorzej, niż zwykle i bolała go skóra, jakby choćby jej niewielkie cząsteczki, być może kilka komórek, jednak pozostało w miejscu, z którego właśnie się uwolnili. Bo nie można powiedzieć, że się uratowali - trafili w równie wielki pożar, tylko tym razem płomienie w niektórych miejscach miewały różne barwy, gdy płonęły eliksiry i odczynniki, gdy płonęła magia.

Widząc to wszystko, jego niedawna klientka zemdlała, wisząc teraz bezwładnie w jego ramionach.

- Och, kurwa żesz mać - zaklął pod nosem, trzymając ją i nie bardzo wiedząc, co z tym fantem począć. Rozejrzał się wokół: tu sytuacja wyglądała podobnie, jak w mugolskiej części, z tą różnicą, że tu wszyscy, którzy potrafili wyczarować wodę, próbowali gasić swój dobytek. Czarodzieje mieli o tyle łatwiej, że sami mieli możliwość ratowania się, w przeciwieństwie do mugoli. Choćby w tym było widać jednak wyższość czarodziei nad tamtą zgrają. Postaw tamtych w sytuacji naprawdę poważnego zagrożenia, a stają się zupełnie bezbronni.

Tak czy inaczej - coś trzeba było zrobić z panią klientką.

- Proszę pani? - Dacre poklepał ją po policzku, położywszy na chodniku, próbując obudzić, ale to nie zadziałało, w związku z czym wampir wyciągnął z kieszeni kilka niewielkich buteleczek, wśród których miał akurat eliksir o bardzo mocnym zapachu, który - według niego - mógł teraz podziałać jak sole trzeźwiące - i podziałał, bo niedługo po tym, jak podstawił kobiecie fiolkę pod nos, ta otrzeźwiała i popatrzyła na niego półprzytomnie - Jesteśmy na Pokątnej - poinformował ją Dacre - Teleportowała nas pani. Udało się, z lepszym bądź gorszym skutkiem. Czy wszystko w porządku?

Tutaj dym był niemal równie mocno gryzący, jak w salonie, ale tu przynajmniej miał ujście, dzięki czemu nie był aż tak zjadliwy.

- Czy wszystko w porządku? - powtórzył, a kobieta pokiwała głową i rozejrzała się nieprzytomnie, ewidentnie próbując zorientować się w sytuacji - Nie wiem, jak mam pani pomóc, co zrobić, żeby była pani bezpieczna. Co zrobić?

Klientka odpowiedziała, że najlepiej, to będzie zostawić ją w spokoju, a ona już będzie wiedziała, co ze sobą począć. Dacre jeszcze przez chwilę próbował z nią dyskutować, ale ostatecznie odpuścił, skoro sama mówiła, że chce zostać sama i że nie trzeba jej więcej pomagać ponad to, co już zostało zrobione, że ona sama też chciała się dostać na Pokątną, więc wszystko w porządku, mogą się rozejść. W takim razie wampir ją zostawił, samemu starając się dotrzeć do Ozzy'ego.


Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Dacre Black (1791)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa