28.09.2025, 18:46 ✶
Miles była w czarnej kociej dupie obecnie. Nawet była tam taka karta, kociej dupy, tylko z pucharami zamiast denarów. Chłopcy dwoili się i troili żeby rozpoznać karty, to było miłe. Nie musieli tego robić. Mogli je wyjebać i uznać to za dziecinadę. Liszek nawet zapytał ją jako ekspertki co znaczą. To było w chuj miłe.
Otworzyła okno. Bez słowa wylazła na dach.
Zapaliła.
Był jej lepiej.
– Śmierć to drastyczna zmiana, a nie że zgon. Miejmy nadzieję, że ta zamiana dotyczy tego, że Tomuś przestanie w końcu pierdolić kocopoły– powiedziała leżąc na nierównych dachówkach i patrząc na rozgwieżdżone niebo. Dym w płucach, dym poza płucami. Przyjemne odrętwienie, gdy whisky rozchodziła się po żyłach okadzana teraz dodatkowo tanim skrętem.
– A dziewięć denarów, to że będzie Ci zajebiście. Masz wokół siebie przyjazne otoczenie i masz korzystać zamiast bez sensu się pałować i rozważać, czy ma prawo Ci być miło. – To i tak nie było tak, że to się spełni. To były kartoniki wyciągnięte z talii na ślepo. Tarto nie działał w ten sposób, że se ciągniesz cokolwiek i pach od razu przyszłość. Tak samo z tym paziem nie miała przecież co się przejmować, prawda?
Zakochanie się
To totalnie nie wchodziło w grę. Zakochiwała się super duper rzadko i to zawsze kończyło się przechujowo. Królewsko jebitnie chujowo. Dla niej. Dla innych. Dla całego kurwa świata.
Na szczęście już jej nie mdliło. Leżała na dachu i było super. Wczesno jesienne niebo.
– A wiecie, chciałabym Pegaza dać Liszkowi, bo jest kurwa Prewettem, Tomuś mógłby mieć Ryby, bo Figgowie pewnie wpierdalają je bez połykania jak ich futrzaki, a sobie bym wzięła upartego w ciul Barana. Wszystkie obok siebie, łatwo znaleźć. – Ryby były na granicy horyzontu, a Miles próbowała nie myśleć, o pograniczu na które wkroczył Thomas przed tygodniem. – Ten Pegaz pasuje do dziewiątki denarów. Wielkie bydle. – To nie jest tak, że ignorowała ich rozmowę, że ignorowała żarty Thomasa i to jak miło i ciepło jej się na sercu robiło, kiedy spędzali ten czas we troje. Że wchodząc z Liszkiem do pokoju, miała takie poczucie jakby wchodziła do gniazda, w którym nie tylko nic jej nie grozi, ale nie potrzeba wiele więcej do tego, żeby być szczęśliwym.
Szczęście
Co to kurwa znaczyło? Zaciągnęła się i przymknęła na moment powieki obracając między palcami ukryty w bibułce filtr. Nie mogła się pozbyć fatalistycznego poczucia, że lada moment wszystko się spierdoli, no może nie ona z dachu, ale cała reszta. Może powinna zacząć w końcu myślec?
Może właśnie nie powinna próbować, skoro nie miała w tym najlepszej wprawy?
Otworzyła okno. Bez słowa wylazła na dach.
Zapaliła.
Był jej lepiej.
– Śmierć to drastyczna zmiana, a nie że zgon. Miejmy nadzieję, że ta zamiana dotyczy tego, że Tomuś przestanie w końcu pierdolić kocopoły– powiedziała leżąc na nierównych dachówkach i patrząc na rozgwieżdżone niebo. Dym w płucach, dym poza płucami. Przyjemne odrętwienie, gdy whisky rozchodziła się po żyłach okadzana teraz dodatkowo tanim skrętem.
– A dziewięć denarów, to że będzie Ci zajebiście. Masz wokół siebie przyjazne otoczenie i masz korzystać zamiast bez sensu się pałować i rozważać, czy ma prawo Ci być miło. – To i tak nie było tak, że to się spełni. To były kartoniki wyciągnięte z talii na ślepo. Tarto nie działał w ten sposób, że se ciągniesz cokolwiek i pach od razu przyszłość. Tak samo z tym paziem nie miała przecież co się przejmować, prawda?
Zakochanie się
To totalnie nie wchodziło w grę. Zakochiwała się super duper rzadko i to zawsze kończyło się przechujowo. Królewsko jebitnie chujowo. Dla niej. Dla innych. Dla całego kurwa świata.
Na szczęście już jej nie mdliło. Leżała na dachu i było super. Wczesno jesienne niebo.
– A wiecie, chciałabym Pegaza dać Liszkowi, bo jest kurwa Prewettem, Tomuś mógłby mieć Ryby, bo Figgowie pewnie wpierdalają je bez połykania jak ich futrzaki, a sobie bym wzięła upartego w ciul Barana. Wszystkie obok siebie, łatwo znaleźć. – Ryby były na granicy horyzontu, a Miles próbowała nie myśleć, o pograniczu na które wkroczył Thomas przed tygodniem. – Ten Pegaz pasuje do dziewiątki denarów. Wielkie bydle. – To nie jest tak, że ignorowała ich rozmowę, że ignorowała żarty Thomasa i to jak miło i ciepło jej się na sercu robiło, kiedy spędzali ten czas we troje. Że wchodząc z Liszkiem do pokoju, miała takie poczucie jakby wchodziła do gniazda, w którym nie tylko nic jej nie grozi, ale nie potrzeba wiele więcej do tego, żeby być szczęśliwym.
Szczęście
Co to kurwa znaczyło? Zaciągnęła się i przymknęła na moment powieki obracając między palcami ukryty w bibułce filtr. Nie mogła się pozbyć fatalistycznego poczucia, że lada moment wszystko się spierdoli, no może nie ona z dachu, ale cała reszta. Może powinna zacząć w końcu myślec?
Może właśnie nie powinna próbować, skoro nie miała w tym najlepszej wprawy?